Kraftwerk w Krakowie, w byłej Hucie Sendzimira. Jestem dzieckiem Śląska i Małopolski, więc takie widoki przemykały mi w życiu i mam do nich chorawy pociąg. Ta przestrzeń, ta ilość stali, te wymiary. I siła miejsca. Wymarzone miejsce na koncert.
Koncert Kraftwerk odbywa się w ramach festiwalu prezentującego niemiecką muzykę eksperymentalną. Miastem przez tydzień zawładnęli nasi zachodni sąsiedzi. Koncerty odbywały się w filharmonii, w Muzeum Inż. Miejskiej, Fabryce O. Schindlera czy właśnie w Hali ocynkowni chemicznej.
Wpierw
Kurt Weill, autor
Opery Za 3 Grosze. Świetne teksty. Miks opery, jazzu i muzyki kabaretowej, kawiarnianej. Przerysowanie, pozorne emocje.
Przykładem ironii muzycznej jest słynny fokstrot "Kanonensong" z Opery za trzy grosze, w którym makabrycznym wspomnieniom z wojny towarzyszy wesoła melodia fokstrota*. Słyszeliście
Ballad Of The Soldier's Wife w interpretacji Marianne Faithfull? Albo
What Keeps Mankind Alive Toma Waitsa,
Surabaya Johnny Dagmar Krause czy
The Ballad of Mac The Knife Stinga?
Niemcy musieli jakoś poradzić sobie z własnymi doświadczeniami wojennymi. Chyba najtrudniejszymi, bo jak przeżywać się jednocześnie w roli kata i ofiary? Muzyka stała się pomocna.
Później w programie pojawia się
Hans Werner Henze-
outsider, wciąż wspominający nazistowską traumę, nieco lewicujący, opluwany przez awagardę, bo mocno osadzony w tradycji. Pod prąd, gdy reszta szukała innego, by zaprzeczyć niemieckiemu grzechowi 2 wojen światowych i szukać nowej tożsamości.
Helmut Lachenmann zaskoczy. Owszem. Bo kto to widział, żeby skrzypek stukał w skrzypce, pianista szarpał struny, a klarnecista z dumą generował kiksy**.
Na dokładkę
Heiner Goebbels i
Wolfgang Rihm.
A następnie najważneijszy-
Karlheinz Stockhausen- jeden z największych wizjonerów muzyki, traktujący ją jak zjawisko fizyczne. Kreujący dźwięki niczym z laboratorium. Niemiecka muzyka ekserymentalna niesie w sobie mnóstwo zagadek, zaskoczeń, intrygujacych tajemnic.
Tu parę słów o człowieku, by się już nie powtarzać.
A na koniec gwiazda-
Kraftwerk. Cóż za miejsce! Hala ocynkowni dawnej Huty Sendzimira na Nowej Hucie w Krakowie. Industrial w czystej postaci.
Najpierw zostaliśmy zapakowani do autobusów z napisem Sacrum Profanum, które zawiozły nas pod halę. Potem podążaliśmy długimi korytarzami, pełnymi różnych stukotów dochodzących z zewsząd. A potem ukazał się taki widok:

Stoisz wiec w takim miejscu, w poczuciu niecodzienności. Trochę jak na zebraniu tajemniczego zakonu; ciemno robi swoje.
I nagle widzisz cienie. Z głośnika wydobywa się niemecki głos. Rozbrzmiewa stechnicyzowana muzyka, z której pewnie Nietzsche byłby zachwycony. Muzyka będąca hymnem techniki, rozwoju przemysłu, autostrad, szybkich pociągów...
Zasłona się rozsuwa i twoim oczom ukazują się 4 mężczyźni. Starannie przyczesani albo zupełnie łysi, ubrani w uniformy. Mimika bez wyrazu, ciało niemal bez ruchu. I muzyka pełna prostej kalkulacji; zimna, techniczna. Jak bardzo ona uderza w fobie przed katastroicznymi końcami związanymi z rozwojem cywilizacyjnym, a mającymi być karą za eksploatację przyrody i ludzką pychę w stawianiu Bogu wyzwania (jak w historii z wieżą Babel), tak sami muzycy uderzają w archetyp złego, demonicznego Niemca, szczególnie chyba żywego w polskiej mentalności. Strach w sztuce bywa bardzo pociągający, a jak go przeżywasz właśnie poprzez kuturę, doświadczasz go w kontrolowany sposób, to bywa to bardzo ekscytujące.
*za: wikipedia
**za- program festiwalu