SLASH* Guns N' Roses *Velvet Revolver

Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

HISTORIA GUNS N' ROSES ROZDZIAŁ VIII
The Most Dangerous Band in the World - written by Mick Wall

STYCZEŃ 1990 - WYWIAD Z AXL'em ROSE (część 1 / 4)

ObrazekObrazek

Długo musiałem czekać na wywiad z Axlem. I tak jak to bywa z najlepszymi lub najgorszymi rzeczami w tym życiu, kiedy raz przychodzą, masz je jak w banku. Od czasu poznania się w Manchesterze przed dwoma laty zderzyliśmy się z sobą dwa lub trzy razy: raz za sceną w Donington w 1988 roku, a ostatnio, chyba dwukrotnie, w klubie Cathouse w Los Angeles. Axl jednak zawsze zachowywał się w stosunku do mnie z dystansem i nigdy podczas rozmowy nie patrzył mi w oczy. Ja ze swej strony nigdy nie nalegałem na spotkanie, bo byłoby to bezcelowe. Axl zresztą wiedział o mnie wszystko - któregoś wieczoru w Cathouse napomknął nawet, iż z przyjemnością przeczytał w "Kerrang!", jak to ujął, "nieustające przygody Slasha", które napisałem na podstawie przeprowadzonych z nim wywiadów. Pomyślałem wtedy, że kiedy zechce ze mną porozmawiać - jeśli w ogóle zechce - będzie wiedział, gdzie mnie znaleźć.
Zechciał. Była to moja ostatnia noc w Los Angeles - kilka dni po rozmowie z Duffem. Następnego dnia zamierzałem odlecieć do Londynu. Byłem po kolacji, podczas której wypiłem akurat tyle czerwonego wina, by dobrze wyspać się, zanim rano ruszę na lotnisko. Zegar przy łóżku wskazywał dwudziestą trzecią trzydzieści. Zacząłem liczyć barany. Trudno wyobrazić sobie bardziej niewłaściwy moment na telefon. Dzwonił Axl. Trzeba przyznać, że - cokolwiek myśląc o W. Axlu Rose - ten facet ma niesamowite wyczucie czasu...
Wyraźnie zalewała go krew. Dzięki Bogu, nie w tak spektakularny sposób, do którego wszyscy zdążyli się przyzwyczaić, kiedy ciska szkalankami, czy demoluje mieszkanie. Było jednak oczywiste, że coś go ugryzło i to coś chciał za wszelką cenę rozkwasić. Co z tego, że była prawie północ i miałem rano samolot! Dlaczego nie miałbym przyjechać zaraz i nie nagrać tego, co on ma do powiedzenia? Zresztą sen jest dla frajerów. No więc, co ty na to? Nie zdjąłem jeszcze nawet kurtki.

Axl mieszka w małym apartamencie w strzeżonym przez ochroniarzy niewielkim bloku w Zachodnim Hollywood, oddalonym ledwie o kilka minut jazdy samochodem od domu przyjaciół, u których się zatrzymałem. Przywitał mnie w drzwiach - ubrany był skromnie: w spłowiałe dżinsy i szarą luźną podkoszulkę z podwiniętymi rękawami, ukazującymi chude, mocno wytatuowane przedramiona. Na obu przegubach miał dosłownie setki srebrnych bransolet, które głośno brzęczały przy każdym poruszeniu rąk, a wymachiwał nimi często, wypunktowując z furią każdą swoją kwestię.


Zmarszczone brwi zapowiadały burzę:

"Nie mogę uwierzyć w to gówno, które przed chwilą przeczytałem w Kerrang!" - wraknął. W uniesionej dłoni trzymał egzemplarz pisma otwarty na stronie, gdzie zamieszczony był najświeższy wywiad z Motley Cure." Dziennikarz pyta tu Vince'a Neila, dlaczego uderzył Izzy'ego za kulisami podczas uroczystości rozdania nagród przez MTV za ubiegły rok". Zaczął czytać głosem nabrzmiałym sarkazmem: "Vince odpowiada: "Po prostu strzeliłem tego kutasa w pysk i złamałem mu nos! Każdy, kto podnosi rękę na kobietę, zasługuje, aby skopać mu dupę. Izzy oberwał za to, że przed rokiem uderzył moją żonę". Wiesz to jest kupa gówna - zionął wściekłością. - Izzy nigdy nawet nie tknął tej c****. Jeśli ktoś się kogoś w ogóle czepiał, to właśnie ona przyczepiła się do Izzy'ego podczas nieobecności Vince'a. Ale Izzy ani razu nie dał się sprowokować. O to więc w tym wszystkim chodzi"

Axl mówił o incydencie, który zdarzył się kilka tygodni temu w Los Angeles podczas dorocznego rozdania nagród przez MTV za rok 1989. Izzy i Axl opuszczali właśnie scenę po wspólnym jamie z Tomem Pettym przed kamerami, kiedy krążący w okolicy wokalista Motley Cure nagle wyłonił się z panującego na tyłach sceny zmroku i pięścią uderzył Izzy'ego w twarz.
"Nienawidzę tego, że muszę poświęcić Vince'owi Neilowi czy Motley Cure choćby trochę uwagi. Ale za to, że on chodzi i opowiada takie bzdury, mam po prostu ochotę wyzwać go na walkę. W moich oczach jest on kłamcą i mięczakiem. Jeśli chce to jakoś załatwić - jestem do dyspozycji. Gdziekolwiek zechce. Niech wyznaczy miejsce. Przyprowadź ze sobą kogo chcesz. Mnie to nie robi różnicy..."

(Axl w clipie Welcome To The Jungle)
ObrazekObrazek

Widać było, że jest tą sprawą mocno podminowany.
"Sam już naprawdę nie wiem. Właściwie to jestem spokojny", powiedział, chociaż jego zachowanie wskazywało na coś zupełnie przeciwnego. "Postawmy sprawę tak: kiedykolwiek będziesz się chciał ze mną spotkać, człowieku, ja jestem za. Uważam, że to może być nawet zabawne - wyszczerzył zęby. - W ten sposób, z prawnego punktu widzenia i w ogóle, ujdzie mi to w gruncie rzeczy na sucho. Nawet jeśli będzie rozróba na całego, to i tak jakoś się z tego wywinę". Jego twarzyczka rozpromieniła się na samą myśl. "Z drugiej strony, nie jestem pewien, czy powinienem uderzyć faceta o plastikowej twarzy - jeszcze mu się wgniecie..." - zakończył.

Axl siedział zwrócony plecami do okna balkonowego - a właściwie ściany ze szkła bez zasłon - a ponad jego głową, niczym w jakimś ogrodzie pełnym robaczków świętojańskich, migotały światła wielkiego miasta. Siedziałem naprzeciwko - rozdzielał nas wyraźnie imponujący szklany stolik do kawy w stylu art-deco.
"To już mój trzeci" - powiedział, z czułością przeciągnąwszy ręką po blacie.

A co się stało z dwoma poprzednimi? - zapytałem uprzejmie.
"Wkurzyłem się na coś i rozwaliłem je" - odpowiedział obojętnie.

Po prostu Axl, zagrożenie dla otoczenia i spec od demolki, tworzył image, któremu hiperaktywny frontman z zespołu Guns N'Roses bez trudu potrafił sprostać. Na scenie był płonącą głownią. Podczas wywiadów zaś bywał równie nieobliczalny. Niemniej jednak wyróżniał się elokwencją i zdawał sobie z tego sprawę. Cwana gapa. A mimo to przejmowały go te same proste pragnienia, z którymi wysiadł z autobusu siedem lat temu, gdy po raz pierwszy zawitał w Los Angeles. Nadal cieszyły go najzwyklejsze rzeczy, ale prawdziwego dreszczu emocji dostarczało mu to, co najpaskudniejsze. Cechowało go poczucie humoru wsioka, które zostało sprzęgnięte z rezonem zdrowego rozsądku; zahartowanego życiowo chłopaka z miasta. Mówiąc dokładnie, miał jedno wielkie negatywne nastawienie do tego świata.
"Mam taką małą psychopiłkę. Używam jej w takich właśnie momentach" - jego głos wydobywał się jakby z głębi studni. "Gdzież ona się podziała?" Po chwili ze stosu pustych puszek po coca-coli, paczek papierosów, pism i popielniczek, które zaśmiecały stolik, wydobył to, czego szukał - małą, wyglądającą na całkiem niegroźną gumową piłeczkę. Kiedy ją ścisnął, przerażający świszczący skrzek wypełnił pokój. Axl od razu się odprężył. "Przeznaczona jest do rozładowywania napięcia..." Ponownie ją ścisnął - znowu rozległo się długie, szarpiące nerwy wycie. "Cały czas jej używam. Miałem kiedyś podobną, ale była to pierdzipiłeczka" - wyjaśnił.

W tym momencie opowiedział nieprawdopodobną historię o swoim przyjacielu, wspólniku w przestępstwach i autorze piosenek, Wesie Arkeenie, który po pijanemu za pomocą tej pierdzącej piłeczki prowokował zadymy w hollywoodzkim barze Mayflower.
"Wes bardzo dużo pije. Wtedy upijał się codziennie. Wyrzucano go z każdego baru i zabraniano wstępu częściej niż komukolwiek innemu w historii barów hollywoodzkich. Nie zapominaj, na przykład, że taki Nick Nolte czy inni aktorzy biesiadowali tam od lat i jakoś sobie z nimi radzono. Więc personel Mayflower miał już niezłą praktykę. Ale Wes chlał tam od rana - od śniadania do kolacji. Często też zachodził tam o wpół do czwartej nad ranem i marudził, żeby otworzyli bar, bo miał ochotę wypić drinka - uśmiechnął się jak pobłażliwa matka. "Mówię ci, na widok faceta dostawali szczękościsku. Tak więc któregoś razu idzie na dół do tego baru z tą pierdzipiłeczką i jest kompletnie skacowany. Siada obok takiego starszego małżeństwa i cały czas bawi się tą piłeczką". Po raz kolejny zademonstrował, jak działa ta zabawka, i przeszywające wycie przecięło powietrze. "Zaczyna nagle robić takie dziwne miny i wachlować się z tyłu, tak jakby dopiero co pierdnął, po czym mówi: Och... co to było?" Na to odzywają się ci ludzie: "Jesteś obrzydliwy!", i siadają trochę dalej.
No dobra, któregoś razu dostaję telefon od Seana Penna, to znaczy z jego agencji - od ludzi, którzy dla niego pracują - zapraszający mnie na premierowy pokaz jego najnowszego filmu, Ofiary wojny. Jeśli chcę, mogę zabrać ze sobą Wesa. No więc Wes zjawia się kompletnie skacowany. Ciągnę go więc najpierw pod prysznic, pomagam ubrać się, a następnie zjeżdżamy do holu. Tam już czeka takie starsze małżeństwo. Podchodzi do nas jakaś kobieta, przedstawia się i mówi: "A oto rodzice Seana Penna. Oni jadą razem z nami" Ja na to mówię: Cześć, nazywam się Axl, a to jest Wes... A oni: "0ch, nie! Ty jesteś tym facetem z baru!" - zaczął się śmiać i po raz pierwszy spojrzał mi w oczy. "Wiesz, to byli rodzice Seana Penna... To było ekstra.
Potem lokowaliśmy się w tyle mikrobusu i usiedliśmy na małych składanych siedzeniach. Ktoś jednak ciągle wstrzymywał nasz odjazd a nam zależało, żeby jak najszybciej stamtąd urwać się - zanim przyjadą ludzie, którzy mieli przyjść do mojego pokoju. No i nagle oni pojawili się, a my: 0ch, kurwa... Zaraz potem powiedziałem: 0ch przepraszam..., a w tym momencie odwraca się ojciec Seana Penna i mówi: "Posłuchaj, do diabła. Nigdy więcej, kurwa, nie mów tak rozumiesz?" Potem odwraca się i zaczyna się śmiać, bo sam przed chwilą rzucił we mnie mięsem". Zaśmiał się. "Pomyślałem sobie, że to jest wspaniałe. Ci ludzie byli ekstra..."

ObrazekObrazek

Rozmowa o Wesie nasunęła Axlowi jednak inne, bliższe w czasie i bardziej bolesne wspomnienie o tym, w jaki sposób Wes doznał złamania nosa w trakcie bójki w pewnym barze podczas świąt Bożego Narodzenia.
"Wes poszedł zupełnie pijany do jakiegoś baru czy też sklepu z alkoholem i jakiś facet powiedział mu coś na ten temat prosto w oczy. Wes coś mu odpowiedział i ten gość rąbnął go w nos butelką z piwem". Axl rozglądał się po ścianach przez chwilę. "To wszystko jest jakieś, kurwa, nierealne, nie?" Znowu zamilkł i zaczął się bawić pilotem, przełączając kanały. Wpatrywał się w następujące po sobie nieme obrazki, jak w scenie z clipu Welcome to the Jungle, lecz bez tej bufonowatej fryzury i z pogardliwym uśmiechem na twarzy.

Wspomniałem o ostatniej "gorącej plotce", często powtarzanej w brytyjskiej prasie rynsztokowej, według której podobno mają się reaktywować The Sex Pistols, a Axl ma zająć miejsce przy mikrofonie, niegdyś zarezerwowane dla Johnny'ego Rottena (po matce Lydona)
Axl najwyraźniej nie chciał wgłębiać się w ten temat. "Po prostu trochę graliśmy ze Steve Jonesem i to wszystko. Czasem wpada on do Slasha, rozmawiamy ze sobą przez telefon. Wszyscy traktujemy go trochę tak jak przyjaciela domu. Natomiast Slasha rzeczywiście rajcują partie gitarowe z płyty Steve'a Jonesa. Mnie z kolei podoba się wiele jego kawałków. Razem zresztą nagraliśmy jeden utwór The Sex Pistols, You No Wrong. Poza tym, jak trafia się okazja, dołączamy do niego na scenie i wspólnie improwizujemy. Wiesz, przespałem jego sylwestrowy występ, a miałem z nim zagrać trzy kawałki. Nie spałem przez jakieś trzy noce, ale teraz jest mi z tego powodu naprawdę przykro. Zdecydowanie jestem teraz dłużnikiem Steve'a.
A facet jest tępiony, człowieku - kontynuował i uśmiechnął się smutno. - Grał w Palace (Theatre, w Hollywood) i nagle kurtyna poszła w dół, kiedy Slash i ja instalowaliśmy się z boku sceny i przygotowywaliśmy się do zagrania bisów. Oni zeszli ze sceny i po chwili wszyscy razem mieliśmy wrócić. Ale taki facet opuścił kurtynę i powiedział maszyniście, że tak ma być. No bo nie chciał, aby koncert trwał dalej. Więc chwyciłem go - byłem ze Steve'em Jonesem i innymi - otóż chwyciłem go, a on na to: "Nie podoba mi się twoja ręka na moim ramieniu". A ja: Gówno mnie to obchodzi, czy ci się to podoba, czy nie. Odsłoń kurtynę, bo w przeciwnym razie wyjdę przed ludzi i zacznę rozróbę! Ale zestaw perkusyjny był już rozmontowany i mikrofony rozłączone, a to oznacza, że jest już po wszystkim. Tak właśnie było... Przejebane.
Innym razem (w Palace kilka tygodni wcześniej), mieliśmy grać Suffragette City z Mickiem Ronsonem i Ianem Hunterem - Steve Jones, Slash i ja. Ale w ostatniej chwili Steve stwierdził, że nie ma na to ochoty, więc wyszedłem tylko ze Slashem. Zagraliśmy z Ianem i Mickiem White Light/White Heat. Nie znałem w ogóle tego kawałka, ale nauczyliśmy się go szybko przed wyjściem na scenę. W każdym razie, chodziłem cały czas za Ianem i mruczałem: O, ho, White light, la, la, la... To było, kurwa, ekstra..."

Nagle Axl pociemniał na twarzy, gdy myślami znowu zaczął dryfować do sprawy z Vince'em Neilem. Ale chyba naprawdę nie wierzył w to, że Vince odpowie na jego wyzwanie i będzie chciał się z nim bić.
"Nie mam pojęcia, co on zrobi" - mruknął ponuro. - "Może poczeka, aż któregoś wieczoru upiję się w Troubadour, zadzwonię do niego, a on przyjdzie i uderzy mnie butelką od piwa. Ale nie zależy mi na tym. No dalej, uderz mnie tą butelką, ty frajerze! Możesz robić, co chcesz, ale ja i tak cię wyprowadzę na świeże... Gówno mnie obchodzi, co on zrobi. I tak go wezmę na rozmowę, chyba że wcześniej wynajmie snajpera, aby mnie zastrzelił - chyba że dopadnie mnie, zanim się zorientuję".

A jeśli Vince zechce go przeprosić? |
"To byłoby radykalne rozwiązanie! Osobiście jednak uważam, że brak mu do tego jaj. Sądzę nawet, że brak mu jaj, żeby przyznać, iż łże jak pies. Ale gdyby to zrobił, byłoby ekstra. Nie musiałbym dalej być takim zażartym kutasem".

Podobno - powiedziałem - David Bowie przeprosił go za to, co kilka miesięcy temu powiedział podczas sprzeczki (szeroko zresztą nagłośnionej) na planie filmowym w czasie kręcenia video clipu przez Guns N'Roses. Historia była następująca: Axl wkurzył się na starzejącego się supergwiazdora za to, że ten zanadto ostentacyjnie przystawiał się do jego dziewczyny, Erin. Bowie złożył nie zapowiedzianą wizytę Gunnersom, kiedy kręcili clip do - jak się później okazało - It's So Easy. W każdym razie Axl podobno nawet zamierzył się na Bowiego, ale skończyło się na tym, że wyrzucił go z planu filmowego...
"Bowie i ja mieliśmy sprzeczne opinie na ten temat - powiedział spokojnym głosem. - Ale poszliśmy na kolację do China Club, pogadaliśmy sobie i kiedy wychodziliśmy, powiedziałem: Chcę ci podziękować. Jesteś pierwszą osobą, która przeprosiła mnie za podobne zajście. No, rozumiesz chyba, że nie dążyłem do tego, aby podważyć jego godność czy szacunek, jakim się cieszył. Tak jak to na przykład ujął Rolling Stone, że niby nie mam szacunku dla ojca chrzestnego glam rocka, chociaż w tym czy innym video clipie nakładałem makijaż...

Wiesz, kiedy graliśmy przed Stonesami, Mick Jagger i Eric Clapton usiłowali przycisnąć mnie do muru. Mamy akurat próbę dźwięku, siedzę sobie na wzmacniaczu i nagle widzę ich obu przed sobą. Wiadomo jest, że Jagger jest raczej małomówny, nie? On prawie w ogóle nie odzywa się - wszystko traktuje strasznie poważnie. I nagle zwraca się do mnie tak" - Axl zaczął naśladować teatralny akcent cockneyowski a la Dick van Dyke: No co, biłeś się z Bowiem, co? Pośpiesznie opowiedziałem mu całą historię zajścia, a Jagger i Clapton dalej już tylko między sobą folgują sobie na temat Bowiego, wspominając różne zdarzenia sprzed lat. Mówią na przykład, że kiedy Bowie upije się, zmienia się w diabła z Bromley... Wiesz, ja cały czas siedzę tam, ale mnie w ogóle nie ma w tej rozmowie. Od czasu do czasu tylko jeden z nich pyta mnie o jakieś dalsze szczegóły tamtego zajścia i potem znowu we dwóch obrabiają Bowiego jak nakręceni. A ja tam siedziałem i szczęka mi opadła...

Ale Bowie naprawdę zachował się w porządku. No więc poszliśmy do tej restauracji - mieliśmy być tam we czwórkę: Slash, ja i Bowie ze swoją dziewczyną. Ja jednak przyprowadziłem Danny'ego, naszego starego kumpla, który kiedyś pracował z nami jako roadie i miał niesamowite przejścia z glinami. W każdym razie przez dwa lata nie mogliśmy go znaleźć. Danny był dla nas tym Naszym Danem, sporym kawałkiem naszego życia. No więc, w końcu znalazłem Danny'ego i jeszcze jednego faceta imieniem Eric, których nie widzieliśmy od dłuższego czasu, a z którymi często włóczyliśmy się razem ze Slashem. Przyprowadzam więc ich ze sobą. Potem zjawia się Izzy z Jimmym z Broken Homes. Przy stoliku jest tłoczno i wszyscy katują się winem i innymi trunkami.
Wtedy przychodzi Bowie, okrąża stół, kuca obok mnie i zaczyna gadać. Nagle ktoś potrącił stół, a mój łokieć omsknął się i lekko trafił go w policzek. On zaklął: "0, kurwa!", chwycił się za oko i skoczył na równe nogi. Cała restauracja zwraca się w naszą stronę. Od początku nie podobało im się, że ja i Slash tam jesteśmy, nie? Takie rzeczy zwykle nie zdarzają się już teraz, ale tam tak wyszło, bo było cicho, a na ścianach wisiały obrazy i takie tam różne rzeczy, jak w galerii sztuki.
Właściciele restauracji nie wiedzą, kim... tzn. nie to, że nie wiedzą, kim jestem, ale gówno ich to obchodzi. Nie obchodzi ich, że to jest Slash i Axl, tylko że wchodzimy w tych naszych skórzanych kurtkach i od razu się najeżają, nie?
No więc przy stole jest tłum i zaczyna być głośno. Ale ponieważ z nami jest Bowie, muszą to jakoś znosić, nie bardzo wiedząc, co robić z tym fantem. To było ekstra! Bowie podrywa się na równe nogi i klnie: "O kurwa!", a wszyscy na tej sali skręcają się i panie zasłaniają się pierdolonymi jadłospisami. A Bowie mówi: "Ja tylko żartuję! Ja tylko, kurwa, żartuję!" To było ekstra, naprawdę ekstra" - Axl znowu roześmiał się ochryple.
"Poszliśmy do China Club i Bowie wpadł na pomysł, żebym zrobił sobie z nim zdjęcia. Mówi do mnie: "Nie wiem, czy chcesz, ale..." Był naprawdę w porządku. Zaczęliśmy o tym rozmawiać i, mówię ci naprawdę nigdy w swoim życiu nie spotkałem nikogo na takim luzie i tak angażującego się we wszystko, a jednocześnie tak stukniętego i chorego. Spojrzałem na Slasha i mówię: Stary, jesteśmy po uszy w gównie. On na to: Dlaczego? A ja: Bo mam wiele wspólnego z tym facetem. Może sam jestem trochę chory, ale on to pierdolony czubek. Bowie siedzi tam, słucha i pęka ze śmiechu. Potem mówi: "Jedna strona mojej osobowości jest eksperymentalna, a druga pragnie robić coś dla ludzi. I NIE WIEM, KURWA, DLACZEGO! DLACZEGO JESTEM TAKI!" A ja tak sobie myślę w duchu: A więc przede mną jest jeszcze dwadzieścia lat tego? Ja już jestem taki jak on! Mam przed sobą następne dwadzieścia lat takiego życia! Stary, to było okrutne..."

ObrazekObrazek

Axl zaczął wspominać miniony rok. Mówił o "marnotrawieniu czasu na te wszystkie próby zebrania się do kupy" - podając jako szczególnie ponury przykład ich paranoiczną podróż do Chicago poprzedniego lata.
"Zaczęliśmy się tam ostro kłócić. Ja wpierdalałem się do muzyki Slasha i Duffa. Nasz grafik pracy był tak wrednie ułożony, że w rezultacie przychodziliśmy o różnych porach. Kiedy ja się pojawiałem, jakoś od razu szło tak: Dobra, chłopaki, robimy to, robimy tamto, teraz, Slash, zagramy jeden z twoich kawałków, a Steven ma zrobić to... Wtedy oni orzekli, że jestem dyktatorem i całkowicie samolubnym kutasem". Wyglądał jakby na lekko oszołomionego. "Ja po prostu, kurwa... Przecież płacono nam, stary! A nam wszystkim odbijała szajba.
Slash mówi: "Niczego nie udaje nam się zrobić". Na to ja: 0 co ci chodzi? Przecież nagraliśmy już sześć śladów do nowych kawałków i zrobiliśmy to wszystko w ciągu ledwie dwóch tygodni. A on na to: "Tak, ale już od miesiąca siedzę tu bezczynnie na dupie..." To było wtedy, kiedy jeździłem po kraju swoją ciężarówką, wiesz. No dobra, zabawimy się trochę! Chodź, postrzelamy sobie z pistoletu". Kolejny głęboki rechot.

Mówi się, że każda kapela, która osiągnęła sukces, musi mieć w swoim składzie dyktatora, choćby tylko po to, żeby od czasu do czasu kopnął każdego w tyłek i utrzymywał wszystko w ruchu. Czy to właśnie było jedną z ról, jaką Axl uważał, iż odgrywa w zespole Guns N'Roses? Właśnie rolę dyktatora?
"Słuchaj, po tym, jak pracowałem z Jaggerem, nie waż się mnie nazywać dyktatorem" - blady uśmiech pojawił się na jego ustach. Sam możesz pójść pracować dla Stonesów i przekonasz się na własnej dupie, co to znaczy..."

Czy Axl spędził trochę czasu z Jaggerem, poza tą jedną rozmową z Claptonem o Bowiem?
"Nie, tak naprawdę z nim nie przestawałem". Potrząsnął głową i zapalił papierosa. "Ten facet schodzi ze sceny i od razu siada do papierkowej roboty. Mówi..." Axl ponownie zaczął nadawać cockneyem a la Dick van Dyke: "Wybaczcie, ale muszę zająć się papierkową robotą..."

Sprawdza wykazy sprzedaży biletów?
"Wszystko! Absolutnie, kurwa, wszystko! Ten facet zajmuje się każdym najdrobniejszym szczegółem - począwszy od tego, ile dostaje chórek, aż po to, ile my musimy zapłacić za wynajęcie jakiejś części aparatury nagłaśniającej. On wszystko ma pod kontrolą. On i jego adwokat. I jeszcze kilku facetów z jego świty, z którymi przestaje. Ale w zasadzie on sam o wszystkim decyduje..."

A co z drugim "świetlistym bliźniakiem" - Keithem Richardsem? Axl powiedział, że zetknął się z nim raz, może dwa razy i tylko przelotnie.
"Rozmawialiśmy ze sobą, ale właściwie przede wszystkim przyglądałem się mu. Powiedziałem, że wybieram się na zakupy, bo pozazdrościłem mu najbardziej szpanerskiej kolekcji futer na świecie. To mu się strasznie spodobało. Pękał ze śmiechu. Spytałem się go, co sądzi o Billym Idolu, który podobno wkurzył się w związku z piosenką Rebel Yell. A Keith na to: "Podpierdolił mi ją z nocnego stolika". Moim zdaniem, to ekstra odpowiedź".

Osobiste zetknięcie się z dawnymi młodzieżowymi idolami może być jednak denerwującym przeżyciem, stwierdził Axl, wspominając cokolwiek napięte spotkanie z basistą The Who, Johnem Entwhistle'em.
"Ciągle czytałem o tym - na przykład w magazynie "Keyboard Player" - że Townshend wykorzystał encefalograficzny zapis fal mózgowych w partii na klawiszach w Baba O' Reilly. Przepuścił to przez komputer i otrzymał zapis partii na klawisze" - objaśnił mi, ignorując wyraz niedowierzania na mojej twarzy. "Zapytałem więc o to Entwhistle'a, a Entwhistle jest jakby kompletnie niekontaktowy, zamknięty w swoim własnym małym świecie. Odpowiada mi: "Fale mózgowe? Jakie, kurwa, fale mózgowe? Townshend nie ma żadnych cholernych fal mózgowych!" Uśmiechnął się. "Wyobrażasz sobie. A jednak Townshend jest geniuszem i John o tym wie, a to, co powiedział, powiedział z humorem. Ot, takie kumpelskie, przyjacielskie docinanie sobie nawzajem, jak to bywa w zespole. Wydawało mi się to na miejscu...
Potem zapytałem go o ten incydent, kiedy podobno strzelał do swoich złotych płyt. On na to mówi: "Powiem ci coś w tajemnicy, kolego. To były płyty Connie Francis, które podpierdoliłem. Nie sądzisz chyba, że strzelałbym do swoich własnych złotych płyt, no nie?" A ja, o kurcze, no... OK. Pomyślałem sobie, że mam już dość tego faceta, dłużej tego nie wytrzymam. Zaraz mi mózg eksploduje. Wszystko w nim, kurwa, buzowało, jakby za chwilę miał wystartować. Stał sztywny, wyprostowany i jakby czekał na sygnał do odpalenia".

********************************
c.d gadaniny Axla wkrótce tzn. w następnym poście jak zwykle.....

SLASH & AXL i po lewej trochę włosów DUFFa, a po prawej trochę włosów Steven'a Adlera :-)
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Ostatnio zmieniony pt, 02 gru 2005, 19:33 przez SUNrise, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

HISTORIA GUNS N' ROSES ROZDZIAŁ VIII
The Most Dangerous Band in the World - written by Mick Wall

STYCZEŃ 1990 - WYWIAD Z AXL'em ROSE (część 2 / 4)

ObrazekObrazekObrazek

Axl pociągnął następny łyk z puszki z colą i wrócił do opowieści z czasów koncertów z The Rolling Stones:
"Ron Wood sprawił, że znowu zeszli się do kupy - naprawdę usilnie nad tym pracował. Tak, ale to Mick (Jagger) wszystko cementuje. Biorąc pod uwagę brak subordynacji u tych facetów i liczbę ludzi naokoło, ktoś musi być generałem. I on nim jest. Musi być, bo w końcu, frontman... Przecież nie rezerwujesz sobie z góry tej fuchy. Nawet jej nie chcesz. Nie chcesz dyrygować kolegami z zespołu, z którymi przebywasz na co dzień, których podziwiasz. Ale ktoś to musi robić. I to nie może być gitarzysta, bo on nie jest facetem, który... On może się usunąć z widoku, zasłonić włosami twarz i stanąć z tyłu przy wzmacniaczach i skupić się tylko na swoich partiach gitarowych.
Natomiast frontman musi stale reagować na kontakt wzrokowy, gesty rąk i falowanie tłumu i kierować swoją energię do całej publiczności. Kiedy ktoś mi mówi, na przykład: W przyszłym roku będziecie mieli ogromne tournee po największych halach, przystojniaczku, ja mu odpowiadam: W porządku, tylko że problem w tym, iż ja już mogę grać na stadionach. I tak jest naprawdę. Mogę, kurwa, grać na stadionach i właśnie chcę to robić!" Jego oczy błyszczały, po chwili jednak płomień zgasł. "Napęd, jaki masz na koncercie w hali jest mniejszy niż na stadionie. Kiedy graliśmy razem ze Stonesami, po prostu szedłem jak burza i to był odjazd! Zawsze o czymś takim marzyłem! To był odjazd..."

