wywiad z Duffem
: śr, 06 wrz 2006, 0:19
Jeszcze a propos tego wywiadu z Duffem...
Velvet Revolver
"Jesteśmy grupą" - wywiad z Duffem
Scott Weiland powiedział, że w Velvet Revolver chodzi o odrodzenie i robienie muzyki. Co w takim razie działo się z wami w czasie, kiedy na jakiś czas zniknęliście nam z oczu?
Duff McKagan: Ja na przykład przeprowadziłem się z powrotem do Seattle, skąd pochodzę, poznałem dziewczynę, mamy dzieci no i poszedłem do szkoły...
Do jakiej szkoły?
Poszedłem na uniwersytet w Seattle.
Co studiujesz?
Finanse. Poza tym grałem w zespole Loaded. Graliśmy koncerty w Stanach Zjednoczonych, byliśmy w trasie po Japonii i takie tam. Chodziło o to żeby nie tracić kontaktu z graniem i byciem na scenie. Koncentrowałem się zatem na mojej dziewczynie, dzieciach i szkole. Moje życie całkowicie się zmieniło i idzie w zupełnie innym kierunku niż kiedyś. Duży wpływ miała na to śmierć Randy'ego Castillo dwa lata temu. Slash, Matt [Sorum] i ja spotkaliśmy się wtedy po raz pierwszy od siedmiu lat żeby zagrać razem na jego cześć. Właśnie wtedy wróciła chemia między nami. To wszystko nagle po prostu eksplodowało. Później dobraliśmy do składu jeszcze Dave'a Kushnera i od razu wciągnęliśmy go w proces pisania nowych utworów, które chodziły nam wtedy po głowie. Następnym krokiem były poszukiwania wokalisty. Zaczęliśmy dostawać CD od różnych ludzi, którzy chcieli u nas śpiewać. Dostaliśmy ich w sumie około tysiąca...
To bardzo dużo!
[Śmiech] Tak, to było niesamowite. W trakcie tych poszukiwań dostaliśmy propozycje nagrania utworu na ścieżkę dźwiękową do filmu o Hulku i trochę kasy za utwór do filmu "Italian Job". Mniej więcej w tym samym czasie Stone Temple Pilots rozpadli się. Ja i Scott [Weiland] przyjaźnimy się, a on był bardzo zainteresowany tym, co Slash, Matt i ja robiliśmy, więc powiedziałem mu: Hej, stary, może chciałbyś zaśpiewać na dwóch utworach, które robimy do filmów? Byliśmy wtedy trochę pod ścianą. Mieliśmy dwa numery do nagrania a nie miał ich kto zaśpiewać. Przystał na propozycje. Może mi nie uwierzysz, ale od chwili kiedy wszedł do naszej sali prób wiedzieliśmy, że z nim to będzie wreszcie zespół, który będzie mógł trwać przez jakiś czas. Scott śmiał się później, że bogowie rock and rolla czuwają nad nami i pozwolą nam zebrać się w sobie i zrobić coś porządnego! [śmiech] Muszę powiedzieć, że ta koncepcja bardzo mi się podoba. Wiesz, niektóre rzeczy są po prostu nie wytłumaczalne: cała ta chemia itd. Na przykład dołączenie do składu Dave Kushnera. No bo jak, do diabła, go znaleźliśmy? To się po prostu stało i już. Albo Scotta.
Jak dotad wszystko uklada sie dla nas jak najlepiej. Właśnie wyszła nasza pierwsza płyta, w Stanach była numerem jeden na liście Billboardu.
Wiem, słyszałem. Gratuluję!
No tak, ale wiesz jak to było? Tak naprawdę te utwory napisały się same. Teraz, od wielu tygodni jesteśmy w trasie, gramy koncerty i codziennie dajemy czadu!
Tak, ale to, jak się domyślam, jest dla ciebie zajęciem tymczasowym bo wkrótce dasz się pewnie poznać jako znany finasista.
[Śmiech] Poszedłem do szkoły dla własnej korzyści i swojego dobra. To naprawdę mi pomaga. Kiedy podpisaliśmy kontrakt, a wcześniej rozważaliśmy różne propozycje, okazało się, że potrafię się tym zająć i o wiele więcej z tego wszystkiego zrozumieć niż np. 10 lat temu. Wiedza to potęga. Dobrze jest wiedzieć co się dzieje dookoła. Czasem wiem więcej niż ludzie, którzy dla nas pracują!
Co za przesłanie do młodych ludzi, Duff!
O tak! To rzeczywiście dobra rzecz. Kiedyś nie byłem gotowy na szkołę. Nie skończyłem szkoły średniej, nie miałem matury. W wieku 17-18 lat wszystkim, co się dla mnie liczyło to granie rock and rolla. Teraz jednak cieszę się, że wróciłem do nauki.
