Kurka, tak piszczałam, że ma być
Tabloid Junkie a tu nagle dopiero w piątek wieczorem znajduję czas, by wyskrobać parę zdań. Miała być kontynuacja postu życia, tudzież post życia odsłona druga, ale co tu pisać, jeśli prawie wszystko zostało już napisane?
Ja bym chciała pociągnąć wątek opisywany przez
anję i
@netę, mianowicie, że największym zagrożeniem nie są same tabloidy i pudelki, tylko tabloidyzacja mediów głównego nurtu i serwisów informacyjnych. To, co mówi Zbigniew Hołdys, to nie są puste słowa.
Najpierw cytaciki:
Gwiazdor pop niewinny, przynajmniej tym razem. (...) To nie był Michael Jackson sprzed kilku miesięcy. Na początku procesu w styczniu, przed sądem w Santa Maria gorąco i energicznie pozdrawiał swoich fanów. Wskoczył nawet na dach jednego z samochodów, wykonał efektowny taneczny obrót znany z dziesiątków teledysków.
W poniedziałek, po wysłuchaniu werdyktu, Jackson poruszając się jak ospała, pokryta białym pudrem mumia, podtrzymywany ze wszystkich stron przez ochroniarzy i krewnych, poszedł prosto do samochodu. Ktoś poruszył mu ręką, by wyglądało, że zamachał do fanów. Żadnego uśmiechu, ulgi, poza pudrem na kredowo białej twarzy nie widać było jakiejkolwiek emocji.
Skąd jest ten powyższy cytat? Pudelek? Plotek? Fakt? Nie, moi drodzy-
Gazeta Wyborczal
Chcecie jeszcze?
Kaem tu wspominał o starożytnym Rzymie, igrzyskach ku uciesze gawiedzi. To mnie się też coś ze starożytnym Rzymem skojarzyło. Bo to mianowicie rzymską sentencją jest
de mortuis aut bene aut nihil, czyli o zmarłych dobrze lub wcale. Śmierć Michaela Jacksona doskonale nam pokazała, że ta zasada już w przekazie medialnym nie obowiązuje. Praktycznie nigdzie. Pójdźmy znów do Gazety Wyborczej: artykuł
Jackson nie był biologicznym ojcem swoich dzieci? Wiecie gdzie ten"news" (w artykule jeszcze cytują bez żenady TMZ!) się ukazał? Nie, nie serwis plotek.pl podpięty pod gazeta.pl. To było w dziale Wiadomości--> Świat-->Stany Zjednoczone. Tak, tak. I to jest zgroza. Co z tego, że ktoś tam w komentarzach pod spodem pisze, że eksżona wydała poprzez prawniczkę dementi i prosi o uszanowanie pamięci byłego męża i swojej rodziny. Pies z kulawą nogą się tym nie interesuje a co dopiero dziennikarz. Dementi to nie jest wszak żaden news. I ta sama Gazeta Wyborcza (całkiem słusznie moim zdaniem) od dobrego czasu broni praw do in vitro, do rodzicielstwa, zwraca uwagę na potrzeby i dramat niepłodnych par, alarmuje o stygmatyzowaniu przez niektóre media rodzin, które skorzystały z tej metody, wkurza się za to na Kościół, żąda prawa do prywatności dla tych ludzi, a nie wytykania palcami. Ale konkretnej rodziny, w tym przypadku rodziny Michaela Jacksona, te piękne wzniosłe słowa już nie dotyczą. Można napisać wszystko, bo papier wszystko zniesie, a ekran monitora zniesie jeszcze więcej. Pal licho, czy to są dzieci biologiczne, czy nie, czy to jest nasza sprawa? Jak słusznie zauważają publicyści GW, to jest sprawa konkretnych ludzi którzy podejmują sobie jakąś tam decyzję, dlaczego więc Ci sami redaktorzy nie potrafią tej zasady zastosować w tym przypadku? Bo tamci, którym obrabiają tyłek to są daleko w Ameryce, polskiego nie znają i główny bohater już nie przemówi? Kopanie (dosłownie) leżącego jest takie łatwiutkie.
