: śr, 27 paź 2010, 0:32
OK,i kolejny odcinek, za ciosem. Chciałam zrobić taki brief, w sensie opisać sytuacje i dać podłoże pod ważniejsze wydarzenia, które następują.
W tym czasie Agnes dotarła już do domu. Zostawiła taksówkarzowi napiwek 20$ i wtargała bagaże do mieszkania. Opadła na kanapę. Miała już dosyć płakania, chciała zebrać się w sobie, coś zrobić, położyć się spać. Wyszła na balkon i zapaliła papierosa. W głowie kotłowało jej się milion myśli i rap z nowojorskiego metra, by zmienić swoje życie naprawdę.
Kate już wiedziała. Miko też. Spotkali się w barku i od pierwszego spojrzenia było już wiadomo, że zacznie się temat Agnes.
- Pojechała - zaczęła Kate.
- Dziwisz się? Na co miała czekać?
- Już wiesz? Wiesz o co chodzi...
- Wiedziałem od początku. Co najmniej od początku prób. W Nowym Jorku już zachowywał się dziwnie, ale skłonny byłem myśleć, że go wkurzyła czymś. Jakaś małolata odpowiada szorstko królowi pop. Wiesz o co chodzi.
- Nie zwracałam na nią uwagi w NY. Ale potem...
- Wiem.
- Może wygląda na swój wiek, ale nie zachowuje się jak nastolatka. W ogóle bym nie powiedziała... Przekonała mnie do siebie. Nic dziwnego, że Michael...
- To nawet nie o to chodzi, wygląda czy nie wygląda. - Postawił pustą już szklankę na blacie. - Ta dziewczyna ma coś niezwykłego w sobie. Mimo że jej nie znam, polubiłem ją. A on się w niej zakochał.
- Ona w nim też.
- Nie wiem kto jest głupszy w tym wypadku, on czy ona.
- Tylko nie wypowiadaj imienia tej...
- Daj spokój. Jak tylko media się dowiedzą, wyjdzie na największego kretyna na świecie. Po tym wszystkim co ona mówiła, robiła zaraz po ich rozwodzie... - Pokręcił głową i skinął na barmana po kolejną whisky. - A teraz znowu jej wierzy? W głowie się nie mieści.
- Pozwolił odejść Agnes i wraca do Lisy?
- To chyba nawet nie tak: pozwolił odejść Agnes. Przecież on nawet palcem nie kiwnął.
- Być może nie wiesz, ale...
- Wiem, Kate, wiem wszystko, widziałem wszystko. Wiem co się wydarzyło w Denver, w Miami i tak dalej. Wiem, że bardzo pokłócili się wczoraj..
- Co? O co?
- ... ale wybacz to wszystko to nie była próba zbliżenia się do kobiety, w której się zakochał. To jakaś parodia, jak w liceum. - Znów pokręcił głową. - Może on na nią nie zasługuje. Tak, on na nią.
- Mocne słowa.
- Nazwałabyś to inaczej? Znów sypiając z Lisą tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Bo nie wierzę, że naprawdę chce do niej wrócić. Jakoś nie mogę uwierzyć.
- Nie wygląda to dobrze.
- Wszędzie mówi o miłości, a tak naprawdę nie ma chyba o niej pojęcia, zabiera się do niej jak pies do jeża, a w końcu ucieka i daje się złapać w sidła kłusownika. Tak to wygląda. Muszę zapalić.
Wyszli na klatkę schodową, do miejsca, gdzie można było palić. Kate miała chęć kontynuować rozmowę, dopytać o co Michael i Agnes pokłócili się wczoraj, co wydarzyło się w Denver, ale nagle piętro niżej na schodach zobaczyli kawałek nogi Michaela i usłyszeli, że rozmawia przez telefon. Miko przyłożył palec do ust, sugerując Kate, żeby byli cicho. Ona pokiwała głową i wsłuchali się z zaciekawieniem.
- Elizabeth? - odezwał się Michael, gdy po drugiej stronie usłyszał: słucham.
- Michael! Co słychać? - ucieszyła się przyjaciółka na jego głos.
- Mam nadzieję, że nie spałaś jeszcze... nie miałem do kogo zadzwonić.
- Nie. Siedzę na tarasie i piję wino. Noc jest piękna. Co się dzieje? - zapytała nagle uświadamiając sobie, że po coś zadzwonił, miał jakiś ważny powód.
- Nie wiem od czego zacząć. Jest tak dużo do powiedzenia i muszę to z siebie wyrzucić.
- Nie śpiesz się, chętnie cię wysłucham.
- Myślę, że jutro będę w LA, nie wszystko da się powiedzieć przez telefon. - Westchnął. - Nie wiem co mam robić. Być może popełniam błąd, wszyscy zdają się tak twierdzić.
- O co chodzi?
- O kobietę. Właściwie dwie.
- Aż dwie, wow - próbowała zażartować Liz, ale zaraz przeprosiła i słuchała dalej.
- Widzisz... chyba jestem znowu z Lisą. I...
Na chwilę po drugiej stronie zaległa cisza, pusta cisza. Liz aż oderwała od ucha telefon na moment i skrzywiła się. Co? - zapytała samą siebie w myślach.
- Chyba... - powtórzyła. - Co masz na myśli?
- Boże, to takie skomplikowane. - Znów westchnął.
- U niej zawsze wszystko było skomplikowane. Jesteś pewien, że chcesz w to wejść ponownie? Po tym wszystkim...?
- Posłuchaj...
- A kim jest ta druga kobieta?
Teraz Michael zamilkł na chwilę. Przełknął ślinę, co było słyszalne nawet dla Kate i Miko. Popatrzyli na siebie.
- Ona jest... ma na imię Agnes. Poznałem ją w Nowym Jorku, podczas kręcenia epizodu dla Ulicy Sezamkowej.
- Ładna? - zapytała luźno Liz.
- Tak... ma w oczach ogień, żar. Znalazła się w mojej ekipie koncertowej. Z Universal, do kręcenia dvd. Nawet nie masz pojęcia... - zamknął oczy, ponownie westchnął. Liz słuchała z coraz większym zainteresowaniem i uśmiechem. - Nigdy wcześniej nie poznałem takiej dziewczyny. Naprawdę nie. Ma niezwykłą osobowość, pewność siebie, godną podziwu.
- Ujęła cię - zgadła Liz. - Widać, że bardzo.
- Paris miała wypadek na początku trasy, tu w Las Vegas. Wpadła do basenu, pośliznęła się.
- Co ty mówisz?
- Ona... Agnes, zareagowała pierwsza. Wskoczyła za Paris, później zajęła się nią. Nie masz pojęcia jak pięknie wyglądała. Jak umiała ją pocieszyć, zagadać. A później zajęła się mną, gdy źle się poczułem po którymś koncercie. Nie musiała tego robić. Nie była od tego.
- To jakaś znajoma Bruce'a może? Kogoś z ekipy?
- Nie. Zupełnie nie. Widzisz, ona... ona dopiero zaczęła żyć i pracować w LA, w tym biznesie. Nie jest z południa, nie jest gwiazdą rocka, ani córką producenta. Jednak ma taki temperament, nie potrafię tego opisać... i dzięki niemu wygrywa wiele.
- Złapała cię za serce. Czuję to, nie musiałbyś nic więcej mówić, Michael. - Uśmiech w jej głosie udzielił się jemu. Na chwilę poczuł motyle trzepocące delikatnymi skrzydełkami w jego sercu. To było takie przyjemne uczucie. - Ale nie rozumiem - dodała nagle Liz.
- Czego?
- Bo powiedziałeś na początku, że... wracasz do Lisy? O co chodzi? - Michael znów posmutniał i znów Liz to wyczuła. Zmartwiła się tym razem, mimo że na samo wspomnienie jego słów o tej dziewczynie, Agnes, napływał na jej twarz promienny uśmiech. - O co chodzi?
- Liz, bo... to jest takie nierealne. Ona jest taka młoda i... nic między nami się nie wydarzy.
- Dlaczego? Ona ma kogoś? Jest mężatką?
