Strona 4 z 5

: czw, 28 lip 2011, 17:41
autor: madisson
Szkoda dziewczyny.. głos miała super i osobowością była niespotykaną. Jednak mogliśmy się spodziewać takiego zakończenia :(
Amy prowadziła się jak się prowadziła i wiadomo było,że jak z tym nie skończy to doprowadzi swoje zdrowie i życie do ruiny..i tak się też stało.. ;/

: czw, 28 lip 2011, 18:11
autor: mariolka
Z czystej ciekawości obejrzałam również te filmiki z Belgradu. To znaczy jeśli chodzi o moje zdanie to ja bym sytuacji Amy do Michaela nie porównywała z pewnych względów. Choroba Amy była widoczna już od jakiegoś czasu i nie była dla nikogo zaskoczeniem.
Czytam również, że jakieś tam próby pomocy Amy były. Widocznie za mało. Szkoda.

: czw, 28 lip 2011, 19:03
autor: buziaczek
homesick pisze:przejrzałam praktycznie wszystkie filmiki z jej ostatniego występu w Belgradzie i wściekłość mnie ogarnęła. (nie będę zapodawać linków, bo to się aż serce kraje, jak ktoś zechce to znajdzie)
kto do jasnej cholery do tego dopuścił!
Tak. Filmiki są na yt łatwe do odszukania. Rzeczywiście, nic fajnego. Amy zupełnie bezradna, ludzie wygwizdują ale chórek dopisał :-/ ...
homesick pisze:spodziewałam się pijaństwa i jakiejś zupełnej olewki, ale dziewczyna ledwo stojącą na nogach, ledwo zbierająca myśli, próbuje, usilnie próbuje wytrzymać na scenie.
schemat w każdej piosence jest ten sam; szuka wsparcia w członkach zespołu, przytula sama siebie, nie wie gdzie się schować, nie jest w stanie czytać z promptera, prawie płacze, wygląda jak zagubione dziecko proszące o pomoc. widać że sama obecność na scenie ją boli.
Mimo że nie byłam jej wielką fanką, nie ma u mnie porównania np. do MJ...to szczerze mówiąc, ogromnie żal mi się jej robiło, kiedy oglądałam ów koncert. Miałam nadzieję, że te opinie o nim, nie są prawdą. Że nie było tak źle jak pisano. Było...
homesick pisze:no czarna groteska, zwłaszcza jak się dołoży do tego zachowanie muzyków równie przerażonych jak ona, ale uśmiechniętych jak manekiny i radośnie tupiących nóżką.
Tak. Muzycy jej bandu mnie rozwalali. Zwłaszcza ten czarnoskóry gość, który siłowo się uśmiechał, podczas gdy ona albo się chwiała, albo w ostatnim momencie usiadła na prompterze, by nie upaść zupełnie. Masakryczy widok i jakże kłócący się ze sobą.
homesick pisze:z Jackosnem gdyby dożył trasy pewnie byłoby podobnie, każdy udawałby, że wszystko gra, że świetnie wygląda itp.
ten sam schemat, zamiast prawdziwej opieki, udawanie że nie widzi się problemu.
z odwyku od razu na trasę - idealna terapia. szlag mnie trafia.
W sumie fakt. Chociaż mam wrażenie, że MJ jeszcze coś tam kontrolował lub też był pod jakąś tam kontrolą. W sensie, że nigdy nie wystąpił w takim stanie jak Amy. Nie wiem, kto dopuścił do tego, by dziewczyna w takim stanie, wyszła w ogóle na scenę. Ktoś chciał ją zdyskredytować czy jak? Ledwo trzymająca się na nogach, bez siły...za to z nadmiarem używek rozkładających się akurat w tym czasie w organizmie, obok uśmiechający sie dziwnie muzycy i gwiżdżąca publiczność. Ten koncert ukazuje tragizm Amy w szerokim wymiarze. To nie było "tylko" bawienie się z używkami w zaciszu domowym. Jeśli ludzie z show biznesu zgadzali się, by w takim stanie wychodziła na scenę...to sorry, ale dla mnie...też zachowywali się jak osoby będące pod wpływem czegoś...irracjonalnie. Nie dość, że jej nie pomagali, to jeszcze patrzyli na to, jak jej wysoka pozycja artystki, artystki która świetnie radzi sobie na live...upada, wraz z Amy na scenie w Belgradzie. Dziwne, że nawet manager nic z tym nie robił. Nikomu chyba nie zależało ani na Amy, ani nawet na jej jako takim imieniu jako artystki. Jak można było ją w takim stanie puścić na scenę? No tak, bilety pewnie wyprzedane...kasa by się nie zwróciła. Wszyscy patrzyli na to, jak Amy kompromituje się na koncercie i nie zareagowali. Owszem, Amy sama wybrała taką drogę, z tego czy innego powodu. Ale ci, którym płaciła za "opiekę" w kwestiach muzycznych, naprawdę nie potrafili zrobić dla niej nawet tego, by nie kompromitowała się na koncertach? Koncert w Belgradzie w ogóle nie powinien był się odbyć. Oczywiście, życia Amy pewnie by to nie zwróciło. Ale to, że zezwolono na koncert w takich okolicznościach, pokazuje że Amy dla ludzi, była maszynką do robienia kasy, nawet jeśli ostrze się stępiło, na siłę wprawiano machinę w ruch. Aż w końcu maszyna stanęła na dobre.