Niech nie będzie jednak, że ja się zżymam li tylko na lewicowa Wyborczą. Po prawej stronie działy się chyba jeszcze gorsze rzeczy. Tam miłosierdzia wiele, ale tylko dla tych, którzy myślą tak jak my i są spod "naszego" krzyża. No chyba się nie spodziewamy, że katoliccy, prawicowi publicyści będą mieć jakąkolwiek chrześcijańską litość w stosunku do Jacksona, nawet nieżywego?
Na początek zobaczmy, jaki
felieton popełnił szanowny redaktor Rafał Ziemkiewicz. Tekst ukazał się również w papierowym wydaniu Gazety Polskiej w lipcu 2009. Dla przypomnienia- cesarz Heliogabal, do którego redaktorzyna porównuje MJ'a, słynął podobno z różnych orgii, choroby psychicznej, transseksualizmu, seksoholizmu, no był klasycznym przykładem upadku Rzymu. Szanowny dziennikarz idzie jeszcze dalej, zamieszczając opis rzekomych zachowań Michaela w stosunku do jego własnych dzieci, a to info przebija wręcz rewelacje z Pudelka. I konkluzja, to, co rozłożyło mnie na łopatki totalnie: teza, że
dla dzieci Michaela to dobrze, że on umarł, że teraz, jak ten potwór (ich ojciec-nie ojciec) odszedł, będzie im lepiej. A Pan redaktor obok tego ohydnego tekstu ma swoje zdjęcie- jak to wznosi toast na dwie ręce. Zdjęcie cudownie łączy się z tekstem. Wypijmy za to, że współczesny Heliogabal idzie do piachu.
Nie zaskoczył mnie również czołowy publicysta katolicki pan Tomasz Terlikowski. Na swoim ówczesnym
blogu we Wprost dokładnie opisywał, jakie grzechy współczesnej zachodniej cywilizacji uosabiał Michael Jackson, by na koniec skonkludować, iż "
zamiast rozpaczać po jego śmierci, warto więc zająć się ostatecznym uśmierceniem jego w nas.".
Patrząc na to wszystko, zastanawiam się czasem nad jakże popularnymi, często powtarzanymi dziś słowami, najczęściej przez Kościół katolicki i konserwatywnych dziennikarzy, że media niszczą rodzinę. I wiecie co? ja się z tym zgadzam. Niszczą. Ale niekoniecznie poprzez pisanie o aborcji, in vitro czy homoseksualnych małżeństwach. Media nie niszczą żadnej abstrakcyjnej rodziny, polskiej, katolickiej, tradycyjnej, europejskiej, o judeo-chrześcijańskich korzeniach, czy jakiej tam. Media niszczą konkretne rodziny i konkretnych ludzi, każdego dnia. I my codziennie na to patrzymy. Czasem nawet jeśli nie chcemy, jesteśmy zmuszeni to oglądać. Nie tylko MJ jest przykładem. Popatrzmy sobie na te wszystkie przypadki epatowania sensacją, świadomego krzywdzenia ludzi, którzy gdzieś tam zbłądzili, ale teraz pastwi się nad nimi cały świat. Dość przypomnieć to, jak prasa interesowała się księżną Dianą, to, że Monika Lewinsky miała po aferze rozporkowej swój talk show w telewizji, to, że kochanki Tigera Woodsa błagano o wywiady płacąc im krocie, to, że w dzień po zdobyciu Oskara przez Sandrę Bullock prasa opublikowała wywiad z kochanką jej męża. Czy gdzieś jest jeszcze w mediach jakaś etyka? Ludzie błądzą i będą błądzić, tak będzie zawsze.
Dla mnie osobiście nie jest wcale takie straszne to, że jakieś kochanki Woodsa chodziły do łózka z żonatym, że stażystka Lewinsky wplątała się w romans z prezydentem, że paskudnie wytatuowana nazistowska modelka sypiała z mężem znanej aktorki. To ludzkie, tak w życiu bywa, takie rzeczy można naprawić, można naprawić małżeństwo po zdradzie, jeśli się tego chce, można próbować. Można żałować, że się sypiało z mężem innej kobiety. Straszne jest to, że takie osoby zyskują dziś status gwiazd, że im się płaci, że one są "na topie". Że łażą, paplają o tym i na to jest społeczne przyzwolenie. I co wtedy boli bardziej- zdrada męża czy żony czy publiczne upokorzenie? Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, co czuła Hillary Clinton, gdy media trąbiły o zlicytowaniu na aukcji sukienki Lewinsky, gdzie były plamy po spermie jej męża? Albo co czuła żona Woodsa czy Sandra Bullock, dowiadując się JAK DOKŁADNIE jej mąż to robił innym? A może chcielibyśmy być rodziną Polańskiego albo Samanthy Geimer, wtedy, kiedy media od Paryża po Tokio opisywały "jak szczytował w jej odbycie (Protokoły z zeznań, tylko u nas!!!)"?