Ile lat ci jeszcze zostało?
[Śmiech] Jestem w jednej czwartej tego gówna, póki co! [Śmiech] Ale skończę to kiedyś. Na pewno.
Wracając do tematu. Czy czujesz się w jakiś sposób osobiście odpowiedzialny za rozpad Stone Temple Pilots? Ostatecznie podebraliście im przecież wokalistę?
O nie! Absolutnie nie! Nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Oni rozpadli się wcześniej. Scott przyszedł do nas po tym, jak STP oficjalnie przestali istnieć.
Pytam bo czytałem, że kiedy spotkaliście Scotta Weilanda on ciągle był jeszcze w składzie Stone Temple Pilots.
Nie, to wcale nie było tak. Czas, który minął od momentu występu podczas koncertu w hołdzie Randy'emu Castillo upłynął nam na pisaniu utworów i szukaniu wokalisty. W tym czasie próbowaliśmy z wieloma różnymi osobami, które się do nas zgłosiły. Potem rozpadli się Stone Temple Pilots, na długo zanim my tak naprawdę staliśmy się zespołem. Także jak sam widzisz nie mieliśmy na to żadnego wpływu.
Podobno nie lubicie jak się was określa mianem kolejnej "supergrupy", ale trudno nie zauważyć kto występuje w Velvet Revolver. Czy przykład Audioslave był dla was w jakimś sensie inspirujący?
Przede wszystkim nie lubimy być porównywani. Przypadek Audioslave nie miał nic wspólnego z tym, że zeszliśmy się ze Slashem i Mattem. Sam termin "supergrupa" oznacza dla nas tylko tyle, że ktoś włożył członków poszczególnych grup do jednego słoika. W naszym przypadku to wszystko stało się bardzo naturalnie. Żaden z nas nie myślał o tym wcześniej, nie planował tego, że tak właśnie się stanie. To po prostu się stało. We mnie osobiście "supergrupa" wywołuje takie skojarzenia jak Asia. [Śmiech] My jesteśmy tymczasem zespołem rockowym. Im więcej gramy koncertów... Myślę tak, że położyliśmy tę "supergrupę" spać we wszystkich miastach, w których graliśmy ostatnio koncerty, z czasem mam nadzieję nikt nie będzie używał tego terminu w stosunku do nas i ludzie zaczną nas postrzegać jako zespół najzwyczajniej grający rock and rolla.
Mówicie też, że chcecie na powrót wnieść chaos i niepokój do współczesnej muzyki. Czy twoim zdaniem muzyce brakuje teraz jakiegoś wyraźnego stanowiska, postawy? Jaka filozofia kryje się pod nazwą Velvet Revolver?
Musisz zwrócić uwagę na to, co działo się w muzyce przez ostatnie 5-6 lat. To jest, mowiąc wprost, straszne. W naszym domu mieszkała dziewczyna... O kurcze! Ona była właśnie z Polski. Nazywała się Dorota Kazińska i była z nami jako au-pair. Mieszkaliśmy wtedy w Los Angeles. Dorota chciała zobaczyć jakieś zespoły, pójść na koncert. Zabrałem ją żeby zobaczyła m.in. Nickelback czy Creed. To było straszne! Jakieś pieprzone gówno! Stałem tam i cały czas zadawałem sobie jedno pytanie: o co w tym wszystkim chodzi? Tam nie było choćby śladu po ostrzu, które musi być w muzyce rockowej. To była jakaś papka przypominająca te piosenki-hity z reklam telewizyjnych! Nie masz nawet pojęcia jak ja się męczyłem obserwując to wszystko. Tak naprawdę teraz tylko Queens Of The Stone Age i Foo Fighters są tymi, którzy niosą pochodnię rocka i mają w sobie ten pazur, energię, werwę, zapał i chęć grania, a do tego wszystkiego jeszcze tę odrobinę szaleństwa, które w tym wszystkim jest przecież niezbędne. Reszta to po prostu komercyjne gówna, jakieś boysbandy i inne pierdoły. Nic już nie zostało.
Co w takim razie powiesz o scenie z Seattle? Jak dziś oceniasz takie zespoły jak np. Pearl Jam?
