Strona 22 z 46

: pn, 09 cze 2008, 20:34
autor: Kara1992
Aaa ! Oczywiście, że tam będe nie ma innej opcji ;-) Już mam bilet i razem z koleżanką liczymy na to, że bedziemy stać dość blisko. A tak właściwie to liczymy na pierwszy rząd glupija

EDIT:
Ktoś się jeszcze wybiera ? :-)

: śr, 11 cze 2008, 23:28
autor: kaem
Kolejny wart obejrzenia koncert: Air

7.10.2008 (wtorek) - Warszawa - Palladium

Francuski duet, odpowiedzialny za takie przyjemności, jak: How does it make you feel, Playground Love, Cherry Blossom Girl, All I Need, Sexy Boy, Le soleil est pres de moi, Kelly Watch The Stars, Once Upon A Time, Mer Du Japon, Eletronic Performers, Radio #1, Don't Be Light i mnóstwa innych.

: sob, 21 cze 2008, 15:02
autor: kaem
To kto ostatecznie będzie w czwartek w Chorzowie na The Police?
Chwalić się, chwalić, chwalić... Jest czym.
Na polskim forum Stinga recenzje z trasy są entuzjastyczne, a wiadomo, że fani to najbardziej krytyczne bestie.

Obrazek

: sob, 21 cze 2008, 19:31
autor: eworrra
Jamiroguai dzisiaj w Krakowie :beksa:
Fajnie, że dowiedziałam się o tym wczoraj. Czy ktokolwiek widział gdzieś reklamy tego koncertu??

: sob, 28 cze 2008, 16:03
autor: Karolina
I już po koncercie Santany...

Wczoraj pod stadionem byłam już o 10:20. Dla miejsca pod sceną jestem w stanie zrobić wszystko. :wink: Stadion Gwardii to dość brzydkie miejsce. Ale nie narzekam. :) Usiadłam sobie na trawce, od razu obsiadły mnie wszystkie robaki: mrówki, pająki, muchy... Jak zobaczyłam pająka (mam arachnofobię), przesiadłam się na murek, gdzie było mniej 'zieleni'. Nade mną wisiał plakat z Santaną. Ale oczywiście kiedy tam usiadłam, okazało się, że plakat był niedoklejony i ta srebrna taśma 'na gada' przylepiła mi się do włosów. Akurat ochroniarze byli w pobliżu, trochę się pośmiali i odkleili mnie. Z ich delikatnością i wyczuciem oczywiście zostałam pozbawiona sporej części włosów. :D
Kolejka zaczęła tworzyć się dopiero około 15:00. Zgodnie z planem, wtedy ludzie mogli wchodzić na stadion. Później doszła do mnie Dorota, fanka Beatlesów. Oczywiście wpuszczanie na teren koncertu się opóźniło jakieś pół godziny.
Udało mi się przemycić aparat (w wolnym czasie wrzucę tu fotki).
Zajęłyśmy miejsca w drugim rzędzie pod sceną. Później na scenę wszedł pierwszy support: Diabelski Blues. Wokalista zespołu wyglądał świetnie. Taki podstarzały hipis: kolorowa koszulka z pacyfką i długie siwe włosy. :D Pod koniec występu dopchałam się do barierki i tam już zostałam. Reszta ludzi leżała sobie na zielonej trawce, słoneczko (jeszcze) świeciło... Następnie dotarł też mój tata. Mimo spóźnienia, też miał miejsce blisko sceny. Później na scenę wszedł zespół Brathanki i zaczęło kropić. W trakcie czwartej (?) piosenki zaczęło lać i zarządzono przerwę z przyczyn technicznych. Lało niesamowicie! Ekrany i światła wyglądały jakby zaraz miały spaść na ziemię. :shock: Cały 'materiał' zdarł się ze sceny, została ta łysa konstrukcja. Wszyscy byli już pewni, że koncert zostanie odwołany. Padało dość długo, wszyscy byli przemoczeni. Nikt nie spodziewał się takiej pogody. W końcu trochę się rozjaśniło i występu nie odwołano. :) Następnym supportem był Perfect. Zagrali świetnie. Bardzo podobał mi się gitarzysta. Grał niesamowite solówki na swoim Fenderze. Zabrakło kilku hitów, ale zagrali 'Autobiografię', 'Niepokonanych'... Ich koncert był trochę skrócony przez deszcz.
Później przerwa. Z głośników leciało 'Imagine'. Chyba specjanie dla mnie i Doroty. Nadal czekaliśmy na Carlosa.
Później na ekranach pojawił się film o wojnach. Na końcu pokazali też Carlosa mówiącego o pokoju i białego gołębia. 'Peace'.
W końcu na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru... Carlos Santana ze swoim zespołem. Zaczął koncert od utworu 'Jingo'. Prawdziwy wirtuoz gitary! Jeśli ktoś nie wierzy, niech pójdzie na jego koncert... Mistrz.
Przyznam, że miał bardzo sympatycznych wokalistów. 8) Jeden nawet zaśpiewał wskazując na mnie:
You got your spell on me, baby.
You got your spell on me, baby.
Yes, you got your spell on me, baby