: czw, 28 lip 2011, 20:01
autor: La_Pantera_Rosa
a ten czarny jeszcze ja przytrymywal i cos tam mowil na ucho jakby kazal jej spiewac dalej :/ gdzie byla jej rodzina... czlowieka w takim stanie sie pilnuje czy chce tego czy nie :/ jak dla mnie jakby nie odwolali tej trasy to moze by to sie tak nie skonczylo moze by siw za siebie wziela i w granicach jakiejs przyzwoitosci odegrala te koncerty a jak nie to ona od razu na odwyk powinna isc a nie siedziec sama w domu ... paranoja.. to tak wyglada jakby komus na tym zalezalo ze to sie t skonczylo . Amy bala sie smierci ale z tymi zachowaniami samodestrukcyjnymi to chyba jest jakas racja.

: czw, 28 lip 2011, 21:17
autor: @neta
homesick pisze: z Jackosnem gdyby dożył trasy pewnie byłoby podobnie, każdy udawałby, że wszystko gra, że świetnie wygląda itp.
ten sam schemat, zamiast prawdziwej opieki, udawanie że nie widzi się problemu.
Nie generalizowałabym.Trudno porównać młodą 27 letnią dziewczynę w szponach uzależnienia do dojrzałego faceta z prawie cało życiowym doświadczeniem na scenie i w biznesie.
Michael nigdy, przenigdy nie pozwoliłby sobie na coś takiego na scenie.
Nie wiem dlaczego ale jestem przekonana, że występy w O2 nie byłby dla niego problemem.Dla wielu osób wygodnym jest uznanie że Michael był ćpunem lekowym i nie dałby rady.
Wew. czuję że to zwykła ściema mająca pozwolić zatuszować tą "dziwną" śmierć.I nie mówię o jakiś iluminatach czy innych 'sratach".
Co do Ammy - FAKT - to wstyd dla managera wypuścić ją takim stanie na scenę.
Z drugiej strony może to miało podkreślić wykreowany image artystki?Wiem,że to absurd ale różne są tory myślenia tych na górze.
Pamiętam Panasewicza napitego pokazującego gołą d. publiczności.
Pamiętam film o Ryśku Riedlu i Dżemie.Występów nie widziałam ale to co było w filmie wystarczyło.
Na haju śpiewał Morrison, Presley, Joplin, Hendrix i wielu innych.
Łatwo nam patrzeć na to z poziomu widowni.W tej machnie muzycznej artysta jest głównie produktem dla kasy.Skandale- mile widziane.
A obsesja na punkcie Emdżeja??? ojtam ojtam znam kupę osób z tym zboczeniem i uważam, że to całkiem miła przypadłość ;-)

