The Most Dangerous Band in the World - written by Mick Wall
STYCZEŃ 1990 - WYWIAD Z AXL'em ROSE (część 1 / 4)


Długo musiałem czekać na wywiad z Axlem. I tak jak to bywa z najlepszymi lub najgorszymi rzeczami w tym życiu, kiedy raz przychodzą, masz je jak w banku. Od czasu poznania się w Manchesterze przed dwoma laty zderzyliśmy się z sobą dwa lub trzy razy: raz za sceną w Donington w 1988 roku, a ostatnio, chyba dwukrotnie, w klubie Cathouse w Los Angeles. Axl jednak zawsze zachowywał się w stosunku do mnie z dystansem i nigdy podczas rozmowy nie patrzył mi w oczy. Ja ze swej strony nigdy nie nalegałem na spotkanie, bo byłoby to bezcelowe. Axl zresztą wiedział o mnie wszystko - któregoś wieczoru w Cathouse napomknął nawet, iż z przyjemnością przeczytał w "Kerrang!", jak to ujął, "nieustające przygody Slasha", które napisałem na podstawie przeprowadzonych z nim wywiadów. Pomyślałem wtedy, że kiedy zechce ze mną porozmawiać - jeśli w ogóle zechce - będzie wiedział, gdzie mnie znaleźć.
Zechciał. Była to moja ostatnia noc w Los Angeles - kilka dni po rozmowie z Duffem. Następnego dnia zamierzałem odlecieć do Londynu. Byłem po kolacji, podczas której wypiłem akurat tyle czerwonego wina, by dobrze wyspać się, zanim rano ruszę na lotnisko. Zegar przy łóżku wskazywał dwudziestą trzecią trzydzieści. Zacząłem liczyć barany. Trudno wyobrazić sobie bardziej niewłaściwy moment na telefon. Dzwonił Axl. Trzeba przyznać, że - cokolwiek myśląc o W. Axlu Rose - ten facet ma niesamowite wyczucie czasu...
Wyraźnie zalewała go krew. Dzięki Bogu, nie w tak spektakularny sposób, do którego wszyscy zdążyli się przyzwyczaić, kiedy ciska szkalankami, czy demoluje mieszkanie. Było jednak oczywiste, że coś go ugryzło i to coś chciał za wszelką cenę rozkwasić. Co z tego, że była prawie północ i miałem rano samolot! Dlaczego nie miałbym przyjechać zaraz i nie nagrać tego, co on ma do powiedzenia? Zresztą sen jest dla frajerów. No więc, co ty na to? Nie zdjąłem jeszcze nawet kurtki.
Axl mieszka w małym apartamencie w strzeżonym przez ochroniarzy niewielkim bloku w Zachodnim Hollywood, oddalonym ledwie o kilka minut jazdy samochodem od domu przyjaciół, u których się zatrzymałem. Przywitał mnie w drzwiach - ubrany był skromnie: w spłowiałe dżinsy i szarą luźną podkoszulkę z podwiniętymi rękawami, ukazującymi chude, mocno wytatuowane przedramiona. Na obu przegubach miał dosłownie setki srebrnych bransolet, które głośno brzęczały przy każdym poruszeniu rąk, a wymachiwał nimi często, wypunktowując z furią każdą swoją kwestię.
Zmarszczone brwi zapowiadały burzę:
"Nie mogę uwierzyć w to gówno, które przed chwilą przeczytałem w Kerrang!" - wraknął. W uniesionej dłoni trzymał egzemplarz pisma otwarty na stronie, gdzie zamieszczony był najświeższy wywiad z Motley Cure." Dziennikarz pyta tu Vince'a Neila, dlaczego uderzył Izzy'ego za kulisami podczas uroczystości rozdania nagród przez MTV za ubiegły rok". Zaczął czytać głosem nabrzmiałym sarkazmem: "Vince odpowiada: "Po prostu strzeliłem tego kutasa w pysk i złamałem mu nos! Każdy, kto podnosi rękę na kobietę, zasługuje, aby skopać mu dupę. Izzy oberwał za to, że przed rokiem uderzył moją żonę". Wiesz to jest kupa gówna - zionął wściekłością. - Izzy nigdy nawet nie tknął tej c****. Jeśli ktoś się kogoś w ogóle czepiał, to właśnie ona przyczepiła się do Izzy'ego podczas nieobecności Vince'a. Ale Izzy ani razu nie dał się sprowokować. O to więc w tym wszystkim chodzi"
Axl mówił o incydencie, który zdarzył się kilka tygodni temu w Los Angeles podczas dorocznego rozdania nagród przez MTV za rok 1989. Izzy i Axl opuszczali właśnie scenę po wspólnym jamie z Tomem Pettym przed kamerami, kiedy krążący w okolicy wokalista Motley Cure nagle wyłonił się z panującego na tyłach sceny zmroku i pięścią uderzył Izzy'ego w twarz.