Jak dla mnie to jest zespół grający współczesną, muzykę alternatywną dla dorosłych. [śmiech] Nie ma w nich właśnie tego, o czym przed chwilą mówiłem. To niebezpieczne. Rock and roll, koncerty rock and rollowe, powinny opierać się na założeniu, że wszystko może się zdarzyć i to w każdej chwili, rozumiesz? A nie, że wchodzisz na scenę, włączasz stoper, schodzisz ze sceny i wyłączasz stoper. Powinien być przepływ energii pomiędzy publicznością a zespołem występującym na scenie, w tą i z powrotem. I tylko o to tu chodzi. To jest właśnie moja filozofia na granie od momentu kiedy zacząłem grać mając 13 lat. Jak dotąd nie zmieniła się i nie widzę za bardzo możliwości żeby mogła się zmienić.
A gdybyś miał w jednym zadaniu przekazać wspólną filozofię członków Velvet Revolver jak ono by brzmiało?
W jednym zdaniu? Oh fuck!
"Fuck" się nie liczy!
[Śmiech] W jednym zdaniu? No to masz mnie w garści. Nie wiem. Nie potrafię odpowiedzieć.
Czytałem też, że Scott Weiland dostał od was płytę, na której było ok. 60 numerów, które nagraliście w czwórkę zanim on do was dołączył. Podobno wybrał z tego piętnaście i to je możemy usłyszeć na "Contraband". Czyżbyście mieli w zanadrzu już całą dyskografię?
[Śmiech] To nie do końca tak. Mieliśmy co prawda 60 numerów, ale nie daliśmy mu ich wszystkich bo to było za bardzo przytłaczające. Dawaliśmy mu je po kilka na raz. Pierwszym utworem, który wszyscy razem zrobiliśmy był "Set Me Free", a drugim "Slither". Na albumie znalazło się najprawdopodobniej sześć albo siedem utworów, które napisaliśmy sami i pięć czy sześć, które napisaliśmy ze Scottem w studio. Sam już za dobrze nie pamiętam. Także zostało nam sporo materiału z tych 60 utworów, których Scott nawet jeszcze nie słyszał.
Starczy pewnie tego na co najmniej pięć, sześć płyt.
Powiem ci jedną rzecz: nagrywamy każdą próbę, każdą próbę przed koncertem i zawsze piszemy coś nowego. Nagraliśmy to wszystko, mamy to wszystko, więc kto wie? Nie wiem co będzie. Naprawdę świetnie nam się współpracuje ze sobą jeśli idzie o komponowanie nowego materiału, jesteśmy pod tym względem bardzo różni i póki co granice naszych możliwości wydają mi się nieograniczone.
Powinniśmy spodziewać się w takim razie jakichś b-side'ów, outtake'ów? Jak to będzie wyglądało?
Myślę, że b-side'ów tak. Poza tym spodziewajcie się naprawdę fajnych, mocnych rzeczy.
Czy filmowaliście także, jak to ostatnio jest w modzie, prace nad albumem w studio na potrzeby np. DVD?
Nie, nie mamy nic takiego. Mamy nagrać niedługo na wideo jeden z koncertów, ale póki co nic nie mamy na taśmie filmowej. Jesteśmy raczej old schoolowym zespołem. Nam chodzi o muzykę, a teledyski to dla nas drugorzędna sprawa. Jeśli jeszcze nie dalsza. Publiczność przychodzi na nasze koncerty żeby posłuchać nas na żywo a wtedy my dajemy z siebie wszystko. W ten sposób ja słuchałem muzyki kiedy dorastałem. Nie mogłem się doczekać kiedy będę mógł zobaczyć mój ulubiony zespół na żywo! Nie było wtedy żadnych teledysków, ani temu podobnych rzeczy. I w tym sensie myślę, że należymy właśnie do tej starej szkoły. Cały mistycyzm rozpuszcza się w tym syfie kiedy wydajesz wszystko: proszę bardzo to jest nasza płyta, tak wyglądamy, to nosimy. To jest komercyjne wykorzystywanie każdego aspektu bycia zespołem. Myślę, że w naszej sytuacji byłoby to zupełnie nie na miejscu i nieszczere. Nasza strategia brzmi następująco: nagrać płytę i jechać w trasę. To wszystko.
Wasze życie stało się publiczne już dawno temu. Pamiętam, że na plakatach Guns N'Roses pozowaliście z butelkami whisky...
[Śmiech] Nie, nie pozowaliśmy! My je wtedy piliśmy! A oni robili zdjęcia! [Śmiech]
Teraz znowu jest o was głośno. Czy wasze życie właśnie wraca do tamtego tempa i rozgłosu?
O nie. Moje życie zmieniło się nie do poznania. Oczywiście ciągle jestem tym samym facetem, ale nie pije już i nie biorę narkotyków. Poszedłem do szkoły, mam dzieci. Stoję przed drzwiami i pukam do nich. Nie pozwolę już na to żeby narkotyki i alkohol kontrolowały moje życie. Był taki czas kiedy nie chciałem niczego w moim życiu zmieniać i o mało co nie zabiłem się. Żyję, jestem zdrowy i chcę grać rock and rolla.