Fajne uczucie... Co prawda wolałabym, żeby to Carlos do mnie zaśpiewał, ale cóż. :wink:
Grupa zagrała same świetne utwory. Najlepiej publiczność bawiła się przy Maria Maria, Foo Foo i ostatnim utworze - Into The Night.
Nie zabrakło także Corazon Espinado, Smooth, No One To Depend On. Co mnie zdziwiło, zadbano nawet o zapach. Na scenie stały kadzidełka.
Niektórzy fani narzekają, że Santana nie zagrał utworu Europa, chociaż obiecał, że go wykona. Ale nie rozumiem ich. Bo jak można narzekać na cokolwiek po tak dobrym koncercie? :)

Paul, Carlos... piękny czerwiec... najpiękniejszy w moim życiu! :D
Będę wspominać te chwile do końca życia.

Btw, sam Carlos się też do mnie uśmiechnął. ;-) Chyba przez to, że krzyczałam. Ale ja jestem chora, jak nie złapię jakiegokolwiek kontaktu z idolem...

: ndz, 29 cze 2008, 14:39
autor: kaem
Karolina pisze:Ale ja jestem chora, jak nie złapię jakiegokolwiek kontaktu z idolem...
No właśnie. Mam podobnie.

The Police towarzyszy mi od bardzo wczesnych lat. Zaczynali, jak się urodziłem i może dlatego ich muzyka jest dla mnie bardzo ważna. Widać mocno ich piosenki grali w programie 1 PR, a przy tym radiu rodzice mnie zostawiali w wózku, bym był czymś zajęty i ich sobą nadto nie absorbował.
Nieświadomość i okres pierwszych lat życia to siła niepojęta. Mam ich każdy przebój we krwi, od Roxanne po Tea In The Sahara. A dziś już nie tylko hity, a wszystko, co wyszło spod ich gitar.
Nie mogło mnie tam nie być. W Chorzowie- 23.06.2008 na Stadionie Śląskim.
The Police to dla mnie też, od czasu zapoznania się z biografią autorstwa Milesa, ucieleśnienie męskiej przyjaźni (tak dziś często deformowanej), wyrażanej we wspólnym graniu. Podobnie jak w micie zespołu The Beatles.

Obrazek

Jak zawsze i wszędzie, i tam przemknął duch MJ. Przed koncertem chyba z 4 razy można było usłyszeć The Love You Save The Jackson 5.
Gdy jednak wybrzmiał Get Up, Stand Up Marleya, to był sygnał, że się zacznie. The Police łączyli właśnie reggae z punkiem- to był ich styl.
I pojawili się. Trzech blondynów w akcji.
Profesjonalne granie- takie określenie jest najbardziej adekwatne do tego, co usłyszałem i zobaczyłem w czwartek wieczorem. Zespół, wyruszając na trasę po latach i nie mając nowej muzyki, potrafił tak skonstruować program, że miało się złudzenie obcowania z czymś nowym. Zaczęli od wymiatacza Message In A Bottle, by później częściej sięgać po mniej znane utwory, a niemal każdy utwór podać w przearanżowanej wersji. Zwykle to był schemat zwrotka-refren-zwrotka-refren-improwizacja-refren-refren. Improwizacja polegała na posłużeniu się inną linią melodyczną i frazowaniu, na moje ucho, zbliżonemu do dubu. Myślę, że zespołowi było trudno, bo Sting w swojej muzyce operuje jazzem, a oni przecież nie chcieli brzmieć jak Sting. Ten koncert miał udowodnić młodym, że na początku byli Policjanci (po chaosie, rzecz jasna), a później dopiero Pan Żądło.