: czw, 28 lip 2011, 21:38
autor: thewiz
Amy byla pogubiona postacia. Nikt nie mogl jej pomoc. Ogromna strata, bo byla wielkim talentem, ale to bylo absolutnie do przewidzenia. Watpie, by ktos mogl jej pomoc nawet gdyby cofnac czas. Latwo zwalac wine na jej otoczenie, ale winna jest tylko sama Amy - miala zbyt slaby charakter i nie byla w stanie poradzic sobie z uzaleznieniami. To jej wielka wrazliwosc sprawila, ze nagrala tak wspaniale utwory i to wlasnie ona doprowadzila do jej smierci.

Nie da sie wyciagnac nikogo na sile z nalogu.

Porownania z MJem nie ma zadnego, bo moim zdaniem jesli MJ bral leki to tylko po to, by zagluszyc bol fizyczny. Amy brala, bo chciala zagluszyc bol duszy.

: czw, 28 lip 2011, 22:00
autor: @neta
thewiz pisze:Latwo zwalac wine na jej otoczenie, ale winna jest tylko sama Amy - miala zbyt slaby charakter i nie byla w stanie poradzic sobie z uzaleznieniami.

Swoją drogą człowiek zaczyna się lepiej czuć gdy zdejmie ze swoich barków nieznośny ciężar nierealnej odpowiedzialności za kogoś innego, szczególnie gdy ten ktoś wcale nie ma ochoty uporządkować swojego życia.

: czw, 28 lip 2011, 22:13
autor: buziaczek
thewiz pisze:Nie da sie wyciagnac nikogo na sile z nalogu.
To też prawda. Jeśli sama nie chciała, nie dało się nic zrobić.
Ale cholernie nieprzyjemne uczucie, jak się widzi taki talent, taki wiek, w takim stanie na koncercie. A jakiś czas później, czyta się...że następnego koncertu już nie będzie. Abstrahując nawet od kwestii muzycznych, w takim wieku zwyczajnie nie powinno się umierać. Nawet jeśli brzmi to banalnie, taka jest prawda.
thewiz pisze: Porownania z MJem nie ma zadnego, bo moim zdaniem jesli MJ bral leki to tylko po to, by zagluszyc bol fizyczny. Amy brala, bo chciala zagluszyc bol duszy.
Ładnie ujęte i prawdziwe. MJ uzależnił się od bólu fizycznego. Psychicznie zdawał sobie sprawę co się z nim dzieje. Ona najwyraźniej, żyła od dawna tylko dla jednego celu. I możliwe, że ten cel wygrał z jej życiem. Zatraciła się bez reszty i nie ma już szansy by to naprawić. Widzę natomiast podobieństwo do MJ w tym, że jak się spekuluje (choć to na razie nie jest pewne), po jej śmierci, też niewydane piosenki ujrzą światło dzienne. Oby tylko wytwórnia Amy, nie zrobił jej takiej krzywdy jak MJ zrobiła jego wytwórnia.

: sob, 30 lip 2011, 20:51
autor: Freddy
Śmierć, która niczego nas nie nauczy

Numer: (1488)