"Nienawidzę tego, że muszę poświęcić Vince'owi Neilowi czy Motley Cure choćby trochę uwagi. Ale za to, że on chodzi i opowiada takie bzdury, mam po prostu ochotę wyzwać go na walkę. W moich oczach jest on kłamcą i mięczakiem. Jeśli chce to jakoś załatwić - jestem do dyspozycji. Gdziekolwiek zechce. Niech wyznaczy miejsce. Przyprowadź ze sobą kogo chcesz. Mnie to nie robi różnicy..."
(Axl w clipie Welcome To The Jungle)


Widać było, że jest tą sprawą mocno podminowany.
"Sam już naprawdę nie wiem. Właściwie to jestem spokojny", powiedział, chociaż jego zachowanie wskazywało na coś zupełnie przeciwnego. "Postawmy sprawę tak: kiedykolwiek będziesz się chciał ze mną spotkać, człowieku, ja jestem za. Uważam, że to może być nawet zabawne - wyszczerzył zęby. - W ten sposób, z prawnego punktu widzenia i w ogóle, ujdzie mi to w gruncie rzeczy na sucho. Nawet jeśli będzie rozróba na całego, to i tak jakoś się z tego wywinę". Jego twarzyczka rozpromieniła się na samą myśl. "Z drugiej strony, nie jestem pewien, czy powinienem uderzyć faceta o plastikowej twarzy - jeszcze mu się wgniecie..." - zakończył.
Axl siedział zwrócony plecami do okna balkonowego - a właściwie ściany ze szkła bez zasłon - a ponad jego głową, niczym w jakimś ogrodzie pełnym robaczków świętojańskich, migotały światła wielkiego miasta. Siedziałem naprzeciwko - rozdzielał nas wyraźnie imponujący szklany stolik do kawy w stylu art-deco.
"To już mój trzeci" - powiedział, z czułością przeciągnąwszy ręką po blacie.
A co się stało z dwoma poprzednimi? - zapytałem uprzejmie.
"Wkurzyłem się na coś i rozwaliłem je" - odpowiedział obojętnie.
Po prostu Axl, zagrożenie dla otoczenia i spec od demolki, tworzył image, któremu hiperaktywny frontman z zespołu Guns N'Roses bez trudu potrafił sprostać. Na scenie był płonącą głownią. Podczas wywiadów zaś bywał równie nieobliczalny. Niemniej jednak wyróżniał się elokwencją i zdawał sobie z tego sprawę. Cwana gapa. A mimo to przejmowały go te same proste pragnienia, z którymi wysiadł z autobusu siedem lat temu, gdy po raz pierwszy zawitał w Los Angeles. Nadal cieszyły go najzwyklejsze rzeczy, ale prawdziwego dreszczu emocji dostarczało mu to, co najpaskudniejsze. Cechowało go poczucie humoru wsioka, które zostało sprzęgnięte z rezonem zdrowego rozsądku; zahartowanego życiowo chłopaka z miasta. Mówiąc dokładnie, miał jedno wielkie negatywne nastawienie do tego świata.
"Mam taką małą psychopiłkę. Używam jej w takich właśnie momentach" - jego głos wydobywał się jakby z głębi studni. "Gdzież ona się podziała?" Po chwili ze stosu pustych puszek po coca-coli, paczek papierosów, pism i popielniczek, które zaśmiecały stolik, wydobył to, czego szukał - małą, wyglądającą na całkiem niegroźną gumową piłeczkę. Kiedy ją ścisnął, przerażający świszczący skrzek wypełnił pokój. Axl od razu się odprężył. "Przeznaczona jest do rozładowywania napięcia..." Ponownie ją ścisnął - znowu rozległo się długie, szarpiące nerwy wycie. "Cały czas jej używam. Miałem kiedyś podobną, ale była to pierdzipiłeczka" - wyjaśnił.