- Nie. Ona ma 20 lat...
- Nie czuje tego, co ty?
- Być może czuła... nie wiem... jej pocałunki, jej dotyk, to jak na mnie patrzyła, to wszystko zapamiętam już za zawsze, jestem pewien.
- Dlaczego mówisz o niej w czasie przeszłym?
- Bo odeszła. Wyjechała zanim skończył się koncert. I chyba już nigdy jej nie zobaczę.
- I dlatego chcesz wrócić do Lisy? Michael... ja powiem ci co jest nierealne. Twój ponowny związek z Lisą. I doskonale wiesz dlaczego.
- Lisa bardzo się stara. Towarzyszy mi w trasie. Jest bardzo czuła i...
- Michael, proszę cię, przemyśl to. Nie zapominaj jak cię skrzywdziła, nie zapominaj, że z jakiegoś powodu straciłeś do niej zaufanie. Nie rób głupstw. - Liz martwiła się o przyjaciela. Aż wstała i zaczęła chodzić po tarasie.
- Dobrze - odrzekł Michael. - Obiecuję, że przemyślę to, ale... nie chcę być sam. Jest mi bardzo źle, coraz gorzej.
- Moim zdaniem związek z Lisą nie wróży niczego dobrego.
Zakończyli rozmowę i umówili się na spotkanie, jak tylko Michael wróci do LA.
Tymczasem Lisa czekała na niego i już coraz bardziej traciła cierpliwość. Próbowała zadzwonić, gdzie jest, ale jego telefon był zajęty. Cisnęła swoim na łóżko. - Idiota - powiedziała do siebie.
Nagle wszedł. Próbował na swoją twarz przykleić uśmiech i przypomnieć sobie o obietnicy wieczoru.
- Gdzie byłeś tyle czasu? - zapytała nerwowo, nie starając się tego ukryć.
- Musiałem pobyć chwilę sam i pogadać z kimś. Przepraszam, że czekałaś tak długo.
- Z kim pogadać?
- Zadzwoniłem do Liz, dawno z nią nie rozmawiałem.
- To pogawędka z Elizabeth jest ważniejsza niż ja, która czekałam na ciebie już godzinę czasu. Wspaniale. - Zaperzyła się.
- Przepraszam, muszę się wykąpać. - Michaelowi nie chciało się jej słuchać. Próbował znaleźć spokój pod prysznicem. Myślał o niej... pewnie dotarła już do Los Angeles, do domu. Co robi... o czym myśli? Czy o nim? Może już śpi...
W tym czasie Lisa zdążyła się już uspokoić, dla dobra sprawy. Czuła, że cel uświęca środki, że warto. Może naprawdę im się uda? Nie muszą znowu zamieszkać razem, sama nie była pewna, czy tego chce. Mogą się spotykać, a i tak, gdy media się dowiedzą, to będzie powiedziane, że wrócili do siebie. Będzie dla niego dobra. Wzięła głęboki oddech, zdjęła szlafrok i weszła do łazienki. On stał, zawinięty w ręcznik, przed lustrem. Nie chciała patrzeć na jego twarz. Zbliżyła się, objęła go z tyłu i rozwinęła ręcznik.
- Przepraszam, że się zdenerwowałam - powiedziała szeptem. - Mogę ci to jakoś wynagrodzić?
Zaczęli się kochać. Michael czuł, że tego chce, znowu... Zamknął oczy. Być może czuł się winny, ale specjalnie nie bronił się przed obrazem Agnes w jego oczach. Była taka piękna i poruszała zmysłowo biodrami, tymi biodrami, które uwielbiał. Czuł jej dłonie na całym ciele, było mu tak dobrze.
Lisa zasnęła, odwrócona plecami od niego. On znów nie mógł spać.
Agnes leżała już w swoim łóżku i nie śpiąc jeszcze podejmowała różne decyzje. Raz po raz w jej głowie pojawiał się on, ale chciała wypędzić go stamtąd, naganiając inne myśli. Nagle zadźwięczał jej telefon, przerywając potok jej myśli. Na wyświetlaczu migał Snoop.
- Dzwonisz powiedzieć mi dobranoc? - zaczęła od razu. On zaśmiał się w słuchawce.
- Śpisz już?
- Powinnam. Jeśli jesteś w Ameryce, to chyba wiesz, że jest noc.
- Jestem w LA i noc jest zbyt piękna, żeby spać. A ty gdzie jesteś?
- W krainie marzeń - odpowiedziała z uśmiechem. - Nierealnych - dodała.
- Już po trasie?
- Tak, wróciłam wcześniej.
- Sama?
- Jeśli przyjedziesz, to nie będę sama. - To było bardzo spontaniczne, ale rzeczywiście nie chciała być sama. I tak nie mogła spać.
Snoop od razu skorzystał z zaproszenia. Pojawił się w drzwiach z butelką szampana, ubrany w szerokie dżinsowe spodnie i ten słynny du-rag na głowie. Zawsze ją to kręciło. Oboje wiedzieli po co przyjechał.
- Otworzysz? - zapytała od razu Agnes rzucając mu korkociąg. Otworzył bardzo sugestywnie i popatrzyli na siebie, gdy część szampana wytrysnęła. Uśmiechnęła się, wzięła butelkę i popiła z gwinta. Część szampana spłynęło jej po brodzie, po ciele. Snoop gwałtownie przyciągnął ją do siebie.
- Gdzie twoja spluwa, panie gangster.
- Lepiej sobie nie żartuj, to niebezpieczny sprzęt.
- Duży...
- I dobrze strzela.
Snoop był silny i wysoki. Nie był zbyt romantyczny, ale tego Agnes właśnie nie potrzebowała. Bezceremonialnie zdjął jej majtki. Oczekiwał czegoś, ona też tego chciała. Myślała, że zrobią to w sypialni, ale rzucił ją na kanapę w salonie. Wyżyła wszystkie skumulowane podczas trasy emocje, mogła krzyczeć i kląć, sam inspirował ją do tego, pozwalał jej na to wszystko, ona jemu też. Po czwartym razie poczuła się naprawdę zmęczona i wypoczęta jednocześnie. Snoop sięgnął po butelkę, oparł się o brzeg i popił. Wyszedł około czwartej nad ranem. Ona położyła się spać na kilka godzin.
Poranek w Las Vegas przywitał Michaela promieniami słońca. Wstał pierwszy i zaczął szykować się do ekipowego śniadania, pakować się do wyjazdu.
- Myślałam, że zostaniemy tu na cały weekend - powiedziała nagle Lisa, gdy zauważyła krzątającego się Michaela.
- Nie... - odpowiedział nie przerywając zapinania walizki. - Chcę odpocząć w domu, tęsknię za dziećmi.
Lisa nie chciała już się z nim przemawiać. Uznała, że i tak będzie mu towarzyszyć. Pobawi się trochę z tymi dzieciakami, a potem wróci do siebie. Nadal zależało jej na udawaniu posłusznej żonki. Więc przywitała się ciepło z rozkrzyczanymi dziećmi i udała zainteresowanie ich nowym chomikiem, jakiego dostały od Jermaine'a. Michael jednak widział, że nie podoba jej się ta atmosfera. Robiła wszystko, by zostać z nim sam na sam, ale gdy zorientowała się, że przegrała z kilkulatkami, wolała zniknąć. Nawet nie zauważył kiedy wyszła. Cały dzień spędził z dziećmi. Najpierw bawili się z chomikiem, opiekowali się nim, razem umyli wspólnie klatkę, nasypali trocin, wstawili kółko-zabawkę. Michael mówił dzieciom co chomik je, a potem śmiali się z jego zabaw.
Agnes pojawiła się w kampusie z samego rana. Do południa jeszcze mogła coś załatwić. Okazało się, że przepisanie się na studia stricte reżyserskie nie stanowią problemu, dowiedziała się też od razu, że wydział ma podpisaną stałą umowę z Sony Music i tam odbywają się praktyki, staże, praca. Postanowiła zawalczyć o pracę w studio. Żeby nie być sama, zadzwoniła po Slasha i umówiła się z nim na parkingu przed wytwórnią. Już wiedziała, że musi mieć dobre plecy.