Już po wszystkim. Ciało zostało skremowane, prochy wsypane do kilku urn, otrzymali je członkowie rodziny i przyjaciele. Grobu nie ma i nie wiadomo, czy będzie. Amy Winehouse znikła. Zwykle sytuacja wygląda podobnie. Pod domem każdej Amy zaczynają się zbierać tłumy, ludzie składają kwiaty, zapalają znicze, czasem śpiewają piosenki. Niektórzy wśród kwiatów kładą fotografie i kartki z wyznaniami. Kiedy owocem pogrzebu jest grób, sytuacja przenosi się tam, zostawiając miejsce tragedii na liście atrakcji turystycznych miasta. Celebra i medytacja na cmentarzu trwają później latami, okolica każdego dnia pokrywa się niedopałkami, puszkami po piwie i butelkami, pobliskie groby niszczeją zadeptywane, ktoś na nich siedzi, zakochani się tulą, ćpuny zgięte wpół odfruwają w niebyt, umęczeni oddają mocz. Powstaje kolejne miejsce kultu wyznawców „młodej pięknej śmierci”. Bo umrzeć w taki sposób to jest dopiero coś! Śmierć Amy Winehouse nikogo niczego nie nauczy, nie przerazi, nikogo nie zmusi do samokrytyki, zmiany postępowania i głębszej refleksji. Odwrotnie: dla ludzi zagubionych i niedających sobie w życiu rady stanie się podszeptem nadziei, że ta śmierć nie jest taka zła, że coś, co nam nie wychodzi, można zmienić w coś, czym wzbudzimy u innych podziw albo współczucie. A wtedy zaczną się wreszcie nad nami pochylać i – jak coś złego się stanie – opłakiwać nas będą głośno. Pewnie dla show-biznesu sprawa niebawem przybierze obrót przerabiany w historii wielokrotnie. Szefowie wytwórni i kancelarie prawne usiądą do stołu, by zobaczyć, jak wygląda krajobraz po bitwie. Niecodzienna to bitwa – w jej rezultacie śmierć bohaterki przyniesie nagły wzrost zysku oraz sporo nieznanych wcześniej kłopotów. W miejsce jednego agenta pojawi się spora liczba spadkobierców, z którymi trzeba będzie omówić dalsze możliwości. Niejedna rodzina rozpadła się podczas takiej procedury – każdy postrzega swoją rolę w życiu artysty inaczej. Historia zna przypadek, gdy dostawca narkotyków legendarnego lidera zespołu Grateful Dead, Jerry’ego Garcii, zjawił się na procesie spadkowym z żądaniem 4 mln dolarów za to, że dostarczał mu najwyższego sortu heroinę, „dzięki czemu życie Jerry’ego było piękne, a muzyka szlachetna” (sędzia go pogonił, Garcia zmarł z powodu uszkodzenia wątroby od używek). Majątek, jaki pozostawiła po sobie Amy, jest spory i jest żywą tkanką – będzie rósł bezustannie, zawiera także pewnie nieznane składowe, jak niewydane nagrania, prawa do filmu o artystce, być może jakieś pamiętniki, gadżety. Możliwe, że rodzina wykorzysta jego część na utworzenie fundacji imienia Amy Winehouse. Wkrótce na eBayu pojawią się przedmioty z nią związane – sukienki, buty, może kosmyki włosów, które wystawi fryzjer, kto wie, czy nie łóżko, na którym zmarła. Piszę o tym z bólem, ale jako człowiek doświadczony wiem, że tak się stanie. Tabloidy nie przestaną zabijać kolejnych Amy za życia, poniżać ich i zaszczuwać, zaganiać do rogu, z którego ucieczki innej niż autodestrukcja nie ma. Nikt brukowców nie osądził za przyczynienie się do śmierci księżnej Diany czy Michaela Jacksona – nie powstrzyma ich też śmierć Amy, w której