Axl & Mick Jagger
Obrazek

Zapytałem Axla, co może powiedzieć na temat swojego pożegnalnego przemówienia. Czy to, co mówił, traktował poważnie, czy tak jak utrzymywała wówczas prasa - było to jedynie obliczone na dostarczenie dziennikarzom następnej porcji kontrowersyjnych nagłówków o nim i o zespole.
"Nie, to było ostateczne i poważne. Przedstawiałem ewentualność plajty i znalezienia się znowu na bruku, bo odwołanie koncertów kosztowałoby nas około półtora miliona dolarów. Jasne? To by oznaczało, że Axl jest bankrutem, prawda? Tylko że ja mam udział w zyskach od dochodów Guns N'Roses. Nie chciałem jednak tego robić. Nie chciałem, by kapela płaciła za to, że ja odwołuję koncert. Nie chciałem, żeby Duff stracił swój dom tylko dlatego, że Axl odwołał koncert. Nie mógłbym z tym żyć. Ale jednocześnie nie mogę przyglądać się obojętnie, jak oni nawzajem zabijają się. Po prostu - wykańczają się. Doszło do sytuacji... Próbowaliśmy wszelkich możliwych sposobów, żeby jakoś sprawy wyprostować, ale w końcu trzeba było zrobić to, publicznie. Wiesz, wszyscy byli na mnie strasznie wkurwieni, ale później przyszła nawet do mnie matka Slasha i uścisnęła mi rękę - to samo zrobił jego brat".

Czy to pomogło? Czy Slash, Izzy i Steven rzeczywiście postąpili jak należy i wzięli na przeczyszczenie?
Skinął energicznie głową. "Pomogło jak cholera! Slash zapieprza teraz jak mały sk*********. Nowe kawałki zaczynają nabierać kształtu, i to ostro. Ja napisałem wszystkie ballady, a Slash z kolei napisał wszystkie ciężkie rockowe numery".

Czy to, że w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy Guns N' Roses trzymali się z dala od studia nagraniowego, było spowodowane głownie narkotykami?
"Częściowo - przyznał Axl. - Jest też inny powód, dlaczego wszystko szło źle: pierwszy album obracał się zasadniczo wokół Axla, który przychodził bądź to z jedną linijką tekstu i melodią do tej linijki, bądź tylko z pomysłem, jak tę linijkę zaśpiewać albo wykrzyczeć, OK? Dopiero wtedy wszyscy układaliśmy z tego piosenkę. Albo też ktoś inny miał jedną linijkę, jasne?
Teraz, na ten album, Izzy przyniósł osiem swoich utworów co najmniej. Slash dostarczył materiału na cały album. Ja - tak samo. Natomiast Duff zna dokładnie wszystko, co inni napisali. On sam zresztą napisał jeden kawałek. Wszystko, co miał do powiedzenia wyraził w utworze, który zatytułował Why Do You Look at Me When You Hate Me? Jest w nim sporo żółci. Ja napisałem trochę tekstu, ale to jest piosenka Duffa. Poza tym on zna wszystkie kawałki i nawet jeśli na próbach ktoś jest skatowany - niezależnie od tego jak Duff byłby sam skatowany - on zawsze jest na chodzie i swoim basem trzyma wszystko w kupie.
Znaleźliśmy się teraz w nowej sytuacji... Widzisz, nigdy dotąd nie mieliśmy na płycie kawałków Izzy'ego - może z wyjątkiem jednej piosenki napisanej jeszcze przed nagraniem pierwszego albumu (Patience). W kawałkach Izzy'ego jest takie jakby skrzywione poczucie humoru. Na przykład jest taki utwór - zaczął cicho nucić: Dziś straciła rozum/ Została rozjechana na szosie/ Ja twierdzę, że to jest OK... Refren idzie mniej więcej tak: Bo jesteś już tylko prochem i kośćmi/ Prochem i kośćmi..." W oczach ukazał się złośliwy błysk. "A dalej jest tak:
Czasami kobiety są takie łatwe/ Czasami kobiety są takie zimne/ Czasami kobiety łamią ci serce - Lecz tylko gdy pozwolisz, by dorwały się do ciebie..." Axl uśmiechnął się jak kot, który zanurzył wąsy w śmietance.
"Rytm przypomina mi trochę Cherokee People, który wykonywali Paul Revere i The Raiders. Ten utwór jest naprawdę wredny, ale odjazdowy... Naprawdę wredny..."

ObrazekObrazek

Zadzwonił telefon i wyłączyłem magnetofon. Axl schylił się, by go odebrać. Aparat był zagrzebany w stosie puszek u jego stóp. Chciałem w tym momencie zmienić temat i wejść na zakazany obszar kontrowersji wokół słów do One in a Million. Wiem, że zarówno Slash, jak i Duff lojalnie bronią tej piosenki przy każdej okazji. Teraz interesował mnie' pogląd Axla na całe to zamieszanie. Ale on uprzedził moje pytanie.
"Jest jedna sprawa, o której chciałbym coś powiedzieć, a o której do tej pory nie mówiłem - oznajmił po odłożeniu słuchawki. - Było wielu ludzi wspierających nasz zespół, wiele pism i tak dalej. Jedne z tych pism pasują ci, inne - może nie za bardzo. W każdym razie jednak należy doceniać pomoc, której udzieliły ci te pisma. Ostatnio daliśmy tylko kilka wybranych wywiadów - przynajmniej ja. Wielu ludzi poczuło się obrażonych czy coś w tym rodzaju. W rezultacie - wielu odwróciło się od nas. A teraz jest tak: ten facet pracuje dla mojej gazety i nie znosi Guns N'Roses, niech więc napisze kawałek o One in a Million! Tylko dlatego, że po prostu jest na nas wkurzony, rozumiesz?"

No dobrze - powiedziałem ostrożnie - ale czy Axl nie sądzi, iż niektórzy dziennikarze mogą mieć inne powody, by unieść się świętym oburzeniem? Że to zaniepokojenie i ten gniew mogą być jednak szczere?
"Ale to nie jest..." Przerwał nagle w pół słowa. One in a Million - jest w nim dużo rzeczy, o których trzeba pomyśleć, o których warto porozmawiać, wiesz? Uważam ponadto, że wielu ludzi nie rozumie motywacji, jaką kierowali się pewni dziennikarze, którzy wzięli ten kawałek na cel".

Axl przyznał, że nie przewidział rozmiarów i proporcji negatywnej reakcji, jaką sprowokował ten utwór.
"Zupełnie nie byliśmy przygotowani na to, co się stało. Owszem, użyłem pewnego słowa, jest ono w użyciu w tym języku - niezależnie od tego, czy określa coś dobrego, czy coś złego. Przyznaję, że jest to negatywne i obraźliwe określenie, ale nie odnosi się przecież do całej rasy, a tylko do pewnych osób w konkretnych sytuacjach - oświadczył ostrożnie. - Wiesz, byłem obrabowany, byłem okantowany. Kilka razy moje życie było zagrożone. I to zostało opisane jednym słowem. I chciałem też sprawdzić, jaka będzie reakcja na dowcip na tematy rasowe. Jak zareaguje na niego świat. Slash był za.
Wiesz, w sumie jesteśmy grzeczni. Nie mówiliśmy o... Nie próbowaliśmy analizować tego czy tamtego, chociaż może powinniśmy mówić więcej o tym czy o tamtym! Nie było w tym żadnego wyrachowania; po prostu nasze przemyślenia dojrzewały razem z nami. A teraz, po tym tęgim laniu, jakie dostaliśmy za to od prasy, nasze nastawienie jest takie: odpierdolcie się od nas! Coś, kurwa, powiedzieliśmy, ponieważ... Jest takie powiedzenie: Nie chcę żadnych waszych złotych łańcuchów. Czy wierzysz w to, że po tym wszystkim jakiś czarny z programu Ophry Winfrey, który mówi: 0ni znieważają czarnych ludzi!, weźmie do siebie bezdomnego z przystanku autobusowego nakarmi go, będzie o niego dbał i zostawi swoje dzieci pod jego opieką?", zapytał lekceważąco. "On nawet nie zbliży się do takiego faceta.
To jest tak, że nie uważam czarnego człowieka za czarnucha. Nie obchodzi mnie to. Są kim są i koniec. Siebie, na przykład uważam za zielonego ludzika z innej planety, wiesz? Jakby to powiedzieć, nigdy nie miałem poczucia przynależności do jakiejś określonej grupy. W tym przypadku chodzi o to, że... każdy czarny od trzystu lat nosi swój ciężar na barkach. Ale ja nie mam z tym nic wspólnego! Mnie to zwyczajnie nudzi".

Jak skomentuje wypowiedź na ten temat Vernona Reida, wygłoszoną publicznie ze sceny Coliseum podczas pierwszego koncertu Stonesów?
Uśmiechnął się znowu jak pobłażliwa matka: "Vernon Reid mówił o tym, że ludzie układają dowcipy na tematy rasowe, co jest w sumie smutne. Bo chociaż będziesz się z nich śmiał, ale jak się głębiej zastanowisz, dojdziesz do wniosku, że to jest smutne. Ale humor i komedia polegają na tym, wiesz, że wszyscy stroją sobie żarty ze wszystkiego i ze wszystkich. Po prostu kiedy nie jesteś szczęśliwy, szukasz okazji, by się z czegoś pośmiać i na chwilę oderwać się myślami od przykrych spraw. A to wcale nie oznacza, że masz taki czy inny pogląd na taką czy inną sprawę. Chodzi tylko o to, żeby się pośmiać. Na przykład oglądasz film o kimś, kto wypruwa innym flaki, chociaż możesz być największym na świecie przeciwnikiem przemocy. Mimo to reagujesz: Dobrze mu tak! Zasłużył na to!, rozumiesz, co mam na myśli? Czarny charakter został zastrzelony... W wielu przypadkach jest to broń obosieczna".

Czy One in a Million był tylko żartem? Kolejnym jajem rozbitym komuś na czole?
"Wiesz, zauważyłem coś bardzo dziwnego w One in a Million mianowicie, że sposób, w jaki powstał ten utwór, był dla mnie samego zaskoczeniem. Na początku, tak, napisałem go jako żart. Kilka lat temu dwóch czarnych facetów obrabowało Wesa w święta Bożego Narodzenia. Poszedł na Hollywood Boulevard z gitarą i grał przed bankiem, gdzieś na rogu Highland i Hollywood. I tak sobie stoi i gra i nagle zostaje obrabowany pod groźbą noża z siedemdziesięciu pięciu centów".
Jego głos był pełen niedowierzania, a raczej - komicznej rezygnacji. Jakby opowiadał o młodszym bracie - czarnej owcy w rodzinie - o którym Woody Allen nigdy by nie wspomniał.
"Ze dwa dni później siedzimy sobie wszyscy razem i oglądamy telewizję: ja, Duff, Wes i jeszcze parę osób. Jesteśmy wypluci i skacowani. Ja jestem szczególnie zdołowany, bo nie mam forsy, nie mam pracy i czuję się winny wobec Wesa, bo mieszkam w jego domu, wdycham jego tlen i w ogóle... Wziąłem gitarę do ręki, a potrafię grać tylko na dwóch górnych strunach, i pieprzę się chwilę z takim małym riffem. To była jedyna rzecz, jaką umiałem zagrać.
I nagle przyszło mi do głowy, by ułożyć do niego kilka słów - tak dla żartu. Oglądaliśmy właśnie na video Sama Kinnisona i ja też doszedłem do wniosku, że stać mnie na coś zabawnego. Tak to się zaczęło. Zaśpiewałem: Policja i czarnuchy! Tak jest... Piłem do Wesa, bo on nigdy by nie uwierzył, że mógłbym coś takiego napisać, no i wyszło mi to akurat w ten sposób. Refren przyszedł później, kiedy czułem się taki oddalony od wszystkiego, jak Rocket Man Eltona Johna. Całkowicie odcięty od przyjaciół i rodziny w Indianie... Uświadomiłem sobie, że ludzie w ogóle nie mają pojęcia, kim teraz jestem - nawet ci, z którymi byłem bardzo blisko" - zawiesił głos i skupił się na papierosie.
"Często sprowadzałem do siebie moich znajomych. Płaciłem za przelot, utrzymywałem ich". Wyprostował się na krześle i przeskoczył na inny temat. "Nie było to dla nich zabawne. Ja rozpierdalałem wszystko, co mi weszło pod rękę, wkurwiałem się na byle co, a jednocześnie - próbowałem trochę pracować. A oni na to: Człowieku, jeśli trzeba przejść przez coś takiego, to wolę już nie być muzykiem rockowym. Jego kościste, jak u stracha na wróble, ramiona zatrzęsły się z uciechy.
"Ale mimo wszystko sprowadzałem ich do siebie, siedzieli u mnie po parę miesięcy i razem pisaliśmy piosenki i prowadziliśmy poważne rozmowy. To przypominało prawie odjazd na kwasie, bo wchodziliśmy w poważne dyskusje o rodzinie, o życiu i innych ważnych rzeczach. Często również upijaliśmy się i jakby od nowa poznawaliśmy się. Dokładnie tak, jakbyśmy chcieli odbudować osiem lat wspólnej znajomości - dzień po dniu. Bo nagle, ni z tego, ni z owego, znalazłem się w całkowicie innym świecie.
Tam, w Indianie, byłem chłopakiem z ulicy, który miał deskorolkę i puste kieszenie i mówił tylko o tym, że chce grać w zespole rockowym. I proszę, nagle znalazłem się tutaj. Ich teraz śmieszy i wprowadza zamęt w głowach, że z kolei ich znajomi rozwieszają sobie na ścianie plakaty z Axlem - to wszystko jest dla nich po prostu niesamowite. Nie rozumieją tego całego interesu. Pytają dlaczego nie dzwonię. Proszę, mówię, przyjedź tu, a sam zobaczysz jak często dzwoni mój telefon. Akurat dziś nie dzwoni bez przerwy ponieważ nikt nie przypuszcza, że jestem w domu..." Axl przerwał usiłując przypomnieć sobie, o czym mówił.
"Tak więc nagle przyszedł mi do głowy taki refren: Jesteś jeden na milion. A dalej: Próbowaliśmy do ciebie dotrzeć, ale byłeś o wiele za wysoko... Wszyscy wtedy coś brali i aluzje do tego w piosenkach rockowych są ekstra. Aerosmith udowodnili to już dawno temu w swoich starych kawałkach. Również Stonesi. Aluzje do narkotyków, to znaczy cały ten slang, to jest najbardziej komunikatywny język na całym świecie, wiesz? W hip-hopie, a nawet w tekstach, które są przeciw narkotykom, mnóstwo określeń i zwrotów pochodzi wprost z ulicznych gadek handlarzy. Oni ciągle muszą być górą. Muszą bez przerwy zmieniać swój język, by ludzie z zewnątrz nie rozumieli, o czym mówią, i w ten sposób mogli dalej prowadzić swoje interesy. Co więcej, w tym środowisku obowiązuje szpan, luz i poza na największych twardzieli na świecie. Z tego wzięła się ta linijka: Próbowaliśmy do ciebie dotrzeć, ale byłeś o wiele za wysoko... Wyobraziłem sobie moich znajomych,
którzy usiłują dodzwonić się do mnie, ale ja jakbym zniknął albo umarł, albo coś w tym sensie.
A ten zwrot: Jesteś jeden na milion... Kiedyś ktoś zwrócił się do mnie z sarkazmem. To nie miało nic wspólnego z moim ego - że niby jeden jedyny na milion. W istocie ktoś zwrócił się do mnie: Myślisz, kurwa, że jesteś taki jeden na milion, co? I to zapadło mi w pamięć, wiesz? Kiedy układałem refren, te słowa jakoś tu pasowały. Nie umiałem sobie wytłumaczyć, dlaczego. Bo przecież zacząłem pisać ten kawałek jako żart i nagle wskoczył tu taki ciężki refren..."

ObrazekObrazek

Jeśli to był żart - wtrąciłem - to dlaczego nikomu jakoś nie wydał się on zabawny?
"No cóż", kontynuował, bynajmniej nie zbity z tropu: "Weszliśmy do studia i wtedy okazało się, że nie mam dostatecznego wyczucia rytmu na gitarze. Nigdy nie grałem tego kawałka częściej niż raz na jakieś dwa miesiące - jako żartobliwy przerywnik na różnych imprezach towarzyskich. Duff gra go za bardzo agresywnie. Slash uczynił z niego zbyt zwarty i konkretny kawałek. Ja natomiast chciałem, aby brzmiał on bardziej surowo. Wtedy mocno siedziałem w starych rzeczach Stonesów i odpowiadał mi tak surowy dźwięk. Oczywiście nasza muzyka jest inna - mamy rok 1989, a nie sześćdziesiąty któryś czy wczesne lata siedemdziesiąte. Chciałem jednak mieć ten klimat. Wtedy Izzy zagrał swoją partię na gitarze elektrycznej. Naciskałem go, by wymyślił coś takiego całkiem na luzie. I nagle on wyskoczył z tym agresywnym brzmieniem. Tak po prostu samo wyszło. I tak ni z tego, ni z owego nie miało już sensu śpiewanie tego utworu niskim, śmiesznym głosikiem..." Zaczął nucić, naśladując leniwą, rozwlekłą manierę wykonawców country and western: "Więc pojechałem na kciuk/ Autostradą numer sześć, do samego L.A.... To nie kleiło się, nie pasowało i nie brzmiało właściwie. Poza tym partie gitarowe były tak bajeranckie, że musiałbym to zaśpiewać tak jakoś: HRRRRR! A więc, to zabrzmiało w końcu tak, jakbym był totalnie zaangażowany w to, co śpiewam. To nieprawda - to jest tylko jedna ze stu możliwych postaw, jakie przyjmuję w zależności od okoliczności. Kiedy stykam się z czarną osobą, do każdego takiego spotkania podchodzę inaczej. To zresztą dotyczy moich kontaktów ze wszystkimi ludźmi. Bez wyjątku".

Mimo że we wszystkich możliwych środkach przekazu jego nazwisko było bezlitośnie poniewierane za niefortunny dobór słów w One in a Million, Axl twierdził, że nigdy w trakcie jego licznych rozjazdów nie spotkała go żadna przykrość ze strony zwykłych czarnych obywateli. wprost przeciwnie.
"Właściwie wielu czarnych ludzi podchodzi do mnie i chce ze mną podyskutować na ten temat. Na przykład, kiedy byliśmy w Chicago, jedna czarna dziewczyna podeszła do mnie i mówi: Wiesz, nienawidziłam cię za One in a Million. Stoję przy barze i myślę sobie: No świetnie, jeszcze jedna. Poproszę drinka. Ona dalej mówi: Ale jeżdżę metrem - i robi się bardzo poważna - i pewnego dnia rozglądam się wokół siebie i zrozumiałam, o czym mówisz. Więc jesteś w porządku. Już wielokrotnie spotkałem się z taką opinią".

A jakie zdanie na ten temat mają inni muzycy? Vernon Reid z zespołu Living Colour publicznie wiele powiedział. Ale co mówił prywatnie?
"Odbyłem kiedyś długą poważną rozmowę z Ice'em T. i Ezze'em E (czarnymi rapperami z L.A.). Ice T. przysłał mi list, w którym proponował wspólną pracę nad Welcome to the Jungle, gdybym kiedykolwiek chciał przerobić ten kawałek na rap. Dałem również do zrozumienia zespołowi Ezze'ego E., że jestem zainteresowany jego udziałem w takiej przeróbce, gdybyśmy się na nią zdecydowali. Z tym że nie będzie tego na nowej płycie - i tak mamy za dużo materiału. W każdym razie odbyliśmy twardą, męską rozmowę o One in a Million i oni sami mogli się przekonać, skąd wziął się ten utwór, skąd ja pochodzę. A ci ludzie więcej wiedzą o tym gównie niż ktokolwiek inny".

Odkładając na chwilę na bok sprawę rasowych aluzji w tym utworze, w jaki sposób Axl wytłumaczy fragment: "pedały, które roznoszą jakąś pierdoloną zarazę"?
Axl pokręcił się niespokojnie na krześle i napomknął mgliście o pewnych przykrych przeżyciach, które miał jako nastolatek podczas swoich wypraw autokarem Greyhound z Indiany do Los Angeles. Nie chciał jednak rozwijać tego tematu.

"Nie zamierzam się z tego tłumaczyć - warknął - ja tylko nagrywam..."

Axl & Mick Jagger
Obrazek

Czy z obawy przed tego rodzaju pytaniami Axl ostatnio udzielał tak mało wywiadów? Czy zaczęła go już prześladować przeszłość, która - przynajmniej w kaprawych oczach tego świata - była oddalona od dzisiaj zaledwie o trzy lata i półtora albumu?
"Rzeczywiście, ostatnio mało rozmawiam z prasą, ale nie dlatego, że przyjęliśmy stanowisko typu: 0dpierdolcie się od nas, wcale was nie potrzebujemy! Chodzi o to, że... Chcemy, by Guns N'Roses stali się wielką kapelą, itede, i cieszymy się, gdy otrzymujemy propozycje wywiadów od różnego rodzaju gazet. Ale też zaczyna nas już od tego mdlić. Wszędzie wokoło nasze podobizny...
Żeby więc uniknąć nadmiernej publicznej ekspozycji, mówimy sobie: w porządku, zgodzę się na jeden wywiad. No dobra, ale dla którego pisma? Do jakiego rodzaju czytelników chcę trafić z tym, co mam do powiedzenia? Jak mam podejść do tego wywiadu? Jeśli wybiorę Rolling Stone to wiem, że adresuję swoje słowa nie tyle do określonego, konkretnego odbiorcy, ile do różnego rodzaju ludzi - muszę pokazać się od innej strony, bo poprzez Rolling Stone rozmawiam na przykład z fanami U2, REM. Poprzez RIP z kolei - z fanami innej muzyki... Wobec tego to co mam do powiedzenia, powinienem wyrazić w określony sposób. Lepiej więc zrobić jeden wywiad, niż rozdrabniać się na różne rozmowy dla takich chociażby pism jak Metal Edge, Metallix, Blast czy te różne japońskie magazyny - Burn, Music Life i temu podobne. Bo to jest tak, że będąc zespołem musimy się skupić na tym, aby uporządkować sobie życie, bo tylko wtedy będziemy w stanie uporać się ze wszystkimi sprawami. Dopiero teraz zaczynamy mieć nad wszystkim kontrolę.
A kiedy pojedziemy w trasę i będziemy mieli budżet na pokrycie jej kosztów i zacznie wpływać gotówka, nasz styl życia znowu całkowicie się odmieni". Pokręcił powoli głową. "Nadal to wszystko jest dla nas nowością - przecież nie robimy tego od zawsze".

Z ledwie wyczuwalnym wahaniem, ale zarazem i zdecydowaniem Axl powrócił do tematu następnej płyty Guns N'Roses...
"Mamy już jakieś trzydzieści siedem utworów i wiem, że pod koniec okresu nagrywania będzie ich gdzieś od czterdziestu dwóch do czterdziestu pięciu. Ale na płycie znajdzie się trzydzieści kawałków".

Zdecydowaliście się więc na dwupłytowy album?
"Powiedzmy, że dwupłytowy album, ale pojedynczy siedemdziesięciominutowy compact. Następnie będzie pięć stron B - ludzie nigdy specjalnie nie słuchają stron B - i one znajdą się na drugiej stronie kolejnego EP. Określenie strona B traktujemy umownie. Dodatkowo będą jeszcze cztery utwory na stronę A EP. Wszystko to pod warunkiem, że praca pójdzie nam sprawnie. I to będzie następna płyta. Do tego dochodzi jeszcze album nagrany na żywo podczas turnee... Tak więc, jeśli uda nam się to wszystko zrealizować, upłynie pięć lat, zanim będziemy musieli nagrać następny album".

Chociaż uśmiechał się, kiedy to mówił, widać było wyraźnie, że przemyślał już całą sprawę dokładnie.
"Tak, będziemy mieć pięć lat na to, żeby... Nie żeby siedzieć bezczynnie na dupie, ale zastanowić się nad tym, co będziemy mieli do przekazania następnym razem. Zobaczymy, jak publiczność i krytycy zareagują na ten album; jakie zmiany zajdą w naszej psychice w tym czasie".


**************
c.d. ->(CZĘŚĆ 3 / 4)
Ostatnio zmieniony pt, 02 gru 2005, 19:43 przez SUNrise, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

HISTORIA GUNS N' ROSES ROZDZIAŁ VIII
The Most Dangerous Band in the World - written by Mick Wall

STYCZEŃ 1990 - WYWIAD Z AXL'em ROSE (część 3 / 4)

ObrazekObrazek

W jakim kierunku, według niego, pójdzie zespół na tym kolejnym albumie? Czy Axl planował rozszerzenie tematyki, czy też zamierzał dalej czerpać inspirację z tych samych fizycznych doświadczeń z marginesu wielkomiejskiego życia?
"Ta płyta ukaże nas jako ludzi bardziej dojrzałych", oświadczył z powagą. "Nie zabraknie tu, oczywiście, tego naszego nieco dziecinnego, aroganckiego, męskiego i fałszywego bravade, ale będą też poruszane sprawy istotne i poważne".

Zanim jednak nowy album ujrzy światło dzienne - kusiło mnie żeby dodać: jeśli to w ogóle nastąpi - upłynie tak absurdalnie długi okres czasu od wydania Appetite for Destruction i tyle rzeczy się wydarzy, że ludzie mogą obrócić się przeciw zespołowi. Objawy tego już teraz są wyczuwalne, jak zresztą Axl sam przyznał.
"Nie ma to jednak, znaczenia" - zapewnił mnie. - "Nie ma to znaczenia, bo i tak jest za p ó ź n o... Jeśli nagramy tę płytę, tak jak chcemy, może ona zrobić klapę, ale i tak za pięć lat wiele dzieciaków w Hollywood będzie się z nią utożsamiało. Z kolei za dziesięć lat będzie ona miała status kultowy - podobnie jak wczesne płyty Aerosmith czy Hanoi Rocks. Nagrywany na niej materiał jest nośny, kontekst liryczny i partie gitarowe bardzo mocne. Nie będziesz miał wyboru - ona w taki czy inny sposób będzie oddziaływać na wyobraźnię ludzi - przewidywał. - Wiesz, jeśli, album nie sprzeda się i nie odniesie sukcesu, nie wątpię, że stanie się jedną z głównych inspiracji dla jakiejś kapeli, która będzie nagrywać album za dziesięć lat. Tak więc nasze przesłanie - to, co dziś usiłujemy przekazać - i tak dotrze do odbiorcy. Nie w tym rzecz, że nasze przesłanie ma charakter drogowskazu - zamyślił się na chwilę - ale że mamy słuchaczy, którzy przechodzą przez takie same doświadczenia życiowe jak my. W jakimś więc sensie jesteśmy liderami - chociaż, naturalnie, nie w skali całego rock'n'rollowego świata, ale..."

A dlaczegóż by nie? Dla mnie Guns N'Roses bezsprzecznie zarówno pod względem artystycznym, jak i komercyjnym byli w czołówce tego, co działo się dziś i - co nie mniej ważne - tego, co n i e d z i a ł o się we współczesnej muzyce rockowej. Axl przyznał, że ma tego świadomość, choć nadal nie czuł się zbyt wygodnie w roli, która - jak upierał się - w dużej mierze została mu narzucona.
"Okazywano mi to na różne sposoby", powiedział, ponownie bawiąc się piszczącą piłeczką. "Naprawdę nie chciałem przyjąć tej odpowiedzialności, w ogóle podchodziłem do tego pomysłu z rezerwą. Teraz zaczynam to akceptować. No bo człowiek właściwie ma zawsze wybór: może albo rozwijać się, albo umrzeć, no nie? A nam chodzi o to, by się rozwijać. Musimy się rozwijać. Po prostu nie możemy bez końca grać tego samego chłamu. Ja nie mógłbym przez pierdolone dwadzieścia lat grać w kółko tego samego chłamu".

Kontynuowałem rozmowę w tym samym duchu; rok 1989 wydaje się być dość szczególny dla zespołu.
"Wcale nie był dość szczególny, jeśli przyjrzysz się wszystkiemu z bliska. Po pierwsze, musieliśmy znaleźć zupełnie nowy sposób pracy ze sobą, bo każdy z nas osiągnął jakiś sukces", położył duży nacisk na ostatnie słowo. "Zresztą, każdy z nas wyobrażał sobie, że jak zdobędzie sławę, będzie mógł robić to, na co tylko będzie miał ochotę. Kończy się na tym, że na przykład Slash przyniósł osiem nowych kawałków. Przedtem nigdy nie zdarzyło się tak, żeby Slash najpierw przyniósł jakiś kawałek i potem ja musiałem do niego napisać słowa. Ściślej mówiąc, były już dwa takie wypadki, ale nie wykonywaliśmy tych utworów. To była jego własna decyzja. W każdym razie te jego kawałki, do których muszę teraz napisać słowa, są bardzo dobre. Niezwykle drapieżne! Ja natomiast pisałem tekie sobie ballady, które - moim zdaniem - mają bardzo bogatą fakturę: starałem się, żeby każda nuta była na swoim miejscu.
Bo ja w ogóle piszę z myślą o... Nawet jeśli wprowadzam bogatą instrumentację, staram się pisać bardzo prosto. Niemniej jednak każda nuta musi być właściwa, zagrana w określony sposób i wywierać odpowiedni efekt".