Kiedy zawróciłes z tej drogi?
W 1994 r. otarłem się o śmierć - moja trzustka po prostu eksplodowała. Myślałem, że umrę i o mało co właśnie tak się nie stało. Tego trzeba doświadczyć. Łatwo mi teraz o tym mówić, ale ten, kto nie był w takiej sytuacji nigdy tego nie zrozumie. Musisz wtedy wybrać: życie albo śmierć. To twoja decyzja. Mógłbyś się zabić wypijając jeszcze jednego drinka bo właśnie twoja trzustka wyleciała w powietrze. I wtedy właśnie zawróciłem.
Mówiłeś coś wcześniej o ćwiczeniu sztuk walki. Podobno namówiłeś Scotta Weillanda żeby poszedł w twoje ślady.
Nikogo nie namawiałem. On sam poprosił mnie o to żeby mu pomoc. Wiedział, że ja jestem "czysty" od kiedy zacząłem uprawiać kick-boxing, że to dodaje sił, wzmacnia. Mój sensei, który był kiedyś mistrzem świata w japońskiej odmianie tego sportu dał mi nadzieję, nowe życie i pomógł mi odnaleźć moją drogę. Dał mi to, czego wówczas potrzebowałem i Scott prosił mnie o pomoc w tym samym.
Domyślam się, że lepiej teraz do ciebie nie podskakiwać.
[Chwila namysłu] Tak. [śmiech] Tu jednak chodzi o to żebym ja czuł się silniejszy wewnętrznie, a nie o to żeby skopać komuś dupę. To byłaby dla mnie ostateczność.
To jest tak, że niektórzy ludzie chodzą na spotkania do klubów AA, niektórzy robią to, co ja. Ćwiczą, stają się lepszymi. Tak było właśnie ze mną - stałem się lepszym człowiekiem, mężem, ojcem, muzykiem, kolegą z zespołu. Tu nie chodzi o walkę. Myślę, że właśnie wtedy kiedy piłem szybciej mogłem się załapać na jakąś bójkę niż teraz. To jest tak, że kiedy jesteś słaby i tak naprawdę boisz się, to zaczynasz się bić ze wszystkimi dookoła. A ja się już nie boję, więc bójka jest ostatnią rzeczą jakiej szukam.
Tyle się mówi o waszych byłych a Scotta ciągle obecnym uzależnieniu itd. Czy to nie odrywa was za bardzo od muzyki?
Rzeczywiście, non stop się o tym słyszy. Te ciągłe plotki, pogłoski. Ale z drugiej strony spójrz na to, kto jest w tym zespole. Wszyscy byliśmy narkomanami, alkoholikami, Slash kilka razy prawie umarł itd. Dlatego kiedy Scott do nas przyszedł ze swoim uzależnieniem to nie było dla nas nic wielkiego. Wszyscy dookoła mówili: "O mój Boże! Oni biorą ćpuna do zespołu!" Tymczasem dla nas to nie było nic nadzwyczajnego bo spójrzcie kto, do cholery, w tym zespole gra! [Śmiech] Dla nas to nic takiego. W waszym świecie może tak, ale nie u nas. Koleś ma problem z narkotykami, przychodzi do nas. Czy jest lepsza grupa, do której mógłby trafić?
Mnóstwo z tego, co o nas napisano zostało po prostu zmyślone. Scott przestał już nawet udzielać wywiadów bo wciąż pytają go tylko o narkotyki albo jak to jest jak się siedzi na tylnym siedzeniu policyjnego samochodu. Wciąż to samo. Wtedy odpowiadamy, że właśnie nagraliśmy płytę, jesteśmy w trasie i niech muzyka sama mówi za siebie. Nie winię ich za to.
Jesteśmy skoncentrowani na muzyce i na tym żeby nasz zespół się rozwijał. Świetnie się rozumiemy bo przeszliśmy przez to samo. Byliśmy w piekle i wróciliśmy. Dlatego pieprzyć wszystkich! Oto jesteśmy!
Zakk Wylde, z którym ostatnio rozmawiałem, powiedział, że wasza płyta to kombinacja GN'R i STP. To oczywiste. Czego w takim razie na niej nie ma? Jak byś to ujął?
