Byłam wczoraj z koleżanką na drugim dniu Rock Reggae Festival w Brzeszczach. Do Brzeszcz mamy o rzut beretem więc dojazd nie stanowił żadnego problemu. Nie ukrywam, że najbardziej zależało mi na The Analogs (grupa grająca tzn. street punk) i Dezerterze (tej grupy chyba nie trzeba nikomu przedstawiać ?), jednak Dezerter grał zbyt późno byśmy mogły jeszcze zostać. Zresztą o 8 - mej byłam już zmęczona i nawet myślałam żeby jechać, jednak koleżanka chciała jeszcze trochę pobyć, więc zostałyśmy do ok. wpół do 10 - tej.
Wracając do koncertów, to oczywiście byłyśmy bardzo zadowolone. Zespoły umiały nawiązać świetny kontakt z publicznością i same świetnie się bawiły. Analogs zagrał 21 kawałków. Zaczął od znanego z teledysku
Co warte jest życie. Oprócz tego zagrano m.in. zapowiedzianą jako ulubioną
Erę Techno (ludzie mieli śpiewać skądinąd niecenzuralny refren piosenki, co zresztą chętnie czynili), dedykowaną "wszystkim ładnym dziewczynom"
Skinhead Girl, "bardzo niegrzecznego chłopca"
Maxa Schmellinga, covery The Clash "Guns of Brixton" jako
Strzelby z Brixton oraz "Rebel Yell" Billiego Idola jako
Zbuntowany krzyk (przy tych numerach ludzie skakali już bardzo wysoko). Zespół wchodził 2 razy na bisy.
Po Analogsach przyszedł czas na nieznany mi wcześniej zespół Plagiat 199, poruszający się muzycznie pomiędzy punk rockiem, reggae i ska, mający dwóch wokalistów, Magdalenę i Roberta który także gra na trąbce. Ten ostatni zajmował się jednak głównie tą drugą czynnością, wokalnie udzielił się jakieś dwa razy. Magdalena okazała się dziewczyną pełną energii, obdarzoną silnym głosem. Doczekała się wyznania miłości przez fana który rzucił jej na scenę kapelusz. Ta jednak wzbraniała się przed założeniem go, tłumacząc się tym, że "w kapeluszu wygląda jak debil". Ku uciesze publiczności jednak, zalożyła go na chwilę na głowę.
Najbardziej znanym zespołem (i sądząc po frekwencji, najbardziej oczekiwanym) był zespół Hey. Ich występ zaczął planowo o 20.30. Zespół zagrał przeboje zarówno nowsze (
sic!,
Mimo wszystko który to Kasia Nosowska zapowiedziała jako przesłanie aby kochać w miarę możliwości bezwarunkowo "kiedy decyduje się kogoś pokochać, nie stawiać przed ukochaną/ukochanym listy wymagań",
Mukę,
Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!, wykonane z należytym natężeniem histerii w głosie), jak i starsze (
Teksański). Na całym występie jednak nie byłam bo przed wpół do 10 - tą musiałyśmy zbierać się do wyjścia.
Jeśli chodzi o pogodę, było cały czas gorąco i duszno. Jedynie podczas występu Plagiatu 199 spadło kilka kropel deszczu (co wokalistka skomentowała słowami "Pan Bóg się nad nami ulitował"). Nie zerwało się jednak, mimo prognoz, na burzę, zatem parasolka nie przydała mi się.
Oprócz wrażeń z festiwalu, przywiozłam do domu kilka pamiątkowych gadgetów (wisior, przypinka "Sex Pistols" oraz czarna koszulka z mandalą) oraz... nadwyrężony mięsień w kolanie

. Owej kontuzji nabawiłam się skacząc w czasie występu Analogsów i potem musiałam cały czas uważać na nogę. Do teraz boli mnie przy zginaniu i prostowaniu. Ogólnie jednak było fantastycznie. Zawsze chciałam poczuć koncertowy klimat buntu i swobody i wczorajszy dzień umożliwił mi to.