mają swój wyjątkowo wielki i ohydny udział. Film z sytuacji, gdy zdesperowanaAmy odpycha, szamocze się i wreszcie błaga dziennikarzy, by od niej odeszli i przestali ją filmować (była w złym stanie w drodze na odwyk), powinien być wyświetlany w ramach wykładów z dziennikarskiej hańby na uczelniach dla przyszłych żurnalistów. I niczego nie zmienił tu wyrok sądu zakazujący paparazzim zbliżanie się do niej na odległość mniejszą niż 100 metrów. Obyczaje zaszły za daleko i tej formy zabijania nikt po imieniu w Kodeksie karnym nie nazwie. Dilerom i producentom narkotyków nawet powieka nie drgnie. To jest poważny biznes. Gdyby Amy nie płaciła na czas i popadła w zadłużenie, spokojnie by ją ktoś zastrzelił na ulicy i po krzyku. Dla tego świata nie istnieją autorytety czy wielkie gwiazdy – istnieją dobrze płacący odbiorcy towaru i frajerzy do odstrzału. Może ktoś będzie musiał kucnąć na moment, kiedy policja rozkręci na moment śledztwo „w sprawie”, ale już trzeba zacząć szukać na miejsce Amy kolejnego jelenia. Parę tysięcy funtów tygodniowo piechotą nie chodzi, a nic tak nie nakręca koniunktury, jak wiadomość o tym, że „ktoś sławny bierze od nas”. W chwili gdy piszę te słowa, kilka dni po odejściu Amy, świat obiegła wiadomość, że wicemistrz olimpijski z Vancouver w narciarstwie freestylowym Jeret Peterson popełnił samobójstwo. Wcześniej zadzwonił pod 911 i powiedział, że zamierza się zastrzelić, i zrobił to. Od lat borykał się ze stanami depresyjnymi, był uzależniony od alkoholu, brał narkotyki, będąc jednocześnie genialnym sportowcem. Możecie teraz powtórzyć powyższą litanię od początku, jedynie zmieniając nazwisko i profesję. Czy więc śmierć Amy Winehouse pójdzie na marne? Obawiam się, że tak. Po jej odejściu zakotłowało się w internecie od ogromnej liczby peanów, ale i nie mniejszej liczby zniewag pod jej adresem, gdzie słowa „ćpunka” czy „szmata” należały do najdelikatniejszych. Nie spotkałem jednak ani jednego głosu, który by zapytał, dlaczego Amy wybrała takie życie. A to klucz do zagadki jej i innych podobnych śmierci. Swój dramat opisała Amy w kilku słowach przepięknej piosenki „What Is It About Men” (Co jest w mężczyznach), którą pewnego dnia usłyszał w radiu jej ojciec taksówkarz. Mitch Winehouse – jak sam opowiadał – zatrzymał auto z wrażenia, gdyż zrozumiał, że jest to piosenka o nim. I jak straszny popełnił kiedyś błąd. „Kiedyś był głową rodziny. Ja bym sama w takie coś nie weszła. I nagle widzę to całe gówno, przez które musiała przejść moja matka. I teraz oto mam freudowskie przeznaczenie, mam alibi, by zabrać ci faceta”. Miliony rodzin przechodzą przez traumę rozpadu, ale nie wszystkie rozwody mają podobny przebieg. Amy miała niecałe dwa latka, kiedy jej ojciec związał się z inną kobietą, znajomą z pracy, i przez kolejne osiem lat mała Amy z przerażeniem żyła w trójkącie bermudzkim, w którym zupełnie jawnie istniała jeszcze jedna kobieta. Nagle pięcio letnia Amy zaczęła nazywać tę drugą „mamą z pracy taty”. W końcu Mitch wyniósł się z domu, ale było już za późno. Nie było już dla Amy żadnego autorytetu. Kilka lat później 14-letnia Amy z kolczykiem w nosie szwendała