Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Nie, nie sięgnąłem po książkę, ale kto wie, czy tak nie zrobię.
Talitha pisze:Nie wpadłabym na podobny pomysł, a oglądałam Kotkę... kilka razy.
Michael dał takie imię psu, bo zafascynowała go tajemnicza postać wyłaniająca się z treści tego filmu?
Skoro tak, to z równie wyśmienitych ekranizacji według scenariusza Tennessee Williamsa, mogłabym polecić Nagle, ostatniego lata.
Jeśli Michael go oglądał to kto wie... jakich wątków można jeszcze w tym filmie się doszukać?
Mam na liście do obejrzenia. :) Dziś obejrzałem jeszcze oscarową Elizabeth w Kto się boi Virginii Wolf. Obraz hipokryzji, gry pozorów, ukrywania przed opinią publiczną szaleństw, jak i przed samym sobą. Film wielopoziomowy, z główną parą i drugą, będącą jej odbiciem. Naprawdę wyjątkowy obraz, do mnie jednak nie przemówił.
Bardziej Kotka..., pomimo poprawnego politycznie zakończenia. Ale i tak wielkie brawa dla aktorów, którzy próbowali ominąć panującą wtedy cenzurę Hollywood i puszczać oko do widowni poprzez aluzje, o co chodzi w relacji Brick - Skipper.
Stare Hollywood dużo ma z teatru. Albo na takie filmy trafiam. Mam dużą przyjemność do wracania do kinematografii z tamtych lat. Wprawdzie dopiero zaczynam, ale frajdę mam, że tyle jeszcze do obejrzenia.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Opowieść Nagle, ostatniego lata tworzą relacje różnych punktów widzenia postaci na zaistniałe zeszłego lata zdarzenie.
Oczywiście pojawia się tu także wątek homoseksualny, ale nie będę wyprzedzała...
Tak samo jest on starannie ukryty jak w Kotce na gorącym blaszanym dachu, niektórzy na pewno go zauważą.
To, co mnie najbardziej uderzyło w tym obrazie, to pogląd na Boga, jako siły niszczącej; to uosobienie bezwzględności i okrucieństwa wobec niewinnych istot lub tych ludzi, którzy oszukują się, udając, że go takim nie widzą. W momencie gdy dostrzegają tę determinującą moc... jest już za późno, ściągają na siebie tragedię. Siła stwórcza, która dała im życie, teraz ma równorzędne prawo im je odebrać. Tak jakby była sama w sobie świadoma, a jej celem było trzymanie życia w ryzach i panowanie nad nimi, bo skoro ofiary już wiedzą... mogą wydostać się spod jej kontroli. A może to uświadomienie sobie tego zjawiska przyspiesza bieg zdarzeń? Możliwe, że ma to związek z podświadomością prowadzącą do destrukcyjnych zachowań.
Nauczyliśmy się być "ślepi" na tę nieuchronność, opisujemy wszelkie moce jako harmonijne i nam sprzyjające, oszukujemy się nacechowując Boga bezkresną dobrocią... a to do końca nie jest tak jak sobie wyobrażamy, jak chcielibyśmy by było, bo śmierć wciąż nas zaskakuje w najmniej oczekiwanym momencie. Wszyscy jesteśmy dziećmi w ogromnej piaskownicy próbującymi literować imię Boga w niewłaściwym języku.
Tennessee Wiliams, jako autor tej sztuki, nie pozostawia jednak widzów w poczuciu kompletnej beznadziejności. Odbiera im nadzieję tylko na pewien czas, zmuszając ich tym samym do refleksji. W finale ofiarowuje w zamian antidotum na tę truciznę, a jest nim uczucie miłości. Jedynie ono może uratować ich przed "złorzeczącym" myśleniem. Miłość może stać się ostoją i kotwicą, gdy wszystko wokół się zmienia i gdzieś nieubłaganie pędzi. To także moc stwórcza i generator energii, w którym dostrzec można jeszcze celowość istnienia.
Miałam również okazję obejrzeć film Kto się boi Virginii Wolf z popisową rolą 34-letniej Elizabeth Taylor, tak realistycznie wcielającej się w postać, zepsutej i znudzonej doświadczeniami, kobiety w średnim wieku. Myślę, że właśnie w grze aktorskiej tkwi fenomen tego filmu, a nie w samej fabule. Choć jak zauważyłeś Kaemie, odbicie tego drugiego młodego modelu małżeństwa jest powiązaniem kluczowym, dla pełnego odbioru tego filmu.
Samsara
Najlepiej w kinie, bo obraz jest genialnie nakręcony, ale kiedyś oglądałam poprzednika Samsary zwyczajnie na laptopie, i też miałam odlot.
W filmie nie pada ani razu ani jedno słowo, tylko muzyka Lisy Gerrard i Dead Can Dance. I pięknie nakręcony świat. Znajoma pytała, czy to prawda, że jest moralizatorski, do tej pory nie znam odpowiedzi. Przez to, że nie pada żaden komentarz trudno uznać, żeby ktoś tu coś moralizował. Z drugiej strony jeśli ktoś nagrywa obrazy przez 5 lat na taśmie 70mm (nie znam się, ale zdążyłam się zorientować, że to coś wyjątkowego), to trudno oczekiwać, żeby wybrał do filmu fragmenty na chybił trafił.