Powiedziałem Axlowi, że nie podejrzewałem, iż jest takim perfekcjonistą...
"Oczywiście. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że do nagrania Appetite for Destruction podchodziliśmy perfekcyjnie. Mieliśmy dopracowaną do końca koncepcję, jak ją zrealizować. Mogliśmy, na przykład, zrobić płytę wygładzoną i oszlifowaną na wysoki połysk. Robiliśmy próbne nagrania z wieloma producentami, na przykład ze Spencerem Profferem, i wyszły one właśnie takie wygładzone i oszlifowane na wysoki połysk. W Geffen powiedzieli, że brzmi to jak jakaś pierdolona sieczka radiowa. Dlatego zdecydowaliśmy się na Mike'a Clinka. Chcieliśmy uzyskać bardziej surowe brzmienie, bo nam nie wychodzi, gdy wszystko jest zwarte i dopracowane. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Wiedzieliśmy, jacy jesteśmy na scenie, i jedynym sposobem, aby to uchwycić na płycie, było zrobienie tego tak, jakby to było zarejestrowane na żywo. Bas, perkusja i gitara rytmiczna musiały być nagrane równocześnie. Najlepsza wersja musiała być zagrana trochę szybciej niż na koncercie, bo to dodaje utworowi więcej dynamiki. Potem nałożyliśmy dużo partii wokalnych i gitarowych - więcej muzyki, aby uchwycić..." - spojrzał na mnie z nadzieją, że za niego dokończę, ale i ja nie potrafiłem znaleźć właściwych słów.
"Bo na scenie, stary, Guns N'Roses są na totalnym luzie: wszędzie nas pełno i nigdy nie wiesz, co za chwilę nastąpi. Ale jak to wszystko oddać na płycie? Niemniej musisz to jakoś zrobić i koniec. Tak więc płyta wymaga od ciebie więcej wysiłku niż koncert. Dlatego właśnie nagrywanie jest moim ulubionym zajęciem, ponieważ przypomina trochę malowanie obrazu. Na początku masz jakiś mglisty zarys albo pomysł i ostatecznie wychodzi ci coś, co jest tylko cieniem tego, co chciałeś osiągnąć. To może ci się nawet bardziej podobać, ale nigdy nie będzie dokładnie takie jak obraz, który nosiłeś w głowie.
Więc nakładasz mnóstwo tych wszystkich śladów i w końcu otrzymujesz coś, czego zupełnie się nie spodziewałeś... Slash, na przykład, zagra krótką wolną solówkę, która wprowadza zupełnie inny nastrój, niż oczekiwałeś. To właśnie uwielbiam. Namalujesz fragment obrazu, na chwilę odchodzisz, wracasz i nagle dostrzegasz coś innego. To ci podpowiada, jak dalej prowadzić pędzel, dodajesz trochę cienia i stwierdzasz ze zdumieniem: 0, kurczę, efekt jest całkowicie inny - to robi o wiele silniejsze wrażenie, niż to sobie wyobrażałem. Nie jestem do końca pewien, dokąd mnie to zaprowadzi, ale wchodzę w to.
Wiesz, stary, Paradise City na przykład - kontynuował, oczy mu znowu zaczęły błyszczeć - na początku miałem pomysł na dwie pierwsze
ścieżki wokalne - jest ich w sumie pięć. No więc najpierw były dwie brzmiało to dosyć dziwnie. Powiedziałem: Wiecie, mam inny pomysł. Zgrałem obie ścieżki, a wybrałem ujęcia najbardziej niesamowite, takie
najbardziej toporne. A Clink na to: Nie wiem, stary, co o tym sądzić. Na to ja: Też nie wiem, ale niech to sobie pośpi dojutra. Rozjeżdżamy się do domu, następnego dnia dzwonię do niego i teraz ja mówię: Wiesz, nie wiem, co o tym sądzić. A on na to: Nie... Według mnie, to jest w porządku. Czyli mówi teraz coś przeciwnego... Tak więc nałożyliśmy na to jeszcze trzy partie wokalne i wszystko się spasowało. Sęk w tym, że wyszło to inaczej, niż planowaliśmy. Sami nie wiemy, jak to się stało".

ObrazekObrazek
Axl przyznał, że w gruncie rzeczy wolał nagrywanie płyty od - jak to określił - jej "bardziej zwariowanej siostry bliźniaczki" - trasy koncertowej.
"Jeśli jestem psychicznie nastawiony na koncert, to jest ekstra. W dziewięciu jednak przypadkach na dziesięć, przed występem, nie mam ochoty wyjść na scenę i właściwie nienawidzę tego. To znaczy uwielbiam ten moment, kiedy mam odpowiednie nastawienie psychiczne. No to jazda, wiesz... Zdarza się to jednak rzadko. Na ogół jestem na coś wkurzony, denerwuję się, że coś się spierdoli. Powtarzam sobie: Nie będę grał dla tych pierdolonych ludzi!"

Jakich ludzi? Czy ma na myśli publiczność?
"Nie, myślę raczej o tych ludziach, którzy organizują koncert. To znaczy mam dobre układy z promotorami, więc nie chciałbym, aby zostało to źle zrozumiane - dodał jakby się asekurując. - Ale przed każdym koncertem zawsze zdarzają się jakieś różne sytuacje. Coś się zawsze, kurwa, dzieje. Z a w s z e. A ja reaguję na to jak ostatni skurwysyn. Nie lubię takiej trawkowej mentalności". Wciągnął policzki. "Czuję się jak Lenny Krawitz... Pokój i miłość, skurwysynu, albo cię zakatrupię! Skopię ci dupę, jeśli będziesz wpierdalał się do mojego ogródka! Bardziej mi odpowiada taka właśnie postawa".

Czy przytłaczająca sława, która tak nagle i żarłocznie dopadła jego i kolegów, potęgowała takie właśnie nastawienie?
"Co masz na myśli?" - spojrzał na mnie podejrzliwie.

No wiesz, brnąłem dalej, że zmusza was do bardziej przesadnych zachowań, niż wymagają tego okoliczności. Także bycia nieprzyjemnym, ponieważ zdajesz sobie sprawę, że w pobliżu zawsze będzie ktoś,
kto wszystkim się zajmie.

Długa cisza. "Nie" - stwierdził stanowczo, mrużąc oczy. "Zawsze byłem taki. Tylko że w obecnej sytuacji mogę być bardziej sobą. I ci wszyscy, z którymi mam do czynienia, pozwalają mi na to - czy im się to podoba, czy nie".

Czy nie uważa jednak, że nagina swoją uprzywilejowaną pozycję do osiągnięcia własnych egoistycznych celów? Korzysta ze swojej pozycji na szczycie, gdzie publiczność wyniosła Guns N'Roses, by srać na tych na dole, którymi gardzi?
Kolejna długa cisza. "Nie" - zabrzmiało stanowczo. - "Jestem po prostu dość niezrównoważony emocjonalnie" - zachichotał. "Może to jest sprawa jakichś chemicznych procesów, sam nie wiem. Może temperament ma coś wspólnego z substancjami chemicznymi, jakie są w twoim mózgu. W takim razie byłoby więc to coś w rodzaju chemicznego niezrównoważenia... A poza tym przed koncertem jestem zwykle emocjonalnym wrakiem, bo coś się zawsze wtedy zdarza w moim życiu osobistym. Na przykład coś paskudnego zdarzy się w mojej rodzinie. Choćby to, że wreszcie odnalazłem Williama Rose'a. Został zamordowany w 1984 roku i zakopany siedem mil od kopalni odkrywkowej w Illinois. Odkryłem to jakieś dwa dni przed koncertem i chodziłem jak ogłuszony. Co za pokręcona, kurwa, sprawa..."

Axl był nie tyle zaszokowany samą wiadomością, że umarł jego prawdziwy ojciec i tym jak to się stało, ile raczej rozczarowany, że nigdy nie poznał go osobiście.
"Wiesz, usiłowałem rozwikłać tę tajemnicę od momentu, kiedy jeszcze byłem dzieckiem. Jak byłem mały, ciągle opowiadałem, jak w środku wygląda dom, w którym rzekomo nigdy nie mieszkałem. Wmawiano mi, że ta wiedza pochodzi od diabła. Ale ja naprawdę wiedziałem, że mieszkałem w tym domu będąc dzieckiem. Takie niesamowite rzeczy przecież zdarzają się... Wiec starałem się wytropić tego faceta - Williama Rose'a. Nie dlatego, że go kochałem, bo był moim ojcem, ale choćby tylko po to, by poznać własne dziedzictwo, jakie mam po nim cechy dziedziczne. Jeśli, na przykład, za trzy lub cztery lata wystąpi u mnie jakieś schorzenie w łokciu, które da mi ostro w dupę, to czy będzie to coś, co odziedziczyłem? Chciałem to wszystko wiedzieć"

Axl powiedział, że jego ojciec został zamordowany. Czy dowiedział się dokładnie, w jaki sposób nastąpił tak paskudny koniec jego życia? - zapytałem ostrożnie.
"Nie. Ale strzał oddano prawdopodobnie z bliskiej odległości", oświadczył raczej obojętnie. "Wspaniała rodzinka, stary! Po prostu, wspaniała..." Zamyślił się. Po chwili rozpogodził się. "Poszukujemy obecnie Jeffa Lynne'a" - oznajmił niespodziewanie.

ObrazekObrazekObrazek

Jeffa Lynne'a? Tego od Electric Light Orchestra i Travelling Wilburys? - zapytałem zbity nieco z tropu.
"Tak", wycedził, wyraźnie zadowolony z mojego zaskoczenia. Chcę, żeby pracował z nami przy nagrywaniu November Rain. Jeśli to wypali, chciałbym go jeszcze wykorzystać w trzech albo czterech następnych kawałkach".

Do opracowania aranżacji na smyczki? - zaryzykowałem pytanie.
"Tak. Ta płyta będzie wyprodukowana przez Guns N'Roses i Mike'a Glinka, OK? Ale być może użyję syntezatora - wtedy p o w i e m, że użyłem syntezatora i co zostało zaprogramowane. Nie będę mówił czegoś w rodzaju: 0ch, wiesz, my nagrywamy wszystko na żywo i to jest potem na płycie. Nie o to chodzi. Ja tylko chcę... no wiesz, iść z duchem czasów. Nigdy przedtem nie miałem na to pieniędzy. Więc teraz pomyślałem sobie, że być może przydałby się nam ktoś taki jak Jeff Lynne".

Wzmianka o November Rain - już teraz typowanym przez wtajemniczonych na jeden z najjaśniejszych punktów następnego albumu Guns N'Roses - przypomniała mi o tym, co Axl podobno powiedział w wywiadzie dla "Rolling Stone": jeśli utwór ten nie zostanie nagrany zgodnie z jego oczekiwaniami, to on rozstanie się z przemysłem muzycznym.
"Owszem, tak wtedy powiedziałem" - pochylił głowę. - "W tamtym okresie była to dla mnie najważniejsza piosenka".

Czy dalej podtrzymuje swoją groźbę?
"Tak. Taka jest, kurwa, prawda. Taka jest, kurwa, prawda i koniec. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że jeśli popatrzeć na to z innego punktu widzenia - niekoniecznie dla mnie najkorzystniejszego - to mam teraz cztery takie skurwysyńskie utwory, które, nie wiem sam, jak napisałem. Lubię je b a r d z i e j od November Rain i chyba przyćmiły one tę pieprzoną piosenkę... I teraz mam cztery takie wielkie utwory, które muszę dobrze zrobić. Kiedy je gramy, ciarki przechodzą nam po plecach i sami ze zdumienia pytamy siebie: Jak myśmy to zrobili? Chodźmy to oblać!
Właściwie to nam się zdarza bez przerwy. Piszemy, kurwa jakiś utwór: muzykę, słowa, melodię - wszystko do końca. Potem go gramy próbujemy i kiedy już wszystko jest na taśmie, ni z tego, ni z owego myślimy: Co by było, gdybyśmy to zagrali... o, tak?" - zrobił minę i wyrzucił do góry ręce w geście komicznej rozpaczy. "No i tak zrobiłem. Dodałem taką ciężką partię fortepianu... I okazuje się, że wyszło coś naprawdę wielkiego. Dodało jakiś element gospelowy do utworu, który w założeniu miał być blues-rockiem, trochę podobnym do Buy Me a Chevrolet, Foghat. Teraz wyszło z tego coś w stylu Take Another Piece of My Heart (Janis Joplin). I wciąż dziwimy się: Jak my to zrobiliśmy. No i mamy cztery takie utwory..."

Wróciłem myślami do - moim zdaniem - lekkomyślnego pomysłu zaangażowania Jeffa Lynne'a do pracy przy następnym albumie Guns N'Roses. Dlaczego jego? Czy Axl był cichym wielbicielem ELO?
"Och, tak, jestem starym fanatykiem ELO!" wykrzyknął entuzjastycznie, młócąc powietrze rękami, jakby to były maczety. "Uwielbiam stare ELO z okresu Out of the Blue! Kiedyś jako dzieciak poszedłem na ich koncert. No wiesz, szanuję Jeffa Lynne'a za to, kim jest, ale album Out of the Blue jest po prostu niesamowity!"

Nadal trochę zbity z tropu zapytałem, co w Jeffie Lynne tak bardzo podobało się Axlowi?
"Po pierwsze, jest on bardzo wytrwały. Po drugie, potrafi pracować równocześnie nad mnóstwem rzeczy. Po trzecie, zna się na wszystkich rodzajach instrumentacji. Po czwarte, zna się na wszystkich stylach muzyki. Po piąte, cały swój materiał pisze sam. Po szóste, sam jest dla siebie producentem". Oczy na chwilę szeroko mu się otworzyły z zdziwienia. "To wszystko wymaga ogromnej koncentracji i mnóstwa energii. Mam nadzieję, że - jeśli będzie wolny - zgodzi się na naszą propozycję. Uważam, że jest najlepszy. Nie wiem, czy uda nam się go pozyskać, ale chcę spróbować".

Zakładając, że uda im się namówić Jeffa do współpracy przy albumie Guns N'Roses - co, patrząc na to chłodnym okiem, byłoby raczej nieprawdopodobnym połączeniem - czy Axl zaangażowałby go tylko do nagrania niektórych utworów?
"0d tego byśmy zaczęli. A potem, kto wie? Może on i Clink świetnie by się zgrali i wszyscy byliby zachwyceni. Jeśli tak będzie, to ekstra, zapraszamy".

Wspomniałem, że muzyczny gust Axla wyraźnie wykraczał poza to, czego należało się spodziewać po przeciętnym wokaliście heavy metalowym.
"Mam, kurwa, nadzieję, że tak jest" - uśmiechnął się chytrze.

Poprosiłem więc Axla o wymienienie, tak dla zabawy, trzech utworów swojej wczesnej młodości, które z jakichś powodów byłyby reprezentatywne dla jego muzycznych upodobań, a które, być może, ukształtowały nawet jego gust.
Zastanawiał się przez chwilę, po czym wymienił, jako pierwszy, utwór D'Ya Maker, trudny dziś do zdobycia bestsellerowy singel z albumu Houses of the Holy z 1973 roku. Axl przyznał, że nigdy właściwie nie wiedział, co znaczy ten tytuł; poinformowałem go, iż jest to gra słów na temat wyrazu "Jamaica". Utwór ten miał silnie wyczuwalny klimat muzyki reggae, choć niekoniecznie typowy dla niej rytm.

"Kiedy byłem jeszcze w szkole podstawowej, zapisywałem tytuły wszystkich charakterystycznych piosenek, jak na przykład Spiders and Snakes (Terry'ego Jacksa). Potem usłyszałem D 'Ya Maker i nabijałem się z niej jak szalony. Opowiadałem wszystkim naokoło o tej niesamowitej piosence, którą usłyszałem w radiu. A więc śmieję się z niej bez przerwy i nagle w czasie popołudniowej przerwy, gdy siedzę sobie w kącie z małym radyjkiem, nagle odczułem potrzebę usłyszenia tego kawałka. Po prostu m u s i a ł e m go posłuchać. To był pierwszy przypadek, kiedy musiałem usłyszeć jakiś kawałek. Chodził mi cały czas po głowie i musiałem go znowu usłyszeć. On mnie wprowadził w hard rock".

Pobierając wtedy lekcje gry na fortepianie klasycznym, najważniejszą rzeczą dla Axla stało się opanowanie tego utworu na pianinie domowym. Ku wielkiej konsternacji całej rodziny.
"Do dziś pamiętam, jak ojciec zwalił mnie ze stołka przy pianinie, kiedy już nauczyłem się grać D 'Ya Maker. Waliłem w klawisze, a potem młóciłem solówkę perkusyjną na obudowie, aż z pianina leciały drzazgi. I wtedy - łup! - i zwaliłem się ze stołka na podłogę". Uśmiechnął się trochę głupio.

Axl miał "dziewięć lub dziesięć lat", kiedy usłyszał po raz pierwszy D'Ya Maker. Wtedy też pierwszy raz zetknął się z zespołem Led Zeppelin.
"Usłyszałem ten kawałek i z punktu połknąłem haczyk. Odtąd dla mnie istniał tylko Led Zeppelin. Ten kawałek po prostu rozwalił mi mózg. Zastanawiałem się, jakim cudem coś takiego można napisać. Co się wtedy czuje. Bo całe moje otoczenie było takie religijne i surowe. Chociaż mieszkaliśmy w mieście, zawsze na mszę jeździliśmy do wiejskiego kościółka. Tam obowiązywał zupełnie inny język. Żadnych och i ach i luzu, który jest w tej piosence Zeppelinów. Intrygował mnie ich sposób myślenia".

Obrazek
Drugim utworem, który Axl wymienił, był Benny and the Jets z dwupłytowego albumu Eltona Johna z 1973 roku - Goodbye Yellow Brick Road. Uniosłem brwi ze zdziwieniem, choć nie powinienem. Sam Axl powiedział mi kiedyś, iż był wielbicielem Berniego Taupina, autora tekstów do utworów Eltona Johna. Wspomniał też, że chciałby zrobić wywiad z Taupinem dla jakiegoś pisma o tym, w jaki sposób układa się słowa do piosenek. Do tej pory jednak żadne pismo nie wyraziło zainteresowania tym pomysłem. Z kolei Taupin, zapytany kiedyś o opinię na temat utworów młodego wokalisty Guns N'Roses, odpowiedział łaskawie, iż "podziwia go" i jest szczególnie oczarowany słowami Sweet Child O'Mine.
"Elton John jest największym skurczybykiem... Nikt nie jest większym skurczybykiem od niego, jeśli chodzi o sposób, w jaki atakuje pianino i posługuje się nim w kontekście rockowym! Nie powiesz mi chyba, że takie utwory jak Saturday Night's Alńghtfor Fighting, Grow Some Funk of Your Own czy Ballad of a Well-known Gun albo Somebody Saved My Life Tonight nie są ostrymi kawałkami? Nie ma takiej możliwości!" - powiedział zachwycony. "Ci faceci napisali gdzieś między 1972 i 1975 rokiem siedem albumów numer jeden w samych tylko Stanach. W ciągu zaledwie t r z e c h l a t! Bernie Taupin miał tylko dwadzieścia pięć lat, a teksty sypały mu się jak z rękawa. Albumy robił w dwie godziny! A jego słownictwo, jego wykształcenie..."- potrząsnął głową ze szczerym niedowierzaniem.
"To było zdumiewające, że zdecydowali się na muzykę rock'n'rollową zamiast, na przykład, klasycznej. I tak wspaniale połączyli różne style. Zdumiewające... Benny and the Jets - kontynuował poprzedni wątek - ma taką atmosferę, takie brzmienie, w taki sposób zostało nagrane, że od razu sam zapragnąłem wyjść na scenę. Ten kawałek sprawił, że zapragnąłem sam wyjść na scenę, bo wyobraziłem sobie koncert, scenę i brzmienie na żywo. Siebie przy mikrofonie... Także to skojarzyło mi się z glam-rockową sceną, jaka wtedy była popularna w Ameryce i klubami, o których czytałem w starym "Creem".
Zdumiewające. Śpiew Eltona Johna jest zdumiewający, a jego solówki na pianinie są absolutnie bezbłędne. Ta płyta jest wprost zdumiewająca. Kiedy dostałem podręcznik do nauki gry na fortepianie, próbowałem nauczyć się tego kawałka i odkryłem, że ten facet gra wszystkimi dziesięcioma palcami najbardziej niesamowite akordy na świecie. Nie mogłem zrozumieć, jak można wymyślić t a k ą kombinację pięciu nut, które składają się na to wprowadzenie - bomp-bomp-bomp. Nie chodzi o to, że to są nuty durowe, tylko o ich niesamowite połączenie. Elton John wyciąga z instrumentu takie rzeczy, których nikt inny nie potrafi..."

Czy Axl przez to rozumie, iż muzyka Eltona Johna miała jakiś wpływ na sposób, w jaki on pisze swoje utwory?
"Jasne" - potrząsnął twierdząco głową. - "Na mój styl gry na fortepianie mieli wpływ Elton John i Billy Joel. Z tym że jestem minimalistą. Wiem, co mogę i czego nie mogę zagrać, więc raczej uważnie wyznaczam sobie cele. Niemniej w zasadzie wzoruję swoją grę na sposobie, jakim Elton John atakuje fortepian. No i nie bez znaczenia jest jego zdumiewający sposób śpiewania. Jeśli chcesz się nauczyć śpiewać w różnych stylach, spróbuj zaśpiewać jak Elton John. Wszystko, począwszy od bluesa, a kończąc na... Absolutnie wszystko".

Co powiedziałby na temat twórczości Eltona po roku 1980?
"Sam nie wiem" - żachnął się. Lecz zrobił to po dżentelmeńsku.
"Uważam, że jego nowe rzeczy są dla starszej publiczności. Ale i oni są już starsi. Niemniej jego wcześniejsza twórczość wciąż pozostaje zdumiewająca. Dlatego, na przykład, dziwi mnie to, że radio w USA nie poświęca Eltonowi Johnowi tyle czasu antenowego, co Led Zeppelin, Beatlesom i Stonesom. Wiesz, nie ma niczego takiego jak Godzina Eltona Johna, a przecież będziesz miał czterysta tysięcy ludzi, którzy przyjdą na jego koncert w Central Parku, i będziesz miał komplety publiczności podczas tournee po Stanach. Tego właśnie nie mogę zrozumieć".

Axl miał rzeczywiście taką minę, jakby nie potrafił tego pojąć.
"Jego muzyka jest naprawdę zdumiewająca i należy do tego rodzaju... to znaczy nie spotkałem jeszcze takich ludzi, którzy po całonocnym słuchaniu wszystkiego, co było pod ręką, nie reagowaliby na płytę Eltona Johna: To jest w porządku, którzy by się sprzeciwiali że ją puściłem" - kontynuował z zachwytem, jak każdy fan opowiadający o swoim idolu. "Puszczam którykolwiek z jego pierwszych siedmiu czy ośmiu albumów i wszyscy dobrze się czują przy tej muzyce. Ponieważ wszyscy dorastali przy tej muzyce i dobrze się przy niej czują z powodu szczególnych wibracji, jakie emanują z tych różnorodnych pod względem stylu i sposobu komponowania piosenek. Każdy album przenosi cię w mnóstwo różnych miejsc..."

Axl opowiedział mi o tym, że Elton John przysłał mu kwiaty do garderoby po pierwszym występie na koncercie Stonesów:
"Tak, to było ekstra. Przysłał mi kwiaty i bilecik. To, co na nim napisał, nie było skierowane przeciw Stonesom, lecz przeciw prasie i każdemu, kto się źle wyrażał o Guns N'Roses. Napisał: Nie dajcie się wdeptać w ziemię tym skurwysynom! Nienawidzę ich tak samo jak wy... Szczerze oddany, Elton John. To było naprawdę wspaniałe".

ObrazekObrazekObrazek

Trzeci i ostatni utwór wymieniony przez Axla był najbardziej zaskakujący: I'm Not in Love grupy 10CC, który w 1974 roku był na pierwszym miejscu w Wielkiej Brytanii i Ameryce.
"Ten kawałek wciąż wraca do mnie, podobnie jak Layla Dereka i The Dominoes oraz Fade to Black Metalliki".

Axl usiłował uzasadnić ten wybór, najlepiej jak tylko potrafił:
"Chociaż takie zestawienie może się wydać dziwne, te trzy kawałki są dla mnie najlepszymi utworami wszechczasów... Skoro jednak mówimy o kawałkach z mojej młodości, wyłączam Laylę, którą polubiłem, kiedy byłem trochę starszy.
10CC... Jak wiesz, chodziłem na lekcje fortepianu. Wychodziłem z domu trochę wcześniej i najpierw wstępowałem do drugstore'u. By to bardzo schludny i konserwatywny sklep i choć miał dział z alkoholem, nie wpuszczano tam nikogo, kto nie miał ukończonych dwudziestu jeden lat. Mieli tam Playboya i inne takie magazyny. Przesiadywałem tam godzinami i ukradkiem zerkałem na te zakazane dla mnie pisma. Najbardziej podobał mi się 0ui. Fotografie w nim wprawiały mnie w osłupienie. Wtedy akurat odkrywałem dziewczyny i te rzeczy. Umawiałem się z koleżankami z klasy, ale były one strasznie nudne.
Mówię ci, w tych pismach to były prawdziwe kobiety, wspaniałe.
No, ale wracając do tematu, w tej drogerii stale puszczali I'm Not in Love. Samo nagranie jest świetne. Piosenka mówi o takim facecie, który jest zakochany, choć właściwie nie chce być zakochany. Nie chce z miłością mieć nic do czynienia. Tak więc cały czas sam sobie zaprzecza.
Poza tym traktuje sprawę na totalnym luzie. Śpiewa mniej więcej tak", Axl zaczął nucić ściszonym głosem: "Na ścianie wisi twoja fotografia/ Przykrywa ona znajdującą się tam paskudną plamę... To jest takie nonszalanckie... Totalny luz. Ta piosenka zawsze jest pod ręką. Kiedykolwiek jestem w jakiejś ciężkiej emocjonalnie sytuacji albo akurat mam się z kimś spotkać, wsiadam na przykład do samochodu, przekręcam kluczyk i wtedy zawsze w radiu leci ten kawałek. On jakby jest spleciony z moim życiem, stary" - rozpromienił się.

W tym momencie z głośników usłyszeliśmy utwór z płyty In Colour zespołu Cheap Trick. Nastrój Axla gwałtownie się zmienił i rozpoczęła się namiętna tyrada skierowana przeciwko gitarzyście Cheap Trick - Rickowi Nielsonowi.
Skąd ten gniew? Co to za historia?

"W Rolling Stone był z nim wywiad, w którym, kurwa, powiedział, że dołożył Slashowi. Ale to nieprawda. Czy sądzisz, że jakiś skurwiel mógłby dołożyć Slashowi, gdy między nimi stanie Doug Goidstein (współmenedżer Gunnersów)? Coś podobnego po prostu nie mogło się zdarzyć..."

Wydawać by się mogło, że cały świat i jego okolice chciały przypisać sobie zasługę pobicia któregoś z członków Guns N'Roses. Dlaczego - zdaniem Axla - on i jego koledzy z zespołu prowokują innych do
takich zachowań?

"Ponieważ Guns N'Roses mają fatalną reputację - odpowiedział ostrym i hardym tonem - reputację złych, kolejnych złych chłopców. I takie przechwałki uwiarygodniają pozycję takiego pierdolonego Ricka Nielsona na młodzieżowym rynku. Że niby on też, no wiesz, jest zły"

Czyli kolejny przypadek składania przeprosin, a potem - wyjaśnień? Teraz przyszła moja kolej na hardość.
"Tak" - przytaknął, dusząc śmiech. - "Chociaż gdyby był facetem z jajami, powinien przeprosić nas publicznie, a nie prywatnie. Prywatnie on może do mnie przyjść i wytłumaczyć się, ale to gówno znaczy dopóki nie zrobi tego w prasie. Z Bowiem, na przykład, była zupełnie odmienna sprawa - zaznaczył - ponieważ Bowie w ogóle nie rozmawiał z prasą. A to zupełnie coś innego. Tak więc on może mnie przeprosić prywatnie i gdy potem ukazują się zdjęcia nas obu razem, wszyscy są wkurwieni. Tak jakby chcieli powiedzieć: Próbowaliśmy rozpętać wojnę, a tu, zobacz - ci faceci są w najlepszej komitywie. Niech to diabli wezmą! I to jest w porządku. Podobnie było z Mickiem Jaggerem. Rzekomo nawciskał mi różnych rzeczy, a po chwili jestem z nim na scenie i śpiewamy razem. To załatwiło tych dupków.
Szczególnie że wcześniej wszystkie tutejsze gazety zamieszczały różne głupoty na temat Stonesów i nas. "Herald Examiner" wyskoczył z takim wielkim artykułem i - co było w tym wszystkim extra - zaraz potem gazeta przestała wychodzić. TAK TRZYMAĆ!" - wykrzyknął.