- Trafiasz w dobry sezon - powiedział jej. - Nagrania i próby.
- Myślę, że cv mam dobre.
- Samo cv to nie wszystko. Pójdę z tobą na rozmowę.
- To będę musiała się z tobą przespać - zażartowała.
- Powiem, że jesteś moją siostrą - mrugnął do niej - albo...
Roześmiali się.
- Zwiałaś wczoraj tak szybko. Dlaczego?
- Nie lubię oficjalnych pożegnań. No i musiałam zmienić cv.
Slash pokręcił głową i wyszli z windy prosto do drzwi głównego szefa.
- Nowy narybek - uśmiechnął się Brian. - I tak przysłaliby cię na praktykę z UCLA.
- Chciałam prosić o pracę, nie praktykę. Myślę, że praktyki miałam dość na trasie z Michaelem Jacksonem - powiedziała pewnie Agnes. Szef uniósł brwi.
- Ona wie, że jeszcze sporo musi się nauczyć - wtrącił się Slash - ale uczy się szybko. Ma dobre wyczucie dźwięku.
Szturchnęła go dyskretnie. Odpowiedź miała dostać następnego dnia. Jej starszy brat Slash zaprosił ją na lunch. Rozmawiali o różnych sprawach, o pracy też, o wczorajszym wieczorze.
- Szkoda, że pojechałaś, bo wieczorem w barku jeszcze mieliśmy imprezkę. A tak byłaś sama.
- Niezupełnie - uśmiechnęła się łagodnie.
- Hmm... zaczęło się intrygująco. Babski wieczór z kuzynką? Niegrzeczne dziewczynki?
- Nie widziałam się jeszcze z Theresą. Umówiłyśmy się wieczorem - przyznała się. - Byłam ze... Snoopem.
Slash o mało nie zadławił się sokiem i spojrzał na Agnes ze znakiem zapytania w oczach.
- Ze Snoopem? Snoop Doggiem?
- Tak... to było takie spontaniczne - zachichotała. - I duże!
- Hej - spoważniał nagle. - Skąd go znasz? Dlaczego to zrobiłaś?
- Dłuższa historia, z Sacramento. Spotkałam go w klubie, po koncercie.
- Nie łudź się, siostra, że on cię traktował poważnie...
- Wcale tak nie twierdzę, ale... potrzebowałam tego. Może właśnie z nim, wiedząc jaki jest.
- Nie musisz być na siłę niegrzeczną dziewczynką. Nie rób tego więcej. - Slash na serio przejął się sytuacją.
- Powiedział ten, co nie sypia z przypadkowymi laskami - odgryzła się.
- Ja jestem starą dupą, ty młodą i nie rób tego. Znajdź sobie jakiegoś porządnego faceta, a nie Snoopa.
- Myślisz, że Snoop nie może być porządnym facetem?
- Jasne, że może... z wyrokami, ziołem i pistoletem w kieszeni, jest w sam raz dla ciebie. - Oparł się i przekrzywił głowę, strzepnął papierosa.
- Ok, kochany starszy bracie... zatem znajdź mi w Hollywood porządnego faceta.
- Prawdę mówiąc tu w Hollywood jest ich jak na lekarstwo. Tylko jeden taki... - zaśmiał się Slash.
- O, jaki? Już go chcę. I nie dotknie mnie aż do ślubu?
- Ha ha ha... bardzo śmieszne.
- Niechże poznam jego imię, zapewne przeciwieństwo zepsutego Snoopa, bez zioła i dużego gnata! - Zrobiło się wesoło i oboje zaczęli się śmiać.
- No cóż, co do ziół nie mam informacji, ale gnata raczej ma. - Zaraz jednak zakrył dłonią twarz. - Boże, o czym ja rozmawiam!
- Biorę! - wykrzyknęła roześmiana Agnes. - Podaj adres, zawieź mnie do niego!
- Na dodatek, jak na moje oko, tak samo napalony jak ty. Tyle że nie zwykł się do tego przyznawać.
- Trzymasz mnie w niepewności.
- Przecież dobrze go znasz. Kto wie, gdybyś wczoraj nie uciekła...
- O kim ty mówisz?
- Taki opis pasuje tylko do Michaela. Cała reszta różni się chociażby tym, że nie mają...
Nagle przerwał, bo zauważył, że Agnes dość drastycznie spoważniała i zapaliła papierosa. Odwróciła wzrok i nerwowo ruszała nogą.
- Muszę zaraz iść - powiedziała do Slasha po chwili.
- Co jest? - zadał pytanie zatrzymując ją. - Chyba ty i on nie...
- Nie - odpowiedziała ostro Agnes. - Przecież ma żonę. Więc zły wybór z tym porządnym facetem.
- O, to coś nowego. Ma żonę?
- A Lisa to kto?
- Raczej była żona.
- Dobrze, zatem obecna kochanka.
Slash patrzył ciągle na Agnes, która nie mogła doczekać się kelnerki z rachunkiem.
- Słabo udajesz, że nic do niego nie masz. Jednak trafiłem w sedno.
- Proszę cię, przestań.
- O Lisę się nie martw. Wiem o co chodzi. I nie musisz się denerwować. Nikomu nie powiem - mrugnął.
Agnes rozejrzała się wokół. Nikt obok nich nie siedział. Chciała wierzyć Slashowi, że nikomu nie powie. Wzięła głęboki oddech i ukryła na chwilę twarz w dłoniach. On zgasił papierosa.
- To jest takie trudne i... chyba długo o tym nie zapomnę.
- Dlaczego masz zapomnieć?
- Bo ja... ja się chyba w nim zakochałam, Saul.
(...)
Lisa dała Michaelowi czas do wieczora. Później nie mogła już siedzieć bezczynnie. Pojechała do Neverland. Michael położył już dzieci spać, a sam siadł na tarasie w fotelu i znów pogrążył się w myślach. Otworzył ulubione wino. Tak bardzo za nią tęsknił, aż go ściskało w sercu. Oczami wyobraźni widział jej postać, uśmiechniętą, dynamiczną, jak wygłupiała się ze Slashem, skupiona regulowała obraz w kamerze, jak przytulała Paris, jak ćwiczyli układ do The Way You Make Me Feel. Nie mógł, nie potrafił o niej zapomnieć, a te wspomnienia były smutne. Bo bardzo chciał ją jeszcze spotkać, spojrzeć w jej lazurowe oczy, dotknąć jej ust. Chciał chociażby jeszcze raz pokłócić się z nią, by zobaczyć ten ogień, te drżące piersi. Nagle zobaczył kobiece ręce, które oplatają jego szyję oraz skubnięcie ustami w szyję. Zaplątany w myślach o Agnes, pocałował te tajemnicze ręce. Nagle zdał sobie sprawę, że to Lisa. Obejrzał się.
- Co tu robisz? - zapytał przestraszony trochę.
- Omijając stado nieżyczliwych ochroniarzy, przyjechałam się z tobą kochać. - Wzięła z jego dłoni kieliszek wina i popiła. On popił z butelki. Usiadła na nim. Patrzyli na siebie i jeszcze przez jakiś czas pili wino, aż butelka została pusta. Michael poczuł mrowienie w podbrzuszu i lekkość mózgu. Zaczął rozpinać jej bluzkę. Lisa uśmiechnęła się. Potem zagryzła wargi.
Agnes i Theresa spędziły całe popołudnie i wieczór ze sobą. Okazało się, że kuzynka podjęła ostateczną decyzję i przeprowadziła się tu z San Francisco, by zacząć nowe życie. Kupiły wino, zamówiły pizzę. Wieczór upłynął na zwierzeniach, opowieściach o trasie, o zakochaniu, o nowej pracy Theresy w laboratorium w klinice UCLA, o kontynuacji jej studiów medycznych w LA. Były ze sobą bardzo blisko i Agnes opowiedziała jej wszystko, co wydarzyło się z Michaelem. Smutno się zrobiło.
- On naprawdę wrócił do Lisy? Przecież po tym co ona o nim mówiła w tv...