ObrazekObrazek

Wyszli obronną ręką. Największe wrażenie robił Stuart Copeland na perkusji. Pomimo że zestarzał się najdotkliwiej z nich wszystkich, wymiatał cała parą. To była muzyczna uczta. Dla ucha.
Ale? Tak, jest ale, i to spore. Było dla ucha, nie było dla serca. Takie powroty po latach zawsze śmierdzą. Jak zespół tworzy trzech gości, w którym dwóch miało najwięcej do powiedzenia, ale po trzech- czterech kompozycjach nagle trzeci podsuwa swoje i to one stają się hitami i jak ten trzeci przejmuje kontrolę do samego końca, trudno o zdrowe relacje.
Tym bardziej, jak u szczytu popularności ten trzeci rozwiązuje zespół i rozpoczyna solową karierę, która jeszcze, na złość pozostałym, staje się tak wielkim sukcesem komercyjnym i artystycznym, że ludzie zaczynają traktować muzykę The Police jak muzykę tego trzeciego.
Nie ma podobnie Michael i jego bracia? Ciągle te same historie, prawda?
Nie pytam, po co rok temu na nowo się zjednoczyli w imię wspólnego grania. Sting na poprzednim tournee wyraźnie migrował w kierunku punkrocka, odchodząc od pop-jazzu. Może wiek już spory skłonił go do rozliczenia się z przeszłością, może koledzy potrafili zawiesić poczucie upokorzenia, by mieć radość stadionów choćby na rok? Nie wiem. Ja jako słuchacz mam możliwość posłuchania ich na żywo, jak za dawnych lat i to mnie obchodzi i cieszy. Tylko czy to jest tak, jak za dawnych lat? Oczywiście, że nie. To tylko pozór. 25 lat minęło od ostatniej studyjnej płyty i są tego konsekwencje. Policjanci grali, jakby to była gra trzech muzyków sesyjnych. Profesjonalizm nie pozwolił na wpadki, ale nie było wzajemnego frazowania z takim natężeniem emocji, że iskry lecą; żadnych porozumiewawczych spojrzeń czy wymiany zdań. I chyba najbardziej prawdziwi byli w momencie, gdy Sting z Summersem miarkowali sobie kopniaki. Niby na niby...

Obrazek
Zdjęcia zapożyczone z polskiego forum Stinga

Nie nabierajcie się drodzy forumowicze, na spotkania swoich idoli po latach. Nie ważcie się tam nie być, żeby później nie wiedzieć. Nie udawajmy jednak, że lata 80 wciąż trwają. Jutro w telewizji obudzi nas wysportowana 50-latka Madonna z pomarszczonymi dłońmi, w wiadomościach pojawi się również 50- letni Michael Jackson ze swoją, drugą już, reedycją Thrillera, a Prince (zgadnijcie, ile on ma lat) zaskoczy swoją seksualną powściągliwością.
56- letni Sting przymierza się do skomponowania nowego solowego albumu. Mamy XXI wiek.
_______________________
Just a castaway, an island lost at sea
Another lonely day, with no one here but me
More loneliness than any man could bear
Rescue me before I fall into despair

: ndz, 29 cze 2008, 15:04
autor: Maro
Krzysiek myślałeś kiedyś o pisaniu recenzji dla wydawnictw muzycznych?

: pn, 30 cze 2008, 13:22
autor: homesick
Maro pisze:Krzysiek myślałeś kiedyś o pisaniu recenzji dla wydawnictw muzycznych?
yhm.

dobrze piszesz, emocjonalnie ale bez egzaltacji, profesjonalnie ale bez zadecia :)



http://muzyka.onet.pl/0,1779155,newsy.html

Koncert Sigur Ros przeniesiony ze Stodoly do Parku Sowinskiego...w zwiazku z tym dorzucono dodatakowa pule biletow, jesli jakis spoznialski reflektuje...

chwalmy pana! poszli po rozum do glowy i nie zostane zadeptana, zaduszona lub wgnieciona w barierke :]

: śr, 02 lip 2008, 22:33
autor: kaem
Dzięki.

Obrazek
Komu się wtedy nie udało być, jutro w Parku Sowińskiego może naprawić ten niewybaczalny błąd...