ObrazekObrazek

Według Axla, artykuł w świętej pamięci piśmie "Examiner" zawierał sformułowania typu:
"Strach i obrzydzenie otaczają zespół Guns N'Roses..." i takie tam bla, bla, bla i było w nim moje wielkie zdjęcie i imię AXL, wybite dużymi literami. Cytowali tam jakąś cipę, która niby była przerażona, że przyjadę i zabiję jej kota!" Axl gapił się na mnie z wyrazem osłupienia na twarzy. "Jakbym nie miał nic innego do roboty, tylko zabijać koty". Wyraz ubolewania na twarzy kłócił się z lodowatym tonem jego głosu.
"Owszem, mogłem kiedyś coś takiego powiedzieć w żartach, ale..."

Zmieniłem temat rozmowy. Zapytałem Axla, kiedy tak naprawdę ukaże się na rynku nowy album Guns N'Roses. Było to, rzecz jasna, pytanie zgrane jak stara płyta, ale sądziłem, że jeśli ktokolwiek zna na nie odpowiedź, może nim być tylko ten facet.
"Mamy nadzieję, że płyta wyjdzie tego lata" - odpowiedział, nie mrugnąwszy nawet okiem. - "Nie mam pojęcia natomiast, jaki będzie harmonogram naszego tournee. Chcielibyśmy zrobić trasę dookoła świata i grać w tylu miejscach, w ilu tylko się da. Wszystko zależy więc teraz od wyznaczenia takiego terminu, który będzie najlepszy. Nie potrafię powiedzieć, czy pierwsza będzie Anglia czy Ameryka. W każdym razie nie chcielibyśmy nikogo pominąć. Spróbujemy tak to zorganizować, aby wszyscy byli zadowoleni".

Zapytany o miejsca, w których wystąpiłby z największą ochotą, Axl odpowiedział bez wahania:
"W zasadzie chciałbym objechać całą Europę. Oczywiście bardzo lubię Anglię, ale w Europie graliśmy tylko w trzech krajach - w Niemczech, Holandii i Anglii. Teraz chciałbym grać w całej Europie. Chciałbym również pojechać do Panamy" - dodał bez zająknięcia. "Chyba wiesz, że puszczano tam kawałki Guns N'Roses, aby wykurzyć Noriegę?"

Była to prawda. Piechota morska USA wypłoszyła poczciwego generała z dyplomatycznej kryjówki, w której się ukrywał, bombardując go bez przerwy przez siedemdziesiąt dwie godziny zakazaną konfekcją AC/DC i Guns N'Roses z zamontowanych na wieżyczkach czołgów głośników. Odporny dotąd na wszystko, system nerwowy Noriegi w końcu załamał się i generał tonąc we łzach poddał się heavy metalowym żołnierzom."Chciałem polecieć tam w tamtą noc i powinienem był to zrobić, bo byłbym na miejscu w momencie, kiedy on oddaje się w ręce marines. Chciałem być w jednym z tych czołgów razem z żołnierzami" - powiedział, a ja nie byłem pewny w tym momencie, czy Axl żartuje, czy nie.

Wydawało mi się, iż Axl jest wyjątkowo spokojny i zrelaksowany w czasie naszej rozmowy. Czy wynikało to z tego, że przyjemnie spędził święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok?
Zaryczał jak osioł. "Miałem najgorsze święta i Nowy Rok w swoim zasranym życiu, człowieku. Jestem w dobrym nastroju, bo już, kurwa, mam je za sobą. Już jest po wszystkim" - westchnął.
"Wiesz, ukrywałem się jak zwierz w norze podczas zimowego snu - nie chciałem się z nikim widzieć. Ludzie mówili, że to błąd, ale mnie to naprawdę dobrze zrobiło. Z kolei wczoraj przyszło do mnie chyba osiem osób i doznałem nagle szoku... To byli moi bliscy przyjaciele. Dawno nie widzieliśmy się. Ale po chwili jakoś zaskoczyliśmy i zaczęliśmy takie poważne rozmowy: w mojej rodzinie zdarzyło się to, no tak, a tamto przytrafiło się mojej dziewczynie, bla, bla, bla... Same poważne sprawy, pełna powaga" - wyglądał na rozbawionego. "Więc jestem dziś w nastroju, by rozsiąść się wygodnie i odpoczywać. Dzisiaj wszystko jest pod kontrolą. Jutro już tak, kurwa, nie będzie. Jestem pewny, że c o ś się wydarzy, wiesz?
Wciąż jeszcze jest ta jedna niedokończona rzecz, ten przeklęty album" - skonstatował enigmatycznie. "Właśnie on. To znaczy, że jesteśmy w stanie go nagrać, ale w gruncie rzeczy Guns N'Roses wcale nie funkcjonują na pełnych obrotach i jakoś nie mogą rozwinąć swoich pełnych możliwości, chyba że... To musi być tak jak podczas lotu kamikaze: Tak trzymać! To jest to! Niech wszystko szlag trafi pójdziemy na dno w płomieniach z tym skurwysynem..." Sięgnął po kolejnego papierosa. Przypalił. "Tak to więc u nas wygląda, jeśli chodzi o następną płytę. Wszyscy naokoło mówią, że powinniśmy zrobić to kurewstwo i że ja spycham całą robotę na bok... Ludzie, być może napiszą o mnie wiele nieprzyjemnych rzeczy w gazetach i gdzie się da. Niemniej nie mam zamiaru tracić czasu na wywiady i powtarzać wszystkim zainteresowanym Guns N'Roses, by wzięli na wstrzymanie, że nie mamy nic przeciwko tym czy owym ludziom...
Ale też w moich komentarzach i tekstach będzie wiele obraźliwych słów i są one adresowane do tych, którzy nie lubią Guns N'Roses. Mówię im to wyraźnie: Odpierdolcie się! Lubcie sobie co chcecie, ale przestańcie pieprzyć o mnie głupoty. Ja w wywiadach nigdy nie mieszam się z gównem, na przykład z New Kids On The Block, prawda?"

Obrazek
(od lewej:Axl, Duff, Slash, Izzy Stradlin, Steven Adler)
Obrazek

*************
c.d -> patrz (CZEŚĆ 4 / 4)
Ostatnio zmieniony pt, 02 gru 2005, 19:52 przez SUNrise, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

HISTORIA GUNS N' ROSES ROZDZIAŁ VIII
The Most Dangerous Band in the World - written by Mick Wall

STYCZEŃ 1990 - WYWIAD Z AXL'em ROSE (część 4 / 4)

ObrazekObrazek

Godzina, jak śpiewał wieszcz, stawała się późna. Ale Axl był nadal bardzo ożywiony. Spod przymrużonych powiek spoglądał gdzieś w dal, jakby chciał ujrzeć, co się w przyszłym roku zdarzy jemu i zespołowi...
"Chciałbym powiedzieć jeszcze kilka rzeczy. Jeśli chodzi o następną płytę... Ona jest naszym marzeniem. Pragniemy dać te piosenki publiczności. I kiedy ruszymy z nimi w trasę, będziemy walczyć o nie z zaciętością biznesmenów. Ale w tej chwili nie to jest najważniejsze, lecz - samo nagranie tych piosenek".

Oraz to - Axl szybko uprzedził moje pytanie - iż zespół nie bał się komercyjnej porażki.
"Jeśli cały ten biznes zawali się nam na łeb, wtedy postanowimy, czy chcemy coś z tym zrobić, czy też, nie. Nowa płyta i tak sprzeda się w wystarczającej liczbie egzemplarzy tuż po ukazaniu się, tak że będziemy mogli z niej żyć do końca naszych dni, a nagrywać kolejne albumy dla małych niezależnych wytwórni. Nie ma a dla nas większego znaczenia, choć oczywiście nie zakładamy, że tak się stanie. Ale będziemy musieli się zastanowić, co chcemy dalej robić: czy chcemy dawać z siebie wszystko, co mamy w środku, by każdy koncert był pełną prezentacją naszych możliwości".

A będą tego chcieli?
"Jasne. Tylko że ja nie układam choreografii występów z góry... Nie planuję, na przykład, że w tym momencie padnę na kolana. Owszem, jest kilka gestów czy ruchów, które wykonuję zawsze, bo pasują do pewnych utworów. Tak jest na początku It's So Easy i Mr Brownstone. Reszta po prostu... dzieje się sama. A teraz zastanawiam się, czy chcę dać to wszystka z siebie, wiedząc, że potem jakiś skurwiel plunie mi za to w twarz? Czy to wszystko jest aż tak dla mnie ważne? Nie. Sam dobrze wiesz, że lubię nasze piosenki, ale jeśli ich ktoś nie chce, w porządku. Nie chcę nikomu wciskać ich na siłę. Wtedy pojawia się problem, ile forsy chcesz z tego wycisnąć. Na przykład z trasy. Bo przecież wszystko sprowadza się do tego, żeby trasa przyniosła ci pieniądze, prawda? Czy chcesz przejść przez coś takiego, że w gazetach napiszą, iż publiczność była wspaniała, ale zespół leciał rutyną?"

A może czasami fani się mylą - zasugerowałem.
Axl - jak było do przewidzenia - nie zgadzał się:

"Gdy widzisz lidzi, na których działa twój występ, znaczy to, że nie lecisz rutyną. Cokolwiek by się mówiło. W końcu dałeś coś, co się im podobało" - dokończył z rozdrażnieniem.

W przeszłości Axl wiele razy groził, że wycofa się. Ale czy naprawdę mógłby to teraz zrobić? Opuścić zespół, zrezygnować z muzycznej kariery? Chodzi nie tylko o sprawy finansowe, ale także względy artystyczne, duchowe, emocjonalne. Czy Axl byłby w stanie tak zwyczajnie odwrócić się plecami do Guns N'Roses i odejść?
"Tak, gdybym dostatecznie silnie tego pragnął" - zapewnił. - "Wszystko wydaje się w porządku, jeśli chodzi o drobiazgi. Ale czy one ułożą się w konkretne rozdziały, jakby w księgę mojego życia, nie wiem. Ale ciągle, do końca życia, będę tak pisać jak piszę, niezależnie od tego, czy ostatecznie skomponuje to się w jakąś całość... Tak już bedzie zawsze. Ale chciałbym też nagrywać najdłużej, jak się da. I... muszę zrobić ten album. Potem nic już nie będzie miało większego znaczenia. Ten drugi album jest albumem, na który czekam od czasów, zanim jeszcze podpisaliśmy kontrakt. Chcę przez to powiedzieć, że planowaliśmy drugi album jeszcze przed nagraniem pierwszego.
Tylko to się liczy! Ale, niezależnie od tego, ile on dla mnie znaczy jeśli zrobiłby klapę czy coś w tym rodzaju, naturalnie, czułbym się poniżony w sensie finansowym, no i zawiedziony. Jednocześnie nie ma to aż takiego znaczenia, bo, no wiesz, doprowadziłem do jego wydania. No i co z tego? To jest sprawa czysto artystyczna. Wtedy mógłbym wycofać się. Jeszcze zrobić kasę na trasie i wycofać się, wiedząc, że z odsetek mogę utrzymać swoje dzieciaki i do końca życia dawać im wszystko, co tylko będą chciały. I jeszcze przeznaczyć trochę pieniędzy na jakieś cele charytatywne" - uśmiechnął się z przymusem.
"Chciałbym mieć to poczucie bezpieczeństwa. Wiesz, nigdy przedtem w swoim życiu nie miałem czegoś takiego. Niektórzy ludzie pytają mnie, dlaczego nie dam trochę pieniędzy na taki czy inny cel? Przecież mam tyle forsy. Ja odpowiadam, że za tę forsę kupiłem sobie poczucie bezpieczeństwa. Ty kupiłeś sobie dom, no nie? A ja pracowałem na całe moje życie".

Ale co dały mu te pieniądze? Jaka była ich prawdziwa wartość dla kogoś takiego jak W. Axl Rose?
"Cały finansowy aspekt polega na zapewnieniu sobie poczucia bezpieczeństwa" - stwierdził stanowczym tonem. "Gwarantuje mi je bank i tak już pozostanie. Wydam tylko tyle, na ile pozwolą mi odsetki, i temu podobne gówno. Nie zamierzam rozdawać swojego bezpieczeństwa, chyba że... Gdybym porzucił zespół, wtedy zrobiłbym to. Nie pozbawiłbym przecież pieniędzy Duffa ani Izzy'ego tylko dlatego. że zdecydowałem się na taki krok..."

Ostatnie pytanie, pierwsze pytanie. Właściwie to samo pytanie, kto zadawałem przez ostatnie dwa lata...
"Zabrało nam wiele czasu zebranie do kupy pomysłów na ten album" - Axl wyznał szczerze. "Poza tym, w pewnym sensie, nikt przed nami nie dokonał tego, czego my dokonaliśmy. Wyskoczyliśmy z płytą, w której uchwyciliśmy jakby ducha The Sex Pistols. l poszliśmy tym śladem do końca... Nikt tego dotąd nie zrobił"- dodał znacząco. "Tak więc nie wypuścimy żadnej pierdolonej płyty, dopóki nie będzie ona jak należy. To wszystko. Od dawna staramy się ją przygotować, ale dopiero teraz wychodzą mi właściwe teksty. Mówiąc szczerze, zaledwie miesiąc temu wszystko zaczęło nabierać jakiegoś sensu. Dopiero od tygodnia układają mi się właściwe słowa do kawałków Slasha. Dużo czasu zajęło mi znalezienie do nich klucza. Mam nadzieję, że spodobają się ludziom. Uważam, że publiczność dostatecznie wydoroślała. Wraz z nami. Minęły przecież trzy lata i przez te trzy lata ona też brnęła przez gówno. Chcielibyśmy, by w naszych piosenkach znalazła coś, z czym mogłaby się identyfikować".

AXL ROSE
ObrazekObrazek

Zapytałem Axla, czy mógłby bardziej precyzyjnie opisać ich nowy materiał. Pod jakim względem jest on "doroślejszy"?
"Powiedzmy, że przechodzisz przez pewien okres w swoim życiu, kiedy żyjesz prawie jak mnich, OK? Masz właśnie takie nastawienie i o tym piszesz. Ale zdajesz sobie również sprawę, że choć publiczność zrozumie tę postawę, nie będzie jednak chciała mieć całego albumu w tym duchu. Wiesz o tym doskonale. Musisz sam coś przeżyć, aby o tym później pisać. Kiedy piszesz prosto z życia, a nie jakieś fantazje, sam musisz przez te różne doświadczenia przejść. A teraz, jak mi się zdaje, uchwyciliśmy tyle różnych aspektów Guns N'Roses, że nikt nie będzie wiedział, co o tym wszystkim sądzić - z nami włącznie.
Ludzie będą pytać: "Co oni chcą udowodnić? Nic z tego, kurwa nie rozumiem!" Mamy różne tytuły dla tej płyty. Na przykład, GN'R Sucks - to nasz ulubiony. Albo, BUY-Product, pisany: B-U-Y, to znaczy: Guns N'Roses - BUY Product.
Napisałem dzisiaj taką rzecz... Zazwyczaj nie spisuję słów, raczej wszystko mam w głowie..." Przymknął oczy i zaczął recytować. "To idzie tak: "Twierdzicie, że jesteśmy gwałtowni/ Ja twierdzę, że jesteśmy produktem naszego otoczenia/ Twierdzicie, że jesteśmy wrogo nastawieni/ Dziecinko, my musimy przeżyć/ Twierdzicie, że jesteśmy pozbawieni serca/ Dopóki nie mieliśmy pieniędzy, nikogo to nie obchodziło/ Twierdzicie, że cuchniemy śmiercią! Przez całe nasze życie zabijaliście nas..."
Otworzył oczy. "Ten ostry materiał pomieszany jest z balladami. Jest też trochę humoru - Izzy napisał taką piosenkę, idzie ona mniej więcej tak: "W moim życiu było wiele kochanek/ Ty nie byłaś pierwsza... a dalej: Ale ty byłaś najgorsza/ Tak, ty byłaś najgorsza..." Rozpłynął się w kaskadach zaraźliwego śmiechu. "Spróbuję namówić Izzy'ego żeby sam to zaśpiewał" - powiedział. "On śpiewa to najlepiej.
Wes też ma swój wkład do płyty: utwór The Garden. Spróbujemy nagrać Wesa grającego na gitarze. On to robi najlepiej. Slash chce zagrać solówkę. Mówi: "Tym razem załatwię to kurewstwo na amen". Bo od trzech lat nie może dobrać solówki do The Garden. Teraz upiera się że tego dokona. A tymczasem Wes już wie, jak ją zagrać. Będziemy musieli to jakoś rozstrzygnąć. Chcemy spróbować nagrać cztery kawałki, które wspólnie z Wesem napisaliśmy trzy lata temu.
Tak więc mamy bardzo różnorodny materiał. Najbardziej obawialiśmy się tego, żeby nie forsować takiego jednostronnego widzenia świata, rozumiesz, co mam na myśli? Żeby nie stracić pewnej części fanów, nie stracić ludzi, którzy mogliby być zawiedzeni, widząc tylko jedną stronę Guns N'Roses. Musimy im pokazać pełniejszy wizerunek zespołu. Uważam, że powstanie coś w rodzaju trylogii: Appetite for Destruction, GN'R Lies i teraz ta ostatnia. Trylogii dowodzącej, iż Guns N'Roses mogą robić, co tylko im się, kurwa, podoba. Ta trzecia pozycja, być może, nie sprzeda się, ale mimo to rozbije wszystkie krępujące nas bariery.
Jedyną granicą, której nie przekroczymy, będzie hard rock. Zdajemy sobie sprawę, iż jest to w pewnym sensie ograniczenie, ale chcemy zachować ten styl - nie chcemy, by on umarł. A przecież widzimy, jak dzisiaj umiera hard rock. To znaczy umierał, zanim nie powstał zespół Guns N'Roses. Był systematycznie niszczony. Przez radio, przez wszystkie te stacje, które już nie puszczają heavy metalu, tylko jakieś barachło. Dlatego też postanowiliśmy: niech będzie co chce. My lubimy dużo gitar i od tego nie odejdziemy". Zrobił przerwę, spojrzał na papierosa i po chwili burknął: "To by było tyle".
I tak było rzeczywiście. Przynajmniej tym razem.

AXL
Obrazek
************************************************

MARZEC 1990 - WYWIAD (przez telefon) Z AXL'em ROSE

Jakieś dwa miesiące po tym zdarzeniu patrz --> WYWIAD Z AXL'em STYCZEŃ 1990 rozmawiałem z Axlem przez telefon po raz ostatni. Wertując niektóre bardziej zapalne fragmenty wywiadu, krórego udzielił mi w styczniu - szczególnie wyrażone tam pragnienie, by wziąć "na stronę" Vince'a Neila z Motley Crue - zaniepokoiłem się, że kilku wypowiedzi, udzielonych pod wpływem chwili, może on później żałować. Chciałem więc sprawdzić, czy Axl podtrzymuje to, co powiedział.
"Czy to jest nagrywane?" - zapytał ostro. Powiedziałem, że tak. "No, dobrze. Jeśli chodzi o sprawę Motley" - rozpoczął bez wstępu - "czuję, że moje słowa były trochę dziecinne, ale jednocześnie cieszę się, że powiedziałem to, co powiedziałem. Niemniej to było trochę dziecinne i mam wrażenie, że moja złość była elementem gry promocyjnej Nikkiego Sixxa. Dałem się w to wciągnąć, ale doszedłem do wniosku, iż nie ma to żadnego znaczenia. Gdybym miał to powtórzyć, niekoniecznie wypowiedziałbym te same słowa. Ale skoro już to się stało, trzeba z tym żyć".

Co by się jednak stało, gdyby Vince Neil rzeczywiście przyjął jego wyzwanie i zaczął go ścigać.
"Proszę bardzo", powiedział niespeszony. "Kiedy tylko zechce. Nie mam czasu zawracać sobie głowy tropieniem Vince'a. Jeśli będzie chciał mnie dorwać, wypucuję skurwielem podłogę".

Korzystając z okazji, że mam Axla na linii, poprosiłem, aby spróbował wyjaśnić mi jeszcze jedną dziwną historię, która ostatnio krążyła między Londynem a Los Angeles. A mianowicie, że Steven Adler został wylany z zespołu; fakt, że nie potrafił uporać się z uzależnieniem od heroiny, był wymieniony jako główny powód kolejnego zamrożenia pracy nad nowym albumem.
"Nieprawda" - stanowczo odpowiedział Axl. - "Steven wrócił do kapeli".

To znaczy więc, że był wykluczony z zespołu na jakiś czas?
"Zgadza się. Został zdecydowanie odsunięty od kapeli, co niekoniecznie musi oznaczać - wylany. Pracowaliśmy z Adamem Maplesem (byłym perkusistą Sea Hags) i Martinem Chambersem (byłym perkusistą The Pretenders). W końcu jednak, jak przystało na Gunnersa, Steven zaprowadził w swoim sraczu porządek. I poszło. Udało mu się. A Steven gra nasze kawałki lepiej niż ktokolwiek inny. Ma pomieszane w dupie i jest całym gunnersem. Jeśli tego nie przerżnie, spróbujemy z nim nagrywać... i pojechać razem w trasę" - dodał po krótkiej chwili zastanowienia. "Wiesz, zawarliśmy z nim umowę - razem zrobimy album i jeśli nie przerżnie sprawy, pojedzie z nami w trasę. Jeśli nie przerżnie trasy, odzyska pełne członkostwo w zespole".

Rozumiem, że daliście mu prosty wybór: albo narkotyki, albo zespół.
"Tak, dokładnie. I wiesz co, to się nawet udało. Znowu wszystko funkcjonuje jak należy i mamy nadzieję, że tak pozostanie. Zresztą minęło dopiero kilka dni" - dodał. "Jaki mamy dzisiaj dzień? Sobotę? Umowa stoi dopiero od wtorku. I jak dotąd, Steven radzi sobie świetnie".

Jak dużo materiału udało im się nagrać, zanim problem Stevena nie zmusił ich do przerwania pracy?
Długa cisza. "No... zaczynamy nagrywać dopiero pierwszego maja. Tymczasem wynieśliśmy się ze studia i przerobiliśmy niektóre piosenki. No i Steven... W każdym razie fajnie jest, iż zdaliśmy sobie wszyscy sprawę z tego, że musimy to gówno jakoś zlepić do kupy. Bo zanim wprowadzimy do zespołu Martina Chambersa, musimy mieć już wszystkie kawałki gotowe - napisane. Cały tydzień pracowaliśmy nad nimi i jedenaście piosenek opracowaliśmy do końca. Potem szlifowaliśmy niektóre rzeczy na próbach z innymi perkusistami i koncentrowaliśmy się głównie na słabych punktach. A teraz mam dla ciebie nowinę" - przerwał, wpadając nagle w radosny nastrój. "Mamy nowego członka w zesole Guns N^Roses".

Co? Zupełnie nie byłem na to przygotowany. Jest ktoś nowy w zespole Guns N'Roses?
"Tak".
Kto?
"Eee, taki facet o imieniu Dizzy".
Kto?
"Dizzy. D-I-Z-Z-Y".
Czy on ma nazwisko? - Spytałem.
"Nie wiem" - odpowiedział wymijająco. - "My go nazywamy po prostu Dizzy. Jest szóstym członkiem zespołu Guns N'Roses i jest klawiszowcem - gra na fortepianie".
Czyja go znam - zapytałem, w dalszym ciągu nie będąc pewny, czy Axl żartuje, czy nie.
"Był w takim zespole The Wild. Kiedyś mieszkał z nami po sąsiedzku. Właściwie już trzy lub cztery lata temu zaproponowaliśmy mu, aby się do nas przyłączył. Dokładnie tego samego za dnia, kiedy zaprosiliśmy Dizzy'ego do grania w naszej kapeli, uległ on wypadkowi samochodowemu i miał zmiażdżoną rękę. Długo składno mu palce - wstawiano jakieś śruby i klamry. Kilka miesięcy temu do nas przyszedł i zagrał trzy kawałki, których nigdy przedtem nie słyszał. Były to utwory heavy metalowe, do których nie zamierzaliśmy dawać klawiszy. Ale zagrał je właśnie z takim heavy metalowym brzmieniem. Fantastycznie!
No więc niedawno - chyba to była niedziela albo poniedziałek - dowiedziałem się, że jest bezrobotny... Zadzwoniłem od razu do Alana (menadżer GN'R - przyp. tłum] i powiedziałem mu, żeby zabezpieczył dla nas tego faceta: zaangażował go, przygotował umowę, wciągnął go na listę płac i dał mu zaliczkę na wynajęcie mieszkania. W taki oto sposób mamy klawiszowca..."

I tu właściwie kończyła się nasza rozmowa. Tylko jeszcze jedno krótkie pytanie: Czy dostał książki Charlesa Bukowskiego, o które mnie prosił?
"Tak, czytam już siódmą, frajerze!"