się nocami po ulicach Londynu, pobierając nauki z życia w nocnych klubach muzycznych jako dziecko niczyje. Już wtedy po raz pierwszy dokonała samookaleczenia. – Powinienem wyprowadzić się od razu, nie robić z jej życia piekła niezrozumienia. To była mała dziewczynka. Myślałem, że to spływa po niej, nie zostawiając śladu. Teraz zrozumiałem, że złamałem jej życie – powiedział dwa lata temu Mitch. Wszystkie piosenki Amy były zapisem jej własnych przeżyć, także te, które traktowały o odwyku czy wyśnionym własnym pogrzebie. Ale przede wszystkim były o mężczyznach. – Zmieniała ich często, zakochując się zawsze na zabój, lgnęła do samych drani – powiedział pewnego razu jeden z jej przyjaciół. „Klub 27” jest kretyńskim wynalazkiem mediów, ma budować nowy kult osób, które odeszły w wieku 27 lat. Określenie „Klub ludzi ze złamanym dzieciństwem” byłoby znacznie bardziej na miejscu. James Dean nie brał narkotyków, po prostu nie szanował życia. Już sama jego gra wydawała się samobójcza. Niektóre sceny doprowadzały go do krańcowego wyczerpania, w innych wywoływał przerażenie, kiedy rzucał się na innych aktorów w inscenizowanej bójce, bijąc ich naprawdę. Zginął, prowokując los, w wieku 24 lat, gdy gnał z przyjacielem autostradą na kolejny wyścig samochodowy swoim srebrnym porsche. Ale wtajemniczeni wiedzą, że genialny aktor krył w sobie ból: nigdy nie zapomniał ojcu, że ten go odrzucił w dzieciństwie, a potem wyśmiał, gdy stał się już znanym aktorem. Dlatego Dean gorzko drwił ze wszystkich, nikogo nie szanował, szargał wszelkie świętości, rekompensując sobie zachłannie brak akceptacji ojca. Janis Joplin nosiła w szkole przezwisko Świnia. Była brzydka, tęga i niezgrabna, rodzice wołali na nią Gruba i mieli żal, że domaga się większej uwagi niż pozostała dwójka dzieci. W szkole żyła na uboczu, by w końcu znaleźć zrozumienie u bandy wyrzutków, którym mogła pokazywać namalowane przez siebie obrazy bez lęku, że zostanie wyśmiana. Nie wyśmiewali też blizn, jakie pozostawiły po sobie głębokie rozstępy z czasów otyłości. Budowała swoją hardą i pełną sprzeczności tożsamość, śpiewając afroamerykańską muzykę, na przekór światu. Gdy została największą wokalistką świata – zmieniała mężczyzn jak rękawiczki, mając gdzieś takie pojęcia jak wierność czy kobieca godność, pijąc niekiedy na umór, biorąc wszystkie narkotyki, jakie były w pobliżu. Kurt Cobain miał osiem lat, kiedy jego rodzice nagle się rozeszli. Po latach powiedział: – To całkowicie zrujnowało mój świat, nie liczyli się ze mną, zostawili mnie samego sobie z tym wszystkim. Kiedy Jimi Hendrix miał dwa lata, jego pozostająca w skrajnej nędzy matka oddała go do przytułku. Ojciec był w tym czasie na froncie II wojny światowej, wrócił, znów byli razem, ale wkrótce rodzice się rozwiedli – nakazem sądowym Jimi znalazł się pod opieką babki. Całe wczesne dzieciństwo przeżył bez rodziców i na krawędzi skrajnej nędzy. Był samotnikiem, biegał po polu, imitując dźwięki spadających bomb. W wieczór poprzedzający śmierć Amy grała w swoim apartamencie na perkusji. O 22.00 ochroniarz poprosił, żeby przestała hałasować, i Amy grzecznie odłożyła pałeczki.