: pt, 04 lip 2008, 8:07
autor: kaem
No i po koncercie. Okrutnie nie chciało mi się jechać. Nie cierpię być w stolicy bez znajomych wokół, a teraz i nikt z moich stron się nie kwapił ani też nie było zasu, by się z kimś zgadać przed lub po koncercie. Dziś za godzinę z marszu pędzę do pracy.
Ale... Moje ulubione ale ostatnimi czasy. Seal wynagrodził mi wszystko i rozwiał wątpliwości, czy nie lepiej było sobie wziąć 1 dzień urlopu i pojeździć na rowerze.
Ten gość jest genialnie umuzykalniony. Ja nie pojmuję, jak on to robi, że nagrywa bardzo kunsztowne w konstrukcji nagrania, takie Let Me Roll, Waiting For You, Where There's Gold, Violet, Crazy, Killer, Human Beings, When A Man Is Wrong, Colour, Lost My Faith, Prayer For The Dying, Dreaming In Metaphors czy wybrzmiałe wczoraj na koniec Bring It On i wciąż mieścić się w ramach muzyki masowej. Tam jest przecież tak dużo bluesa- w jego nagraniach. Ostatnie taneczne rytmy Stuarta Price'a to tylko powierzchnia.

Obrazek

Świetny kontakt z widownią. Ten koncert nadrobił właśnie tę lukę, wyniesioną z koncertu The Police. Seal rozmawiał z nami, opowiadał o swoich wrażeniach z bycia w Polsce- że widzi zmiany, a był tu też wiele, wiele lat temu, jak jeszcze nie był tak popularny. Wyciągnął z widowni- tuż obok mnie, jedną z fanek i z nią tańczył; pytał czy muzyka nie jest za głośna, a może za cicha. I jak nie lubieć faceta, który śpiewa do ciebie, że jesteś amazing?
I do tego brak dystansu pomiędzy widownią a sceną. Byłem tak blisko, że jak śpiewał, widziałem jego podniebienie i wiem, że ma kamień na lewym siekaczu od wewnętrznej strony... Serio!
To, że Seal ma świetny kontakt ze swoją widownią, można wywnioskować choćby z jego korespondencji z fanami, którą zamieścił we wkładce do albumu Human Being.

Polecam szczególnie drugą i czwartą płytę artysty. Te szczególnie pokazują, jak dużo muzycznie ma do zaoferowania. I do tego ma fenomenalny, mocny matowy głos.
Wczoraj było tanecznie. Przy takim sympatycznym i uzdolnionym muzyku mogę sobie wyobrazić dekadencką, ostatnią przed końcem świata dyskotekę. Nie bałbym się ani trochę.

A jak tam na Open'erze?

: ndz, 06 lip 2008, 12:34
autor: kaem
Coś nasi nie piszą. Znajomi z zaprzyjaźnionego forum donoszą, że pogoda na Open'erze psikuśna- raz deszcz raz uporczywe słońce. Roisin Murphy dała radę. Editors wzbudzają mieszane uczucia- może ze względu na duże oczekiwania, The Cribs wręcz przeciwnie- nmiej oczekiwań, więcej radości. Interpol było dla wielu katharsis festiwalu. Mitch & Mitch za to rozładowali wszelkie napięcie i rozbawiło często do łez.
A ja czekam na info co do występu Massive Attack, CocoRosie, Sex Pistols i Erykah Badu.

Tymczsem nastawiam się na wtorkowy koncert Radiohead u naszych zachodnich sąsiadów. Jedziemy sporą grupką, w której też jest nasza Homesick.

: czw, 10 lip 2008, 10:40
autor: homesick
kaem pisze:Tymczsem nastawiam się na wtorkowy koncert Radiohead u naszych zachodnich sąsiadów. Jedziemy sporą grupką, w której też jest nasza Homesick.

je je je je je !!!