I tu znów dochodzimy do tego, co pisała
@neta przy okazji pamiętnej dyskusji o YANA, że w naszym życiu standardowej pani Basi z poczty nieźle namieszać potrafi wredna teściowa, a co mają zrobić ludzie ze świecznika, którzy tak często mają przeciwko sobie i swojej rodzinie cały świat?
Bo to jest generalnie dzisiaj chyba sednem całej sprawy. Tak jak pisaliście, czytając plotki, pudelki, tabloidy, czytając przemycane gdzieś do mainstreamowej prasy tabloidalne newsy, mamy poczuć się lepiej. Do kogo jest to wszystko skierowane? I do kogo skierowana jest telewizja, która ogłupia chyba najbardziej? Do człowieka inteligentnego, rozsądnego, z pasją, poszukującego? Nie, to jest skierowane do bezrobotnego, takiego z piwem w ręce i na zasiłku, zazdrosnego, zawistnego, że innym się w życiu udało a jemu nie, on jest targetem mediów. Bo on nie ma wżyciu nic lub niewiele, ale media dają mu ta namiastkę luksusu, że przez chwilę może się poczuć lepszy do tego wybielonego Murzyna Jacksona, pedofila z odpadającą twarzą. Ale nie tylko bezrobotny pan Edek albo pani Ela z kiosku, namiętnie czytający Fakt, muzą się poczuć lepiej. Także "yntelygent z warszafki" potrzebuje się czasem poczuć lepiej, więc kupuje GW albo włącza TVN24 i nasiąka tym całym barachłem, tymi gadającymi głowami, tymi rzekomymi wypowiedziami rzekomych ekspertów, dyskursem społeczno politycznym, gdzie nie rozmawia się konkretnie o sprawie, tylko komentuje, co ktoś inny powiedział, bo z kolei jeszcze ktoś inny powiedział, że... I nieważne kim się, jest, czasem tak miło było popatrzeć na "upadek" Michaela Jacksona, co niby tyle w życiu osiągnął, ale ostateczne był nikim. Właśnie, na takie komentarze bardzo często trafiałam po śmierci Michaela- "genialny jako artysta, zero jako człowiek". Bo ludzie to wiedzą. Oni z nim wódkę pili. Im się zwierzał. Jego żona wypłakiwała im się na ramieniu. Pojechali z nim w Tatry, przeszli z nim Orlą Perć i okazało się, że w kryzysowych sytuacjach był tchórzliwą ciotą. Oni to wiedzą- był śmieciem.
I jako że ja mam tu taką swoją tradycję, że od czasu do czasu muszę walnąć biblijna przypowieścią jako puentą czy podsumowaniem, to proszę bardzo, będzie:
I powiedział także do tych, którzy pokładali ufność w sobie samych, że są
usprawiedliwieni, a innych lekceważyli, to podobieństwo: Dwóch ludzi weszło do świątyni, aby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak się w duchu modlił: Boże, dziękuję ci, że nie jestem jak inni ludzie, rabusie, oszuści, cudzołożnicy albo też jak ten oto celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę z całego mego dorobku. A celnik stanął z daleka i nie śmiał nawet oczu podnieść ku niebu, lecz bił się w pierś swoją, mówiąc: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu. Powiadam wam: Ten poszedł usprawiedliwiony do domu swego, tamten zaś nie; bo każdy, kto siebie wywyższa, będzie poniżony, a
kto się poniża, będzie wywyższony. (Łuk 18, 9-14)
Nie chcę zabijać w sobie Michaela Jacksona. Ale muszę pamiętać, by codziennie zabijać w sobie Terlikowskiego, Ziemkiewicza i pełnych szacunku do ludzkości, ale nie do konkretnego człowieka dziennikarzy Wyborczej i innych im podobnych.