http://www.wprost.pl/ar/255631/Smierc-k ... ie-nauczy/

: ndz, 31 lip 2011, 11:43
autor: TheMajkeL
Będzie płyta Amy Winehouse. Universal ma dwanaście wstępnych wersji utworów, nad którymi pracowała Amy w ostatnich latach.
:wariat:

: ndz, 31 lip 2011, 13:43
autor: cocainegirl
TheMajkeL pisze:Będzie płyta Amy Winehouse. Universal ma dwanaście wstępnych wersji utworów, nad którymi pracowała Amy w ostatnich latach.
Wariat
I znów żerują na zmarłych artystach..

Co do Amy. Nigdy nie byłam jej fanką ,ale byłam co do niej neutralna. Jest sobie jakaś tam Amy Winehouse ,ok ,niech sobie będzie ,co mi do tego. Oczywiście szkoda mi jej było gdy czasem natrafiłam na jakiś jej koncert ,jakiś urywek i widziałam jak ta kobieta się męczy. Było to bardzo przykre i sprawiało ,że bardziej rozmyślałam nad pewnymi rzeczami ,tak samo jak zmusili mnie niedawno do tego Gunsi.
Pamiętam jak weszłam na komputer no i na stronę startową mam ustawioną gazeta.pl .Są tam wiadomości z ostatniej chwili także czasem przejrzę ciekawe artykuły i już szukam tego czego chcę na internecie. Wracając do rzeczy ,wchodzę ,a tam wielki napis ,że Amy Winehouse nie żyje. Akurat była u mnie przyjaciółka ,która nie jest jej fanką ale jej słucha. Nie mogła w to uwierzyć więc przeczytałyśmy artykuł no i nasza rozmowa zeszła na to co narkotyki ,uzależnienie i samotność robią z ludźmi.
Teraz ściska mnie w gardle jak widzę nagłych jej fanów. Rozumiem ,dużo fanów Michaela jest pośmiertnych bo dopiero wtedy bardziej zapoznali jego geniusz. Tyle że dajmy przykład ,na facebooku ,dają sobie z nią avatary ,oj Amy ,odeszłaś za szybko i te sprawy ,a po paru dniach już im wszystko wraca do normy.
Hipokryzja. :-/
Amy była bardzo utalentowaną artystką ,ale zabiła ją samotność ,narkotyki i jej chłopak żerujący tylko na jej pieniądzach ,który ją w ten nałóg wciągnął.

Amy ,spoczywaj w pokoju.

: pn, 01 sie 2011, 12:01
autor: NicuniaMJ
cocainegirl pisze:TheMajkeL napisał:
Będzie płyta Amy Winehouse. Universal ma dwanaście wstępnych wersji utworów, nad którymi pracowała Amy w ostatnich latach.
Wariat


I znów żerują na zmarłych artystach..
Popieram w 100% tą krótką wypowiedź.
Mam wielkie nadzieje że nie będą dokańczać jej piosenek tak jak robią to z utworami MJ'a.

Do Amy byłam może trochę bardziej pozytywnie niż neutralnie nastawiona. Nie była złą artystką, była nawet bardzo dobrą. Szkoda że te nakotyki i przemęczenie ją wykończyły. Zapewne by zaszła bardzo wysoko.

: czw, 04 sie 2011, 15:39
autor: Margareta
@neta pisze: Nie generalizowałabym.Trudno porównać młodą 27 letnią dziewczynę w szponach uzależnienia do dojrzałego faceta z prawie cało życiowym doświadczeniem na scenie i w biznesie.
Michael nigdy, przenigdy nie pozwoliłby sobie na coś takiego na scenie.
Nie wiem dlaczego ale jestem przekonana, że występy w O2 nie byłby dla niego problemem.Dla wielu osób wygodnym jest uznanie że Michael był ćpunem lekowym i nie dałby rady.
No właśnie. Jedyny punkt styczny jaki widzę między nimi to inspiracje muzyczne ;).
Poza tym wydaje mi się, że Amy musiała być w gruncie rzeczy cholerną egoistką nieszanującą fanów. Michael mógł mieć problemy z uzależnieniem od lekarstw przeciwbólowych, ale na taki blamaż w postaci występu po pijaku czy pod wpływem innych środków odurzających nie pozwoliłby sobie nigdy. Jest w tym coś równie żałosnego jak i narcystycznego: "patrzcie na mnie i zobaczcie moje cierpienie!". Poza tym Michael miał swoją osobistą traumę nieprzeżytego należycie dzieciństwa, ale nie zasklepiał się tylko dawał dużo z siebie innym ludziom, nie tylko w sensie muzycznym. Amy Winehouse pewnie jakąś wrażliwość miała, ale wydaje mi się, że głównie muzyczną i na własnym punkcie, na punkcie własnych nieszczęść. Może praca u podstaw z ludźmi którzy mieli gorzej od niej czegoś by ją nauczyła?