To wszystko jednak opowiada historię. Za wikipedią: samsara (lub sansara) w hinduizmie, dźinizmie i buddyzmie termin dosłownie oznacza nieustanne wędrowanie, czyli kołowrót narodzin i śmierci, cykl reinkarnacji, któremu od niezmierzonego okresu podlegają wszystkie żywe istoty włącznie z istotami boskimi (dewy). Po każdym kolejnym wcieleniu następne jest wybierane w zależności od nagromadzonej karmy.
Właśnie słyszałam o tym filmie, ale jeszcze nie miałam okazji go widzieć. Moja kumpela bardzo mi go polecała, zwłaszcza że razem oglądałyśmy Baraka. Chyba muszę się zorientować co i jak.
Makinn pisze:Ostatnio w kinie byłem na spring breakers i polecam wsystkim :) jest akcja, są dupeczki, dobry soundtrack, czego chcieć wiecej od takich lekkich produkcji
to wcale nie jest lekka produkcja, a groteska. Korine kręci kręci, coś tam chce osiągnąć, ale za łatwo mu to nie przychodzi
Ja ostatnio oglądałam Piknik pod wiszącą skałą i Videodrom. Pierwszy z wymienionych to naprawdę dziwny film, nie wiedziałąm że jest taki gatunek filmowy- mystery film. Ale jednak. Niby nic nie jest pokazane wprost, ot prosta historia zaginięcia grupy dziewczyn. Ale ta atmosfera, bardzo wciągająca. Do tej pory zastanawiam się, czy jakkolwiek interpretować postać Mirandy...
A drugi film, jedno z głośnych dzieł jeśli chodzi o Cronenberga... No powiem, że mnie zahipnotyzował. Nie często sięgam po gatunek sci fi, ale ten miał coś w sobie, do tej pory mam w głowie Miszę która mówi "It has a philosophy, Max. And that's what makes it dngerous!".
Polecam obydwie pozycje
Ja obejrzałem sobie z ciekawości "Modlitwy za Bobiego" - Film doprowadził mnie do łez... Takie sytuacje działają na mnie naprawdę wzruszająco. Jest on o młodym homoseksualiście, który zbija się z wiarą i wierzącą matką. Polecam
Polecam Horror Mama i film na podstawie książki Stephena Kinga Lśnienie.
Mama śniła mi się potem przez kilka dni.
„Co robi gwiazda, gdy przestanie świecić?” – pytam samego siebie. „Może umiera?”. „O, nie!” – odpowiada głos w mojej głowie. „Gwiazda nigdy nie umiera. Gwiazda po prostu zamienia się w uśmiech.”
michael mckellar pisze:Polecam Horror Mama i film na podstawie książki Stephena Kinga Lśnienie.
Mama śniła mi się potem przez kilka dni.
Co do Mamy w pełni się zgadzam... ale Lśnienie? Tu niestety mam całkiem odmienne zdanie. Film trwał 2 godziny, nie było w nim absolutnie nic strasznego, akcja zaczęła się toczyć tak naprawdę na 15 minut przed końcem i szybko się rozwiązała. Jedyne co mi się w tym filmie podobało to gra aktorska głównego bohatera.
Ja natomiast polecam film Kobieta w czerni. Wczoraj miałam okazję go obejrzeć. Co prawda mówią że to horror, ale dla mnie to był bardziej dramat. Nie brakowało strasznych momentów, ale nie było tak źle :)
inna08 pisze:ale Lśnienie? Tu niestety mam całkiem odmienne zdanie.
Ale sceny, w których Nicolson fiksuje są dobre.
„Co robi gwiazda, gdy przestanie świecić?” – pytam samego siebie. „Może umiera?”. „O, nie!” – odpowiada głos w mojej głowie. „Gwiazda nigdy nie umiera. Gwiazda po prostu zamienia się w uśmiech.”
No właśnie zależy kogo się uważa za głównego bohatera.Jacka czy chłopca Lśnienie uważam za majstersztyk.Napięcie jest w tle.Pusty hotel na odludziu...niby nic....fiksujący Jack....niby nic....strach jego syna....niby nic,a cały czas nie potrafię oderwać się od ekranu.Zawsze tak mam jak gra Nicholson.
Ja dla odmiany nudzę się horrorami kiedy krew sika i członki latają
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Tak, właśnie o Nicholsona mi chodziło :D On to niesamowicie zagrał. A jeśli chodzi o tło... No nie przemówiło do mnie. Horror w którym krew się leje? - to też nie dla mnie. Wolę thrillery, gdzie nic się nie dzieje, ale cały czas rośnie napięcie i sceny które wpływają silniej na psychikę niż na podskakujące serce. Właśnie tego spodziewałam się po Lśnieniu i się zawiodłam. Ale sama postać Jacka - idealna :)
Obejrzyjcie film "Irina Palm" z Marianne Faithfull.Piękny i mądry film i do tego zabawny.Zaś Marianne swego czasu przez wiele lat była dziewczyną Micka Jaggera
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
PMontana pisze:Ja ostatnio obejrzałem Jestem Legendą z Will'em Smithem :) Bardzo fajny film. Polecam gorąco!
Byłam na tym w kinie... Film jest faktycznie świetnym thrillerem. Poznałam to po tym, że po pierwszej straszącej "niespodziance" prawie pół filmu nie patrzyłam na ekran (to nie ja chciałam iść na ten film hahaha). Ale później się przemogłam i patrzyłam mimo strachu :)