- Tak, choć trudno w to uwierzyć. Może ma dobre intencje.
- Nie bądź naiwna... Na pewno ma jakiś interes. Jakoś nie pałam do niej sympatią.
- Slash powiedział, że nagrywa płytę i ma się promować. Też jej nie wierzy.
- Powiem ci, że ten Slash...
- Chcesz się z nim umówić?
- Daj numer...
Theresa zawsze umiała ją rozśmieszyć. Agnes bardzo cieszyła się, że teraz będą widywać się częściej.
Było niedzielne przedpołudnie, kiedy Kate postanowiła na poważnie porozmawiać z Michaelem. Ciągle nie dawało jej spokoju to, że Agnes wyjechała z Las Vegas wcześniej i domyślała się dlaczego. Wiedziała też już, że Michael również zakochał się w niej, ale nie rozumiała w ogóle tej sytuacji z Lisą. Miała ochotę od razu pojechać do Liz po posiłki, bo właśnie ona miała największe zaufanie Michaela w tych sprawach. Jednak Liz nie odbierała telefonu. Zajechała więc do Neverland. Traf chciał, że zaraz przy podjeździe zobaczyła Lisę. Chodziła w tę i z powrotem po trawie w ogrodzie, zaraz przy parkanie i rozmawiała przez telefon.
- Tak, tak wiem. Najlepiej będzie u Oprah, wiesz, bo już chyba będzie wiadomo, że ja i Michael wróciliśmy do siebie, a Oprah to ktoś. Pracuję nad tym. Oj tak, dla dobra sprawy, wiesz jak jest. Ale nic się nie zmieniło. Beznadzieja. No myślę, że tak za miesiąc wyjdzie ten krążek, może pomoże mi przy produkcji, chcę mieć jego nazwisko na tej płycie - mówiła, raz po raz śmiała się, paliła papierosa.
Kate od początku wiedziała, że coś się za tym kryje. Zmarszczyła brwi i pokręciła głową. Jaka suka - pomyślała. Lisa właśnie skończyła rozmawiać, kiedy Kate stanęła jej przed oczami.
- Jak tam interesy? Chyba lepiej,co? - zaczęła z przekąsem.
- No proszę, kto to nas odwiedza... - odbiła Lisa.
- Błąd: nie "nas", a Michaela.
- No dobra, nie będziemy udawać, że cieszymy się na swój widok, ale powiem ci jedno: masz dwa wyjścia. Albo przyzwyczaisz się do mojej obecności i okażesz szacunek albo więcej mam cię tu nie widzieć.
- A to dobre! - roześmiała się Kate. - Szacunek, mówisz?
- Wkurzasz mnie.
- Wzajemnie.
- Ale niestety przegrałaś zakład. Jednak wróciliśmy do siebie z Michaelem, więc lepiej uważaj na słowa.
Kate popatrzyła na nią ze złością, na co Lisa uśmiechnęła się zgryźliwie. - No, po tak upojnej nocy, to pewnie niedługo znów mi się oświadczy. Ja wiem czego mu trzeba, on to docenia. - Ten uśmiech zdenerwował Kate.
- No cóż, nie wiem jakich czarów użyłaś jak na wiedźmę przystało, ale mam nadzieję ta pomroczność szybko mu minie.
- Kretynka, nie mam zamiaru słuchać cię dłużej. Wracaj skąd przyjechałaś! - Lisa wkurzyła się bardziej i popchnęła Kate. Ta jednak nie pozostała dłużna i uderzyła Lisę w twarz. Zaczęły się bić nie na żarty. Miko właśnie pojawił się w pracy i podbiegł pierwszy. Za nim zaraz Michael, który wyjrzał właśnie z werandy.
- Interesowna dziwka! - wykrzykiwała Kate.
- Durna fryzjerka, zaraz pokażę ci, gdzie twoje miejsce! - szarpała się z nią Lisa. - Ochrona! - zawołała, gdy zobaczyła Michaela - ta wariatka zaatakowała mnie. Niezłych masz przyjaciół, gratuluję.
Miko odciągnął Kate. Lisa przytuliła się do Michaela i poprawiała włosy.
- Co się tu dzieje!? - zapytał zaskoczony biegiem wydarzeń w ogrodzie.
- Przejrzyj na oczy, Michael! - krzyknęła naprawdę wkurzona Kate. - Co ta flądra tu robi?
- Zamknij się i wyjdź, jesteś niebezpieczna dla otoczenia - odpowiedziała Lisa nie patrząc na nią. Po czym zwróciła się się do Michaela - patrz co mi zrobiła, to boli. - Miała rozciętą wargę. Nic więcej.
- Chodź do środka - zwrócił się do niej Michael, co zdziwiło i rozzłościło Kate jeszcze mocniej.
- Michael!
- Porozmawiamy później, ok?
Michael też był zły. Na wszystko i wszystkich, łącznie z Lisą.
- Nie chcę się wtrącać, ale powinieneś ją zwolnić. To będzie najlepsze co zrobisz.
- Więc się nie wtrącaj - odpowiedział surowo. - I taka sytuacja ma się więcej nie powtórzyć, rozumiesz?
- No proszę, jak to mężczyzna staje w obronie pokrzywdzonej kobiety - odpowiedziała z ironią.
- Nie udawaj pokrzywdzonej. Wszystko widziałem.
- Gówno widziałeś - syknęła Lisa. Złapała swoją torbę z kanapy w salonie. - Mam dość na dziś. Miłego dnia, kochanie. - Wyszła przeklinając pod nosem.
Gdy Kate widziała odjeżdżającą Lisę, miała ochotę rzucić jeszcze za nią kamieniem, ale w końcu doszła do wniosku, że nic tu po niej.
- Jadę, Miko - powiedziała - dziś z nim nie pogadam.
- Chyba zadzwonię po psychoterapeutę - odpowiedział patrząc na zbliżającego się Michaela.
- Albo egzorcystę - zaproponowała Kate.
W tej chwili Michael pojawił się za jej plecami. Wziął ją za ramię i odwrócił do siebie.
- Posłuchaj Kate - zaczął ostro - zaraz ja wezwę egzorcystę, bo to ty zachowujesz się jak nawiedzona. Nie spodziewałem się tego po tobie!
- Ja też się nie spodziewałam, że jesteś aż taki głupi, żeby znowu wierzyć tej szmacie!
- Radzę ci uważaj na słowa, bo...
- Bo co? Przestanę być twoją przyjaciółką? Ona jest lepsza? Nigdy cię nie zawiodła, mało ci?
- Ona jest moją żoną.
- Hm, ciekawe. W takim razie zapomniałeś mnie zaprosić na swój ponowny ślub!
- Kate, przestań...
- Przestanę. Tylko powiem ci jedno. Jesteś osłem, pi*****nym palantem. Po twoim wczorajszym zachowaniu można było się spodziewać, że Agnes wyjedzie wcześniej. I wcale jej się nie dziwię. Ty się dziwisz? Zakochała się w tobie, a ty zakochałeś się w niej. Tak, nie jestem głupia. Wiem o wszystkim. A ty wracasz do Lisy i tańczysz jak ci zagra. Wiesz co? Idź do diabła! Nie na moim ramieniu będziesz płakał, jak cię znowu zrani.
Miko udawał, że nie słyszy. Stał przy bazie, tyłem do nich. Miał jednak takie samo zdanie, co z resztą powiedział mu wczoraj.
Kate odjechała. On został sam. Jedno tylko nie zgadzało się w wypowiedzi Kate: Lisa go nie zrani. Bo już jej nie kocha. Szedł w stronę domu i miał wrażenie, że z każdym krokiem przyznaje im wszystkim rację. Miał dość Lisy, nie chciał z nią być. Myślał ciągle i ciągle o Agnes. Musiał znaleźć jakiś sposób, by ją znowu zobaczyć. Kopnął w drzwi ze złości i frustracji, bo nie mógł nic wymyślić.
- Liz? - odezwał się do słuchawki. - Błagam przyjedź do mnie, bo zwariuję.