ObrazekObrazekObrazek

************************************
Była to moja ostatnia rozmowa z Axlem i - jak się miało okazać - z którymkolwiek z członków zespołu Guns N'Roses. Złożyło się na to tysiące powodów - zarówno osobistych jak i innych - mniej lub bardziej zawodowych. Szlaban opadł i Axl od tamtej pory odmawiał udzielania wywiadów - zarówno mnie, jak i komukolwiek innemu.
Zgodnie z tradycją, zespół nie wszedł do studia pierwszego maja (z Mike'em Clinkiem). Jeśli zaś chodzi o inne poczynania członków Guns N'Roses... W maju 1990 roku świat obiegła wiadomość o tym, że heroinowe problemy Stevena Adlera okazały się niereformowalne i wobec tego z ubolewaniem donosił komunikat - oficjalnie przestał on być członkiem zespołu Guns N'Roses.
"Jedynymi rzeczami, dla których Steven żył, były: seks, narkotyki i rock'n'roll - dokładnie w tej kolejności" - powiedział później Slash w wywiadzie dla "Rolling Stone". "Albo raczej: narkotyki, seks i rock'n'roll. Potem były to już tylko narkotyki i rock'n'roll, a w końcu - same narkotyki". Slash oświadczył również, iż próbował przez jakiś czas utrzymywać towarzyskie stosunki z kolegą z młodości, ale okazało się to w końcu zbyt trudne. "Od czasu do czasu wpadałem do niego, żeby zobaczyć, jak mu się wiedzie. Byłem z nim blisko, tak jak się jest z kochaną osobą. Ale on zaczął mi docinać: Słyszałem, że wy wszyscy bierzecie heroinę, więc jaka jest między nami różnica? bla bla, bla... Doszło do tego, że nie mogłem już dłużej, z nim rozmawiać. Kiedy zaś zabierałem go na kolację, kończyło się zawsze bijatyką. Nie mogłem tego znieść. Przestałem się z nim widywać. Czasami tylko dzwonię do jego lekarza. Często myślę o Stevenie i martwię się. Narkotyki to paskudna sprawa. A Steven był od dawna moim najlepszym przyjacielem".
Stevena zastąpił Matt Sorum, dwudziestosześcioletni dawny perkusista The Cult.

~~~~Mick Wall~~~~

*************************************
Na zdjęciu Gunsi jeszcze ze Stevenem Adlerem - obok Slash'a drugi od prawej
Obrazek

Od SUNrise :) I jeśli chodzi o wywiady ("The Most Dangerous Band in the World") przeprowadzone przez Micka Walla dla pisma "Kerrang!" i zamieszczane ostatnio tutaj, to w moim gunsowym temacie też jest już to wszystko. Mickowi dziękujemy japrosic . A ja powracam do kontynuowania swojej własnej "produkcji".
Ostatnio zmieniony pt, 02 gru 2005, 20:07 przez SUNrise, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

HISTORIA GUNS N' ROSES ROZDZIAŁ VIII
ROK 1990 - podsumowanie nr ...już sama nie wiem który. Ale skoro to Guuuunsi.... Ach, jak ja lubię tę robotę.

ObrazekObrazek

Pomimo złożenia ślubów abstynencji i nie kończących się zapewnień o życiu w czystości i konsolidacji zespołu nowa dekada rozpoczęła się dla Guns N'Roses tak samo, jak zakończyła się poprzednia: w plotkarskich rubrykach gazet, a nie - jakby chcieli - w studiu nagraniowym. 22 stycznia Slash i Duff byli obecni na uroczystości rozdania American Music Awards - poważnym wydarzeniu w życiu amerykańskiego establishmentu muzycznego, które odbywa się co roku w Shrine Auditorium w Los Angeles i jest bezpośrednio transmitowane na cały kraj. Ściskając w rękach butelki z winem, obaj wtoczyli się na podium, by odebrać dwie pierwsze nagrody, do których nominowano zespół (za najlepszy album i dla najlepszego artysty ). Wtedy Slashowi wymknęło się: "gówno". Za drugim jednak razem, gdy rozpoczął swoją przemowę słowami: "Chcę podziękować pierdolonym... o, pardon!", zaproszona publiczność - w przeważającej mierze wbici we fraki, podstarzali magnaci showbiznesu ze swoimi konkubinami - zaczęła zdradzać wyraźne oznaki zdenerwowania.
Nietrzeźwy Slash usiłował jakoś ratować sytuację, przechodząc do złożenia podziękowań ekipie z działu artystyczno-programowego Geffen Records "za odkrycie nas" oraz menedżerom zespołu Guns N'Roses "za, kurwa, doprowadzenie nas tu, gdzie jesteśmy".
W tym momencie reżyser programu przerwał transmisję na przygotowaną pośpiesznie wstawkę z reklamami. Jednakże sieć ABC, która emitowała całe to widowisko, została literalnie zakrzyczana setkami telefonów od oburzonych widzów z całego kraju. No jak to zwykle w Ameryce - "straty moralne" widzów przed TV były ogromne. Aż się dziwię, że żaden widz go o to do sądu nie podał. No i w dodatku Slash włażąc na scenę miał rozpiętą koszulę i całą klatkę piersiową odsłoniętą. Następnego dnia cała ta historia znalazła się na pierwszych stronach zarówno "Los Angeles Times", jak i "New York Times".
Slash jednak zachował stoicki spokój człowieka niepoprawnego. Najpierw się tłumaczył, że jego język to wynik nieśmiałości, zaskoczenia z otrzymania nagrody itede... Ale później dodał, że "Specjalnie chciałem przedstawić nas jako skończonych pie******* ponieważ wszyscy byli tacy uprzejmi, sztywni i nienaturalni" - oświadczył na łamach "Rolling Stone". Czyli w piśmie do którego Slash, zawsze jak coś przeskrobie to idzie się spowiadać. "Próbowaliśmy się trochę rozerwać i sądzę, że spośród wszystkich zgromadzonych tam ludzi my byliśmy jedynymi, którzy nie nałożyli masek".

Wydarzeń roku 1990 c.d.- przynajmniej tych, które zapewniły Guns N'Roses honorowe miejsce na pierwszych stronach prasy "rewolwerowej". Sugerowały one nie wtajemniczonym, iż mamy do czynienia z rock'n'rollowym komiksem albo ze zmodyfikowaną wersją filmu This is Spinal Tap. Jeszcze nie przebrzmiały echa przemówienia dziękczynnego Slasha podczas rozdania American Musie Awards, kiedy wiosną dziennikarze otrzymali niemal jednocześnie aż dwa nadzwyczaj smakowite kąski: burzliwy związek małżeński Axla z Erin Everly (córką Dona Everly'ego ze słynnego w erze przedbeatlesowskiej duetu The Everly Brothers. Pod [url=http://yola_gieralt.w.interia.pl/axlgrn5.jpg]linkiem[/url] zdjęcie z ich ślubu, gdyby to kogoś interesowało ) oraz spektakularne wyrzucenie Stevena Adlera z zespołu.

Ślub Axla odbył się 28 kwietnia w Las Vegas (podczas brania go podobno oboje byli pijani). Naturalnie w wydarzeniu tym nie byłoby niczego szczególnie sensacyjnego, gdyby nie fakt, iż już dwie doby później została wniesiona do sądu sprawa o rozwód. A 24 maja Axl oficjalnie potwierdził tę - jak na te czasy sensacyjną wiadomość. Zanosiło się na najkrótsze małżeństwo w historii rock'n'rolla; słynna para postanowiła jednak spróbować jeszcze raz. Próba nie powiodła się - ostateczne rozstanie nastąpiło w grudniu. W zeznaniu złożonym pod przysięgą Axl przyznał, że jeszcze przed ślubem jego związek z Erin cechowała niezwykła gwałtowność: z gruntownym, regularnie powtarzającym się demolowaniem apartamentu w Hollywood i wzajemnymi aktami przemocy i poniżania się. "Jestem artystą, człowiekiem estrady" - czytamy w stenogramie jego wypowiedzi podczas procesu - "i szczerze wierzyłem, że Erin jest moją największą inspiracją. Odczuwałem głęboki lęk i depresję, iż - jeśli nie poślubię Erin w tym czasie - ona opuści mnie i tym samym stracę osobę, którą uważałem za swoją największą inspirację". Dalej Axl oświadczył, że Erin znikała "na całe tygodnie bez słowa uprzedzenia. Swoim postępowaniem i deklaracjami dała mi jasno do zrozumienia, że nie miała zamiaru wypełnić obietnicy, iż stworzy rodzinę i podporządkuje się należytemu wypełnianiu obowiązków małżeńskich".
Pomijając różne drobne incydenty, Axl jeszcze dwukrotnie - jeśli chodzi o sprawy pozamuzyczne - trafił na pierwsze strony gazet. 31 lipca do jego (i Erin) apartamentu brutalnie wtargnęła trzynastoosobowa grupa funkcjonariuszy z biura szeryfa z Zachodniego Hollywood - mimo braku oficjalnego nakazu. Pretekstem były skargi sąsiadów na zbyt głośną muzykę podczas odbywającego się tam przyjęcia. Natomiast 30 października wokalista Guns N'Roses został aresztowany (a potem zwolniony za kaucją pięciu tysięcy dolarów) za "napad z użyciem niebezpiecznego narzędzia". Owym narzędziem była pusta butelka po winie, a obiektem agresji była sąsiadka Gabriela Kantor, która pewnej nocy wezwała policję, skarżąc się, iż słynny wokalista zakłóca spokój, nastawiając muzykę na cały regulator.
Axl
ObrazekObrazek

Miesiąc później ta sprawa została przez sąd umorzona z powodu braku dostatecznych dowodów przestępstwa. Mówiąc ściślej, okazało się, iż było dokładnie na odwrót, to sąsiadka walnęła w głowę jego. "Axl jest jak magnes przyciągający kłopoty" - skomentował Slash. "Nigdy w życiu nie spotkałem kogoś takiego. Należy do ludzi, którym w gardle może utkwić szczoteczka do zębów tylko dlatego, że przypadkiem okazała się wybrakowana".

Wszystkie te incydenty niefortunnie odwracały uwagę od kwestii zasadniczej - jedynej, która tak naprawdę gnębiła fanów. A mianowicie wciąż nie było tak oczekiwanej nowej płyty Guns N'Roses. Ich samopoczucia bynajmniej nie poprawiła szeroko nagłośniona w mediach sprawa wyrzucenia Stevena Adlera jako ,"elementu destrukcyjnego", którego upodobanie do heroiny uniemożliwiało efektywną pracę w studiu nad nowym materiałem. Dla samego zespołu owa decyzja musiała być niełatwa. Przecież dotyczyła przyjaciela, z którym przebrnęło się bez szwanku przez wiele chudych lat.

od lewej: Steven Adler, Duff, Slash
Obrazek
"Czułem się fatalnie z powodu Stevena" mówił Slash w wywiadzie dla "Rolling Stone". "On teraz wygaduje takie różne rzeczy w rodzaju: Jak oni mogli mi to zrobić? Ale to nie była sprawa, jak my mogliśmy to jemu zrobić, lecz jak on to mógł zrobić nam.
Zespół otoczył go opieką. Ktokolwiek myśli, że tak po prostu go wykopaliśmy, nie ma pojęcia o czym, kurwa, mówi, i nie wie, co się działo. Czekaliśmy na niego przez cały pieprzony rok. Jak długo zespół może tak czekać w pogotowiu? Wszyscy chcieliśmy ruszyć w trasę - grać i on także chciał grać. Ale był za bardzo naćpany, by to zrobić. Naprawdę zrobiliśmy wszystko, co się da dla tego dzieciaka, żeby go przywrócić do normalnego stanu, lecz on odmawiał. Za każdym razem, kiedy szedł na odwyk, zaraz stamtąd zwiewał. To znaczy ja także zwiałem z odwyku, ale dlatego, że nie chciałem być pod czyjąkolwiek kontrolą. Uciekłem i doprowadziłem się do porządku sam. Steven jednak całkowicie stracił nad sobą kontrolę. Nie chciał być na odwyku i dalej robił to, co przedtem. Uważał, że na tym polega rock'n'roll. Co można powiedzieć takiemu facetowi? Ja więc powiedziałem: Pierdolę, dosyć tego. Nie jestem już w stanie dalej się z tym pieprzyć. Musimy znaleźć nowego perkusistę"
.
Na moment pojawił się w studiu perkusista z grupy Sea Hags. Potem - również przez chwilę - zastąpił go Martin Chambers z The Pretenders. Ostateczny wybór padł jednak na Matta Soruma, związanego wcześniej z brytyjską (lecz osiadłą na Zachodnim Wybrzeżu) formacją The Cult.
Slash zwrócił na niego uwagę podczas koncertu w Universal Amphitheatre w Los Angeles kilka tygodni wcześniej. "Wykombinowałem sobie, że go po prostu wykradnę" - powiedział w wywiadzie dla "Vox" "Zauważyłem wówczas, że ten perkusista jest świetny i powiedziałem sobie: Dlaczego my nie moglibyśmy mieć takiego perkusisty? W czym problem? Stawałem na głowie, żeby znaleźć faceta, który by pasował do zespołu. Nie chodzi przecież tylko o to, żeby zaangażować kogoś z zewnątrz, kto umie zagrać nasze kawałki. Wtedy przypomniałem sobie koncert The Cult..."

Na wiosnę 1990 roku w prasie muzycznej ukazała się wiadomość, że Guns N'Roses zdecydowali się na wydanie jedno-płytowego albumu, a nie - jak zapowiadali wcześniej - dwu-płytowego. Latem natomiast pojawiła się informacja, iż zespół ukończył pracę nad dwudziestoma dziewięcioma utworami, które światło dzienne ujrzą w styczniu. Każdy, kto choćby raz w życiu widział płytę gramofonową na oczy, bez trudu dostrzeże sprzeczność między tymi dwoma doniesieniami. Zresztą, tyle ich już było...
Prawda wyglądała jednak tak, że, owszem, Guns N'Roses rzeczywiście całe lato intensywnie pracowali. Jednakże owe dwadzieścia dziewięć utworów nie mogło być ukończone z jednej prostej przyczyny: w sesjach nie uczestniczył Axl. Cały nagrany materiał stanowiły podkłady instrumenalne, które wymagały nałożenia warstwy wokalnej i finalnego zmiksowania. Axl pojawił się jesienią, a wraz z nim - kolejne kłopoty. Po zgraniu mniej więcej dwóch trzecich zarejestrowanego materiału zespół przyznał wszakże rację liderowi, że całość nie brzmi jak należy. W rezultacie współpracujący dotąd z Guns N'Roses inżynier dźwieku, Bob Clearmountain, otrzymał wymówienie. Jego miejsce zajął Bill Price (Pete Townshend, The Clash), na którego Gunnersi zwrócili uwagę po usłyszeniu debiutanckiego albumu grupy The Nymphs. Cały proces produkcyjny rozpoczął się więc jakby od zera. Nikt nie miał złudzeń, iż kolejny termin nie zostanie dotrzymany.
"Ludzie czegoś chcą - komentował to później Axl - i chcą to mieć natychmiast. Spragnieni ludzie. Ja jestem taki sam, z tym że chcę, aby to, co dostaję, było jak należy. Nie chcę niczego na poł gwizdka. Od czasu, gdy wydaliśmy Appetite for Destruction, widziałem mnóstwo zespołów, które wydały od dwóch do czterech albumów. I kogo to obchodzi? Potem oni wyruszyli na wielkie tournee i przez tę chwilę byli wielkimi gwiazdami rocka. Do tego się wszyscy przyzwyczaili - taka jest polityka wytwórni płytowych. Ale ja nie chcę być częścią tego systemu. My nie kleciliśmy czegoś do kupy, by zostać gwiazdami rocka. Chcieliśmy stworzyć coś, co znaczyłoby dla nas wszystko".

Dobrą stroną przedłużającej się hibernacji Guns N'Roses było to że wszyscy - wyłączając naturalnie Stevena - uporali się do lata 1990 roku z problemem narkotyków i poważnie ograniczyli spożycie alkoholu. Jeśli chodzi o to pierwsze, Slash - który z wolna zaczął się upodabniać do Keitha Richardsa z około 1980 roku - powiedział wprost: "To jest prawdopodobnie jedna z najbardziej destrukcyjnych rzeczy, przez którą może przejść tylko człowiek. To tak jak siedzieć cały czas na własnym łożu śmierci". Co do drugiego, oświadczył: "Zwykle kiedy zbyt wiele piję, mam po temu konkretny powód. Moim najgorszym wrogiem jest nuda, a uczucie znudzenia się nawiedza mnie bardzo łatwo. W historii naszego zespołu, dopóki jeździliśmy i graliśmy, nigdy nie miałem problemów tego rodzaju".

Slash
ObrazekObrazek

Dopiero latem 1990 roku rozpoczęła się wreszcie na dobre praca nad nowym albumem Guns N'Roses. Nagranie podkładów do (jak się okazało) trzydziestu sześciu utworów zajęło im mniej niż trzydzieści dni. Pierwszym owocem tego nagłego, bezprecedensowego zrywu był długi utwór pod tytułem Civil War, który pierwotnie zespół przeznaczył na płytę Nobody's Angel - składankę firmowaną przez George'a Harrisona, z której dochód miał być przekazany na konto fundacji Romanian Angel Appeal, niosącej pomoc dzieciom osieroconym podczas rewolucji duńskiej w grudniu 1989 roku. Z kolei w lipcu wyszedł album ze ścieżką dźwiękową do filmu Toma Cruise'a Days of Thunder. Znalazła się na nim surowa, jakby wyciszona, wersja Knockin' On Heaven 's Door. Clip, który nakręcono do tego utworu - fragment koncertu granego dwa lata wcześniej w hotelu Ritz w Nowym Jorku - błyskawicznie wspiął się na pierwsze miejsce listy MTV. Naturalnie niecenzuralne okrzyki Axla - coś, czego zorientowani na wpływy z reklam szefowie z MTV nigdy by nie tolerowali - zostały wymazane.

Istotnie, Guns N'Roses w ciągu całego roku 1990 wystąpili tylko dwa razy: 17 marca na uroczystym koncercie That's What Friends Arre For, zorganizowanym z okazji piętnastolecia firmy płytowej Arista w nowojorskim Radio City Hall oraz 7 kwietnia w rockowym maratonie Farm Aid 3 w Indianapolis. Niemniej Slash był człowiekiem niezwykle zajętym. Uczestniczył w sesjach nagraniowych protoplasty punk rocka Iggy'ego Popa (LP Brick By Brick), dawnego kolegi szkolnego, Lenny'ego Kravitza (LP Mama Said), Boba Dylana (LP Under the Red Sky) i Michaela Jacksona (LP Dangerous).
Niestety epizod z Dylanem okazał się katastrofą. Bob chciał, aby Slash w jednym tylko utworze "brzdąkał jak Django Rheinhardt". W ostatecznej jednak wersji zrezygnował z partii Slasha.
Za to Slash zagrał w dwóch utworach z nowej płyty Michaela Jacksona. Ale, o dziwo, nie zetknął się z nim osobiście. "Nagrywanie jego płyty jest zarówno najbardziej sterylnym, jak i twórczym procesem, w jakim uczestniczyłem" - zwierzył się reporterowi pisma "Select". "Całość składana jest z gotowych próbek z taśmy. Gra perkusji i akordy są gotowe, dodaje się tylko to i owo, aby wszystko brzmiało inaczej. Zupełnie odmiennie niż u nas. Michael ma studio wynajęte na jakieś dziesięć lat, a pojawia się w nim raz w miesiącu. Pewnie nigdy nie poznam go osobiście. To jest trochę dziwne...(...)

W tym samym czasie Slash - choć z niechęcią, ale jednak - odrzucił propozycję Davida Bowiego co do wyjazdu do Australii i nagrania solówek gitarowych do nowego albumu zespołu Tin Machine.

Izzy Stradlin, który przeszedł do annałów rock'n'rollowych ekscesów dzięki publicznemu oddaniu moczu na pokładzie samolotu, stał się zwolennikiem zdrowego i trzeźwego trybu życia. Okres bezczynności Guns N'Roses spędził na podróżach po całym świecie, a po powrocie do domu codziennie wstawał o świcie, by jeździć na deskorolce lub rowerze górskim. I - nie da się ukryć - komponował. Jak się miało okazać, jest autorem lwiej części utworów, które znalazły się na obu albumach opatrzonych tytułem Use Your Illusion.

Na fotce Izzy ze swą deskorolką
Obrazek

A Axl? On, być może, najmniej był widoczny jako rock'n'rollowy wykonawca. Ale i on nie zmarnotrawił pierwszego półrocza 1990 roku. Pobierał lekcje śpiewu u instruktorów operowych, by opanować tajniki technik wokalnych. Zważywszy na jego wcześniejsze kłopoty z gardłem, wynikające z forsowania strun głosowych, było to dlań absolutnie niezbędne...
Zwłaszcza że Guns N'Roses przygotowywali się do niezwykle intensywnej działalności koncertowej, która jak się później okaże trawała od maja 1991 roku do połowy lipca 1993.


We wrześniu 1990 roku Guns N'Roses weszli do Studia 1 w kompleksie A&M Studios w Los Angeles i rozpoczęli finalną obróbkę trzydziestu sześciu utworów, które - zgodnie z zamierzeniem zespołu - miały znaleźć się na płycie. Zatytułowali ją Use Your Illusion i zarówno Axl, jak i Slash obstawali przy tym aby wszystkie utwory ukazały się w takiej czy innej formie. Początkowo rozważali możliwość wydania czteropłytowego "zapudełkowanego" albumu. Alternatywą było jednoczesne wypuszczenie na rynek dwóch podwójnych albumów. Ze zrozumiałych względów Geffen obawiał się jednak tak ekstrawaganckiej publikacji, bo mogła ona zakończyć się finansową katastrofą! W końcu osiągnięto kompromis: wydany zostanie jeden dwupłytowy album, a rok później - podczas zaplanowano na dwa lata światowego tournee - pojedynczy album oraz czwórka z różnymi wersjami tytułowego utworu.
Była też i luźna propozycja wypuszczenia na rynek całej serii czwórek: punkowej, funkowej, rapowej i rockowej - w przerwie między albumami. Mówiono również o albumie koncertowym, wydanym bezpośrednio po zakończeniu trasy, głównie po to, aby nie dać zarobić piratom. Wszystko więc wskazywało na to, że zespół swoją superaktywnością chce odrobić dwa lata prawie całkowitej hibernacji. Jak sie jednak rok później czyli we wrześniu 1991 roku okaże - tak naprawdę ukaże się nie jeden dwupłytowy album, ale dwie osobne płyty, zatytułowane "Use Your Illusion I" oraz "Use Your Illusion II".

Utworami, nad których ostatecznym kształtem zespół pracował w studiach A&M, były - wymieniane wcześniej w wywiadach tych od Micka Walla [--> patrz wcześniejsze posty] - Why Do You Look at Me When You Hate Me (na płycie ta piosenka ukazała się jednak pod innym tytułem, a mianowicie "Get In The Ring"") autorstwa Duffa, nowa, bardziej "jajcowa" wersja Civil War, ukochany epos Axla November Rain oraz dziesięciominutowe monstrum Axla o przedawkowaniu narkotyków - Coma. Ponadto: You Ain't the First, Pretty Tied Up i Dust and Bones - Izzy'ego (w tym ostatnim on sam śpiewa) oraz Perfect Crime Slasha. Inne utwory to akustyczna ballada w wykonaniu Duffa So Fine oraz porcja muzyki na sobotnie wieczory pióra Slasha i Axla: You Could Be Mine, Double Talkin Jive, Don't Cry, Shotgun Blues, Don't Damn Me, Bad Apples, Estranged, 14 Years i Locomotive. Ekshumacji doczekały się również stare - datowane z okresu sprzed umowy z Geffen - hymny Ain't Goin Down, Back off Bitch, Just Another Sunday i The Garden (wykonany w niezwykłym duecie Axla z Alice Cooperem). Ale...ale, właśnie ostatecznie na płytach z tej czwórki ukazały się tylko dwa utwory: Back off Bitch i The Garden

Obrazek S l a s h Obrazek
ObrazekObrazekObrazek

W jednym utworze Slash wykazał się godną odnotowania kompetencją w grze na banjo :-), w innym - Izzy grał na sitarze. I chociaż - jak ujął to Slash na łamach "Select" (Axl nadal odmawiał udzielania wywiadów, tak więc obowiązek publicznego ujawniania tajemnic zespołu spadł na niezwykle nieśmiałego gitarzystę) - "wiele piosenek mówi o narkotykach i seksie, to jednak cały nowy materiał ma dziwnie romantyczny klimat. To jest coś, w co w jakiś niepojęty sposób wierzę".
Zespół nagrał również co najmniej siedem cudzych utworów: Down on the Farm UK Subs, New Rose The Damned (który był pierwszym w historii punkrockowym singlem), Don't Care About You na poły legendarnej grupy punkowej z Los Angeles, Fear, oraz Attitude z repertuaru Misfits. Ponadto: nową wersję Knockin' on Heaven 's Door
Boba Dylana i sięgający źródeł, pochodzący z czasów poniewierki w klubach Jumpin' Jack Flash The Rolling Stones. A także, co było kompletnym zaskoczeniem, metalową wersję tytułowego utworu Paula McCartneya do filmu Live and Let Die z serii o Jamesie Bondzie.
"Ta płyta obejmuje całą naszą karierę" - swierdził Slash w wywiadzie dla pisma "Vox". "Podchodzimy na niej do siebie z dużym dystansem, toteż wyobrażam sobie, że niektórzy zakrzykną po jej wysłuchaniu: "Co to, kurwa, jest?" Ale mamy to gdzieś, to jest nasza płyta. Jest to zajebisty album i nie ma na nim nic z mainstreamu'. W wywiadzie dla "Rolling Stone" Slash wyznał, że materiał na nowej płycie "ujawnia ciemniejszą stronę naszego życia. Nie ma tam w ogóle jakiejkolwiek radosnej piosenki. W utworach jest wściekłość i bardzo ostry ton, ale jeśli chodzi o naszą grę, można mówić o pewnej subtelności. Poza tym jest tam trochę częściowo humorystycznych kawałków o narkotykach i kilka piosenek o różnych stronach miłości. Niezależnie od tego, czy to brzmi jak blues, czy też nie, jest to dokładnie to, o co nam chodziło".

Jeśli chodzi o pieniądze i sławę, powiedział Slash, to niewiele one w gruncie rzeczy zmieniły w ich życiu - może jedynie bardziej je skomplikowały. "Wyda się to dziwne, co powiem, ale o wiele zabawniej było, kiedy włóczyliśmy się bez celu po ulicach. Teraz, gdy mamy dużo pieniędzy, staliśmy się częścią establishmentu i zostaliśmy zmuszeni do wypełniania wielu zobowiązań. Zdaje mi się, że Jimi Hendrix określił to kiedyś w taki sposób: "Im więcej zarabiasz pieniędzy, tym częściej śpiewasz bluesa"".


W roku 1990 wydawało się, że ten właśnie rok, to stracone złudzenia i że jak to nazwę "jałowy rok". Dziś wiadomo, że był on czasem wielkiej mobilizacji, której pierwszym efektem okazał się koncert w Rio 20 stycznia 1991 roku.
Ostatnio zmieniony pt, 02 gru 2005, 20:23 przez SUNrise, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

HISTORIA GUNS N' ROSES ROZDZIAŁ IX
STYCZEŃ 1991 ROKU - jeszcze parę słów od Mick'a Wall'a

Niby napisałam ostatnio, że Mickowi już dziękuję, ale jednak raz jeszcze wmieszam go w Gunsów historię. Żeby nie przeciągać (bo w innym wypadku nie skończę tego nawet za 10 lat - co mnie chwilami przeraża. No ale jestem troskliwą matką i troszczę się o moje dziecko - którym jest ten Slash&Co. temat :-) I skoro już go zrodziłam to trzeba teraz się nim opiekować i wychować :wariat: ). No i ciągle sobie powtarzam, że ten temat to spadek, który chcę pozostawić po sobie na tym forum dla przyszłych pokoleń. Nom ok, bo jeszcze ktoś pomysli, że mam schizofrenię. Sprawę Micka potraktuję w miarę krótko.
A swoją drogą to i tak zapowiada mi się "bardzo" Gunsowy weekend - pod postacią pisania pracy ze "wspaniałego" przedmiotu jakim jest technologia informacyjna. Więc się dla rozgrzewki powczuwam trochę "w rolę" ... pisania. Niech mnie wszyscy Gunsi mają w swojej opiece, bo w poniedziałek mam straszny kolos z tego właśnie przedmiotu :nerwy: .Cokolwiek to może oznaczać.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
********************************************************************************
ObrazekObrazek
Ostatni raz widziałem Slasha i Duffa w styczniu 1991 roku na festiwalu Rock w Rio II w Rio de Janeiro. Guns N'Roses grali dwukrotnie jako główna gwiazda w ciągu tej dziesięciodniowej imprezy, odbywającej się na ogromnym, obliczonym na dwieście tysięcy widzów stadionie Maracana - miejscu słynącym w przeszłości z wielu brazylijskich triumfów piłkarskich. Sam festiwal zgromadził tak różnych wykonawców, jak Prince, George Michael, Billy Idol, Faith No More i New Kids On The Block.

Kiedy nowy album - a wiadomo już było, że będzie on składał się z dwóch płyt opatrzonych tytułem Use Your Illusion - był miksowany w Los Angeles (jego wydanie zaplanowano na kwiecień), zespół skorzystał z propozycji zagrania na festiwalu w Rio, aby zaprezentować kilka nie znanych jeszcze nikomu utworów oraz żeby wypocząć. Lokalny dziennik "O Provo" określił ich pobyt w Brazylii jako tydzień "słońca, morza i grzechu". Zespół rzeczywiście traktował swoją podróż do Rio jako urlop - okazję oderwania się na chwilę od problemów związanych z nagrywaniem i zmianę otoczenia przed powrotem do czekających ich na wiosnę poważniejszych obowiązków.

Zobaczyłem Slasha w barze hotelu Intercontinental, znajdującym się przy słynnej plaży Ipanemo. Na czas trwania imprezy został tam zakwaterowany zespół. Z kolei Duffa spotkałem po drugim koncercie - minęliśmy się w korytarzu za kulisami stadionu Maracana. Obaj patrzyli na mnie jak na powietrze, choć doskonale mnie widzieli. Żaden z nich nie zatrzymał się nawet na chwilę, żeby zamienić ze mną parę słów. Cały czas otoczeni byli przez co najmniej dwunastu goryli, przy których nawet Superman wydawał się być Myszką Miki. Zresztą nie zatrzymywali się przy nikim - nawet nie rozmawiali z muzykami z innych zespołów. Ani z sobą, co można było wywnioskować z ponurego wyrazu ich twarzy. Muszę przyznać, że doznałem szoku. Chociaż z .drugiej strony, po dziesięciu latach opisywania wzlotów i niefortunnych upadków wielu gwiazd rockowych, powinienem był już być uodporniony na zmienne nastroje tych kapryśnych dzieciaków. Żadne ich słowa czy zachowania nie powinny być dla mnie zamoczeniem. A jednak tak się stało - w tym konkretnym wypadku. i to nie dlatego, że nie zauważyli mojej obecności, ale że nie było po temu żadnego racjonalnego wytłumaczenia. W każdym razie nie wyczuwałem z ich strony żadnej wrogości, a może jedynie... coś jakby zagubienie. Lęk.