Naprawdę nie wiem. Siedzę w tym za głęboko żeby móc nabrać obiektywizmu i jakiegoś dystansu. W tej kwestii zaufałbym Zakkowi. Zna nas i dobrze wie co się u nas dzieje... Zapytałbym każdego, tylko nie nas.
nuta.pl
To jest ten wywiad z nuty.pl. Chyba nigdy nikt nie wrzucił go na to forum...to ja wrzucę, warto sobie przeczytać. Duff o wielu interesujących rzeczach w nim mówił.ewa pisze:Tutaj jest fragment tego wywiadu

"Jesteśmy grupą" - wywiad z Duffem
Scott Weiland powiedział, że w Velvet Revolver chodzi o odrodzenie i robienie muzyki. Co w takim razie działo się z wami w czasie, kiedy na jakiś czas zniknęliście nam z oczu?
Duff McKagan: Ja na przykład przeprowadziłem się z powrotem do Seattle, skąd pochodzę, poznałem dziewczynę, mamy dzieci no i poszedłem do szkoły...
Do jakiej szkoły?
Poszedłem na uniwersytet w Seattle.
Co studiujesz?
Finanse. Poza tym grałem w zespole Loaded. Graliśmy koncerty w Stanach Zjednoczonych, byliśmy w trasie po Japonii i takie tam. Chodziło o to żeby nie tracić kontaktu z graniem i byciem na scenie. Koncentrowałem się zatem na mojej dziewczynie, dzieciach i szkole. Moje życie całkowicie się zmieniło i idzie w zupełnie innym kierunku niż kiedyś. Duży wpływ miała na to śmierć Randy'ego Castillo dwa lata temu. Slash, Matt [Sorum] i ja spotkaliśmy się wtedy po raz pierwszy od siedmiu lat żeby zagrać razem na jego cześć. Właśnie wtedy wróciła chemia między nami. To wszystko nagle po prostu eksplodowało. Później dobraliśmy do składu jeszcze Dave'a Kushnera i od razu wciągnęliśmy go w proces pisania nowych utworów, które chodziły nam wtedy po głowie. Następnym krokiem były poszukiwania wokalisty. Zaczęliśmy dostawać CD od różnych ludzi, którzy chcieli u nas śpiewać. Dostaliśmy ich w sumie około tysiąca...
To bardzo dużo!
[Śmiech] Tak, to było niesamowite. W trakcie tych poszukiwań dostaliśmy propozycje nagrania utworu na ścieżkę dźwiękową do filmu o Hulku i trochę kasy za utwór do filmu "Italian Job". Mniej więcej w tym samym czasie Stone Temple Pilots rozpadli się. Ja i Scott [Weiland] przyjaźnimy się, a on był bardzo zainteresowany tym, co Slash, Matt i ja robiliśmy, więc powiedziałem mu: Hej, stary, może chciałbyś zaśpiewać na dwóch utworach, które robimy do filmów? Byliśmy wtedy trochę pod ścianą. Mieliśmy dwa numery do nagrania a nie miał ich kto zaśpiewać. Przystał na propozycje. Może mi nie uwierzysz, ale od chwili kiedy wszedł do naszej sali prób wiedzieliśmy, że z nim to będzie wreszcie zespół, który będzie mógł trwać przez jakiś czas. Scott śmiał się później, że bogowie rock and rolla czuwają nad nami i pozwolą nam zebrać się w sobie i zrobić coś porządnego! [śmiech] Muszę powiedzieć, że ta koncepcja bardzo mi się podoba. Wiesz, niektóre rzeczy są po prostu nie wytłumaczalne: cała ta chemia itd. Na przykład dołączenie do składu Dave Kushnera. No bo jak, do diabła, go znaleźliśmy? To się po prostu stało i już. Albo Scotta.
Jak dotad wszystko uklada sie dla nas jak najlepiej. Właśnie wyszła nasza pierwsza płyta, w Stanach była numerem jeden na liście Billboardu.
Wiem, słyszałem. Gratuluję!
No tak, ale wiesz jak to było? Tak naprawdę te utwory napisały się same. Teraz, od wielu tygodni jesteśmy w trasie, gramy koncerty i codziennie dajemy czadu!
Tak, ale to, jak się domyślam, jest dla ciebie zajęciem tymczasowym bo wkrótce dasz się pewnie poznać jako znany finasista.
[Śmiech] Poszedłem do szkoły dla własnej korzyści i swojego dobra. To naprawdę mi pomaga. Kiedy podpisaliśmy kontrakt, a wcześniej rozważaliśmy różne propozycje, okazało się, że potrafię się tym zająć i o wiele więcej z tego wszystkiego zrozumieć niż np. 10 lat temu. Wiedza to potęga. Dobrze jest wiedzieć co się dzieje dookoła. Czasem wiem więcej niż ludzie, którzy dla nas pracują!
Co za przesłanie do młodych ludzi, Duff!
O tak! To rzeczywiście dobra rzecz. Kiedyś nie byłem gotowy na szkołę. Nie skończyłem szkoły średniej, nie miałem matury. W wieku 17-18 lat wszystkim, co się dla mnie liczyło to granie rock and rolla. Teraz jednak cieszę się, że wróciłem do nauki.
Ile lat ci jeszcze zostało?
[Śmiech] Jestem w jednej czwartej tego gówna, póki co! [Śmiech] Ale skończę to kiedyś. Na pewno.
Wracając do tematu. Czy czujesz się w jakiś sposób osobiście odpowiedzialny za rozpad Stone Temple Pilots? Ostatecznie podebraliście im przecież wokalistę?
O nie! Absolutnie nie! Nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Oni rozpadli się wcześniej. Scott przyszedł do nas po tym, jak STP oficjalnie przestali istnieć.
Pytam bo czytałem, że kiedy spotkaliście Scotta Weilanda on ciągle był jeszcze w składzie Stone Temple Pilots.
Nie, to wcale nie było tak. Czas, który minął od momentu występu podczas koncertu w hołdzie Randy'emu Castillo upłynął nam na pisaniu utworów i szukaniu wokalisty. W tym czasie próbowaliśmy z wieloma różnymi osobami, które się do nas zgłosiły. Potem rozpadli się Stone Temple Pilots, na długo zanim my tak naprawdę staliśmy się zespołem. Także jak sam widzisz nie mieliśmy na to żadnego wpływu.
Podobno nie lubicie jak się was określa mianem kolejnej "supergrupy", ale trudno nie zauważyć kto występuje w Velvet Revolver. Czy przykład Audioslave był dla was w jakimś sensie inspirujący?
Przede wszystkim nie lubimy być porównywani. Przypadek Audioslave nie miał nic wspólnego z tym, że zeszliśmy się ze Slashem i Mattem. Sam termin "supergrupa" oznacza dla nas tylko tyle, że ktoś włożył członków poszczególnych grup do jednego słoika. W naszym przypadku to wszystko stało się bardzo naturalnie. Żaden z nas nie myślał o tym wcześniej, nie planował tego, że tak właśnie się stanie. To po prostu się stało. We mnie osobiście "supergrupa" wywołuje takie skojarzenia jak Asia. [Śmiech] My jesteśmy tymczasem zespołem rockowym. Im więcej gramy koncertów... Myślę tak, że położyliśmy tę "supergrupę" spać we wszystkich miastach, w których graliśmy ostatnio koncerty, z czasem mam nadzieję nikt nie będzie używał tego terminu w stosunku do nas i ludzie zaczną nas postrzegać jako zespół najzwyczajniej grający rock and rolla.
Mówicie też, że chcecie na powrót wnieść chaos i niepokój do współczesnej muzyki. Czy twoim zdaniem muzyce brakuje teraz jakiegoś wyraźnego stanowiska, postawy? Jaka filozofia kryje się pod nazwą Velvet Revolver?
Musisz zwrócić uwagę na to, co działo się w muzyce przez ostatnie 5-6 lat. To jest, mowiąc wprost, straszne. W naszym domu mieszkała dziewczyna... O kurcze! Ona była właśnie z Polski. Nazywała się Dorota Kazińska i była z nami jako au-pair. Mieszkaliśmy wtedy w Los Angeles. Dorota chciała zobaczyć jakieś zespoły, pójść na koncert. Zabrałem ją żeby zobaczyła m.in. Nickelback czy Creed. To było straszne! Jakieś pieprzone gówno! Stałem tam i cały czas zadawałem sobie jedno pytanie: o co w tym wszystkim chodzi? Tam nie było choćby śladu po ostrzu, które musi być w muzyce rockowej. To była jakaś papka przypominająca te piosenki-hity z reklam telewizyjnych! Nie masz nawet pojęcia jak ja się męczyłem obserwując to wszystko. Tak naprawdę teraz tylko Queens Of The Stone Age i Foo Fighters są tymi, którzy niosą pochodnię rocka i mają w sobie ten pazur, energię, werwę, zapał i chęć grania, a do tego wszystkiego jeszcze tę odrobinę szaleństwa, które w tym wszystkim jest przecież niezbędne. Reszta to po prostu komercyjne gówna, jakieś boysbandy i inne pierdoły. Nic już nie zostało.
Co w takim razie powiesz o scenie z Seattle? Jak dziś oceniasz takie zespoły jak np. Pearl Jam?
Jak dla mnie to jest zespół grający współczesną, muzykę alternatywną dla dorosłych. [śmiech] Nie ma w nich właśnie tego, o czym przed chwilą mówiłem. To niebezpieczne. Rock and roll, koncerty rock and rollowe, powinny opierać się na założeniu, że wszystko może się zdarzyć i to w każdej chwili, rozumiesz? A nie, że wchodzisz na scenę, włączasz stoper, schodzisz ze sceny i wyłączasz stoper. Powinien być przepływ energii pomiędzy publicznością a zespołem występującym na scenie, w tą i z powrotem. I tylko o to tu chodzi. To jest właśnie moja filozofia na granie od momentu kiedy zacząłem grać mając 13 lat. Jak dotąd nie zmieniła się i nie widzę za bardzo możliwości żeby mogła się zmienić.
A gdybyś miał w jednym zadaniu przekazać wspólną filozofię członków Velvet Revolver jak ono by brzmiało?
W jednym zdaniu? Oh fuck!
"Fuck" się nie liczy!
[Śmiech] W jednym zdaniu? No to masz mnie w garści. Nie wiem. Nie potrafię odpowiedzieć.
Czytałem też, że Scott Weiland dostał od was płytę, na której było ok. 60 numerów, które nagraliście w czwórkę zanim on do was dołączył. Podobno wybrał z tego piętnaście i to je możemy usłyszeć na "Contraband". Czyżbyście mieli w zanadrzu już całą dyskografię?
[Śmiech] To nie do końca tak. Mieliśmy co prawda 60 numerów, ale nie daliśmy mu ich wszystkich bo to było za bardzo przytłaczające. Dawaliśmy mu je po kilka na raz. Pierwszym utworem, który wszyscy razem zrobiliśmy był "Set Me Free", a drugim "Slither". Na albumie znalazło się najprawdopodobniej sześć albo siedem utworów, które napisaliśmy sami i pięć czy sześć, które napisaliśmy ze Scottem w studio. Sam już za dobrze nie pamiętam. Także zostało nam sporo materiału z tych 60 utworów, których Scott nawet jeszcze nie słyszał.
Starczy pewnie tego na co najmniej pięć, sześć płyt.
Powiem ci jedną rzecz: nagrywamy każdą próbę, każdą próbę przed koncertem i zawsze piszemy coś nowego. Nagraliśmy to wszystko, mamy to wszystko, więc kto wie? Nie wiem co będzie. Naprawdę świetnie nam się współpracuje ze sobą jeśli idzie o komponowanie nowego materiału, jesteśmy pod tym względem bardzo różni i póki co granice naszych możliwości wydają mi się nieograniczone.
Powinniśmy spodziewać się w takim razie jakichś b-side'ów, outtake'ów? Jak to będzie wyglądało?
Myślę, że b-side'ów tak. Poza tym spodziewajcie się naprawdę fajnych, mocnych rzeczy.
Czy filmowaliście także, jak to ostatnio jest w modzie, prace nad albumem w studio na potrzeby np. DVD?
Nie, nie mamy nic takiego. Mamy nagrać niedługo na wideo jeden z koncertów, ale póki co nic nie mamy na taśmie filmowej. Jesteśmy raczej old schoolowym zespołem. Nam chodzi o muzykę, a teledyski to dla nas drugorzędna sprawa. Jeśli jeszcze nie dalsza. Publiczność przychodzi na nasze koncerty żeby posłuchać nas na żywo a wtedy my dajemy z siebie wszystko. W ten sposób ja słuchałem muzyki kiedy dorastałem. Nie mogłem się doczekać kiedy będę mógł zobaczyć mój ulubiony zespół na żywo! Nie było wtedy żadnych teledysków, ani temu podobnych rzeczy. I w tym sensie myślę, że należymy właśnie do tej starej szkoły. Cały mistycyzm rozpuszcza się w tym syfie kiedy wydajesz wszystko: proszę bardzo to jest nasza płyta, tak wyglądamy, to nosimy. To jest komercyjne wykorzystywanie każdego aspektu bycia zespołem. Myślę, że w naszej sytuacji byłoby to zupełnie nie na miejscu i nieszczere. Nasza strategia brzmi następująco: nagrać płytę i jechać w trasę. To wszystko.
Wasze życie stało się publiczne już dawno temu. Pamiętam, że na plakatach Guns N'Roses pozowaliście z butelkami whisky...
[Śmiech] Nie, nie pozowaliśmy! My je wtedy piliśmy! A oni robili zdjęcia! [Śmiech]
Teraz znowu jest o was głośno. Czy wasze życie właśnie wraca do tamtego tempa i rozgłosu?
O nie. Moje życie zmieniło się nie do poznania. Oczywiście ciągle jestem tym samym facetem, ale nie pije już i nie biorę narkotyków. Poszedłem do szkoły, mam dzieci. Stoję przed drzwiami i pukam do nich. Nie pozwolę już na to żeby narkotyki i alkohol kontrolowały moje życie. Był taki czas kiedy nie chciałem niczego w moim życiu zmieniać i o mało co nie zabiłem się. Żyję, jestem zdrowy i chcę grać rock and rolla.