W tym momencie opowiedział nieprawdopodobną historię o swoim przyjacielu, wspólniku w przestępstwach i autorze piosenek, Wesie Arkeenie, który po pijanemu za pomocą tej pierdzącej piłeczki prowokował zadymy w hollywoodzkim barze Mayflower.
"Wes bardzo dużo pije. Wtedy upijał się codziennie. Wyrzucano go z każdego baru i zabraniano wstępu częściej niż komukolwiek innemu w historii barów hollywoodzkich. Nie zapominaj, na przykład, że taki Nick Nolte czy inni aktorzy biesiadowali tam od lat i jakoś sobie z nimi radzono. Więc personel Mayflower miał już niezłą praktykę. Ale Wes chlał tam od rana - od śniadania do kolacji. Często też zachodził tam o wpół do czwartej nad ranem i marudził, żeby otworzyli bar, bo miał ochotę wypić drinka - uśmiechnął się jak pobłażliwa matka. "Mówię ci, na widok faceta dostawali szczękościsku. Tak więc któregoś razu idzie na dół do tego baru z tą pierdzipiłeczką i jest kompletnie skacowany. Siada obok takiego starszego małżeństwa i cały czas bawi się tą piłeczką". Po raz kolejny zademonstrował, jak działa ta zabawka, i przeszywające wycie przecięło powietrze. "Zaczyna nagle robić takie dziwne miny i wachlować się z tyłu, tak jakby dopiero co pierdnął, po czym mówi: Och... co to było?" Na to odzywają się ci ludzie: "Jesteś obrzydliwy!", i siadają trochę dalej.
No dobra, któregoś razu dostaję telefon od Seana Penna, to znaczy z jego agencji - od ludzi, którzy dla niego pracują - zapraszający mnie na premierowy pokaz jego najnowszego filmu, Ofiary wojny. Jeśli chcę, mogę zabrać ze sobą Wesa. No więc Wes zjawia się kompletnie skacowany. Ciągnę go więc najpierw pod prysznic, pomagam ubrać się, a następnie zjeżdżamy do holu. Tam już czeka takie starsze małżeństwo. Podchodzi do nas jakaś kobieta, przedstawia się i mówi: "A oto rodzice Seana Penna. Oni jadą razem z nami" Ja na to mówię: Cześć, nazywam się Axl, a to jest Wes... A oni: "0ch, nie! Ty jesteś tym facetem z baru!" - zaczął się śmiać i po raz pierwszy spojrzał mi w oczy. "Wiesz, to byli rodzice Seana Penna... To było ekstra.
Potem lokowaliśmy się w tyle mikrobusu i usiedliśmy na małych składanych siedzeniach. Ktoś jednak ciągle wstrzymywał nasz odjazd a nam zależało, żeby jak najszybciej stamtąd urwać się - zanim przyjadą ludzie, którzy mieli przyjść do mojego pokoju. No i nagle oni pojawili się, a my: 0ch, kurwa... Zaraz potem powiedziałem: 0ch przepraszam..., a w tym momencie odwraca się ojciec Seana Penna i mówi: "Posłuchaj, do diabła. Nigdy więcej, kurwa, nie mów tak rozumiesz?" Potem odwraca się i zaczyna się śmiać, bo sam przed chwilą rzucił we mnie mięsem". Zaśmiał się. "Pomyślałem sobie, że to jest wspaniałe. Ci ludzie byli ekstra..."


Rozmowa o Wesie nasunęła Axlowi jednak inne, bliższe w czasie i bardziej bolesne wspomnienie o tym, w jaki sposób Wes doznał złamania nosa w trakcie bójki w pewnym barze podczas świąt Bożego Narodzenia.
