Margareta wrote:Janet miała więcej odwagi
No więc właśnie. Zawsze zastanawiam się, na ile Janet jest tego świadoma, skoro w latach 90. krytykowała koleżankę Madonnę za wulgarny erotyzm, samej potem korzystając z podobnej
ekspozycji, że tak to nazwę.
@neta wrote:dziękuje za świetną relację
Dobrze już, dobrze.. Koncert, jakby w kontraście do przepychu, a w zgodzie z dystynkcją
Royal Albert Hall okazuje się być minimalistyczny pod względem scenografii i kostiumów. Janet w czasie całego występu tylko raz zmienia ubranie.
Na scenie pojawia się bez wielkich fajerwerków. Ma nowych tancerzy. To mnie zaskoczyło. Wręcz znakiem towarowym Janet była jej ekipa tancerzy (głównie tancerek), którzy przez dekady prezentowali się jak zgrana paczka kumpli. Towarzyszyli w koncertach, ale też we wszystkich krótkich filmach muzycznych, co było ewenementem- brat Michael czy wspomniana Madonna kompletowali zwykle team od nowa.
Zaczęli od wiązanki przebojów z
Control. Janet pojawiła się w białym, obcisłym stroju i przedłużanych, kręconych włosach. Sprawiała wrażenie dobrze zbudowanej, zdystansowanej i skupionej na rozpoczętym show. Jak się potem okazało, często nawiązywała kontakt z widownią. I tu nauczka. Na 1. koncercie oszołomiony bliskością mojej miejscówki od estrady robiłem jak oszalały jedno zdjęcie za drugim moim skromnym Sony Ericssonem. To głupie jednak. Tracisz unikalną sposobność kontaktu wzrokowego z artystą, a zdjęcia w sieci i tak będą przecież. I czujesz dyskomfort- ja przynajmniej tak. Przychodzi mi na myśl video Madonny
Drowned World (Subtitute For Love) i scena, jak wokalistka wychodzi z pokoju hotelowego samotna i zauważa uśmiechającą się pokojówkę. Chce do niej podejść spragniona kontaktu, gdy tamta wyciąga aparat i strzela flesz. Na twarzy Madonny maluje się rozczarowanie i odchodzi.
Na drugim koncercie byłem roztropniejszy i właściwie darowałem sobie fotografowanie. To jest to, o czym @neta pisała przy Prinsie- każde spojrzenie Janet w moją stronę mogłem przeżywać jakby patrzyła tylko na mnie. To są właśnie te chwile dla których jeżdżę na koncerty muzyków, których adoruję od dłuższego czasu.
Po medleyu z
Control Janet zaśpiewała
Feedback, co wywołało wrzawę na widowni. Właśnie ten numer nuciłem sobie po koncercie, choć osobiście nie przepadam za
Discipline.
Potem zabrzmiał po raz pierwszy na koncercie numer z płyty
janet.- You Want This. To nieprawda, co napisał Rafał Kudliński cytowany przez thewiz. Janet prezentowała, poza kilkoma wyjątkami, pełne układy choreograficzne, tak dobrze znane ze swoich kfm.
Następnie "Dunk" przypomniała dwa utwory z
Rhythm Nation- Alright i
Miss You Much (koniecznie obejrzyjcie klipy). Potem Damita Jo poszła sobie na moment odpocząć, a widownia została uraczona fragmentami gry aktorskiej artystki. Stało się to preludium dla trzech kolejnych ballad. Janet przez cały koncert śpiewała na żywo. Jej głos jest mocny. Dobrze sobie radzi- tylko w
Love Will Never Do sięgnęła po taśmę. W intymnej scenerii, siedząc na krześle odśpiewała
Nothing, Come Back To Me, Let's Wait Awhile- hymn zachęcający do nie spieszenia się z pierwszą seksualną inicjacją i nominowane do Oscara, filmowe
Again. Marta, która towarzyszyła mi na drugim koncercie, jak potem powiedziała, wtedy poczuła swoje dawne "ja" sprzed lat.
Po tym występie, niczym jak podczas opery, nastąpił antrakt. To jest dobry moment, by ściągnąć przyjaciół mających kiepskie miejsca siedzące oddalone od sceny na miejsca obok siebie :) Można wtedy oczywiście wyskoczyć na piwo czy kupić sobie wyjątkowo ładny graficznie tourbook.

Przerwa trwała ok. 20 minut. Janet wróciła z wiązanką przebojów tanecznych. Trzeba przyznać, że logicznie ułożyła setlistę, grupując piosenki w sekcje. Zaczynając od pierwszych wielkich hitów, następnie przypomniała te mniej znane, by potem dać wytchnąć roztańczonym fanom i zaśpiewać ballady. A po nostalgii zaprosić do zabawy z filmowym
Doesn’t Really Matter, Escapade, Love Will Never Do (Without You), When I Think Of You, All for You i utrzymane w średnim tempie
That's The Way Love Goes, które miałem frajdę wyśpiewać w całości, jak zresztą cała zgromadzona publika. Ach, jakie to przyjemne móc się wykrzyczeć do melodii, która uwodzi cię od zamierzchłych czasów razem z autorem tejże. Uwielbiam. A to były ostatnie radosne pląsy, bo- niczym jak w ludowym truizmie, "po śmiechu bywa płacz". A właściwie krzyk. Krzyk zapowiedziany przez muzyków i wokalistów z chórków intonujących jedną z najbardziej dramatycznych kompozycji Janet,
What About. To był wstęp do
If- rozpoczynającym emocjonalne apogeum koncertu.