Jednocześnie chciałam dać znać, że wprowadziłam kilka zmian i gadżetów na blogu. Zapraszam. (:
W tym czasie Agnes dotarła już do domu. Zostawiła taksówkarzowi napiwek 20$ i wtargała bagaże do mieszkania. Opadła na kanapę. Miała już dosyć płakania, chciała zebrać się w sobie, coś zrobić, położyć się spać. Wyszła na balkon i zapaliła papierosa. W głowie kotłowało jej się milion myśli i rap z nowojorskiego metra, by zmienić swoje życie naprawdę.
Kate już wiedziała. Miko też. Spotkali się w barku i od pierwszego spojrzenia było już wiadomo, że zacznie się temat Agnes.
- Pojechała - zaczęła Kate.
- Dziwisz się? Na co miała czekać?
- Już wiesz? Wiesz o co chodzi...
- Wiedziałem od początku. Co najmniej od początku prób. W Nowym Jorku już zachowywał się dziwnie, ale skłonny byłem myśleć, że go wkurzyła czymś. Jakaś małolata odpowiada szorstko królowi pop. Wiesz o co chodzi.
- Nie zwracałam na nią uwagi w NY. Ale potem...
- Wiem.
- Może wygląda na swój wiek, ale nie zachowuje się jak nastolatka. W ogóle bym nie powiedziała... Przekonała mnie do siebie. Nic dziwnego, że Michael...
- To nawet nie o to chodzi, wygląda czy nie wygląda. - Postawił pustą już szklankę na blacie. - Ta dziewczyna ma coś niezwykłego w sobie. Mimo że jej nie znam, polubiłem ją. A on się w niej zakochał.
- Ona w nim też.
- Nie wiem kto jest głupszy w tym wypadku, on czy ona.
- Tylko nie wypowiadaj imienia tej...
- Daj spokój. Jak tylko media się dowiedzą, wyjdzie na największego kretyna na świecie. Po tym wszystkim co ona mówiła, robiła zaraz po ich rozwodzie... - Pokręcił głową i skinął na barmana po kolejną whisky. - A teraz znowu jej wierzy? W głowie się nie mieści.
- Pozwolił odejść Agnes i wraca do Lisy?
- To chyba nawet nie tak: pozwolił odejść Agnes. Przecież on nawet palcem nie kiwnął.
- Być może nie wiesz, ale...
- Wiem, Kate, wiem wszystko, widziałem wszystko. Wiem co się wydarzyło w Denver, w Miami i tak dalej. Wiem, że bardzo pokłócili się wczoraj..
- Co? O co?
- ... ale wybacz to wszystko to nie była próba zbliżenia się do kobiety, w której się zakochał. To jakaś parodia, jak w liceum. - Znów pokręcił głową. - Może on na nią nie zasługuje. Tak, on na nią.
- Mocne słowa.
- Nazwałabyś to inaczej? Znów sypiając z Lisą tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Bo nie wierzę, że naprawdę chce do niej wrócić. Jakoś nie mogę uwierzyć.
- Nie wygląda to dobrze.
- Wszędzie mówi o miłości, a tak naprawdę nie ma chyba o niej pojęcia, zabiera się do niej jak pies do jeża, a w końcu ucieka i daje się złapać w sidła kłusownika. Tak to wygląda. Muszę zapalić.
Wyszli na klatkę schodową, do miejsca, gdzie można było palić. Kate miała chęć kontynuować rozmowę, dopytać o co Michael i Agnes pokłócili się wczoraj, co wydarzyło się w Denver, ale nagle piętro niżej na schodach zobaczyli kawałek nogi Michaela i usłyszeli, że rozmawia przez telefon. Miko przyłożył palec do ust, sugerując Kate, żeby byli cicho. Ona pokiwała głową i wsłuchali się z zaciekawieniem.
- Elizabeth? - odezwał się Michael, gdy po drugiej stronie usłyszał: słucham.
- Michael! Co słychać? - ucieszyła się przyjaciółka na jego głos.
- Mam nadzieję, że nie spałaś jeszcze... nie miałem do kogo zadzwonić.
- Nie. Siedzę na tarasie i piję wino. Noc jest piękna. Co się dzieje? - zapytała nagle uświadamiając sobie, że po coś zadzwonił, miał jakiś ważny powód.
- Nie wiem od czego zacząć. Jest tak dużo do powiedzenia i muszę to z siebie wyrzucić.
- Nie śpiesz się, chętnie cię wysłucham.
- Myślę, że jutro będę w LA, nie wszystko da się powiedzieć przez telefon. - Westchnął. - Nie wiem co mam robić. Być może popełniam błąd, wszyscy zdają się tak twierdzić.
- O co chodzi?
- O kobietę. Właściwie dwie.
- Aż dwie, wow - próbowała zażartować Liz, ale zaraz przeprosiła i słuchała dalej.
- Widzisz... chyba jestem znowu z Lisą. I...
Na chwilę po drugiej stronie zaległa cisza, pusta cisza. Liz aż oderwała od ucha telefon na moment i skrzywiła się. Co? - zapytała samą siebie w myślach.
- Chyba... - powtórzyła. - Co masz na myśli?
- Boże, to takie skomplikowane. - Znów westchnął.
- U niej zawsze wszystko było skomplikowane. Jesteś pewien, że chcesz w to wejść ponownie? Po tym wszystkim...?
- Posłuchaj...
- A kim jest ta druga kobieta?
Teraz Michael zamilkł na chwilę. Przełknął ślinę, co było słyszalne nawet dla Kate i Miko. Popatrzyli na siebie.
- Ona jest... ma na imię Agnes. Poznałem ją w Nowym Jorku, podczas kręcenia epizodu dla Ulicy Sezamkowej.
- Ładna? - zapytała luźno Liz.
- Tak... ma w oczach ogień, żar. Znalazła się w mojej ekipie koncertowej. Z Universal, do kręcenia dvd. Nawet nie masz pojęcia... - zamknął oczy, ponownie westchnął. Liz słuchała z coraz większym zainteresowaniem i uśmiechem. - Nigdy wcześniej nie poznałem takiej dziewczyny. Naprawdę nie. Ma niezwykłą osobowość, pewność siebie, godną podziwu.
- Ujęła cię - zgadła Liz. - Widać, że bardzo.
- Paris miała wypadek na początku trasy, tu w Las Vegas. Wpadła do basenu, pośliznęła się.
- Co ty mówisz?
- Ona... Agnes, zareagowała pierwsza. Wskoczyła za Paris, później zajęła się nią. Nie masz pojęcia jak pięknie wyglądała. Jak umiała ją pocieszyć, zagadać. A później zajęła się mną, gdy źle się poczułem po którymś koncercie. Nie musiała tego robić. Nie była od tego.
- To jakaś znajoma Bruce'a może? Kogoś z ekipy?
- Nie. Zupełnie nie. Widzisz, ona... ona dopiero zaczęła żyć i pracować w LA, w tym biznesie. Nie jest z południa, nie jest gwiazdą rocka, ani córką producenta. Jednak ma taki temperament, nie potrafię tego opisać... i dzięki niemu wygrywa wiele.
- Złapała cię za serce. Czuję to, nie musiałbyś nic więcej mówić, Michael. - Uśmiech w jej głosie udzielił się jemu. Na chwilę poczuł motyle trzepocące delikatnymi skrzydełkami w jego sercu. To było takie przyjemne uczucie. - Ale nie rozumiem - dodała nagle Liz.
- Czego?
- Bo powiedziałeś na początku, że... wracasz do Lisy? O co chodzi? - Michael znów posmutniał i znów Liz to wyczuła. Zmartwiła się tym razem, mimo że na samo wspomnienie jego słów o tej dziewczynie, Agnes, napływał na jej twarz promienny uśmiech. - O co chodzi?
- Liz, bo... to jest takie nierealne. Ona jest taka młoda i... nic między nami się nie wydarzy.
- Dlaczego? Ona ma kogoś? Jest mężatką?
- Nie. Ona ma 20 lat...
- Nie czuje tego, co ty?