"Wes poszedł zupełnie pijany do jakiegoś baru czy też sklepu z alkoholem i jakiś facet powiedział mu coś na ten temat prosto w oczy. Wes coś mu odpowiedział i ten gość rąbnął go w nos butelką z piwem". Axl rozglądał się po ścianach przez chwilę. "To wszystko jest jakieś, kurwa, nierealne, nie?" Znowu zamilkł i zaczął się bawić pilotem, przełączając kanały. Wpatrywał się w następujące po sobie nieme obrazki, jak w scenie z clipu Welcome to the Jungle, lecz bez tej bufonowatej fryzury i z pogardliwym uśmiechem na twarzy.
Wspomniałem o ostatniej "gorącej plotce", często powtarzanej w brytyjskiej prasie rynsztokowej, według której podobno mają się reaktywować The Sex Pistols, a Axl ma zająć miejsce przy mikrofonie, niegdyś zarezerwowane dla Johnny'ego Rottena (po matce Lydona)
Axl najwyraźniej nie chciał wgłębiać się w ten temat. "Po prostu trochę graliśmy ze Steve Jonesem i to wszystko. Czasem wpada on do Slasha, rozmawiamy ze sobą przez telefon. Wszyscy traktujemy go trochę tak jak przyjaciela domu. Natomiast Slasha rzeczywiście rajcują partie gitarowe z płyty Steve'a Jonesa. Mnie z kolei podoba się wiele jego kawałków. Razem zresztą nagraliśmy jeden utwór The Sex Pistols, You No Wrong. Poza tym, jak trafia się okazja, dołączamy do niego na scenie i wspólnie improwizujemy. Wiesz, przespałem jego sylwestrowy występ, a miałem z nim zagrać trzy kawałki. Nie spałem przez jakieś trzy noce, ale teraz jest mi z tego powodu naprawdę przykro. Zdecydowanie jestem teraz dłużnikiem Steve'a.
A facet jest tępiony, człowieku - kontynuował i uśmiechnął się smutno. - Grał w Palace (Theatre, w Hollywood) i nagle kurtyna poszła w dół, kiedy Slash i ja instalowaliśmy się z boku sceny i przygotowywaliśmy się do zagrania bisów. Oni zeszli ze sceny i po chwili wszyscy razem mieliśmy wrócić. Ale taki facet opuścił kurtynę i powiedział maszyniście, że tak ma być. No bo nie chciał, aby koncert trwał dalej. Więc chwyciłem go - byłem ze Steve'em Jonesem i innymi - otóż chwyciłem go, a on na to: "Nie podoba mi się twoja ręka na moim ramieniu". A ja: Gówno mnie to obchodzi, czy ci się to podoba, czy nie. Odsłoń kurtynę, bo w przeciwnym razie wyjdę przed ludzi i zacznę rozróbę! Ale zestaw perkusyjny był już rozmontowany i mikrofony rozłączone, a to oznacza, że jest już po wszystkim. Tak właśnie było... Przejebane.
Innym razem (w Palace kilka tygodni wcześniej), mieliśmy grać Suffragette City z Mickiem Ronsonem i Ianem Hunterem - Steve Jones, Slash i ja. Ale w ostatniej chwili Steve stwierdził, że nie ma na to ochoty, więc wyszedłem tylko ze Slashem. Zagraliśmy z Ianem i Mickiem White Light/White Heat. Nie znałem w ogóle tego kawałka, ale nauczyliśmy się go szybko przed wyjściem na scenę. W każdym razie, chodziłem cały czas za Ianem i mruczałem: O, ho, White light, la, la, la... To było, kurwa, ekstra..."
Nagle Axl pociemniał na twarzy, gdy myślami znowu zaczął dryfować do sprawy z Vince'em Neilem. Ale chyba naprawdę nie wierzył w to, że Vince odpowie na jego wyzwanie i będzie chciał się z nim bić.
"Nie mam pojęcia, co on zrobi" - mruknął ponuro. - "Może poczeka, aż któregoś wieczoru upiję się w Troubadour, zadzwonię do niego, a on przyjdzie i uderzy mnie butelką od piwa. Ale nie zależy mi na tym. No dalej, uderz mnie tą butelką, ty frajerze! Możesz robić, co chcesz, ale ja i tak cię wyprowadzę na świeże... Gówno mnie obchodzi, co on zrobi. I tak go wezmę na rozmowę, chyba że wcześniej wynajmie snajpera, aby mnie zastrzelił - chyba że dopadnie mnie, zanim się zorientuję".