Potem mogła zabrzmieć tylko ta piosenka.
Scream. Pamiętam premierę tego utworu. W 1995 roku Radiowa Trójka od dłuższego czasu przed światową premierą miała już
HIStory. Marek Niedźwiecki z Piotrem Kaczkowskim faworyzowali
This Time Around, Little Susie, tytułowe
HIStory i te nagrania znałem. A
Scream było pomijane. Ciśnienie na znajomość nowych nagrań było takie wielkie, że fakt nagrania piosenki Michaela Jacksona w duecie z Janet Jackson ginął gdzieś- mimo ze był to singiel pilotujący album. A przecież spotkanie rodzeństwa było wyjątkowe- mało że megagwiazda, to jeszcze siostra. A na dokładkę tym razem Michael nie nagrał duetu z wielką gwiazdą w formie ballady, a dynamicznej piosenki.
Owszem, Janet nie odtańczyła układu choreograficznego, do czego pewnie pił Rafał, ale czy Michael na swojej trasie kiedykolwiek to zrobił? Stąd pewnie rozczarowanie niektórych, które zaowocowało nadmierną generalizacją w ocenie.
Z tyłu, dokładnie za moimi plecami siedziała Marta. Zazwyczaj w takich momentach ma się odruch szukania kontaktu wzrokowego i badania reakcji. Czułem jednak, że on by wtedy rozpraszał, a było to zdecydowanie intymne przeżycie. Janet nigdy wcześniej przed 2009 rokiem nie sięgała po
Scream, a Michael na swojej trasie śpiewał wersję znaną z demo, bez wokalu siostry. Mieli razem wystąpić na Billboard Awards, ale dziejący się wtedy, w 1996 roku rozwód z Lisą Marie pokrzyżował te plany, jak i projektu
One Night Only, dla HBO.
Moment szczególny. Janet na koncercie reagowała na akcenty w ubraniach zgromadzonej widowni przypominających brata. Uśmiechała się do ludzi w białych rękawiczkach czy w marynarkach z cekinami. Przestała się najwyraźniej odcinać od nazwiska Jackson, zdając sobie pewnie sprawę, iż jest teraz tą jedyną, którą w ów rodzinie można traktować poważnie.
Wykrzyczałem
Krzyk co sił w płucach. Zupełna koncertowa radość. Janet płynnie przeszła w
Rhythm Nation, które przez recenzentów uważane jest za
prawersję Scream. Jak wszędzie, i tu zmyślnie połączyła wątki z tekstów, uwydatniając charakter społecznej niesprawiedliwości w obu utworach.

I właściwie koniec. Koniec koncertu. Koniec pozostawiający w niespełnieniu. Wtedy zacząłem szukać kontaktu z Martą czy Anią, ciesząc się że są obok, ale też jakby szukając potwierdzenia, że to jeszcze nie finał. Energia biła nie tylko ze sceny, ale też widowni. To się nazywa poczuciem bliskości, prawda? Poczucie tego jedynego w swoim rodzaju muzycznego obrządku, tłumnego przeżywania wspólnoty- o czym wspominały na forum homesick i give_in_to_me.
W tym momencie żałoba po Michaelu się wyraziła i do końca dopełniła. Tak to poczułem po koncercie. I takie było przesłanie Janet. Udało się to jej zrobić w możliwie najdyskretniejszy sposób, na jaki można było się zdobyć na wielotysięcznej imprezie. Ona ani razu nie użyła słów: "Michael", "brat". Na bis tylko zaśpiewała radosne
Together Again, kierując cały czas wzrok ku górze. A na koniec podziękowała za wsparcie dla jej całej rodziny. Tylko zdjęcia na telebimach uprzytamniały, do czego się odnosi.
I w tym momencie nieobecność na koncercie Prince'a, czego brak demonstrowałem na koszulce, nie miała znaczenia.
- - It was wonderful to see Janet live and I have no regrets. I didn't treat her as a replacement, I just wanted to see her because she's family. And it actually did me a lot of good. When you don't cry for two years, tears and emotions woken up by someone are actually a good thing. For a brief moment I was able to reconnect with my old-self. I am glad my instinct made me go and see her.
- I felt the same. I've loved her music since the early 90's, but mostly I experienced her show as some kind of the end of mourning. It's not a coincidence that she finished the performance with a happy song dedicated to Michael. It made me smiling. Still does. I needed it. It's funny how you do the right thing intuitively... The first song I played on my CD player when i came back to Poland was "Better Days" from the "All For You" album.
zdj. PatrickS77, Mr. Bovis/janetxone.proboards.com