- Być może czuła... nie wiem... jej pocałunki, jej dotyk, to jak na mnie patrzyła, to wszystko zapamiętam już za zawsze, jestem pewien.
- Dlaczego mówisz o niej w czasie przeszłym?
- Bo odeszła. Wyjechała zanim skończył się koncert. I chyba już nigdy jej nie zobaczę.
- I dlatego chcesz wrócić do Lisy? Michael... ja powiem ci co jest nierealne. Twój ponowny związek z Lisą. I doskonale wiesz dlaczego.
- Lisa bardzo się stara. Towarzyszy mi w trasie. Jest bardzo czuła i...
- Michael, proszę cię, przemyśl to. Nie zapominaj jak cię skrzywdziła, nie zapominaj, że z jakiegoś powodu straciłeś do niej zaufanie. Nie rób głupstw. - Liz martwiła się o przyjaciela. Aż wstała i zaczęła chodzić po tarasie.
- Dobrze - odrzekł Michael. - Obiecuję, że przemyślę to, ale... nie chcę być sam. Jest mi bardzo źle, coraz gorzej.
- Moim zdaniem związek z Lisą nie wróży niczego dobrego.
Zakończyli rozmowę i umówili się na spotkanie, jak tylko Michael wróci do LA.
Tymczasem Lisa czekała na niego i już coraz bardziej traciła cierpliwość. Próbowała zadzwonić, gdzie jest, ale jego telefon był zajęty. Cisnęła swoim na łóżko. - Idiota - powiedziała do siebie.
Nagle wszedł. Próbował na swoją twarz przykleić uśmiech i przypomnieć sobie o obietnicy wieczoru.
- Gdzie byłeś tyle czasu? - zapytała nerwowo, nie starając się tego ukryć.
- Musiałem pobyć chwilę sam i pogadać z kimś. Przepraszam, że czekałaś tak długo.
- Z kim pogadać?
- Zadzwoniłem do Liz, dawno z nią nie rozmawiałem.
- To pogawędka z Elizabeth jest ważniejsza niż ja, która czekałam na ciebie już godzinę czasu. Wspaniale. - Zaperzyła się.
- Przepraszam, muszę się wykąpać. - Michaelowi nie chciało się jej słuchać. Próbował znaleźć spokój pod prysznicem. Myślał o niej... pewnie dotarła już do Los Angeles, do domu. Co robi... o czym myśli? Czy o nim? Może już śpi...
W tym czasie Lisa zdążyła się już uspokoić, dla dobra sprawy. Czuła, że cel uświęca środki, że warto. Może naprawdę im się uda? Nie muszą znowu zamieszkać razem, sama nie była pewna, czy tego chce. Mogą się spotykać, a i tak, gdy media się dowiedzą, to będzie powiedziane, że wrócili do siebie. Będzie dla niego dobra. Wzięła głęboki oddech, zdjęła szlafrok i weszła do łazienki. On stał, zawinięty w ręcznik, przed lustrem. Nie chciała patrzeć na jego twarz. Zbliżyła się, objęła go z tyłu i rozwinęła ręcznik.
- Przepraszam, że się zdenerwowałam - powiedziała szeptem. - Mogę ci to jakoś wynagrodzić?
Zaczęli się kochać. Michael czuł, że tego chce, znowu... Zamknął oczy. Być może czuł się winny, ale specjalnie nie bronił się przed obrazem Agnes w jego oczach. Była taka piękna i poruszała zmysłowo biodrami, tymi biodrami, które uwielbiał. Czuł jej dłonie na całym ciele, było mu tak dobrze.
Lisa zasnęła, odwrócona plecami od niego. On znów nie mógł spać.
Agnes leżała już w swoim łóżku i nie śpiąc jeszcze podejmowała różne decyzje. Raz po raz w jej głowie pojawiał się on, ale chciała wypędzić go stamtąd, naganiając inne myśli. Nagle zadźwięczał jej telefon, przerywając potok jej myśli. Na wyświetlaczu migał Snoop.
- Dzwonisz powiedzieć mi dobranoc? - zaczęła od razu. On zaśmiał się w słuchawce.
- Śpisz już?
- Powinnam. Jeśli jesteś w Ameryce, to chyba wiesz, że jest noc.
- Jestem w LA i noc jest zbyt piękna, żeby spać. A ty gdzie jesteś?
- W krainie marzeń - odpowiedziała z uśmiechem. - Nierealnych - dodała.
- Już po trasie?
- Tak, wróciłam wcześniej.
- Sama?
- Jeśli przyjedziesz, to nie będę sama. - To było bardzo spontaniczne, ale rzeczywiście nie chciała być sama. I tak nie mogła spać.
Snoop od razu skorzystał z zaproszenia. Pojawił się w drzwiach z butelką szampana, ubrany w szerokie dżinsowe spodnie i ten słynny du-rag na głowie. Zawsze ją to kręciło. Oboje wiedzieli po co przyjechał.
- Otworzysz? - zapytała od razu Agnes rzucając mu korkociąg. Otworzył bardzo sugestywnie i popatrzyli na siebie, gdy część szampana wytrysnęła. Uśmiechnęła się, wzięła butelkę i popiła z gwinta. Część szampana spłynęło jej po brodzie, po ciele. Snoop gwałtownie przyciągnął ją do siebie.
- Gdzie twoja spluwa, panie gangster.
- Lepiej sobie nie żartuj, to niebezpieczny sprzęt.
- Duży...
- I dobrze strzela.
Snoop był silny i wysoki. Nie był zbyt romantyczny, ale tego Agnes właśnie nie potrzebowała. Bezceremonialnie zdjął jej majtki. Oczekiwał czegoś, ona też tego chciała. Myślała, że zrobią to w sypialni, ale rzucił ją na kanapę w salonie. Wyżyła wszystkie skumulowane podczas trasy emocje, mogła krzyczeć i kląć, sam inspirował ją do tego, pozwalał jej na to wszystko, ona jemu też. Po czwartym razie poczuła się naprawdę zmęczona i wypoczęta jednocześnie. Snoop sięgnął po butelkę, oparł się o brzeg i popił. Wyszedł około czwartej nad ranem. Ona położyła się spać na kilka godzin.
Poranek w Las Vegas przywitał Michaela promieniami słońca. Wstał pierwszy i zaczął szykować się do ekipowego śniadania, pakować się do wyjazdu.
- Myślałam, że zostaniemy tu na cały weekend - powiedziała nagle Lisa, gdy zauważyła krzątającego się Michaela.
- Nie... - odpowiedział nie przerywając zapinania walizki. - Chcę odpocząć w domu, tęsknię za dziećmi.
Lisa nie chciała już się z nim przemawiać. Uznała, że i tak będzie mu towarzyszyć. Pobawi się trochę z tymi dzieciakami, a potem wróci do siebie. Nadal zależało jej na udawaniu posłusznej żonki. Więc przywitała się ciepło z rozkrzyczanymi dziećmi i udała zainteresowanie ich nowym chomikiem, jakiego dostały od Jermaine'a. Michael jednak widział, że nie podoba jej się ta atmosfera. Robiła wszystko, by zostać z nim sam na sam, ale gdy zorientowała się, że przegrała z kilkulatkami, wolała zniknąć. Nawet nie zauważył kiedy wyszła. Cały dzień spędził z dziećmi. Najpierw bawili się z chomikiem, opiekowali się nim, razem umyli wspólnie klatkę, nasypali trocin, wstawili kółko-zabawkę. Michael mówił dzieciom co chomik je, a potem śmiali się z jego zabaw.
Agnes pojawiła się w kampusie z samego rana. Do południa jeszcze mogła coś załatwić. Okazało się, że przepisanie się na studia stricte reżyserskie nie stanowią problemu, dowiedziała się też od razu, że wydział ma podpisaną stałą umowę z Sony Music i tam odbywają się praktyki, staże, praca. Postanowiła zawalczyć o pracę w studio. Żeby nie być sama, zadzwoniła po Slasha i umówiła się z nim na parkingu przed wytwórnią. Już wiedziała, że musi mieć dobre plecy.