A jeśli Vince zechce go przeprosić? |
"To byłoby radykalne rozwiązanie! Osobiście jednak uważam, że brak mu do tego jaj. Sądzę nawet, że brak mu jaj, żeby przyznać, iż łże jak pies. Ale gdyby to zrobił, byłoby ekstra. Nie musiałbym dalej być takim zażartym kutasem".
Podobno - powiedziałem - David Bowie przeprosił go za to, co kilka miesięcy temu powiedział podczas sprzeczki (szeroko zresztą nagłośnionej) na planie filmowym w czasie kręcenia video clipu przez Guns N'Roses. Historia była następująca: Axl wkurzył się na starzejącego się supergwiazdora za to, że ten zanadto ostentacyjnie przystawiał się do jego dziewczyny, Erin. Bowie złożył nie zapowiedzianą wizytę Gunnersom, kiedy kręcili clip do - jak się później okazało - It's So Easy. W każdym razie Axl podobno nawet zamierzył się na Bowiego, ale skończyło się na tym, że wyrzucił go z planu filmowego...
"Bowie i ja mieliśmy sprzeczne opinie na ten temat - powiedział spokojnym głosem. - Ale poszliśmy na kolację do China Club, pogadaliśmy sobie i kiedy wychodziliśmy, powiedziałem: Chcę ci podziękować. Jesteś pierwszą osobą, która przeprosiła mnie za podobne zajście. No, rozumiesz chyba, że nie dążyłem do tego, aby podważyć jego godność czy szacunek, jakim się cieszył. Tak jak to na przykład ujął Rolling Stone, że niby nie mam szacunku dla ojca chrzestnego glam rocka, chociaż w tym czy innym video clipie nakładałem makijaż...
Wiesz, kiedy graliśmy przed Stonesami, Mick Jagger i Eric Clapton usiłowali przycisnąć mnie do muru. Mamy akurat próbę dźwięku, siedzę sobie na wzmacniaczu i nagle widzę ich obu przed sobą. Wiadomo jest, że Jagger jest raczej małomówny, nie? On prawie w ogóle nie odzywa się - wszystko traktuje strasznie poważnie. I nagle zwraca się do mnie tak" - Axl zaczął naśladować teatralny akcent cockneyowski a la Dick van Dyke: No co, biłeś się z Bowiem, co? Pośpiesznie opowiedziałem mu całą historię zajścia, a Jagger i Clapton dalej już tylko między sobą folgują sobie na temat Bowiego, wspominając różne zdarzenia sprzed lat. Mówią na przykład, że kiedy Bowie upije się, zmienia się w diabła z Bromley... Wiesz, ja cały czas siedzę tam, ale mnie w ogóle nie ma w tej rozmowie. Od czasu do czasu tylko jeden z nich pyta mnie o jakieś dalsze szczegóły tamtego zajścia i potem znowu we dwóch obrabiają Bowiego jak nakręceni. A ja tam siedziałem i szczęka mi opadła...
Ale Bowie naprawdę zachował się w porządku. No więc poszliśmy do tej restauracji - mieliśmy być tam we czwórkę: Slash, ja i Bowie ze swoją dziewczyną. Ja jednak przyprowadziłem Danny'ego, naszego starego kumpla, który kiedyś pracował z nami jako roadie i miał niesamowite przejścia z glinami. W każdym razie przez dwa lata nie mogliśmy go znaleźć. Danny był dla nas tym Naszym Danem, sporym kawałkiem naszego życia. No więc, w końcu znalazłem Danny'ego i jeszcze jednego faceta imieniem Eric, których nie widzieliśmy od dłuższego czasu, a z którymi często włóczyliśmy się razem ze Slashem. Przyprowadzam więc ich ze sobą. Potem zjawia się Izzy z Jimmym z Broken Homes. Przy stoliku jest tłoczno i wszyscy katują się winem i innymi trunkami.