Jakie powinienem z tego wszystkiego wyciągnąć wnioski? Jakie wnioski powinien wyciągnąć nieszczęsny brazylijski fotograf po tym jak opuścił salę w pozycji horyzontalnej, a jego aparaty zostały wdeptane w dywan przez dwóch goryli - dlatego tylko, że usiłował zrobić zdjęcie Slashowi w barze hotelu Intercontinental w wieczór poprzedzający pierwszy występ Guns N'Roses? Jakie wnioski powinno wyciągnąć sto pięćdziesiąt tysięcy fanów zespołu zgromadzonych na Maracana po tym, jak Axl skrócił koncert Guns N'Roses o całe dwadzieścia minut, dlatego iż uznał publiczność za zbyt mało "aktywną"?
Z kolei jakie wnioski powinni wyciągnąć ludzie z Judas Priest, którzy grali na tym koncercie jako drugi zespół po tym, jak w niecałe trzy godziny przed ich planowym wyjściem nadeszła informacja z garderoby Guns N'Roses, że Axl nie wyjdzie w ogóle na scenę, jeżeli nie zostaną spełnione następujące warunki: po pierwsze, Judas Priest zrezygnują z jakichkolwiek pirotechnicznych efektów; po drugie, skrócą swój występ o około dwadzieścia minut; po trzecie, zagrają tylko jeden bis. Ponadto - co chyba trzeba uznać za najbardziej absurdalne - wokalista Rob Halford zrezygnuje z wjazdu na scenę na motocyklu - czyli rozpoczęcia koncertu w taki sposób, w jaki to robił przez ostatnie dziesięć lat. Podobnie było w wypadku Michaela Wiltona i Scotta Rockenfielda z grupy Queensryche, która występowała wcześniej tego wieczoru. Po grzecznym zapytaniu, czy mogą oglądać z boku sceny rozgrzewkę Gunnersów i otrzymaniu poprzez goryla osobistej zgody Axla, już po zaledwie dwóch utworach zostali przepędzeni przez tych samych goryli.
Coś tu nie grało. Nie wiedziałem tylko, co, i nie miałem ani czasu, ani ochoty, aby w to wnikać. Poza tym co ja właściwie wiedziałem?
W tamtych dniach byłem tylko jeszcze jednym obserwatorem wielkiej niewiadomej - częścią przeszłości, którą Gunnersi wydawali się całkowicie negować, aby skupić się na przyszłości. Znają ją jedynie Bóg i Axl (choć ostatnio żaden z członków zespołu nie udzielał wywiadów). Jedyna rzecz, na której mogłem od tej pory polegać, to doniesienia z Zachodniego Hollywood. Po Rio Guns N'Roses pianowali odbyć wielkie tournee po USA - grając na stadionach wraz zespołem Skid Row, który pretendował do korony Gunnersów - Niegrzecznych Chłopców. Później miały się odbyć plenerowe koncerty w Europie, w tym przynajmniej jeden w Wielkiej Brytanii (przypuszczalnie na stadionie Wembley w Londynie). Ale - jak powiada mały Kazio - spoko, dzieciaki. Tymczasem Guns N'Roses jeszcze nie wsiedli do samolotu i nikt właściwie nie wie, co będzie w przyszłości.
Z bardziej optymistycznego podwórka mogę donieść, że Matt Sorum i Dizzy Reed z łatwością przystosowali się do pracy w zespole (wciąż czekam na zdjęcie nowego klawiszowca), chociaż niektórym z nas brakuje widoku Stevena siedzącego przy perkusji. Z kolei Izzy i Duff oznajmili, iż już prawie od sześćdziesięciu dni nie tknęli ani alkoholu, ani narkotyków; nikt jednak nie wierzy, że wytrzymają bez nich harówkę związaną z dwuletnim tournee.
Slash oświadczył również, że nie bierze żadnych "twardych" narkotyków od chwili, gdy przed rokiem udało mu się zerwać z nałogiem. Zapytany o szansę wytrwania w tym stanie, powiedział: "Nie jest to coś, czym specjalnie się przejmuję. Mimo, że nie przechodziłem żadnej kuracji odwykowej, wydaje mi się, iż wiem, skąd to wszystko się wzięło i w jakich okolicznościach może się to powtórzyć. Kiedy spoglądam czasem wstecz, widzę, jak ważne jest to, by mieć w życiu jakiś cel - i ciężko pracować, aby ten cel osiągnąć. Zdaję sobie sprawę z tego, iż nie będziemy wiecznie tym zuchwałym, młodzieżowym hadrockowym zespołem. Młodość kiedyś się skończy, a razem z nią - zadziorność. Dzieciaki nie znoszą, kiedy się o tym wspomina, bo tym samym przypomina im się, że kiedyś też będą starzy. Sądzę jednak, że powinniśmy skoncentrować się na muzyce. Jestem pewien, iż na tej trasie będziemy o wiele bardziej zgranym zespołem i znacznie lepszymi muzykami". Zadumał się przez chwilę, po czym dodał: "Kiedy jednak znowu wyjdziemy na tę scenę, będzie, kurwa, pełny odjazd i wszystkie nasze plany na przyszłość wylecą z hukiem przez okno..."
Uważaj, bracie, żebyś przypadkiem nie znalazł się pod tym oknem, kiedy to nastąpi. Zanosi się na to, że będzie pod nim mnóstwo śmieci.

"Kerrang!" - Styczeń 1991. Mick Wall.

ObrazekObrazek
********************************************************************************
Odnosząc się dziś do powyższych słów autorstwa Micka Walla trzeba: po pierwsze, spojrzeć na nie z perspektywy czasu, która siłą rzeczy nie była dana Mickowi Wallowi, po drugie zaś, nie można oprzeć się wrażeniu, iż zwłaszcza w części poświęconej festiwalowi Rock In Rio - przebija pewne uczucie zwątpienia i żalu do zespołu, którego członkowie nagle zaczęli traktować Walla jak powietrze. Mimo pewnej, hm, zażyłości. No cóż, przecież pozbyli się oni ludzi znacznie bardziej sobie bliskich, począwszy od Stevena Adlera, przez Boba Clearmmountaina po menedżera Alana Nivena (zastąpił go jego partner, Doug Goldstein). Wreszcie - ale to miało nastąpić dopiero późną jesienią 1991 roku - nastąpiło rozstanie z Izzym Stradlinem (współzałożycielem zespołu GN'R).
W każdym razie dla Micka Walla Gunnersi byli w roku 1990 nie spełnioną nadzieją - straconymi złudzeniami. Przez dwa lata spotykania się z nimi wciąż słyszał o nagrywanej płycie, która ciągle jakoś nie mogła zostać nagrana. Dla nas dziś wiadomo, że płyta (której termin był co prawda wielokrotnie przekładany), ukazała się jednak w 1991, a przez 2 kolejne lata podczas dwuletniego światowego tournee zostali wyniesieni na sam szczyt - i mając miliony sprzedanych płyt i świat u stóp ....zakończyli swoją karierę.

ObrazekObrazek
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

NEWS

hmmm.... interesujące, lecz czy prawdziwe...??


Klub z Georgii ma nadzieję, że występ GN'R dojdzie do skutku. Radio z
Atlanty (96Rock) rozpoczeło jakiś czas temu reklamować koncert GN'R w
jednym z miejscowych klubów (dokładnie w Cartersville), który ma się odbyć
w piątek, czyli dokładnie dzisiaj. Cena biletu to tylko $20, ale tylko 2000
szczęśliwców dostanie się na ten koncert. Najbardziej interesująca jest
jednak wiadomość, że wraz z Axlem ma wystąpić Izzy Stradlin. Koncert
został przewidziany na trzy godziny. Jednak Merck Mercuriadis, manager
GN'R, powiedział, że Axl nie zjawi się na koncercie. Problem polega jednak
na tym, że klub ma podpisany kontrakt z Axlem i Izzy'im. Komu więc wierzyć
? Wydaje się, że taki zespół nie gra koncertów w takich miejscach, można
jednak znaleźć takie przypadki w historii muzyki, jak np. U2 czy REM.
Radio wycofało się z promocji koncertu, stwierdzając, że
najprawdopodobniej nie dojdzie on do skutku, klub natomiast w dalszym
ciągu promuje występ.
Wszystko stanie się dzisiaj jasne, wiadomość o występie GN'R i to w
dodatku z Izzy'im w składzie wywołała fale komentarzy na temat tego czy
koncert dojdzie do skutku czy też nie. Myślę, że większość fanów Guns
N'Roses będzie trzymała kciuki, żeby tym razem Axl zjawił się na koncercie
:).

Źródło: www.heretodaygonetohell.com
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

NEWS

Jeszcze odnośnie powyższego news'a. Wygląda na to, że informacja odnośnie tego koncertu jest jak najbardziej prawdziwa (nie to co News o tym, że Slash nagrywa niby z R. Williamsem - swoją drogą to go zedytowałam 9 kwietnia, żeby sobie przypadkiem jeszcze ktoś nie pomyslał, że Slash serio będzie z nim grał :smiech: - co byłoby straszne). Pytanie tylko czy dzisiejszy koncercik dojdzie do skutku. No to będziem dziś siedzieć i śledzić...bos...a ja mam się uczyć. Axl Ty za grosz nie masz wyczucia czasu. Mam tylko nadzieję, że nie będzie przed koncertem brał przez trzy godziny prysznicu. Jak to było raz na trasie z Gunsami. Nie pamiętam czy już tu kiedyś o tym wspominałam. W każdym razie było tak, że był koncert chyba 92 rok, na którego Axl spóźnił się 3 godziny. Gdy przyjechał zespół (Slash i reszta) pytają go gdzie się do cholery podziewał, a ten odpowiedział, że "Po prostu musiałem wziąć prysznic".


By JANET MORRISSEY, For The Associated Press
Guns N' Roses fans nationwide started buzzing recently when Atlanta radio station 96Rock began advertising that the reclusive Axl Rose would be performing at a club in Cartersville, Ga., on Friday.

Even more exciting: Rose was said to be teaming up with former bandmate and songwriting partner Izzy Stradlin. The promo on the rock station's website promised a "three-hour set," with the $20 tickets limited to one per customer.

But it appears there will be no show. "Axl will not be there," GNR manager Merck Mercuriadis told The Associated Press.

Why not? The answer was unclear Thursday.

The radio station's program director, Jeff McMurray, initially stood by his promotion. He told AP he had seen contracts signed by Rose and Stradlin to appear at Coyotes, capacity 2,000. While he admits it seemed odd that a band of GNR's stature would play such a small venue, McMurray said it's not an unusual move for big-name bands. He recalled U2 and REM playing the Hurricane, a tiny club in Kansas City, a number of years ago.

But after further investigation, McMurray backtracked. "Although we have contracts stating that they'll be there, evidently (the contracts) are not from Axl Rose," he said.

The radio station promotions were pulled — but the club continued to promote the gig. On Thursday morning, a voicemail on the Coyotes' phone still said GNR was coming to town.

"I sent off a certified check. It was a legitimate booking agency," Coyotes manager Pete Grim said. "I had asked (the agency) several questions about the status of Guns N' Roses because I do know that Velvet Revolver is out and lots of the members from Guns N' Roses went there. But he assured me it wasn't the Velvet Revolver people — it was actually Rose and other original members."

Grim said he dealt with a booking agency called Bryant Entertainment. AP could not locate a phone number for the company. Strangely, the radio station would not provide a number. Requests to the radio station and club to pass on messages to the booker yielded no results.

The gig would have marked the first time that Rose — the Howard Hughes of rock — had performed publicly since promoter Clear Channel pulled the plug on his comeback tour in 2002.

The original GNR lineup imploded in the 1990s over egos and disputes over musical direction, leaving only Rose and keyboard player Dizzy Reed to continue under the GNR name. Partway through the comeback tour, Rose failed to show up for a gig in Philadelphia, causing riots, which led to the tour's demise.

Rose and his much-hyped album, "Chinese Democracy," which is 10 years in the making, have not been heard from since.

www.news.yahoo.com
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

HISTORIA GUNS N' ROSES ROZDZIAŁ IX
STYCZEŃ - SIERPIEŃ 1991 (część 1 / 2)

Nazwijmy to WSTĘPEM do tego rozdziału
W roku 1991 GN'R rozpoczęli gigantyczną nieco ponad dwuletnią trasę koncertową, która zakończyła się dopiero 17 lipca 1993 r. w Argentynie.
Guns N' Roses rozpoczął nieoficjalnie "Use Your Illusion Tour" koncertem który odbył się 3 maja 1991 roku. Był wtedy piątek, godzina 22:00 w Warfield Theatre w San Francisco. Koncert opóźnił się o godzinę, co było niejako ironicznym prognostykiem do daty wydania "UYI", która była wielokrotnie przekładana. Pierwszym utworem na tym koncercie i na tym tour był "Pretty Tied Up". Później znaczna część nowego materiału który ukazał się na nowych płytach. Podobne koncerty miały miejsce wkrótce po tym, w Los Angeles oraz w Nowym Yorku. Oficjalnie "UYI Tour" rozpoczęło się 24 maja w Alpine Valley Music Theatre w Michigan. 2 lipca na koncercie w St. Louis doszło do zamieszek, które wybuchły po przedwczesnym zejściu ze sceny Axl'a.
Wydarzenia, które miały tam miejsce, dały o sobie jeszcze znać wielokrotnie podczas "UYI Tour". Jak choćby aresztowanie Axl'a, lub odwołanie kilku koncertów z powodu opuszczenia przez Axl'a USA.
31 sierpnia Guns N' Roses zagrali w Londynie na stadionie Wembley, był to kolejny koncert z "UYI tour", niczym specjalnym nie wyróżniał się od innych świetnych występów GN'R. Był to jednak ostatni koncert w zespole Izzy'ego Stradlina, który postanowił opuścić Guns N' Roses. Dopiero 5 grudnia odbył się kolejny występ GN'R, już z nowym gitarzystą ,którym był znajomy Slash'a - Gilby Clarke. A teraz przechodzimy do meritum.


GN'R w starym składzie ze Steven'em Adler'em
ObrazekObrazek
******************************************************************
Trudno wyobrazić sobie bardziej niefortunną lokalizację rockowego superfestiwalu w czasie i miejscu. W przeddzień jego rozpoczęcia 17 stycznia, rozpoczęła się operacja Pustynna Burza, a innymi słowy - wojna w Zatoce Perskiej. Brazylia nękana była przez hiperinflację. W dodatku pogoda była kiepska, a nieudolność służb bezpieczeństwa wręcz prowokowała do ekscesów, toteż Opatrzności należą się podziękowania, iż nie doszło do tragedii. Z tych właśnie powodów na gigantycznym stadionie Maracana pojawiło się tylko sześćset siedemdziesiąt tysięcy widzów - ledwie połowa liczby, której spodziewali się organizatorzy. Mimo to - jak napisał recenzent "Rolling Stone": "Jedyne przyjemności, jakie Rock In Rio II miał do zaoferowania, miały czysto muzyczny charakter. Guns N'Roses, którzy zrobili sobie przerwę w trakcie cyzelowania nowego albumu Use Your Illusion, zagrali dwa nadzwyczajne koncerty, które potwierdziły ich wielkość jako rock'n'rollowego zespołu. Gunnersi zaprezentowali po raz pierwszy, imponujący swą siłą, nowy materiał - w tym m.in. utwory zatytułowane Estranged, Pretty Tied Up i Double Talkin Jive - i przedstawili nowego perkusistę, Matta Soruma, muzyka doskonałego niczym chronometr. Zwłaszcza podczas drugiego oszałamiającego występu Guns N'Roses sprawili, iż Rock In Rio II wydał się, przynajmniej na chwilę, rockowym wydarzeniem o autentycznym znaczeniu muzycznym".
Gunsi wystąpili tam 20 i 23 stycznia. Poza nimi grali też m.in. Prince, Billy Idol, Faith No More. (więcej na ten temat dwa posty wyżej) Jak już wspomniałam przed 140-sto tysięczną publicznością debiutowali Matt oraz Dizzy. Fani będący na tym koncercie byli więc pierwszymi wybrańcami, którym dane było usłyszeć większą część, kompozycji z nowego , a właściwie nowych albumów. Tam też po raz pierwszy wykonano "Godslobber" czyli przerobiony przez Slasha motyw przewodni z filmu "Ojciec Chrzestny". A jakiż miał być ten nowy album? To, że zanosi się na coś extra, można było wyczuć po dość znacznym powiększeniu składu zespołu. Oprócz szóstego Gunsa, doliczyć należy dziewczyny z chórków i kilku dodatkowych muzyków. Tak więc bywało, że podczas koncertów promujących "Use Your Illusion" na scenie pojawiała się ekipa, składająca się nawet z dwunastu muzyków. Jednak termin wydania nowej płyty przesuwano jeszcze kilkakrotnie. W efekcie ukazała się dopiero o północy z 16/17 września 1991. I jej poświęcę cały następny rozdział...bo rzeczywiście jest o czym pisać.

Powracając jeszcze do nowych "nabytków" personalnych zespołu to jak mówił Duff: "Matt i Dizzy nigdy nie grali z nami jako z kompletnym zespołem, ponieważ Axl nie pojawiał się na próbach". SLASH: "Tak naprawdę nigdy nie słyszeli Axla śpiewającego na wspólnej próbie, doszło nawet do tego, że nie mieliśmy ułożonego setu na koncert w Rio, dosłownie na kilka minut przed wyjściem na scenę naprzeciw 140 tysięcznej widowni, powiedzieliśmy Mattowi, że zaplanowaliśmy dla niego solówkę. I zrobił to! Natomiast jeśli chodzi o Dizzy'ego, największą publicznością dla której kiedykolwiek grał było może 400 osób, gdy otwierał koncert L.A. Guns w Country Clubie. Łyknął więc kilka szklaneczek koktajlu, i poradził sobie perfekcyjnie. Warto wspomnieć, że nim wyszliśmy na scenę cały zespół zebrał się razem w jednym pokoju - co nie zdarzało się do tej pory zbyt często".


Pod koniec marca 1991 roku branżowa prasa amerykańska ujawniła szczegóły największych rock'n'rollowych atrakcji na nadchodzący sezon wiosenno-letni. Na pierwszym miejscu wymieniono tournee Guns N'Roses, na drugim - trasę pod wezwaniem Clash of Titans z udziałem trzech heavy metalowych gigantów - Slayer, Megadeth i Anthrax, na trzecim - "alternatywny" objazdowy festiwal Lollapallozza, grupujący takich wykonawców, jak Jane's Addiction, Living Color, Rollins Band, Siouxsie And The Banshees i Butthole Surfers.

Guns N'Roses mieli wystartować 24 i 25 maja w Alpine Valley Music Theatre w East Troy, w stanie Wisconsin. Było to w praktyce showbiznesu, która zakładała kolejność: album-trasa - posunięcie bez precedensu. Termin ukazania się albumu wyznaczono na lipiec. Jak wiadomo, on również nie został dotrzymany, chociaż tym razem 1 lipca fani otrzymali na osłodę nowy singel, You Could Be Mine (utwór znany już zresztą ze ścieżki dźwiękowej filmu Terminator 2). Jedno wszakże było pewne: będą dwa niezależne od siebie albumy o tytułach Use Your lllusion I i Use Your Illusion II, które ukażą się tego samego dnia. To także było czymś niezwykłym w codzienności fonografii. "Mnóstwo na ten temat dyskutowaliśmy - powiedział prezydent firmy Geffen, Ed Rosenblatt - lecz doszliśmy do takiego punktu, w którym zdecydowaliśmy się nieco przeciągnąć strunę. Ludzie zazwyczaj woleliby, żeby większość dwupłytowych albumów została przycięta do formatu jednej płyty, nie zawierają one bowiem dostatecznie dużo dobrego materiału. Ten przypadek jest inny. Mamy 38 utworów i 150 minut muzyki i każdy za swoje pieniądze otrzyma towar PIERWSZORZĘDNEJ jakości". Russ Solomon, szef sieci sklepów Tower Records, dodaje: "Gdyby oni [Guns N'Roses] wydali album dwupłytowy, mógłby on okazać się zbyt drogi dla wielu ludzi. W taki zaś sposób każdy będzie mógł sobie pozwolić przynajmniej na jedną płytę. Ostatnio nie było zbyt wiele dobrych, znaczących płyt rockowych. Może ta nią będzie. Może okaże się ona Mesjaszem, który nadszedł, by zbawić przemysł płytowy".
Wiadomo było jeszcze jedno: na okładkach obu płyt będą dwie różniące się kolorystycznie reprodukcje obrazu Marka Kostabiego, noszącego właśnie tytuł Use Your Illusion, który przypadł do gustu Axlowi.

GN'R w nowym składzie z Matt'em Sorum'em i Dizzy'm Reed
ObrazekObrazek

Trasa pod hasłem "Get in the Ring Motherfucker" była w karierze Guns N'Roses ważna nie tylko jako powrót po okresie wydłużającej się w nieskończoność hibernacji, ale również dlatego, iż po raz pierwszy zespół był jej gospodarzem i gwiazdą. Na wykonawcę otwierającego koncerty podczas pierwszej, amerykańskiej, części planowanego na dwa lata tournee po świecie, wybrano formację Skid Row z New Jersey. Wydali oni akurat drugi, znakomicie przyjęty album Slave to the Grind, który w pierwszym tygodniu sprzedaży rozszedł się w liczbie półtora miliona egzemplarzy i przeszedł do historii amerykańskiej listy bestsellerów "Billboard" jako pierwszy heavy metalowy album, który bez zbytecznych wstępów znalazł się na jej wierzchołku. Doskonałe połączenie, zważywszy, że Skid Row i stojący na ich czele wokalista Sebastian Bach także dość skutecznie zabiegali o tytuł Złotych Chłopców Rock'n'Rolla.


Na tym nie koniec niespodzianek - miłych i niemiłych - do których Guns N'Roses przyzwyczaili swoich fanów. Do tych pierwszych niewątpliwie należała informacja, iż tuż przed rozpoczęciem się właściwej trasy załoga Axla Rose'a da trzy koncerty na rozgrzewkę w San Francisco, Hollywood i Nowym Jorku, między 9 a 16 maja. Chociaż w założeniu miały być one "próbą przed publicznością", na miano próby zasługiwał - według recenzentów "Rolling Stone" - tylko występ w San Francisco. Jeśli chodzi zwłaszcza o Nowy Jork, to ich zdaniem: "Rzadko zdarzało się Guns N'Roses zagrać lepszy koncert. Zważywszy na postępy, jakie poczynili na przestrzeni tygodnia, o zawrót głowy przyprawia sama myśl, jak rozkosznego spustoszenia dokonają członkowie zespołu, gdy będą mieli już za sobą jakieś cztery lub pięć występów". Po czym ruszyła "Get In The Ring Motherfucker Tour", część wielkiej Use Your Illusion Tour. Podkreślmy, że trasa bez wydanego albumu.

Ponieważ kłopoty to specjalność Axla, podczas koncertu w Nowym Jorku skręcił on nogę w kostce, skacząc z piramidy kolumn głośnikowych. Ale chociaż na scenie naturalnego amfiteatru w East Troy pojawił się w gustownym gipsowym bucie, a deszcz sprawił, że publiczność tkwiła po kostki w błotnistej brei, atmosfera była wspaniała, a Guns N'Roses "dali koncert, który jest marzeniem każdego rock'n'rollowego fana".
O trasach wykonawców, którzy w ten czy inny sposób uznani zostają za reprezentantów swojego pokolenia - The Rolling Stones, Led Zeppelin, Aerosmith, David Bowie, The Sex Pistols, U2 - można pisać epickie księgi. Niejedna z nich zresztą została już napisana. Taką samą księgę bez przeszkód można by napisać również o tym dwuletnim tournee Gunsów.

Działo się wiele.
Ważniejsze wydarzenia tej trasy to:

* dwa koncerty w Richfield, Ohio (04. i 05.06.1991), gdzie po raz pierwszy na żywo wykonana jest Coma i gdzie Axl wypowiada się, że bez muzyki Nine Inch Nails prawdopodobnie by już nie żył (warto dodać, że Axl często występował w koszulce NIN - nawet na zdjęciu w książeczce do Use Your Illusion ma ją na sobie). Knockin' On Heaven's Door dedykowana jest zmarłemu fanu, który został pochowany w T-shircie Gunsów.

* Podczas koncertu w Noblesville, w rodzinnym stanie Axla, Indianie, gdzie - zgodnie z zarządzeniem lokalnych władz wszystkie większe zgromadzenia publiczne muszą się kończyć o 22:30, Axl naturalnie nie powstrzymał się od komentarza na ten temat. Owa tyrada trwała pięć minut, a jej punktem kulminacyjnym było pełne współczucia zwrócenie się do publiczności jako nieszczęsnych "więźniów Oświęcimia". Oczywiście nazajutrz, wyrwany z kontekstu, cytat ozdobił nagłówki dzienników.

* W Salt Lake City, podczas bisu, Axl zdenerwował się na widownię, która, jego zdaniem, nie reagowała z należytym entuzjazmem. Urwał w połowie i oświadczył: "Będzie lepiej, jak się stąd wyniosę, zanim ktoś uśnie". Tak też uczynił.

* W Filadelfii, w trakcie wykonywania Welcome to the Jungle przerwał, by skarcić z właściwym sobie wdziękiem dwóch nadmiernie rozbrykanych fanów.

* W Nowym Jorku kazał czekać publiczności aż dwie godziny na wyjście Guns N'Roses. Podobnie było w Dallas i w wielu innych miastach. Zdaniem części obserwatorów, Axl zachowywał się jak rozkapryszona primadonna. Według innych, było to przejawem lekceważenia ludzi.
"Działam zgodnie ze swoim wewnętrznym zegarem - powiedział w jednym z wywiadów - i występuje mi się lepiej późnym wieczorem". Na zarzut, iż ma po prostu w dupie publiczność, odparł: "Gdybym miał ją w dupie, wyszedłbym i odwaliłbym gówniany występ. Wyszedłbym i powiedziałbym im, by się odpierdolili. Usiadłbym sobie wygodnie, zaśpiewałbym byle jak i niczym bym się nie przejmował. Ale ja się naprawdę przejmuję i bardzo przejmuję się również tym, jak postępuję. Wprawia mnie w zakłopotanie, gdy ludzie mówią: "No wiesz, ale ja muszę jutro rano iść do pracy". Ale też, gdy idziesz z kimś do łóżka, wcale przecież nie martwisz się, która godzina. Ja wiem, że jest to skomplikowana sprawa, ale tym samym jest właśnie dla mnie wyjście na scenę. Jest mi przykro i próbuję jakoś to ludziom wynagrodzić dając dobry występ i starając się wytłumaczyć tak jasno, na ile mnie stać, co się dzieje w mojej głowie i dlaczego wyszliśmy dopiero teraz". W chwilę później jednak przyznaje: "Tak, jestem naprawdę zepsuty", naturalnie przez sławę i pieniądze...

* Ze spraw, które działy się wokół Guns N'Roses i nadawały trasie znacznie większy niż muzyczny wymiar, warto wspomnieć, że Vince Neil z Motley Crue odpowiedział na wyzwanie Axla w studiu MTV i wyraził gotowość od odbycia publicznego pojedynku. Widocznie wściekłość emanująca z jednego z wywiadów udzielonych przez Axla (->patrz. STYCZEŃ 1990 - WYWIAD Z AXLEM) wyparowała, Axl oświadczył bowiem, że nie zamierza dać mu tej satysfakcji, ponieważ ani myśli "napędzać rozgłosu przegranym". Poniekąd słusznie, bo już kilka miesięcy później pozostali członkowie Motley Core zwyczajnie wylali z pracy swego wokalistę.

GN'R w nowym składzie: od prawej z przodu: Dizzy, Axl, Slash, Duff; oo prawej z tyłu: Izzy, Matt Sorum
ObrazekObrazek

Z niebytu wynurzył się także Steven Adler, który wniósł sprawę do sądu przeciwko Guns N'Roses. Zarzucił on dawnym kolegom, iż zachęcali go do brania heroiny, a potem - gdy starał się zerwać z nałogiem - podstępnie pozbawili go pracy.
Wszystko więc - można powiedzieć z odrobiną ironii - przebiegało "normalnie".
Doskonałe koncerty - prawdziwe rock'n'rollowe święta; bulwersujące filipiki Axla przeciw wszystkim i wszystkiemu; kontrowersyjne incydenty i zachowania, na które łapczywie rzucała się prasa bulwarowa. Jednym słowem, nie spotykane od czasów The Sex Pistols zderzenie uwielbienia o wymiarze kultu ze strony młodych z wściekłą nienawiścią establishmentu.
Obierając tak niebezpieczny kurs, należy jednak liczyć się z niespodziewanymi zdarzeniami. Logicznie rozumując, gdzieś przecież musi dojść do kolizji, wykraczającej poza margines zawodowego ryzyka. Tak się też stało

* 2 lipca, podczas koncertu na przedmieściu St. Louis Maryland Heights (02.07.1991) . Skutki owego zdarzenia trwły jeszcze długo.
Kłopoty rozpoczęły się wtedy, gdy mniej więcej półtorej godziny po rozpoczęciu się koncertu Axl zwrócił się do ochroniarzy, by skonfiskowali aparat fotograficzny, który zauważył pod sceną u jednego z fanów. Trzeba tu dodać, że Guns N'Roses - tak jak zresztą większość pierwszoligowych wykonawców - nie zezwala na wnoszenie wszelkiego rodzaju kamer do sal koncertowych. Gdy ochrona zwlekała z wypełnieniem jego żądań, Axl przerwał występ i skoczył w tłum, by osobiście dopaść właściciela aparatu i odebrać mu to "narzędzie zbrodni", przy okazji uderzając go w twarz. Wywiązała się szamotanina, do której wmieszali się też, nagle aktywni, ochroniarze. Gdy wokalista wrócił na scenę, nie podszedł już do mikrofonu, lecz udał się wprost za kulisy. Za nim udali się i inni członkowie Guns N'Roses. Koncert dobiegł końca. W całym mieście wybuchły gigantyczne zamieszki, w których wzięło udział trzy tysiące osób, a ponad sześćdziesiąt, w tym piętnastu policjantów, zostało rannych, a szesnaście najaktywniejszych osób zostało aresztowanych. Zdewastowano nie tylko sprzęt Guns N' Roses, ale i amfiteatr. Zniszczenia w nowo wybudowanym Riverport Performing Arts Center oszacowano wstępnie na dwieście tysięcy dolarów. Niemal kompletnemu zdemolowaniu uległa również aparatura nagłaśniająca zespołu. Axl był poszukiwany w całym stanie Missouri. Później został uznany winnym zniszczenia mienia i skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu oraz karę 50 tysięcy dolarów. Trzy kolejne występy GN'R zostają odwołane...