- Trafiasz w dobry sezon - powiedział jej. - Nagrania i próby.
- Myślę, że cv mam dobre.
- Samo cv to nie wszystko. Pójdę z tobą na rozmowę.
- To będę musiała się z tobą przespać - zażartowała.
- Powiem, że jesteś moją siostrą - mrugnął do niej - albo...
Roześmiali się.
- Zwiałaś wczoraj tak szybko. Dlaczego?
- Nie lubię oficjalnych pożegnań. No i musiałam zmienić cv.
Slash pokręcił głową i wyszli z windy prosto do drzwi głównego szefa.
- Nowy narybek - uśmiechnął się Brian. - I tak przysłaliby cię na praktykę z UCLA.
- Chciałam prosić o pracę, nie praktykę. Myślę, że praktyki miałam dość na trasie z Michaelem Jacksonem - powiedziała pewnie Agnes. Szef uniósł brwi.
- Ona wie, że jeszcze sporo musi się nauczyć - wtrącił się Slash - ale uczy się szybko. Ma dobre wyczucie dźwięku.
Szturchnęła go dyskretnie. Odpowiedź miała dostać następnego dnia. Jej starszy brat Slash zaprosił ją na lunch. Rozmawiali o różnych sprawach, o pracy też, o wczorajszym wieczorze.
- Szkoda, że pojechałaś, bo wieczorem w barku jeszcze mieliśmy imprezkę. A tak byłaś sama.
- Niezupełnie - uśmiechnęła się łagodnie.
- Hmm... zaczęło się intrygująco. Babski wieczór z kuzynką? Niegrzeczne dziewczynki?
- Nie widziałam się jeszcze z Theresą. Umówiłyśmy się wieczorem - przyznała się. - Byłam ze... Snoopem.
Slash o mało nie zadławił się sokiem i spojrzał na Agnes ze znakiem zapytania w oczach.
- Ze Snoopem? Snoop Doggiem?
- Tak... to było takie spontaniczne - zachichotała. - I duże!
- Hej - spoważniał nagle. - Skąd go znasz? Dlaczego to zrobiłaś?
- Dłuższa historia, z Sacramento. Spotkałam go w klubie, po koncercie.
- Nie łudź się, siostra, że on cię traktował poważnie...
- Wcale tak nie twierdzę, ale... potrzebowałam tego. Może właśnie z nim, wiedząc jaki jest.
- Nie musisz być na siłę niegrzeczną dziewczynką. Nie rób tego więcej. - Slash na serio przejął się sytuacją.
- Powiedział ten, co nie sypia z przypadkowymi laskami - odgryzła się.
- Ja jestem starą dupą, ty młodą i nie rób tego. Znajdź sobie jakiegoś porządnego faceta, a nie Snoopa.
- Myślisz, że Snoop nie może być porządnym facetem?
- Jasne, że może... z wyrokami, ziołem i pistoletem w kieszeni, jest w sam raz dla ciebie. - Oparł się i przekrzywił głowę, strzepnął papierosa.
- Ok, kochany starszy bracie... zatem znajdź mi w Hollywood porządnego faceta.
- Prawdę mówiąc tu w Hollywood jest ich jak na lekarstwo. Tylko jeden taki... - zaśmiał się Slash.
- O, jaki? Już go chcę. I nie dotknie mnie aż do ślubu?
- Ha ha ha... bardzo śmieszne.
- Niechże poznam jego imię, zapewne przeciwieństwo zepsutego Snoopa, bez zioła i dużego gnata! - Zrobiło się wesoło i oboje zaczęli się śmiać.
- No cóż, co do ziół nie mam informacji, ale gnata raczej ma. - Zaraz jednak zakrył dłonią twarz. - Boże, o czym ja rozmawiam!
- Biorę! - wykrzyknęła roześmiana Agnes. - Podaj adres, zawieź mnie do niego!
- Na dodatek, jak na moje oko, tak samo napalony jak ty. Tyle że nie zwykł się do tego przyznawać.
- Trzymasz mnie w niepewności.
- Przecież dobrze go znasz. Kto wie, gdybyś wczoraj nie uciekła...
- O kim ty mówisz?
- Taki opis pasuje tylko do Michaela. Cała reszta różni się chociażby tym, że nie mają...
Nagle przerwał, bo zauważył, że Agnes dość drastycznie spoważniała i zapaliła papierosa. Odwróciła wzrok i nerwowo ruszała nogą.
- Muszę zaraz iść - powiedziała do Slasha po chwili.
- Co jest? - zadał pytanie zatrzymując ją. - Chyba ty i on nie...
- Nie - odpowiedziała ostro Agnes. - Przecież ma żonę. Więc zły wybór z tym porządnym facetem.
- O, to coś nowego. Ma żonę?
- A Lisa to kto?
- Raczej była żona.
- Dobrze, zatem obecna kochanka.
Slash patrzył ciągle na Agnes, która nie mogła doczekać się kelnerki z rachunkiem.
- Słabo udajesz, że nic do niego nie masz. Jednak trafiłem w sedno.
- Proszę cię, przestań.
- O Lisę się nie martw. Wiem o co chodzi. I nie musisz się denerwować. Nikomu nie powiem - mrugnął.
Agnes rozejrzała się wokół. Nikt obok nich nie siedział. Chciała wierzyć Slashowi, że nikomu nie powie. Wzięła głęboki oddech i ukryła na chwilę twarz w dłoniach. On zgasił papierosa.
- To jest takie trudne i... chyba długo o tym nie zapomnę.
- Dlaczego masz zapomnieć?
- Bo ja... ja się chyba w nim zakochałam, Saul.
(...)
Lisa dała Michaelowi czas do wieczora. Później nie mogła już siedzieć bezczynnie. Pojechała do Neverland. Michael położył już dzieci spać, a sam siadł na tarasie w fotelu i znów pogrążył się w myślach. Otworzył ulubione wino. Tak bardzo za nią tęsknił, aż go ściskało w sercu. Oczami wyobraźni widział jej postać, uśmiechniętą, dynamiczną, jak wygłupiała się ze Slashem, skupiona regulowała obraz w kamerze, jak przytulała Paris, jak ćwiczyli układ do The Way You Make Me Feel. Nie mógł, nie potrafił o niej zapomnieć, a te wspomnienia były smutne. Bo bardzo chciał ją jeszcze spotkać, spojrzeć w jej lazurowe oczy, dotknąć jej ust. Chciał chociażby jeszcze raz pokłócić się z nią, by zobaczyć ten ogień, te drżące piersi. Nagle zobaczył kobiece ręce, które oplatają jego szyję oraz skubnięcie ustami w szyję. Zaplątany w myślach o Agnes, pocałował te tajemnicze ręce. Nagle zdał sobie sprawę, że to Lisa. Obejrzał się.
- Co tu robisz? - zapytał przestraszony trochę.
- Omijając stado nieżyczliwych ochroniarzy, przyjechałam się z tobą kochać. - Wzięła z jego dłoni kieliszek wina i popiła. On popił z butelki. Usiadła na nim. Patrzyli na siebie i jeszcze przez jakiś czas pili wino, aż butelka została pusta. Michael poczuł mrowienie w podbrzuszu i lekkość mózgu. Zaczął rozpinać jej bluzkę. Lisa uśmiechnęła się. Potem zagryzła wargi.
Agnes i Theresa spędziły całe popołudnie i wieczór ze sobą. Okazało się, że kuzynka podjęła ostateczną decyzję i przeprowadziła się tu z San Francisco, by zacząć nowe życie. Kupiły wino, zamówiły pizzę. Wieczór upłynął na zwierzeniach, opowieściach o trasie, o zakochaniu, o nowej pracy Theresy w laboratorium w klinice UCLA, o kontynuacji jej studiów medycznych w LA. Były ze sobą bardzo blisko i Agnes opowiedziała jej wszystko, co wydarzyło się z Michaelem. Smutno się zrobiło.
- On naprawdę wrócił do Lisy? Przecież po tym co ona o nim mówiła w tv...
- Tak, choć trudno w to uwierzyć. Może ma dobre intencje.