Wtedy przychodzi Bowie, okrąża stół, kuca obok mnie i zaczyna gadać. Nagle ktoś potrącił stół, a mój łokieć omsknął się i lekko trafił go w policzek. On zaklął: "0, kurwa!", chwycił się za oko i skoczył na równe nogi. Cała restauracja zwraca się w naszą stronę. Od początku nie podobało im się, że ja i Slash tam jesteśmy, nie? Takie rzeczy zwykle nie zdarzają się już teraz, ale tam tak wyszło, bo było cicho, a na ścianach wisiały obrazy i takie tam różne rzeczy, jak w galerii sztuki.
Właściciele restauracji nie wiedzą, kim... tzn. nie to, że nie wiedzą, kim jestem, ale gówno ich to obchodzi. Nie obchodzi ich, że to jest Slash i Axl, tylko że wchodzimy w tych naszych skórzanych kurtkach i od razu się najeżają, nie?
No więc przy stole jest tłum i zaczyna być głośno. Ale ponieważ z nami jest Bowie, muszą to jakoś znosić, nie bardzo wiedząc, co robić z tym fantem. To było ekstra! Bowie podrywa się na równe nogi i klnie: "O kurwa!", a wszyscy na tej sali skręcają się i panie zasłaniają się pierdolonymi jadłospisami. A Bowie mówi: "Ja tylko żartuję! Ja tylko, kurwa, żartuję!" To było ekstra, naprawdę ekstra" - Axl znowu roześmiał się ochryple.
"Poszliśmy do China Club i Bowie wpadł na pomysł, żebym zrobił sobie z nim zdjęcia. Mówi do mnie: "Nie wiem, czy chcesz, ale..." Był naprawdę w porządku. Zaczęliśmy o tym rozmawiać i, mówię ci naprawdę nigdy w swoim życiu nie spotkałem nikogo na takim luzie i tak angażującego się we wszystko, a jednocześnie tak stukniętego i chorego. Spojrzałem na Slasha i mówię: Stary, jesteśmy po uszy w gównie. On na to: Dlaczego? A ja: Bo mam wiele wspólnego z tym facetem. Może sam jestem trochę chory, ale on to pierdolony czubek. Bowie siedzi tam, słucha i pęka ze śmiechu. Potem mówi: "Jedna strona mojej osobowości jest eksperymentalna, a druga pragnie robić coś dla ludzi. I NIE WIEM, KURWA, DLACZEGO! DLACZEGO JESTEM TAKI!" A ja tak sobie myślę w duchu: A więc przede mną jest jeszcze dwadzieścia lat tego? Ja już jestem taki jak on! Mam przed sobą następne dwadzieścia lat takiego życia! Stary, to było okrutne..."


Axl zaczął wspominać miniony rok. Mówił o "marnotrawieniu czasu na te wszystkie próby zebrania się do kupy" - podając jako szczególnie ponury przykład ich paranoiczną podróż do Chicago poprzedniego lata.
"Zaczęliśmy się tam ostro kłócić. Ja wpierdalałem się do muzyki Slasha i Duffa. Nasz grafik pracy był tak wrednie ułożony, że w rezultacie przychodziliśmy o różnych porach. Kiedy ja się pojawiałem, jakoś od razu szło tak: Dobra, chłopaki, robimy to, robimy tamto, teraz, Slash, zagramy jeden z twoich kawałków, a Steven ma zrobić to... Wtedy oni orzekli, że jestem dyktatorem i całkowicie samolubnym kutasem". Wyglądał jakby na lekko oszołomionego. "Ja po prostu, kurwa... Przecież płacono nam, stary! A nam wszystkim odbijała szajba.
Slash mówi: "Niczego nie udaje nam się zrobić". Na to ja: 0 co ci chodzi? Przecież nagraliśmy już sześć śladów do nowych kawałków i zrobiliśmy to wszystko w ciągu ledwie dwóch tygodni. A on na to: "Tak, ale już od miesiąca siedzę tu bezczynnie na dupie..." To było wtedy, kiedy jeździłem po kraju swoją ciężarówką, wiesz. No dobra, zabawimy się trochę! Chodź, postrzelamy sobie z pistoletu". Kolejny głęboki rechot.
Mówi się, że każda kapela, która osiągnęła sukces, musi mieć w swoim składzie dyktatora, choćby tylko po to, żeby od czasu do czasu kopnął każdego w tyłek i utrzymywał wszystko w ruchu. Czy to właśnie było jedną z ról, jaką Axl uważał, iż odgrywa w zespole Guns N'Roses? Właśnie rolę dyktatora?