Według Axla, incydent z aparatem był ostatnią kroplą. Od początku na widowni działy się niepokojące rzeczy: "Widziałem butelki, widziałem aparaty fotograficzne i widziałem, że ochrona nie ma najmniejszego pojęcia, po co tu jest". Dalej uskarża się, że fani łapali go za kostki, Duff dwukrotnie został trafiony rzuconymi z widowni butelkami, a członkowie motocyklowego gangu, zwanego Saddle Tramps, terroryzowali pod sceną publiczność. Szczególnie uciążliwy okazał się jeden z motocyklistów, Stump, który już na początku koncertu usiłował głośnymi okrzykami zwrócić na siebie uwagę. Axl przerwał i spytał, o co mu chodzi. Tamten wręczył mu kartkę. "Przeczytałem tę kartkę - mówi Axl - i powiedziałem: "W porządku, jesteś Stump z Saddle Tramps, ale czy to jest powód, by przerywać koncert?"" Na pytanie, co ma zrobić z tą kartką, w odpowiedzi usłyszał: "Zapamiętaj ją". Kilka minut później dostrzegł ten aparat fotograficzny. Znajdował się on w rękach Stumpa. Axl twierdzi, że kiedy szamotał się z motocyklistą, ochroniarze bronili nie jego, ale jego przeciwnika: "Gdy wróciłem na scenę, nie miałem jednego szkła kontaktowego i słabo widziałem. Moją pierwszą myślą było: Jestem zwolniony z kontraktu oraz: Wynoszę się stąd. Płacę tym facetom i nie pozwolę, by tak mnie traktowali. Poszedłem za kulisy, by wziąć nowe szkła. Tłum szalał, toteż postanowiliśmy wrócić na scenę i spróbować grać dalej, bo nie chcieliśmy, aby komukolwiek stała się krzywda". Sprawy zaszły już jednak za daleko. Zamiast na scenę, zespół skierował się pod silną eskortą do tylnego wyjścia.

Kilka dni później prokurator okręgowy hrabstwa St. Louis oskarżył Axla o cztery pobicia trzeciego stopnia i odpowiedzialność za straty materialne. Gdy wydano nakaz aresztowania, "winowajca" znajdował się już daleko poza zasięgiem federalnej jurysdykcji stanu Missouri i nie zdradzał najmniejszej ochoty, by stawić się przed sądem. W efekcie kilka następnych koncertów zostało odwołanych, ale to bynajmniej nie rozwiązało sprawy. Mały prywatny rewanż Axla polegał na tym, że na obu płytach Use Your Illusion znalazła się inskrypcja: "Fuck you, St. Louis" (która zresztą wywołała małą manifestację, z udziałem dwu tysięcy mieszkańców miasta).

* Niewiele brakowało, by do podobnych rozruchów doszło podczas koncertu w Tacoma, w stanie Washington. Najpierw na widowni wybuchły fajerwerki, później zaś ktoś odpalił w stronę sceny rakietę która przeleciała tuż obok głowy Izzy'ego. Nietrudno zgadnąć, że Axl przerwał występ i zwrócił się z wściekłością do publiczności: "Jeśli widzieliście, kto to zrobił, macie dziesięć minut, by go wydać ochronie i dopiero wtedy wrócimy. Nie jesteśmy tu po to, by zostać poranieni lub by patrzeć, jak ktoś z was odnosi obrażenia, bo jakaś pijana pierdolona cipa nie kontroluje siebie. Pierdolę go! Nie! P i e r d o l ę w a s! Wszystko zależy od was. Wyprowadźcie go stąd i wtedy wrócimy. Jeśli nie, to dobranoc. Zachowajcie spokój".
Wszyscy zamarli. Zadawali sobie pytanie, czy będzie to nowe St. Louis, czy też nowy Donington '88. Axl jednak przez te lata też czegoś się nauczył. Wrócił na scenę i wygłosił jedną ze swoich słynnych mów i, podobnie jak kilka dni wcześniej w Dallas - uspokoił publiczność. Opowiedział, jak po występie w Castle Donington Lemmy z Motorhead poradził mu, by nigdy nie tolerował takich gówniarskich wybryków. Nawet jeśli teraz nic się nie stało, to innego wieczoru, w innym miejscu - a może to dotyczyć także innego zespołu, co nie ma znaczenia - ktoś odniesie obrażenia albo nawet dojdzie do najgorszego.
"Większość wykonawców - tłumaczy własne zachowanie Axl - zwróciłaby się do szefa ochrony w swoim entourage'u i sprawa zostałaby załatwiona po cichu. Ja staję twarzą w twarz z taką osobą. Dlaczego nie miałbym zajmować się tym publicznie? To rozprasza uwagę. Ja nie chodzę na jakiś zespół dlatego, że jest gówniany. Jeśli wydajesz w swoim domu przyjęcie i ktoś przychodzi tylko po to, by ci powiedzieć, że to przyjęcie jest gówniane, po prostu każesz mu wyjść. Gdy my jesteśmy na scenie, to jest nasz dom i wszyscy są naszymi gośćmi".

Obrazek

Ogólnie trasa "Get In The Ring" obfitowała w wiele skandali i nie raz nie obyło się bez zamieszek i interwencji policji. Niestety do agresji Axla doszlusowało jeszcze gwiazdorstwo, woda sodowa. Na przykład w styczniu 1991 Axl przerwał pierwszy z koncertów Guns N'Roses na festiwalu Rock In Rio II (o którym wspomniałam na początku) bo publiczność reagowała niedostatecznie entuzjastycznie. Napady agresji pozostały mu do dziś, choć z nimi walczy.
Wtedy też publiczność mogła poznać jeszcze jedną cechę swojego idola - była nią - notoryczna wręcz chorobliwa niepunktualność Axla. Otóż dzięki panu Rose bywały koncerty rozpoczynające się nawet z 2-3 godzinnym opóźnieniem. Winowajca tłumaczył się faktem iż nie mógł wyjść na scenę nieprzygotowany psychicznie. Wszystko ze względu na dobro fanów. Zachowanie wokalisty stanowiło coraz większy problem dla reszty zespołu. Izzy Stradlin opowiadał w "Vox": "Axl jest po prostu z natury spóźnialski. To może czasem denerwować, zwłaszcza jeśli powinieneś już być na scenie, a zamiast tego siedzisz, licząc sekundy i myślisz: w St. Louis były zamieszki, teraz jesteśmy w Teksasie, co wydarzy się tutaj?"
Slash opisał swój stan ducha bardziej zwięźle: "Szaleństwo Axla doprowadza mnie do szału".

Inny Gunner - Duff też nie należał do grzecznych chłopców. Nie zastanawia się, co robić gdy go ktoś zaczepia. Na ogół oddaje. Przy czym twardo uważając się za normalnego faceta, nie życzy sobie towarzystwa ochrony osobistej. A może coś się zmieniło?!
Slash uważał wówczas, że koledzy z zespołu są niedoceniani jako muzycy: "Duff nie zdobył jeszcze wystarczającej pozycji jako basista, nikt nie mówi o tym, jak dobrym gitarzystą jest Izzy. Ludzie zauważają mnie i Axla, bo jesteśmy z przodu....


Niepokój mogły również budzić autorytarne zapędy Axla, który w tym samym 1991 roku zwolnił menażera Alana Nivena. We wspomnianym wyżej wywiadzie dla "Vox" Stradlin nie krył swego żalu: "Źle się z tym czułem, bo Alan jest nadal moim przyjacielem. Czułem, jakbym musiał wybierać pomiędzy nim a zespołem. On był przez jakiś czas prawie jak szósty członek grupy. I naprawdę nam pomógł znaleźć się tu, gdzie jesteśmy. Wciąż uważam, że był dobrym menażerem. Ale Axl i Alan w końcu mieli dosyć konfliktu osobowości. Alan ma swój sposób prowadzenia spraw, przypominający strategię wojskową. Axl chce robić wszystko po swojemu, w swoim tempie, w swoim czasie."
Nowym menażerem Guns N'Roses został Doug Goldstein.

*W tym czasie wyżucony z GN'R Steven Adler reaktywował Road Crew, lecz jego nowa "kapela" była tylko żałosną próbą powrotu do muzyki.


* 1. lipca wydany zostaje pierwszy singiel promujący nadchodzący album - You Could Be Mine, znany już ze ścieżki dźwiękowej, który znalazł się na soundtracku "Judgement Day" do filmu Arnolda Schwarzeneggera - Terminator 2. Arniemu tak spodobała się ta piosenka, że zgodził się wystąpić w teledysku.

okładka singla
ObrazekObrazek

* Prawie dwa miesiące później, dokładnie 31 sierpnia na Wembley Arena w Londynie odbywa się ostatni koncert Gunsów z udziałem Izzy'ego Stradlina (współzałożyciela Guns N' roses), który postanowił odejść z zespołu. To będzie już poważny początek końca istnienia zespołu Guns N' Roses. Ale na razie póki co czekamy na płytę. A ta ukazała się w 16 dni po sierpniowym koncercie...
W sierpniu też ukazał się drugi singiel z zapowiadanych płyt "Don't Cry"
okładka singla
Obrazek

O północy z 16/17 września do sklepów trafiły jednocześnie dwa od dawna wyczekiwane wydawnictwa - Use Your Illusion I i Use your Illusion II - płyty, które zanim jeszcze ukazały się w sklepach stały się legendą. I płyty, które przez dwie godziny od momentu pojawienia się w sklepach sprzedały się na terenie USA w....500.000 egzemplarzy (!!!). Ozdobione były okładkami w kolorze żółtym i niebieskim, przedstawiającymi obraz Marka Kostabiego pod tym samym tytułem. Ale o tym w następnym rozdziale.

**************
W części 2/2 szczegóły tournee 20.01 - 31.08 1991
Ostatnio zmieniony pt, 02 gru 2005, 20:34 przez SUNrise, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

HISTORIA GUNS N' ROSES ROZDZIAŁ IX
STYCZEŃ - SIERPIEŃ 1991 (część 2 / 2)

Daty koncertów

20.01.1991 - Maracana Stadium, Rio de Janeiro [Brazil] 140,000
wykonali: Pretty Tied Up, Mr. Brownstone, I Was Only Joking [Intro] / Patience, Godfather Theme, Double Talkin' Jive, Welcome To The Jungle, Only Women Bleed [Intro] / Knockin' On Heaven's Door, Drum Solo, You Could Be Mine, It's So Easy, Guitar Solo, Civil War, Dead Horse, Sweet Child O' Mine, Estranged, Paradise City

notes: Był to pierwszy koncert na którym debiutują w zespole Matt i Dizzy

23.01.1991 - Maracana Stadium, Rio de Janeiro, [Brazil] 140,000

Trzy majowe koncerty poprzedzające tournee "Use Your Illusion"
LEGENDA: opening act - to zespół który występował jako support dla GN'R


Na zdjęciu Skid Row, który występował przed GN'R jako support podczas trasy w roku 1991
Obrazek
Maj - 09, 1991 - Warfield Theatre, San Francisco, CA [USA]
opening act: Dumpster
Maj -11, 1991 - Pantages Theatre, Los Angeles, CA [USA]
opening act: Dumpster
Maj -16, 1991 - The Ritz, New York, NY [USA]
opening act: Raging Slab

ObrazekObrazekObrazek
Maj - 24, 1991 - Alpine Valley Music Theatre, East Troy, WI [USA] 40.000
opening act: Skid Row
Maj - 25, 1991 - Alpine Valley Music Theatre, East Troy, WI [USA] 40.000
opening act: Skid Row
Maj - 28, 1991 - Deer Creek Music Center, Noblesville, IN [USA]
opening act: Skid Row
notes: Wystep w Indianie niegdyś rodzinnym mieście Axla i Izzy'ego. Axl podczas koncertu mówi, że życie w Indianie jest czymś w rodzaju życia w Auschwitz (Oświęcimiu).
Maj - 29, 1991 - Deer Creek Music Center, Noblesville, IN [USA]
opening act: Skid Row

Czerwiec - 01, 1991 - Capital Music Center, Grove City, OH [USA] 14.000
opening act: Skid Row
Czerwiec - 02, 1991 - Toledo Speedway, Toledo, OH [USA] 30.000
opening act: Skid Row
Czerwiec - 04, 1991 - Richfield Coliseum, Richfield, OH [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 05, 1991 - Richfield Coliseum, Richfield, OH [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 07, 1991 - CNE Grandstand, Toronto, [Canada]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 08, 1991 - CNE Grandstand, Toronto, [Canada]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 10, 1991 - Performing Arts Center, Saratoga Springs, NY [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 11, 1991 - HersheyPark Stadium, Hershey, PA [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 13, 1991 - Pocono Downs, Wilkes-Barre, PA [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 13, 1991 - Philadelphia Spectrum, Philadelphia, PA [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 15, 1991 - Lake Compounce Amphitheatre, Bristol, CT [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 17, 1991 - Nassau Coliseum, Uniondale, NY [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 19, 1991 - Capitol Centre, Landover, MD [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 20, 1991 - Capitol Centre, Landover, MD [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 21, 1991 - Bristol Motor Speedway, Bristol, TN [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 22, 1991 - Hampton Coliseum, Hampton, VA [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 23, 1991 - Charlotte Coliseum, Charlotte, NC [USA] 18.000
opening act: Skid Row
Czerwiec - 25, 1991 - Greensboro Coliseum, Greensboro, NC [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 26, 1991 - Thompson-Boling Center, Knoxville, TN [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 29, 1991 - Rupp Arena, Lexington, KY [USA]
opening act: Skid Row
Czerwiec - 30, 1991 - Birmingham Race Course, Birmingham, AL [USA]
opening act: Skid Row

Obrazek

Lipiec - 02, 1991 - Riverport Amphitheatre, Maryland Heights, MO [USA] 19.000
opening act: Skid Row
Lipiec - 03, 1991 - Riverport Amphitheatre, Maryland Heights, MO [USA]
opening act: Skid Row
Lipiec - 04, 1991 - World Music Theatre, Tinley Park, IL [USA]
opening act: Skid Row
Lipiec - 06, 1991 - Sandstone Amphitheatre, Bonner Springs, KS [USA]
opening act: Skid Row
Lipiec - 08, 1991 - Starplex Amphitheatre, Dallas, TX [USA] 20.000
opening act: Skid Row
Lipiec - 09, 1991 - Starplex Amphitheatre, Dallas, TX [USA] 20.000
opening act: Skid Row
Lipiec - 11, 1991 - McNichols Sports Arena, Denver, CO [USA]
opening act: Skid Row
Lipiec - 12, 1991 - Starplex Amphitheatre, Englewood, CO [USA]
opening act: Skid Row
Lipiec - 13, 1991 - Salt Palace, Salt Lake City, UT [USA]
opening act: Skid Row
Lipiec - 16, 1991 - Tacoma Dome, Tacoma, WA [USA]
opening act: Skid Row
Lipiec - 17, 1991 - Tacoma Dome, Tacoma, WA [USA]
opening act: Skid Row
Lipiec - 19, 1991 - Shoreline Amphitheatre, Mountain View, CA [USA]
opening act: Skid Row
Lipiec - 20, 1991 - Shoreline Amphitheatre, Mountain View, CA [USA]
opening act: Skid Row
Lipiec - 23, 1991 - ARCO Arena, Sacramento, CA [USA]
opening act: Skid Row
Lipiec - 25, 1991 - Pacific Amphitheatre, Costa Mesa, CA [USA]
opening act: Skid Row
Lipiec - 26, 1991 - Pacific Amphitheatre, Costa Mesa, CA [USA]
KONCERT NIE ODBYŁ SIĘ
Lipiec - 29, 1991 - Great Western Forum, Inglewood, CA [USA]
opening act: Skid Row
Lipiec - 30, 1991 - Great Western Forum, Inglewood, CA [USA]
opening act: Skid Row

Obrazek
Sierpień - 02, 1991 - Great Western Forum, Inglewood, CA [USA]
opening act: Skid Row
Sierpień - 03, 1991 - Great Western Forum, Inglewood, CA [USA]
opening act: Skid Row
Sierpień - 13, 1991 - Jäahalli, Helsinki, [Finland]
opening act: Skid Row
Sierpień - 14, 1991 - Jäahalli, Helsinki, [Finland]
opening act: Skid Row
Sierpień - 16, 1991 - Globen, Stockholm, [Sweden]
opening act: Skid Row
Sierpień - 17, 1991 - Globen, Stockholm, [Sweden]
opening act: Skid Row
Sierpień - 19, 1991 - Copenhagen Forum, Copenhagen, [Denmark]
opening act: Skid Row
Sierpień - 21, 1991 - Oslo Spektrum, Oslo, [Norway]
opening act: Skid Row
Sierpień - 24, 1991 - Maimarktgelände, Mannheim, [Germany]
opening acts: Nine Inch Nails, Skid Row
Sierpień - 31, 1991 - Wembley Stadium, London, [England] 76.000
opening acts: Nine Inch Nails, Skid Row

Obrazek
Ostatnio zmieniony pt, 02 gru 2005, 20:42 przez SUNrise, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

HISTORIA GUNS N' ROSES ROZDZIAŁ IX
2 lipca 1991 koncercik w St. Louis

W sumie to nie jest to jakaś szczególnie priorytetowa sprawa, ale właśnie sobie przypomniałam, że zapomniałam wspomnieć odnośnie koncertu w St. Luis, że... koncert ten, mimo iż wiadomo, że koncerty Gunsów nie mogły być filmowane, to jednak ten koncert został wydany kiedyś oficjalnie przez austriacki FC zespołu na DVD. W Polsce był nie do zdobycia, ale jak się ma macki w różnych miejscach porozstawiane, to zdobyć można wszystko - mnie się udało i to w sumie dopiero całkiem niedawno temu.

Poniższy tekst był dołączony do wkładki DVD i jest tłumaczeniem z j. niemieckiego, mam nadzieję, że jako tako poprawnie :nerwy:

Koncert Guns n Roses z 2.07.1991 był jednym z najbardziej znanych koncertów tego zespołu - główną przyczyną było zapewne to że koncert zakończył się zamieszkami, które na zawsze zapisały się w historii Rocka.

Opis:

"2 lipca 1991 Guns n Roses koncertowali w Riverport Amphitheatre w St. Louis. Połączenie motocyklistów, władz lokalnych i zespołu znanego jako "Najbardziej Niebezpieczny Zespół na Świecie" doprowadziło do jednych z najpoważniejszych zamieszek w historii rocka. Kłopoty zaczęły się już przed rozpoczęciem koncertu gdy obsługa przed Riverport Amphitheatre nie rozpoznała Axla i nie chciała wpuścić go do środka jednak to nic w porównaniu z kłopotami, które dopiero miały nadejść. Koncert jak zwykle otworzyło Skid Row - za nimi na scenie pojawili się Gunsi otwierając koncert piosenkami "Perfect Crime" i "Mr. Brownstone". Tłum zgromadzony na koncercie składał się poza fanami - z członków lokalnego gangu motocyklowego "The Saddle Tramps". Jeden z motocyklistów - koleś zwany Stump sprawiał problemy , był agresywny wobec innych fanów i cały czas starał się zwrócić na siebie uwagę Axl'a . Od początku koncertu machał kartką - w końcu Axl wziął ją i przeczytał. Była to kartka na której napisane było że człowiek nazywa się Stump i należy do gangu motocyklowego. Axl po przeczytaniu kartki zapytał się przez mikrofon "Czy to jest tak kurwa ważne żeby mi przerywać koncert ?".

Stump pomimo tego nadal denerwował członków zespołu i ludzi dookoła - co coraz bardziej drażniło Axla. Gdy w czasie "Rocket Queen" Stump wyciągnął kamerę (lub aparat - zależnie jak przetłumaczyć to słowo) Axl przestał śpiewać krzycząc do ochroniarzy - "Zabierzcie mu to , natychmiast, wyprowadźcie go stąd i zabierzcie mu to" licząc że zajmą się oni problemem.

Problem jednak w tym że ochroniarze byli w dobrych stosunkach z gangiem i nie obchodziło ich łamanie prawa. Axl widząc bezczynność ochroniarzy krzyknął "Sam się nim zajmę" i wskoczył w tłum chcąc pobić Stumpa. Zespół grał nadal, aż Axl został wyciągnięty z tłumu , wrócił na scenę i dał znak żeby przestać. Wykrzyczał do mikrofonu że przez gównianą ochronę idzie do domu - roztrzaskał mikrofon o scenę i cały zespół udał się do domu. (w sensie, że przerwał koncert i już na niego nie wrócił).

Po tym jak zespół zszedł ze sceny wybuchły zamieszki w których rannych zostało 40 fanów i 20 policjantów.

Niedługo potem Neil Kurlander - szef policji St. Louis powiedział - "Zamieszki w Riverport były wynikiem nieodpowiedzialnego i przestępczego zachowania Axl'a Rose". Zespół natomiast twierdził ze już po tym jak zespół zszedł ze sceny, brutalne zachowanie ochrony wobec tłumu, przekształciło łatwą do opanowania sytuację w zamieszki.

Prawie rok później osiągnięto porozumienie z prokuratorem z St. Louis - Axl przyznał się do 4 zarzutów napaści i zniszczenia mienia. Dostał wyrok w zawieszeniu i zobowiązany został do zapłacenia 50.000 na konto 5 organizacji społecznych."

Setlist i zawartość płyty:
Na płycie znajduje się nieco ponad 2h nagrania.

Pierwsze około 1,5 h to sam koncert. Koncert był jednym z bardziej udanych , cały zespoł w dobrej formie i początkowo nawet w dobrym nastroju (jednak jak już pisałam do czasu).

Grane były następujące piosenki:
01. Perfect Crime
02. Mr. Brownstone
03. Live And Let Die
04. Dust N' Bones
05. You Could Be Mine
06. I Was Only Joking [Intro] / Patience
07. Double Talkin' Jive
08. November Rain
09. Welcome To The Jungle
10. Civil War
11. 14 Years
12. Band Introductions / Drum Solo
13. Guitar Solo / Godfather Theme
14. Rocket Queen

W czasie tego kawałka Axl rzucił się w tłum , możemy ogladać szamotanine i kilka ciosów , nastepnie powrot na scenę i opisane już zakończenie koncertu. Nastepnie około 30 minut zamieszek i ich końcowe efekty.

Ostatnią cześcią materiału na płycie są dodatki w postaci 3 teledysków:
"You Could be Mine" - popularna wersja z Terminatora 2
"It's So Easy" - mało znana wersja która ukazala przy okazji wydania "Live Era"
"Welcome To The Jungle"- także wersja z "Live Era" - niezbyt znana - z zamieszkami czyli idealnie pasujaca do tematu :-)


I to by było na tyle. Albo jeszcze jakaś fotka Axelka co by sobie humor poprawić. Ta będzie wprost odpowiednia.
Obrazek
Ostatnio zmieniony pt, 02 gru 2005, 20:43 przez SUNrise, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

VELVET REVOLVER
Cholera ale jestem wściekła. Właśnie odkryłam, że mi pełno zdjęć z postów wyparowało. Już nigdy więcej nie zaufam zasranym (w dodatku nie swoim) photobucketom - teraz tylko czekać aż resztę zdjęć wywieje. :zly:

Teraz za to coś zupełnie innego. Gunsy niech sobie trochę odpoczną, bo oto będę teraz prezentować najnowsze zdjęcia Slasherka. Slash solo i Łojezzzzu najnowsze zdjęcia z koncertu Velver Revolver :love: , który sobie właśnie zagrali, ...taki mały koncercik dla paru tys. ludności w jakimś dziwnym miejscu pod kablami, a tak na serio to w Phoenix
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/4393209.jpeg[/img]
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/4393300.jpeg[/img]

A teraz koncertowe Velvetki
* DUFF * ach Duff... z wszystkich członków VR to właśnie zobaczenia jego najbardziej nie mogę się doczekać, a to już za niecałe 2 miesiące aaaaa
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/Duff1.jpg[/img]
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/050319_PhoenixAZ_Wendy_143.jpg[/img]

* DAVE *
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/Dave.jpg[/img]

* MATT *
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/050319_PhoenixAZ_Wendy_257.jpg[/img]
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/050319_PhoenixAZ_Wendy_215.jpg[/img]
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/050319_PhoenixAZ_Wendy_101.jpg[/img]

* SCOTT *
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/050319_PhoenixAZ_Wendy_185.jpg[/img]
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/050319_PhoenixAZ_Wendy_169.jpg[/img]
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/050319_PhoenixAZ_Wendy_61.jpg[/img]
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/050319_PhoenixAZ_Wendy_67.jpg[/img]
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/050319_PhoenixAZ_Wendy_26.jpg[/img]

i na koniec moja najukochańsza mordka
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/050319_PhoenixAZ_Wendy_195.jpg[/img]
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/050319_PhoenixAZ_Wendy_202.jpg[/img]
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/050319_PhoenixAZ_Wendy_201.jpg[/img]
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/050319_PhoenixAZ_Wendy_212.jpg[/img]
[img]http://yola_gieralt.w.interia.pl/050319_PhoenixAZ_Wendy_189.jpg[/img]
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

HISTORIA GUNS N' ROSES ROZDZIAŁ X
********* 16 WRZEŚNIA 1991 (część 1 / 3) *********
************** USE YOUR ILLUSION **************


Obrazek
Plany Gunsów od początku były bardzo ambitne. (To tak jak moje, co do tworzenia tego tematu - sorry za OT :-) ). Jeszcze w roku 1989 Axl zapowiadał na łamach "Rolling Stone": "Mamy nadzieję nagrać bardzo długą płytę. Będzie fajnie zapełnić całe siedemdziesiąt sześć minut kompaktu różnymi stylami. Najważniejsze piosenki to w tej chwili te z fortepianem, ballady, ponieważ wcześniej nie badaliśmy zespołu od tej strony. Właśnie one są zresztą najtrudniejsze - nie do zagrania, tylko do napisania, do wydobycia z siebie". Na pytanie, czy zespół nosi się z zamiarem zmiany stylu, Axl odpowiedział wówczas: "Nie odchodzimy od hard rocka, ale nie chcemy się ograniczać". Axl pragnął poszerzenia muzycznych horyzontów Guns N'Roses i przyznawał, że ta potrzeba ma źródło w jego fascynacji twórczością Queen: "Moim ulubionym albumem Queen jest "Queen II". Kiedy wychodzi ich nowa płyta i zawiera całą tę różną muzykę, na początku lubię tylko poszczególne piosenki. Ale po jakimś czasie umysł otwiera mi się na inne style. Naprawdę ich za to cenię. Zawsze chciałem móc osiągnąć coś takiego. Ważne, żeby pokazywać ludziom różne rodzaje muzyki, po prostu starać się dać ludziom szerszy punkt widzenia." Nowe piosenki Guns N'Roses istotnie były różnorodne i bogato zaaranżowane. Poza tym udało się ich zebrać bardzo dużo. Slash był dumny z ponad trzydziestu przygotowanych utworów: "To dużo materiału, zupełnie jak cztery albumy. Większość zespołów przygotowywałaby go od czterech do sześciu lat".

Wydanie albumu znów się jednak przeciągało, aż się nie chce o tym pisać: piosenki najpierw były długo miksowane, a potem Axl jeszcze w nich przebierał. Ale jedną z podstawowych przyczyn opóźnienia wydania płyty były problemy techniczne, a właściwie jeden problem - w jaki sposób pomieścić na niej 150 minut muzyki tak, by nie była zbyt droga?
Rozwiązaniem okazało się wydanie 16 września 1991 roku jednocześnie dwóch płyt. "Use Your Illusion I" i "Use Your Illusion II" zawierały o wiele bardziej zróżnicowany materiał niż pierwsze albumy Guns N' Roses. Obok monumentalnych ballad takich jak "November Rain", "Don't Cry" czy "Estranged", znalazły się tu ostre rockowe kawałki "Garden Of Eden", "Right Next Door To Hell", a także przeróbki cudzych utworów "Live And Let Die" Paul'a McCartney'a i "Knockin' On Heven's Door" Bob'a Dylan'a.
W roli wokalisty, oprócz Axl'a, udzielali się tu także Izzy i Duff. Slash grał też na banjo, Izzy na sitarze. Choć zespół spotkał się z zarzutami, że płyty są przearanżowane, przesadnie zinstrumentalizowane jednak zdobyły one ponad 34 milionów nabywców.


Ci, którzy mieli szczęście i wcześniej widzieli Guns N'Roses na żywo (PODCZAS TOURNEE PO AMERYCE (patrz Rozdział IX)), znali już część nowego materiału. Sceptycy jednak wciąż utrzymywali, iż obrosłe legendą nowe płyty zespołu okażą się myszą zrodzoną przez górę. Nie mieli racji. Oba albumy przyniosły znakomite, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach zestawy utworów; każdy z nich - trwając z górą siedemdziesiąt minut - sam w sobie jest niemal ekwiwalentem albumu dwupłytowego. Publiczność za swoje pieniądze otrzymała daleko więcej, niż mogła oczekiwać od jakiegokolwiek innego wykonawcy z panteonu rockowego.

Jedno jest pewne - album stał się jednym z najważniejszych wydarzeń muzycznych 1991 roku. Slash: "Ten album sprawił że dojrzeliśmy jako muzycy. Nigdy nie zamierzaliśmy robić jakiegoś wielkiego cyrku - granie muzyki stawialiśmy zawsze na pierwszym miejscu.

A jaki miał być ten nowy album? To pytanie zadawali sobie wszyscy przez prawie 3 lata. A jej premiera ciągle i ciągle i ciągle była przekładana...na później. To, że zanosi się na coś extra, można było wyczuć po dość znacznym powiększeniu składu zespołu. Oprócz szóstego Gunsa (Dizzy'ego), doliczyć należy dziewczyny z chórków i kilku dodatkowych muzyków. Tak więc bywało, że podczas koncertów promujących "Use..." (patrz ROZDZIAŁ IX) na scenie pojawiała się ekipa składająca się nawet z dwunastu muzyków. "Use Your Illusion" stanowi coś co może przypominać krzyżówkę "Physical Graffiti" i "The Wall" mówił comanager Alan Niven: "To nagranie, które będzie zadziwiać i szokować jednocześnie". Chodziły plotki, że całość będzie składać się z 36 utworów, wśród których znajdować będą się covery Wings i U.K, Subs. Zresztą pogłosek, plotek i naj naj najróżniejszych historii na ten temat było tyle, że trudno to wymienić i zliczyć. O wielu z nich pisałam już w wielu poprzednich postach więc nie będę tego od nowa wymieniać, bo nie ma sensu. Wspomnę tylko tyle, że równolegle lub tuż po ukazaniu się płyty na rynku, pojawić miała się również Epka zawierająca covery takich zespołów jak The Misfits czy Sex Pistols. Tego, że Gunsi coverów się nie boją wiadomo było już co najmniej od czasów ukazania się "GN'R Lies", na której to płycie - przypomnę - umieszczono świetnie zagrane "Mama Kin" z repertuaru Aerosmith. Jak miało się jednak okazać, sprawa z zamieszczonymi na "Use Your Illusion" coverami miała wyglądać nieco inaczej. W każdym razie dnia 19 maja w Warfield Theater w San Francisco Gunsi rozpoczęli poprzedzoną trzema klubowymi koncertami "Get In The Ring Tour". ("Get In The Ring" to tytuł jednej z piosenek na płycie "Use...", która adresowana jest do dziennikarzy i brukowej prasy. Przypomnę, że była to trasa bez wydanego albumu. Ale o tym też napisałam już kilka postów wcześniej całą epopeję, więc nie będę już do tego wracać. (patrz ROZDZIAŁ IX i kilka jeszcze wcześniejszych)

ObrazekObrazekObrazek

Słuchając tych trzydziestu utworów, w których, jak w zwierciadle, odbija się cała tradycja muzyki rockowej i pop, można odnieść wrażenie, iż Guns N'Roses postawili sobie ambitne zadanie, by zabrać głos na każdy temat. Mamy tu do czynienia jakby z panoramą Ameryki, naszkicowaną jednak z punktu widzenia ulicy, a chwilami nawet - rynsztoka. Od brutalnych opisów burzliwych związków między kochankami i portretów dziwek wszelkiego autoramentu, poprzez komentarze na temat show-businessu, narkotyków, wulgarnego seksu i wszechpanującej przemocy, aż po religię i problem spustoszeń, jakie w psychice ludzi wywołały sankcjonowane przez rządy republikanów hipokryzja i podwójna moralność.

"Tytuł Use Your Illusion jest dla nas ironiczny - mówił Slash. "Sam nie wiem dlaczego, ale przez tak długi czas wokół tego zespołu narosło tyle gównianych bzdur, że, jest to coś jak ciśnięcie ich ludziom z powrotem, prosto w twarz. I ten album jest bardzo kontrowersyjny. Tak samo i jeszcze bardziej jak poprzedni. Mówi on o narkotykach i... Nie sądzę, byśmy oszlifowali go na krawędziach, jeśli chodzi o bluźnienie. No i mówi on też o złych związkach i temu podobnych świństwach.
Wiesz, wyczuwam trochę antyfeministycznego gówna, które może się rozpętać, bo piosenki o wrednych kobietach są naprawdę cholernie ostre. Już widzę dziewczyny, mówiące: "Co za dupki!" Ale nasz punkt widzenia jest taki: "To jest prawda, wy pierdolone cipy. Tak było i tak
my to przenieśliśmy na papier"
. Ale, jak wiadomo, te wszystkie grupy feministek będą... No wiesz, co mam na myśli"
.
Slash podczas tej rozmowy, przeprowadzonej nad ranem w Tacoma, nie był w najlepszej formie. Powiedział jednak coś bardzo ważnego coś, co warto przytoczyć:
"My nie chcemy forsować jakichś uniwersalnych prawd. Nie zamierzamy pisać żadnych pierdolonych przesłań. To są nasze doświadczenia życiowe. To jesteśmy my, utrwaleni na winylu. Możesz go kupić albo - nie; może to ci się podobać albo - nie. Ale nie chce być z powodu płyty atakowany, ponieważ nigdy...
Ludzie przyjmują za pewnik, że jesteśmy orędownikami tego, o czym mówią piosenki, i chcą chwycić za gardło. Niektórzy na serio dążą do tego, by nas uziemić. Nasz zespół przyciąga takie emocje jak magnes"
.
Pointę do tej wypowiedzi, która pod koniec nieco się rozmywa, znajdujemy w innym wywiadzie: "Mówimy o sprawach, o jakich nikt nie odważyłby się nawet napomknąć w normalnym życiu. [Fani] to doceniają, daje im to odrobinę siły".

Gdy ukazały się oba albumy Use Your Illusion, wydawca (Geffen) nie ukrywał, że nie cały materiał z sesji jesienno-zimowo-wiosennych znalazł się na obu płytach. Wiadomo było, iż na półce leżą także własne opracowania klasycznych utworów punkrockowych. O czym wspomniałam już kilka akapitów wcześniej. Mówiono, że niebawem ukaże się "piątka", na której znajdą się: I Don't Care About You z repertuaru legendarnej kalifornijskiej formacji Fear, Attitude Misfits, Ain't It Fun Dead Boys, Down on the Farm U.K. Subs i New Rose The Damned. Jednak płyta ta ukazała się dopiero dwa lata później - w grudniu 1993.

ObrazekObrazekObrazek

ObrazekObrazekObrazek
Może jeśli chodzi o wstęp to tyle. To okropne jak ja to dzisiaj bez ładu i składu piszę, sama nie wiem co się dzieje, ale jakoś skupić się nie mogę. To pewnie przez ten kolos, który dziś miałam - do teraz nie mogę się po tym pozbierać. Już sama nie wiem jak go napisałam. Ale mam nadzieję, że lepiej niż to co przed chwilą tu. W każdym razie obiecałam sobie jeszcze w sobotę, że jak przeżyję moje dzisiejsze starcie z wiedzą, to "w nagrodę dla samej siebie i jako odprężenie się" :-) opiszę płytki "Use Your Illusion" i tego nie spieprzę. No to zaraz będę opisywać...
Na razie tyle offtopu
Ostatnio zmieniony pt, 02 gru 2005, 20:57 przez SUNrise, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

HISTORIA GUNS N' ROSES ROZDZIAŁ X
********* 16 WRZEŚNIA 1991 (część 2 / 3) *********
************** USE YOUR ILLUSION **************


16 września 1991 roku Oto nadszedł w końcu ten wielki, dawno oczekiwany dzień. Tego właśnie dnia w sklepach znalazły się wreszcie albumy "Use Your Illusion I" i "Use Your Illusion II".

Obrazek

KILKA NAJWAŻNIEJSZYCH FAKTÓW:
* Dokładnie mówiąc, premiera albumów miała miejsce o północy z 16/17 września 1991 roku, wtedy to właśnie największe i najważniejsze sklepy płytowe w USA, przed którymi czekaly już rzesze fanów Guns N'Roses rozpoczęły sprzedaż długo zapowiadanej płyty. Stała się ona legendą, zanim jeszcze ukazała sie na rynku. Oczywiście chodzi o dwa podwójne albumy dwa CD (a na winylu - dwa dwupłytowe albumy) Use Your Illusion I i Use Your Illusion II.
Według informacji przekazanych przez firmę płytową Geffen, która je wydala, w ciągu zaledwie dwóch godzin od premiery (czyli do 2:00 w nocy 17 września) sprzedano w USA uwaga: 500 000 egzemplarzy! Przed samym tylko sklepem firmowym "Tower Records" przy Bulwarze Zachodzącego Słońca w Los Angeles już na kilkanaście godzin przed premierą i otwarciem sklepów zgromadziła się grupa ponad 500 wielbicieli GN'R. Nowe albumy Axla i jego kolegów stały się sensacją na skalę światową w Anglii, Ameryce i wielu innych krajach na świecie zadebiutowały na pierwszych miejscach list przebojów, w tym na liście "Billboardu" zajmując pierwsze i drugie miejsce. Fani byli tak spragnieni nowego krążka GN'R, iż w pierwszym tygodniu sprzedano 2 miliony płyt !!! W sumie każda z UYI rozeszła się w 17 milionach egzemplarzy, co daje łącznie 34 mln. sprzedanych kopii (dane z 1999 roku).

TYTUŁ I OKŁADKA
* Jeśli ktoś czytał oprzednie rozdziały (dokładniej wywiad z Axlem), to już na pewno wie, że płyta na początku miała się nazywać 'BUY Product' lub 'GnR Sucks'. Jednak w końcu nazwano ją USE YOUR ILLUSION nazwa pochodzi od obrazu Marka Kostabiego, który bardzo spodobał się Axlowi. Gunsi "pożyczyli" na swój album nie tylko tytuł tego obrazu - ale również pewien posąg z tego obrazu, który widzimy na obydwu okładkach płyt Use Your Illusion.
Poniżej obraz Kostabiego i pochodzący z niego posąg

Obrazek
Obrazek

Dla zainteresowanych więcej na temat twórczości Kostabiego TUTAJ


*Krążki tym razem tak jak poprzednie albumy Gunsów również wyprodukował Mike Clink, jednak z wyraźnym udziałem członków GN'R. Muzycznie płyty znacznie różnią się od Appetite for Destruction. Jest tu więcej urozmaiceń w stylu smyczków, sekcji dętej, fortepianu.


* Przechodząc do meritum - ALBUM
Jaki był? Najkrócej: trzydziestoutworowe, trwające ponad 154 minuty MUZYCZNE ARCYDZIEŁO, złożone zarówno z doskonałych, energicznych rockowo-punkowo-bluesowych kawałków, jak i epickich trwających po 6-10 minut, złożonych kompozycji.
Co jeszcze? - Mnóstwo gości, cała masa współkompozytorów, oraz niespodzianki w postaci popisów wokalnych Izzy Stradlina ("14 Years" czy "Pretty Tied Up") oraz Duff'a McKagan'a ("So Fine"). A nawet w jednym z utworów ("Garden Of Eden") podśpiewywał sam Slash, którego na śpiewanie namówić nie jest prostą sprawą. Bo twierdzi, że śpiewać nie znosi i nie robi tego nawet pod prysznicem. Ale tak naprawdę na koncertach śpiewać różne refreny mu się zdarza. No wszystko się może zdarzyć...

GOŚCIE
* Co do gości - najznamienitszym z nich był bez wątpienia Alice Cooper, który wspólnie z Axlem wykonuje utwór do tekstu dziennikarza muzycznego magazynu R.I.P. Deala Jamesa "The Garden" . "Kiedyś Axl zaśpiewał nam fragment utworu "The Garden" i brzmiało to dokładnie jakby wykonywał go Alice Cooper. Tak więc pomyśleliśmy, że zamiast kopiować mistrza, lepiej będzie poprosić go o pomoc. Całe szczęście zgodził się zaśpiewać" - Slash.
Poza Alice Cooperem na płytach możemy usłyszeć również m.in. Mike Monroe z Hanoi Rocks i Shannon Hoon* z Blind Melon.

* Shannon Hoon (na fotce niżej - z planu do clipu "Don't Cry")
Obrazek
świetny młody wokalista, najlepiej znany chyba z filmu do "Making of Don't Cry" Guns N' Roses, w którym się sporo wypowiada. Był niezwykle podekscytowany tym, że weźmie udział w nagrywaniu videoclipu do "Don't Cry". Utwór "Don't Cry" to właśnie duet Axla z Shannonem. Cztery lata później (11 października 1995 roku) znaleziono go martwego - przedawkował narkotyki :beksa: Miał 28 lat. Oto dlaczego narkotykom mówimy zdecydowane NIE! Shannon Hoon urodził się w tym samym mieście co Axl Rose i Izzy Stradlin - w Lafayette w stanie Indiana.
Więcej na temat Shannona TUTAJ
ObrazekR.I.P.

* Warto dodać, że utwory zamieszczone na obydwu częściach płyty nie były towarem "jednego wieczoru", natomiast powstawały przez kilka lat, i zdarzało się, że wielokrotnie były zmieniane. I tak np. osławione "Don't Cry", napisane zostało ponad pięć lat przed wydaniem albumu, i ukazało się na pierwszym demo zespołu. Na tej legendarnej już taśmie znalazły się także "Welcome To The Jungle", "Back Off Bitch" oraz "Anything Goes". Oczywiście wersja "Don't Cry" zamieszczona na "Use Your Illusion" zostala nieco "uaktualniona" i tym sposobem możemy usłyszeć "Don't Cry" w wersji oryginalnej (UYI I) oraz w wersji "alternatywnej" (UYI II).

* Na płytach znalazło się również miejsce na "muzyczne pozdrowienia", czyli utwory "Right Next Door To Hell" - kawałek zadedykowany kłopotliwej sąsiadce Axla (osławionej już "Gabrysi" Kantor - problemy z którą Axl postanowił rozwiązać z pomocą butelki, konkretnie rozbijając ją na głowie swarliwej kobiety. A właściwie to było ponoć wręcz odwrotnie, odnośnie tego, kto komu rozbił) oraz antylitania "Get In the Ring" nagrany w Saratoga Springs, 10.06.1991, dedykowany obsmarowującym zespół dziennikarzom; i "Back Off Bitch" będący przesłaniem Axla do Erin - jego byłej żony.


* Utwory z tych albumów bardzo długo nie schodziły z list przebojów najpopularniejszych pism muzycznych i stacji telewizyjnych. Gunsi zgarnęli też masę nagród muzycznych, m.in od MTV za najlepszy singiel i videoclip do "November Rain".
"Use Your Illusion" były promowane monstrualnym ponad dwuletnim tournee po całym niemal świecie. Wszędzie na występy Guns N' Roses waliły istne tłumy. Ale o tym będzie w następnych rozdziałach...


A NA KONIEC NAJWAŻNIEJSZE - PŁYTY

USE YOUR ILLUSION I
ObrazekObrazek
OKŁADKA Z TYŁU
wydana: 16-17.09.1991
wytwórnia: Geffen Records
czas: 75:32

1. Right Next Door to Hell
2. Dust N' Bones
3. Live And Let Die (singiel, video)
4. Don't Cry (orginal) (singiel, video)
5. Perfect Crime
6. You Ain't The First
7. Bad Obsession
8. Back Off Bitch
9. Double Talkin' Jive
10. November Rain (singiel, video)
11. The Garden (siniel, video)
12. Garden Of Eden (singiel, video)
13. Don't Damn Me
14. Bad Apples
15. Dead Horse (singiel, video)
16. Coma

Album został nagrany stosunkowo szybko, po okresie kiedy chłopaki imprezowali, w miedzy czasie z kapeli wyleciał Adler, w składzie pojawił się Matt Sorum, i klawiszowiec Dizzy - zeszli się wszyscy do studia i nagrali ścieżki w miesiąc. Izzy: "For the basic tracks on 'Illusions', I was done with my stuff in about four or five weeks. That was easy."

Matt: kiedy nagrywaliśmy Use Your Illusion I & II i usłyszałem ten pomysł, powiedziałem sam do siebie "Axl Oszalałeś!" Zamierzamy nagrać 30 piosenek na dwa albumy? Nigdy nie kupiłbym jednocześnie dwóch albumów tego samego zespołu. Efekt? Nagrywając dwa albumy jednocześnie stworzyliśmy nową historię. Nikt nigdy jeszcze nie dokonał tego przed nami."



USE YOUR ILLUSION II
ObrazekObrazek
OKŁADKA Z TYŁU
wydana: 16-17.09.1991
wytwórnia: Geffen Records
czas: 75:35

1. Civil War (singiel)
2. 14 Years
3. Yesterdays (singiel, video)
4. Knockin' On Heavens Door (singiel)
5. Get in The Ring
6. Shotgun Blues
7. Breakdown
8. Pretty Tied Up
9. Locomotive
10. So Fine
11. Estranged (singiel, video)
12. You Could Be Mine (singiel, video)
13. Don't Cry (Alt. lyrics)
14. My World

Axl: "Slash wrote all his tunes, I wrote mine and Izzy wrote his, and we put them all together."

Slash: "I must have used 20 guitars on the record."

Axl: "This record will show we've grown a lot, but there'll be some childish, you know, arrogant, male, false-bravado crap on there too. But there'll also be some really heavy serious stuff."

Slash: "We went through so much emotional turmoil after the success of "Appetite For Destruction" and the albums reflect that. I'm talking about all of a sudden going from a garage band to becoming some sort of half-assed celebrities."

Axl: "We worked really hard on it, and really there is nothing on the record that didn't come out the way we wanted, except maybe the vocal speech at the end of "Breakdown."(...)On the 'Use Your Illusion' albums Matt was playing what we wanted to hear. On the record, he's one of the most amazing drummers I've ever heard, but he's better than that. When Matt goes off on his own creative accent, it's even more extreme than what was on the "Use Your Illusion" albums."

************************************************
W części 3 / 3 recenzja płytek. Zapraszam serdecznie :-)
Ostatnio zmieniony pt, 02 gru 2005, 21:09 przez SUNrise, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

HISTORIA GUNS N' ROSES ROZDZIAŁ X
********* 16 WRZEŚNIA 1991 (część 3 / 3) *********
************** USE YOUR ILLUSION **************


ObrazekObrazek

Use Your Illusion I
Right Next Door To Hell; Dust N' Bones; Live And Let Die; Don't Cry; Perfect Crime; You Ain't The First; Bad Obsession; Back Off Bitch; Double Talkin' Jive; November Rain; The Garden; Garden Of Eden; Don't Damn Me; Bad Apples; Dead Horse; Coma

Początek lat dziewięćdziesiatych był kolejnym złotym okresem rocka. Właśnie Guns N'Roses okazali się grupą, która bardzo się do takiego stanu rzeczy przyczyniła. W nową dekadę wkroczyli z kolosalną produkcją, dwuczęściowym Use Your Illusion. Natrzaskali przy tym mnóstwo świetnych songów. Wciąż czerpiąc z dobrze sprawdzonych wzorców znów potrafili odmłodzić i rozbudzić ducha rocka, drzemiącego gdzieś na półce między starymi płytami Aerosmith i Led Zeppelin.
Obecność fortepianu Dizzy'ego Reeda powoduje, iż wiele piosenek cechuje cudowny, rock 'n' rollowy luz, którego trochę brakowało na "Appetite For Destruction". Do tej kategorii można zaliczyć przede wszystkim świetne "Bad Obsession" czy też "Bad Apples"- oba utwory, utrzymane w raczej średnim tempie, powodują, że coś niesamowitego dzieje się z człowiekiem gdy tego słucha. "Bad Obsession" był zresztą długo moim ulubionym utworem na pierwszej części Use... W dużym stopniu przyczyniły się do tego stanu rzeczy oglądane przeze mnie po tysiące razy, aż do zdarcia taśm, koncerty Gunsów, na których piosenkę tę wykonywali. Jednym słowem REWELACJA. Dziś (a zdanie raz na kilka miesięcy zmieniam, bo za każdym kolejnym przesłuchaniem płytki - odkrywam na niej coś nowego), moim najbardziej ulubionym utworkiem na jedynce jest "Double Talkin' Jive", a zaraz za nią "Bad Apples" - którą...heh, w tej chwili właśnie słucham.

Otwierający "jedynkę" Right Next Door To Hell nie jest taki znowu odległy od Welcome To The Jungle, a jeszcze ostrzejsze riffy serwują w Perfect Crime, Back Off Bitch.
Ale gdy zauważymy, iż "You Ain't The First" to coś na kształt ballady coutry, dociera do nas rzecz kolejna - to niezwykle eklektyczny materiał. A to nie wszystko. Na płytę trafiła przecież wspaniała wersja "Live and Let Die" autorstwa Paul'a McCartney'a i jego żony Lindy. Z kolei końcówka dynamicznego raczej "Double Talkin' Jive" to flamenco czy jak to się nazywa "hiszpańska" coda.
Inną ciekawostką jest wokalny udział Alice'a Coopera w The Garden. Sam utwór nie byłby może dla mnie taki ważny, gdyby nie...Slash. Tutaj znów gra niby proste, ale niebywale piękne dźwięki, tworzące (w zwrotce) lekko surrealistyczny klimat, skontrastowany z raczej brutalnym refrenem.
W międzyczasie pojawia się aerosmithowy akcent: trącący bluesem, świetny, wspaniały, już przeze mnie wspominany Bad Obsession.

Patent na przejmujące, zniewalające, z miejsca rozpoznawalne ballady Gunsi wypracowali sobie w Patience z 1988 r, teraz po numerach jak przeróbka Live And Let Die McCartney'ów czy własne Don't Cry Izzy'ego i Axl'a no i w końcu November Rain Axl'a, nie ma wątpliwości, że potrafią tworzyć arcydzieła nie tylko heavymetalowe z mocnymi gitarowymi riffami.

Don't Cry to delikatne zwrotki i kontrastowy, przeszywający refren, prosty tekst - pożegnanie z dziewczyną (I'll still be thinking of you, and the times we had...baby), to mocna końcówka z niesamowitym przeciągnięciem frazy przez Axla. Do tego łkająca solówka Slasha, trochę podobna do tej z... November Rain, opus magnum tej płyty. Przy tym kawałku być może i trudno powstrzymać łzy. Bo przypomina, że nic nie trwa wiecznie, włącznie z miłością, ale też znalazło się pocieszenie: we still can find a way, 'cause nothin' lasts forever, even cold november rain... Rzecz zaczyna się od "nerwowego" fortepianu, dochodzą smyczki, odgłosy deszczu. Napięcie rośnie cały czas, a po chwili ciszy uderza mroczny finał. Ciężko opisać wrażenia, które może wywołac ten utwór. Zwłaszcza jego wersja "live", grana na koncertach, która jest kilkakrotnie piękniejsza od tej którą słyszymy na płycie.
Slash funduje jedne z wspanialszych dźwięków, jakie wydał w ciągu swojej kariery, a ja nie mam wątpliwości - końcówka "November Rain" to najlepsza rzecz, jaką Gunsi kiedykolwiek stworzyli. "

Intrygująco wypada dziesięciominutowy utwór z potężnym riffem - Coma - odpowiednio zilustrowana muzyką i aranżacyjnymi efektami opowieść o śpiączce, która zamyka pierwszą część płyty "Use Your Illusion". Sam Slash uznał kiedyś ten utwór za najwybitniejszy w historii Gunsów. Ciężko polemizować. Epika w postaci czystej. Historia o narkotykowej śpiączce wzbogacona różnorakimi "filmowymi" efektami dźwiękowymi. Do tego brutalny riff, zmiany nastrojów i wspaniała solówka Slasha gdzieś w połowie utworu. Mało która płyta kończy się w tak przekonujący sposób. Dla mnie również kolejny dowód na to, iż "Use Your Illusion I" to najwybitniejsze dzieło Gunsów.

ObrazekObrazek

Use Your Illusion II
Civil War; 14 Years; Yesterdays; Knockin' On The Heavens Door; Get In The Ring; Shotgun Blues; Breakdown; Pretty Tied Up; Locomotive; So Fine: Estranged; You Could Be Mine; Don't Cry, My World

Przejdźmy więc może od razu do konkretów.
Słuchając "Use Your Illusion II" obcujemy z dziełem tak samo wybitnym, jak w przypadku płyty z jedynką w tytule.
"Dwójka" już początek ma niesamowity. Muzyka wspaniale koresponduje z antywojennym tekstem: I don't need your civil war, I don't need one more war. Niby kolejna ballada Gunsów, z mocnym riffem, ognistym solem, świetnie brzmi tu fortepian, charakterystyczną, pełną bólu manierą wokalną Axla, a jednak - może właśnie ze względu na tematykę - jest w niej coś wyjątkowego, ma niepowtarzalny nastrój...
Zarzucano członkom zespołu niski poziom intelektualny. Ale co w takim razie robi tutaj TAKI utwór?

Utwór numer dwa i trzy czyli 14 Years i Yesterdays nie są gorsze od Civil War. Znów wyczuwalny jest tutaj ten specyficzny luz ,o którym wspominałam w przypadku "Use Your Illusion I". "Yesterdays" urzeka melancholijnym klimatem. Gunsi stawiają tu raczej na nastrój.

I w następnym utworze też z niego nie rezygnują, bo jest nim nic innego jak Knockin' On Heaven's Door - która ma naprawdę wielką klasę. Trudno się dziwić, że znana jest bardziej niż dylanowski oryginał... Utwór kończy się wstrząsającym finałem nagranym z towarzyszącym kobiecym chórkiem.

Ogólnie mówiąc dużo jest na "Use Your Illusion II" kawałków z fortepianem. Gunsi nie zapominają o potędze gitar, ale trochę zwalniają tempo i jak już wspomniałam stawiają tu raczej na nastrój. Po 14 Years, Yesterdays, Knockin' On Heaven's Door, taki jest też wielowątkowy Estranged w którym podobać się może popisówka Dizzy'ego Reeda w drugiej, instrumentalnej części utworu.

No i jest też coś dla mnie. ;-) So Fine Duff'a. Jeśli chodzi o "dwójkę" to mój najbardziej ukochany utwór...nie wiem, być może dlatego, że Duff w nim śpiewa, a ja głos Duff'a kocham ponad wszystko.

Kolejna "dyscyplina" to dość standardowe boggie - jak w Breakdown czy Shotgun Blues.
Na ich tle wyrózniają się - koncertowy czad Get in The Ring Slasha, Duffa, Axla i faktycznie motoryczny Locomotive Slasha, Axla.

Do ciekawszych fragmentów niewątpliwie zalicza się też Pretty Tied Up Izzyego Stradlina z orientalizującymi tematami, pulsującym riffem i szarpanym, chwytliwym refrenem.
Bezkompromisowy i chyba na tej płycie najlepszy w kategorii "ostra jazda" jest You Could Be Mine Izzy'ego i Axl'a.

A najbardziej zaskakującą niespodziankę zespół zachował na sam koniec. My World to... rapowanka trwająca niespełna półtorej minuty, wykrzyczana na tle elektronicznego podkładu. Taki eksperyment Axla, który dla wielu jest nieprzyjemnym zgrzytem.

***********************************************
W podsumowaniu można by się było zastanowić nad kluczem doboru utworów na poszczególne płyty "Use Your Illusion". Jedyne, co udało mi się ustalić to fakt, iż na drugim zestawie większą rolę pełni fortepian - słychać go w większości utworów. Odnoszę też wrażenie, iż materiał z pierwszej części jest nieco bardziej eklektyczny. Nic to. "Use Your Illusion II" jest bardzo dobrym albumem, na którym każdy fan Gunsów znajdzie coś dla siebie.
Przyznam, że nie potrafię z pełnym przekonaniem powiedzieć, która z części "Use Your Illusion" jest lepsza. Zależnie od nastroju i humoru raz częściej słucham "jedynkę" innym razem "dwójkę". Anglosascy recenzenci też zazwyczaj oceniają je tak samo (tylko w "The Rolling Stone Album Guide" trafiłam na pół gwiazdki więcej przy drugim zestawie).


ObrazekObrazek

I na koniec taka krótka recenzja "pożyczona" od Krzyśka Celińskiego. Pozdrawiamy :-) W pewnych momentach jego "widzenia" tej płyty się do końca nie zgadzam, ale żeby być bardziej obektywnym to zamieszczę, tutaj jego...teorie :-)

Hej! Czy to naprawdę jest możliwe? Nagrać sto pięćdziesiąt minut muzyki i pozostać przy życiu? Czy przypadkiem sam Superman nie pomógł w tym kolosalnym przedsięwzięciu? Czy Guns N' Roses tylko zdecydowali się troszeczkę wyszumieć? Dać upust nadmiarowi energii? Gdy zespoły stękając silą się na wymęczone płyty, dynamiczna piątka zaserwowała obfitą ucztę muzyczną. Fakt, materiał do tego opus magnum zbierany był latami. Fakt, czekanie na te płyty wydłużało się w nieskończoność. Czy warto było tyle czekać? Czekać na ten szczyt? Większość zapytanych twierdzi, że tak.
"Use Your Illusion" to oczywisty rezultat ewolucji zespołu. Bo po cóż mówić o nieokiełzanej energii Guns N' Roses. jeżeli nie ma ona zaowocować czymś monstrualnym? Zespół to chyba zrozumiał i wzniósł wspaniałą katedrę dźwięków. Bo poczuł, że prąd się zmienia, że powoli rusza potężna rzeka rocka, nieskrępowana kalkulacjami wszechwładnych firm i menażerów.
Guns N' Roses nie odkrywa nowego świata dźwięków, tytko nadal skutecznie potrafi tchnąć nowe życie w stary, wysłużony organizm. l dzieje się to za sprawą znanych z poprzednich płyt zapożyczeń i przekształceń muzycznych. Zaskakuje pojawienie się wyraźnie Stonesowskich stylizacji nieobecnych w poprzednich nagraniach: rytmika i brzmienie The Rolling Stones w utworach, jak Bad Obsessfon i Back Off Bitch czy maniera Micka Jaggera w Pretty Tied Up, So Fine i 14 Years. Nie znaczy to jednak, że Guns N' Roses zatracają się w naśladownictwie. Nie, znowu kunsztownie splatają różne wątki stylistyczne w żywą całość.
Gitarzyści proponują nam tu i ówdzie również trochę Hendrixa - Civil War, Locomotive, hiszpańskiego flamenco - Double Talkin Jive, ale ogólnie czuwają nad tym, żeby zwykłe rockowe brzmienie było rdzeniem muzyki. Ponieważ Slash i Izzy nie mają żadnych problemów z jakimkolwiek stylem gry na gitarach, ich wkład w muzykę zespołu jest kolosalny. Potrafią sprostać każdej sytuacji.
Jednakże prawdę mówiąc, ten trzeci album potwierdza opinię, że gitarzyści Guns N' Roses nie mają nic nowatorskiego do powiedzenia. Jeżeli ten podkłady akordowe i riffowe oraz melodie są zawsze udane i na miejscu, to ich solówki nie wychodzą poza przeciętny rockowy poziom. Pewnej wirtuozerii nie można im odmówić, smaku też nie. Nie wychylają się jednak nigdy poza określoną granicę stylistyczną. To samo można też powiedzieć o Axlu. Wspaniały instrument, jakim jest jego głos, wydaje się być czymś ograniczony. Zresztą wszyscy trochę rezygnują z indywidualnego wyrazu, dzięki czemu razem dysponują zwielokrotnioną energią i siłą.
"Use Your Illusion" - ta olbrzymia dawka prawdziwego rocka - urozmaicona jest paroma udziwnionymi utworami: Coma - gdzie m.in. słychać głosy lekarzy na sali operacyjnej czy The Garden - trochę psychodelicznym pastiszem folkrockowym. Ciekawe są też przeróbki dwóch przebojów - Live And Let Die Paula McCartneya (z Bondowsklego filmu o tym samym tytule) i Knockin' On The Heaven's Door Boba Dylana. Ten drugi wydaje się bardziej udany, kolejny raz potwierdza zresztą, że rockowi muzycy znajdują świetne pole do popisu w Dylanowskich kompozycjach.
"Use Your Illusion" warte jest wielokrotnego słuchania. Doskonała jakość muzyki i pieczołowitość, z jaką nagrania zostały przygotowane, wydają się potwierdzać to, że Guns N' Roses stać na wiele, że cztery udane płyty w ich dotychczasowym dorobku nie są dziełem przypadku.

Obrazek
Ostatnio zmieniony pt, 02 gru 2005, 21:15 przez SUNrise, łącznie zmieniany 3 razy.
ObrazekObrazek
ODPOWIEDZ