: czw, 04 sie 2011, 18:11
autor: homesick
Margareta pisze:Michael mógł mieć problemy z uzależnieniem od lekarstw przeciwbólowych, ale na taki blamaż w postaci występu po pijaku czy pod wpływem innych środków odurzających nie pozwoliłby sobie nigdy.
Madison Square Garden.

i nie chodzi o porównywanie dwóch nieporównywalnych koncertów, analizowanie zapewne zupełnie odmiennych przyczyn, ale fakt występowania pod wpływem, tak w ramach przypomnienia, bo wielkie słowa tu padają, a pamięć krótka.

Margareta pisze:Poza tym wydaje mi się, że Amy musiała być w gruncie rzeczy cholerną egoistką nieszanującą fanów.
może jakaś odpowiednia gradacja wartości, po pierwsze narkoman nie szanuje siebie, walczy każdego dnia o przeżycia, a właściwie każdego dnia wita się ze śmiercią.
o jakim więc szacunku dla obcych, zbitych w nieczułą masę ludzi mielibyśmy mówić?

Margareta pisze:Jest w tym coś równie żałosnego jak i narcystycznego: "patrzcie na mnie i zobaczcie moje cierpienie!"
łatwo się ocenia, nie?

Michaela to nawet zestawić nie można ze zwykłym uzależnionym śmiertelnikiem, jemu można wybaczyć wszystko, jego depresję, uzależnienie, irracjonalne zachowania, kłamstwa, głupoty robione na oczach mediów, szukanie pociechy i oparcia w obcych ludziach, wątpliwe zabiegi mające chronić własne dzieci, dyndanie niemowlakiem za oknem - to nie było żałosne i narcystyczne?
Margareta pisze:Może praca u podstaw z ludźmi którzy mieli gorzej od niej czegoś by ją nauczyła?
jakie to proste i zupełnie odrealnione.
złote lekarstwo, bo inni mają gorzej.

depresja i uzależnienie nie znajdują pociechy w cudzym nieszczęściu, a żeby pracować z innymi i dla innych trzeba najpierw samemu doprowadzić się do pionu, co Amy nie było dane.
człowiek uzależniony, to człowiek zazwyczaj wredny, nieznośny, opryskliwy, nie mający trzeźwego oglądu sytuacji. dotarcie do kogoś takiego jest często zupełnie niemożliwe, a jeśli się udaję to przez świętą cierpliwość i często zatracenie samego siebie, trzeba niekiedy uciekać, żeby samemu się nie wypalić patrzeniem na cudzy upadek i obraną ścieżkę autodestrukcji. tak pewnie było z większością osób próbujących pomóc Amy, tak było choćby z Lisą próbującą ratować Michaela.

: czw, 04 sie 2011, 18:24
autor: kamiledi15
Ja bym tego nie porównywał. Parę razy czytałem, że Michael na MSG był pod wpływem czegoś, ale szczerze mówiąc jakoś nie widzę, żeby rzeczywiście był. Wokal bez zarzutu. Dziwne ruchy w You Rock My World? Takie same robi w teledysku. Winehouse w Belgradzie ledwie stoi, a jak próbuje tańczyć, to upada. On tańczy bez problemów i nie ma zaburzeń równowagi. Wpiszcie nazwisko Amy w Google Grafika, to zobaczycie zdjęcia tylko dla ludzi o mocnych nerwach. W przypadku Michaela nie widziałem zdjęć, gdzie był pod wpływem. Miał problem, ale nie pokazywał go publicznie.
Muzyki Winehouse nigdy nie lubiłem, jej samej też - to, co wyrabiała publicznie, to po prostu masakra. Michael był, jaki był - może trochę zdziecinniały, może kontrowersyjny, ale nie chodził naćpany po ulicy. No i nie ma co porównywać MSG 2001 Michaela z Belgradem 2011 Amy.
Z pewnością Amy miała talent, ale jej muzyka po prostu nie była w moim typie, że o zachowaniu nie wspomnę.