- Nie bądź naiwna... Na pewno ma jakiś interes. Jakoś nie pałam do niej sympatią.
- Slash powiedział, że nagrywa płytę i ma się promować. Też jej nie wierzy.
- Powiem ci, że ten Slash...
- Chcesz się z nim umówić?
- Daj numer...
Theresa zawsze umiała ją rozśmieszyć. Agnes bardzo cieszyła się, że teraz będą widywać się częściej.
Było niedzielne przedpołudnie, kiedy Kate postanowiła na poważnie porozmawiać z Michaelem. Ciągle nie dawało jej spokoju to, że Agnes wyjechała z Las Vegas wcześniej i domyślała się dlaczego. Wiedziała też już, że Michael również zakochał się w niej, ale nie rozumiała w ogóle tej sytuacji z Lisą. Miała ochotę od razu pojechać do Liz po posiłki, bo właśnie ona miała największe zaufanie Michaela w tych sprawach. Jednak Liz nie odbierała telefonu. Zajechała więc do Neverland. Traf chciał, że zaraz przy podjeździe zobaczyła Lisę. Chodziła w tę i z powrotem po trawie w ogrodzie, zaraz przy parkanie i rozmawiała przez telefon.
- Tak, tak wiem. Najlepiej będzie u Oprah, wiesz, bo już chyba będzie wiadomo, że ja i Michael wróciliśmy do siebie, a Oprah to ktoś. Pracuję nad tym. Oj tak, dla dobra sprawy, wiesz jak jest. Ale nic się nie zmieniło. Beznadzieja. No myślę, że tak za miesiąc wyjdzie ten krążek, może pomoże mi przy produkcji, chcę mieć jego nazwisko na tej płycie - mówiła, raz po raz śmiała się, paliła papierosa.
Kate od początku wiedziała, że coś się za tym kryje. Zmarszczyła brwi i pokręciła głową. Jaka suka - pomyślała. Lisa właśnie skończyła rozmawiać, kiedy Kate stanęła jej przed oczami.
- Jak tam interesy? Chyba lepiej,co? - zaczęła z przekąsem.
- No proszę, kto to nas odwiedza... - odbiła Lisa.
- Błąd: nie "nas", a Michaela.
- No dobra, nie będziemy udawać, że cieszymy się na swój widok, ale powiem ci jedno: masz dwa wyjścia. Albo przyzwyczaisz się do mojej obecności i okażesz szacunek albo więcej mam cię tu nie widzieć.
- A to dobre! - roześmiała się Kate. - Szacunek, mówisz?
- Wkurzasz mnie.
- Wzajemnie.
- Ale niestety przegrałaś zakład. Jednak wróciliśmy do siebie z Michaelem, więc lepiej uważaj na słowa.
Kate popatrzyła na nią ze złością, na co Lisa uśmiechnęła się zgryźliwie. - No, po tak upojnej nocy, to pewnie niedługo znów mi się oświadczy. Ja wiem czego mu trzeba, on to docenia. - Ten uśmiech zdenerwował Kate.
- No cóż, nie wiem jakich czarów użyłaś jak na wiedźmę przystało, ale mam nadzieję ta pomroczność szybko mu minie.
- Kretynka, nie mam zamiaru słuchać cię dłużej. Wracaj skąd przyjechałaś! - Lisa wkurzyła się bardziej i popchnęła Kate. Ta jednak nie pozostała dłużna i uderzyła Lisę w twarz. Zaczęły się bić nie na żarty. Miko właśnie pojawił się w pracy i podbiegł pierwszy. Za nim zaraz Michael, który wyjrzał właśnie z werandy.
- Interesowna dziwka! - wykrzykiwała Kate.
- Durna fryzjerka, zaraz pokażę ci, gdzie twoje miejsce! - szarpała się z nią Lisa. - Ochrona! - zawołała, gdy zobaczyła Michaela - ta wariatka zaatakowała mnie. Niezłych masz przyjaciół, gratuluję.
Miko odciągnął Kate. Lisa przytuliła się do Michaela i poprawiała włosy.
- Co się tu dzieje!? - zapytał zaskoczony biegiem wydarzeń w ogrodzie.
- Przejrzyj na oczy, Michael! - krzyknęła naprawdę wkurzona Kate. - Co ta flądra tu robi?
- Zamknij się i wyjdź, jesteś niebezpieczna dla otoczenia - odpowiedziała Lisa nie patrząc na nią. Po czym zwróciła się się do Michaela - patrz co mi zrobiła, to boli. - Miała rozciętą wargę. Nic więcej.
- Chodź do środka - zwrócił się do niej Michael, co zdziwiło i rozzłościło Kate jeszcze mocniej.
- Michael!
- Porozmawiamy później, ok?
Michael też był zły. Na wszystko i wszystkich, łącznie z Lisą.
- Nie chcę się wtrącać, ale powinieneś ją zwolnić. To będzie najlepsze co zrobisz.
- Więc się nie wtrącaj - odpowiedział surowo. - I taka sytuacja ma się więcej nie powtórzyć, rozumiesz?
- No proszę, jak to mężczyzna staje w obronie pokrzywdzonej kobiety - odpowiedziała z ironią.
- Nie udawaj pokrzywdzonej. Wszystko widziałem.
- Gówno widziałeś - syknęła Lisa. Złapała swoją torbę z kanapy w salonie. - Mam dość na dziś. Miłego dnia, kochanie. - Wyszła przeklinając pod nosem.
Gdy Kate widziała odjeżdżającą Lisę, miała ochotę rzucić jeszcze za nią kamieniem, ale w końcu doszła do wniosku, że nic tu po niej.
- Jadę, Miko - powiedziała - dziś z nim nie pogadam.
- Chyba zadzwonię po psychoterapeutę - odpowiedział patrząc na zbliżającego się Michaela.
- Albo egzorcystę - zaproponowała Kate.
W tej chwili Michael pojawił się za jej plecami. Wziął ją za ramię i odwrócił do siebie.
- Posłuchaj Kate - zaczął ostro - zaraz ja wezwę egzorcystę, bo to ty zachowujesz się jak nawiedzona. Nie spodziewałem się tego po tobie!
- Ja też się nie spodziewałam, że jesteś aż taki głupi, żeby znowu wierzyć tej szmacie!
- Radzę ci uważaj na słowa, bo...
- Bo co? Przestanę być twoją przyjaciółką? Ona jest lepsza? Nigdy cię nie zawiodła, mało ci?
- Ona jest moją żoną.
- Hm, ciekawe. W takim razie zapomniałeś mnie zaprosić na swój ponowny ślub!
- Kate, przestań...
- Przestanę. Tylko powiem ci jedno. Jesteś osłem, pi*****nym palantem. Po twoim wczorajszym zachowaniu można było się spodziewać, że Agnes wyjedzie wcześniej. I wcale jej się nie dziwię. Ty się dziwisz? Zakochała się w tobie, a ty zakochałeś się w niej. Tak, nie jestem głupia. Wiem o wszystkim. A ty wracasz do Lisy i tańczysz jak ci zagra. Wiesz co? Idź do diabła! Nie na moim ramieniu będziesz płakał, jak cię znowu zrani.
Miko udawał, że nie słyszy. Stał przy bazie, tyłem do nich. Miał jednak takie samo zdanie, co z resztą powiedział mu wczoraj.
Kate odjechała. On został sam. Jedno tylko nie zgadzało się w wypowiedzi Kate: Lisa go nie zrani. Bo już jej nie kocha. Szedł w stronę domu i miał wrażenie, że z każdym krokiem przyznaje im wszystkim rację. Miał dość Lisy, nie chciał z nią być. Myślał ciągle i ciągle o Agnes. Musiał znaleźć jakiś sposób, by ją znowu zobaczyć. Kopnął w drzwi ze złości i frustracji, bo nie mógł nic wymyślić.
- Liz? - odezwał się do słuchawki. - Błagam przyjedź do mnie, bo zwariuję.
Jednocześnie chciałam dać znać, że wprowadziłam kilka zmian i gadżetów na blogu. Zapraszam. (: