wiecie co... niektórzy tu narzekają, że się za późno urodzili, że przemieszczały się sektory i organizator nawalił. nie wypowiadałam się w tym temacie, ale powiem Wam, że dopiero moją d... żal ściska. to jedno z moich najgorszych wspomnień i chce mi się płakać, bo:
- jako 14-latka pojechałam do Warszawy tylko z koleżanką o rok starszą. obie byłyśmy napalonymi fankami i zdobyłyśmy bilety w ostatniej chwili zrywając na wsi owoce, oszczędzając na codziennych wydatkach itd. -czyli na tamte czasy ciężką pracą i wyrzeczeniami jak na nastolatki z lat 90.
- najpierw nie mogłyśmy wyjść z dworca centralnego
- wiedziałyśmy, że Michael = Marriott i stałyśmy tam trochę z ludźmi, a potem...
- idiotki pomyliłyśmy kierunki i dzielnice - ch0l3rne Bemowo z Pragą chyba i zanim wróciłyśmy i znalazłyśmy bus z napisem jak wół "michael jackson bemowo" czy jakoś tak, to już koncert trwał. stałyśmy na samym ch0l3rnym końcu i płakałyśmy, nic nie widziałyśmy, ale racja
adal75 pisze:fantastyczne nagłośnienie. Michaela i całą orkiestrę było słychać idealnie.
- ale co z tego. przed zakończeniem jeszcze wróciłyśmy do centrum. :(((
- pamiętam, że poznałyśmy jakiegoś starszego gościa, który oddał nam swoją butelkę piwa. nie chcę zmyślać, ale chyba to było EB
- siedziałyśmy i ŚPIEWAŁYŚMY pod Marriottem dłuuugo, razem z innymi ludźmi, to na jakiś czas poprawiło mi humor, było dużo przytulania i chyba co najmniej 3 razy było śpiewane Black Or White,HTW i BJ
/p.s. pamiętam, że był sobowtór - chłopak i tańczył/
- doczekaliśmy momentu jak Michael wchodził do hotelu, ale ja zobaczyłam tylko jego but, poza tym było potwornie zimno i zostałam prawie zgnieciona przez innych w tym ochronę
- nie wiem,która była godzina, ale jakoś na bank po północy, kiedy kupiłyśmy żeton na centralnym i zadzwoniłam do domu, że nie ma żadnych pociągów do Lublina. gdy tato zapytał jak się udał koncert - rozryczałam się
- około czwartej, może piątej nad ranem autem cinquecento z lublina przyjechał po nas mój ojciec.
no, i tyle moich wrażeń.
dla młodych - Wy żałujecie, że nie urodziliście się stosunkowo wcześnie i nie byliście na Bemowie. ja mogę tak samo. moi rodzice spłodzili mnie po 7 latach małżeństwa. też mogę żałować, bo miałam kilka lat, gdy działa się trasa BAD, a potem na Dangerous i HIStory, w tym w PL byłabym starsza, mądrzejsza i byłabym na Bemowie
normalnie szalejąc na koncercie i w ogóle. myślę, że mniejszy wstyd urodzić się za późno, niż mieć już 14 lat i tak nawalić. jedyne moje wytłumaczenie może być takie, że to był mój pierwszy raz w Warszawie. ale do tej pory nie lubię oglądać programu z tego wydarzenia, bo miałam możliwość, wystarczyło zapytać pierwszego lepszego gliniarza albo nawet wziąć taxi....
to moja wieczna trauma od tamtej pory. to, że byłam w Bukareszcie parę lat wcześniej wcale nie sprawia, że boli mniej. może trochę mi pomoże jak tak się większemu gronu uzewnętrzniłam.
co więcej- nie obawiałam się jechać do Londynu na TII, bo znam trochę Londyn, mieszkałam tam pół roku i wiem jak gdzie trafić, w ile czasu itd. na drugi koncert koleżanka z Londynu zdobyła bilety do sektora A (co zaskakujące - za około 1600zł w przełożeniu z funtów) i nie macie pojęcia jak się cieszyłam, odbiłabym sobie Bemowo...
no. także niczego nie żałujcie. ja to mam za wszystkich, którzy nie byli wtedy. pozdrawiam. głupol_aka agnes.
super edit:
Mandey pisze:Przeżycie na miarę kolizji ziemi z asteroidą
jak dla mnie. Ludzie z forum którzy byli tam czy na innym koncercie wiedzą jak Jackson elektryzuje.
Byłem w życiu jeszcze na PINK FLOYD w Pradze, było podobnie ale to nie to co Michael.
Ja pisałam już swoje wrażenia z Bukaresztu w HP w odpowiednim temacie i jak to pisałam, to sama wrzałam jeszcze jakby to działo się przed chwilą. Myślę też, że zupełnie inaczej niż inni przeżywam nawet gdy oglądam dziś na YT kawałki z Bukaresztu, bo wtedy zawsze czuję to co wtedy i aż mnie wysiada z krzesła.
Też byłam w życiu, jeszcze jako bardzo młoda pipa z szalonym ojcem na GnR, Aerosmith, Bon Jovi (wtedy i później), ogólnie był okres,kiedy też sama już jeździłam na koncerty (Mansona i NIN) po Europie i różne inne, ale oni wszyscy razem wzięci nie równają się nawet do MJa. To tak jak byłam już na NIN z kilkanaście razy i też pamiętam pierwszy raz jak byłam na nich w Berlinie. Ale emocjonalnie wyszłam z strzępach tylko w 1992 po Michaelu. Także, Mandey, doskonale wiem o czym mówisz.
Pozdrawiam.