Kiedy zawróciłes z tej drogi?
W 1994 r. otarłem się o śmierć - moja trzustka po prostu eksplodowała. Myślałem, że umrę i o mało co właśnie tak się nie stało. Tego trzeba doświadczyć. Łatwo mi teraz o tym mówić, ale ten, kto nie był w takiej sytuacji nigdy tego nie zrozumie. Musisz wtedy wybrać: życie albo śmierć. To twoja decyzja. Mógłbyś się zabić wypijając jeszcze jednego drinka bo właśnie twoja trzustka wyleciała w powietrze. I wtedy właśnie zawróciłem.
Mówiłeś coś wcześniej o ćwiczeniu sztuk walki. Podobno namówiłeś Scotta Weillanda żeby poszedł w twoje ślady.
Nikogo nie namawiałem. On sam poprosił mnie o to żeby mu pomoc. Wiedział, że ja jestem "czysty" od kiedy zacząłem uprawiać kick-boxing, że to dodaje sił, wzmacnia. Mój sensei, który był kiedyś mistrzem świata w japońskiej odmianie tego sportu dał mi nadzieję, nowe życie i pomógł mi odnaleźć moją drogę. Dał mi to, czego wówczas potrzebowałem i Scott prosił mnie o pomoc w tym samym.
Domyślam się, że lepiej teraz do ciebie nie podskakiwać.
[Chwila namysłu] Tak. [śmiech] Tu jednak chodzi o to żebym ja czuł się silniejszy wewnętrznie, a nie o to żeby skopać komuś dupę. To byłaby dla mnie ostateczność.
To jest tak, że niektórzy ludzie chodzą na spotkania do klubów AA, niektórzy robią to, co ja. Ćwiczą, stają się lepszymi. Tak było właśnie ze mną - stałem się lepszym człowiekiem, mężem, ojcem, muzykiem, kolegą z zespołu. Tu nie chodzi o walkę. Myślę, że właśnie wtedy kiedy piłem szybciej mogłem się załapać na jakąś bójkę niż teraz. To jest tak, że kiedy jesteś słaby i tak naprawdę boisz się, to zaczynasz się bić ze wszystkimi dookoła. A ja się już nie boję, więc bójka jest ostatnią rzeczą jakiej szukam.
Tyle się mówi o waszych byłych a Scotta ciągle obecnym uzależnieniu itd. Czy to nie odrywa was za bardzo od muzyki?
Rzeczywiście, non stop się o tym słyszy. Te ciągłe plotki, pogłoski. Ale z drugiej strony spójrz na to, kto jest w tym zespole. Wszyscy byliśmy narkomanami, alkoholikami, Slash kilka razy prawie umarł itd. Dlatego kiedy Scott do nas przyszedł ze swoim uzależnieniem to nie było dla nas nic wielkiego. Wszyscy dookoła mówili: "O mój Boże! Oni biorą ćpuna do zespołu!" Tymczasem dla nas to nie było nic nadzwyczajnego bo spójrzcie kto, do cholery, w tym zespole gra! [Śmiech] Dla nas to nic takiego. W waszym świecie może tak, ale nie u nas. Koleś ma problem z narkotykami, przychodzi do nas. Czy jest lepsza grupa, do której mógłby trafić?
Mnóstwo z tego, co o nas napisano zostało po prostu zmyślone. Scott przestał już nawet udzielać wywiadów bo wciąż pytają go tylko o narkotyki albo jak to jest jak się siedzi na tylnym siedzeniu policyjnego samochodu. Wciąż to samo. Wtedy odpowiadamy, że właśnie nagraliśmy płytę, jesteśmy w trasie i niech muzyka sama mówi za siebie. Nie winię ich za to.
Jesteśmy skoncentrowani na muzyce i na tym żeby nasz zespół się rozwijał. Świetnie się rozumiemy bo przeszliśmy przez to samo. Byliśmy w piekle i wróciliśmy. Dlatego pieprzyć wszystkich! Oto jesteśmy!
Zakk Wylde, z którym ostatnio rozmawiałem, powiedział, że wasza płyta to kombinacja GN'R i STP. To oczywiste. Czego w takim razie na niej nie ma? Jak byś to ujął?
Naprawdę nie wiem. Siedzę w tym za głęboko żeby móc nabrać obiektywizmu i jakiegoś dystansu. W tej kwestii zaufałbym Zakkowi. Zna nas i dobrze wie co się u nas dzieje... Zapytałbym każdego, tylko nie nas.
nuta.pl