"Słuchaj, po tym, jak pracowałem z Jaggerem, nie waż się mnie nazywać dyktatorem" - blady uśmiech pojawił się na jego ustach. Sam możesz pójść pracować dla Stonesów i przekonasz się na własnej dupie, co to znaczy..."
Czy Axl spędził trochę czasu z Jaggerem, poza tą jedną rozmową z Claptonem o Bowiem?
"Nie, tak naprawdę z nim nie przestawałem". Potrząsnął głową i zapalił papierosa. "Ten facet schodzi ze sceny i od razu siada do papierkowej roboty. Mówi..." Axl ponownie zaczął nadawać cockneyem a la Dick van Dyke: "Wybaczcie, ale muszę zająć się papierkową robotą..."
Sprawdza wykazy sprzedaży biletów?
"Wszystko! Absolutnie, kurwa, wszystko! Ten facet zajmuje się każdym najdrobniejszym szczegółem - począwszy od tego, ile dostaje chórek, aż po to, ile my musimy zapłacić za wynajęcie jakiejś części aparatury nagłaśniającej. On wszystko ma pod kontrolą. On i jego adwokat. I jeszcze kilku facetów z jego świty, z którymi przestaje. Ale w zasadzie on sam o wszystkim decyduje..."
A co z drugim "świetlistym bliźniakiem" - Keithem Richardsem? Axl powiedział, że zetknął się z nim raz, może dwa razy i tylko przelotnie.
"Rozmawialiśmy ze sobą, ale właściwie przede wszystkim przyglądałem się mu. Powiedziałem, że wybieram się na zakupy, bo pozazdrościłem mu najbardziej szpanerskiej kolekcji futer na świecie. To mu się strasznie spodobało. Pękał ze śmiechu. Spytałem się go, co sądzi o Billym Idolu, który podobno wkurzył się w związku z piosenką Rebel Yell. A Keith na to: "Podpierdolił mi ją z nocnego stolika". Moim zdaniem, to ekstra odpowiedź".
Osobiste zetknięcie się z dawnymi młodzieżowymi idolami może być jednak denerwującym przeżyciem, stwierdził Axl, wspominając cokolwiek napięte spotkanie z basistą The Who, Johnem Entwhistle'em.
"Ciągle czytałem o tym - na przykład w magazynie "Keyboard Player" - że Townshend wykorzystał encefalograficzny zapis fal mózgowych w partii na klawiszach w Baba O' Reilly. Przepuścił to przez komputer i otrzymał zapis partii na klawisze" - objaśnił mi, ignorując wyraz niedowierzania na mojej twarzy. "Zapytałem więc o to Entwhistle'a, a Entwhistle jest jakby kompletnie niekontaktowy, zamknięty w swoim własnym małym świecie. Odpowiada mi: "Fale mózgowe? Jakie, kurwa, fale mózgowe? Townshend nie ma żadnych cholernych fal mózgowych!" Uśmiechnął się. "Wyobrażasz sobie. A jednak Townshend jest geniuszem i John o tym wie, a to, co powiedział, powiedział z humorem. Ot, takie kumpelskie, przyjacielskie docinanie sobie nawzajem, jak to bywa w zespole. Wydawało mi się to na miejscu...
Potem zapytałem go o ten incydent, kiedy podobno strzelał do swoich złotych płyt. On na to mówi: "Powiem ci coś w tajemnicy, kolego. To były płyty Connie Francis, które podpierdoliłem. Nie sądzisz chyba, że strzelałbym do swoich własnych złotych płyt, no nie?" A ja, o kurcze, no... OK. Pomyślałem sobie, że mam już dość tego faceta, dłużej tego nie wytrzymam. Zaraz mi mózg eksploduje. Wszystko w nim, kurwa, buzowało, jakby za chwilę miał wystartować. Stał sztywny, wyprostowany i jakby czekał na sygnał do odpalenia".
********************************
c.d gadaniny Axla wkrótce tzn. w następnym poście jak zwykle.....
SLASH & AXL i po lewej trochę włosów DUFFa, a po prawej trochę włosów Steven'a Adlera