"fifteen blows to the back of my head, fifteen blows to my mind!!!"

juz troche odpoczelam i lecze dol pokoncertowy przyklejona do youtuba :)

alez to radocha byla :D

Krzysiek tu pewnie niedlugo wysmaruje jakas profesjonalna i racjonalna recenzje...ja nie mam zamiaru...

pytales sie kaem przed wejsciem, czy to moj koncert zycia, nie wiem czy byl wlasnie taki, wiem ze spelnilo sie moje najwieksze muzyczne marzenie i nadal do konca w to nie wierze.

barierka, kurwa barierka !!! 3 metry od czerowonych rurek Thoma i jego rozpietego rozporka :P

Tomek ty mnie zabierz do tego swojego Oksfordu... jestem zbudowana z materialow ekologicznych, przyjaznych dla srodowiska, dla ciebie nawet ogranicze wydalanie dwutlenku wegla, razem uratujemy swiat przed efektem cieplarniamym :P

a wracajac do sedna sprawy...koncert idealny, brakowalo tylko paru ukochanych kawalkow w setliscie, ale to dobrze bedzie jescze na co czekac...ale bylo tez sporo smaczkow Wolf At The Door, Where I End And You Begin, Dollars & Cents, No Suprises, Everything In Its Right Place.
deszcz byl niestraszny, nawet francuska przodowniczka pracy i zalozycielka samozwanczego komitetu kolejkowego nie byla w stanie wyprowadzic mnie z rownowagi.

Thom przed koncertem podgladal tlum zza sceny a Colin robil nam zdjecia...nawet kolesie z supportu nie ssali na calej linii, calkiem ciekawie grali, mimo ze na dluzsza mete meczaco, to uwielbiam patrzec na ludzi, ktorzy bawia sie tym co robia...

a najzabawniejsze, ze z koncertu pamietam tylko poszczegolne momenty, za chiny ludowe nie umiem uszeregowac w pamieci kolejnosci utworow, nie umiem przypomniec sobie, co Thom mowil przed kazdym kawalkiem itp...
za duzo emocji, za to przecwiczylam dobrze miesnie twarzy, nigdy nie szcerzylam sie tak przez bite 2 godziny, nigdy... a najpiekniejsze jest to, ze oni tez smiali sie z nas i do nas, publika dopisala, pelno obcokrajowcow, pod scena niemcy w zasadzie byli w mniejszosci ;)
swietna wymiana energii miedzy zespolem a tlumem, a o to glownie chodzi w dobrym koncercie...o ten przeplyw, flow miedzy artysta a publicznoscia.

zachwyca mnie w nich jescze jedno, ze majac taki staz sceniczny, bedac uznawanymi za najwiekszy zespol naszego pokolenia, bedac kultowa kapela...nadal potrafia robic swoje... tak jakby dopiero zaczynali, cieszyc sie graniem, byc spontaniczni, nie jechac na jednym secie przez cala trase, caly czas chca zaskakiwac, a Thom caly czas z taka sama energia potrafi wyczyniac te swoje spazmy i epileptyczne tance....
bylam totalnie zahipnotyzowana, kazda jego mina szalenca, kazdym jego chaotycznym gestem...a to jak sie mylil przy poczatku Cymbal Rush i jak walil glowa w mikrofon, rozkosz ;) <zwracam honor kaem ;) tu wlasnie widac jak silne emocje otumaniaja, bo gdy zasiadlam w domu przed kompem i wyszukalam berlinowa wersje na youtubie, od razu poznalam...taki stan to sie czysty high nazywa :P>
do tego wokalnie w bardzo dobrej kondycji...och...ach...uch :P

padam do nog w zachwycie i mam nadzieje, ze nigdy nie popadna w rutyne, ze zawsze im sie bedzie chcialo, dopoki tak bedzie, oddam dla nich nerke, watrobe...cokolwiek, bo moje serce maja juz od dawna.

a to mezczyzna mojego zycia :party:
Obrazek
hit koncertu, tomaszowe gogle ;]

a przez chwile koncert wygladal tak;
Obrazek
jak to Yorke ujal; "sorry for the rain, but ...you know...this is a radiohead gig" hihi

ale tez tak;
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
źródło


i dla smaczku... Paranoid Android o Sw. Tomaszu, ja ten caly tlum mialam na swoich plecach :podejrzliwy: <woooooo kur** ciekawie zaczyna sie od 1 minuty>





pssst..

Krzysiek zadam fotek, ktore robiles...bo ja zielona jestem z jakiego internetowego zakatka pochodzi to dziewcze z aparatem i gdzie je ma zamiar wrzucic ;)



a co do Openera; Massive Attack to tez jedna z kapel mojego zycia...ale ich koncert, to byla spokojna kontemplacja dzwiekow, to jest klasa sama w sobie i z takim materialem jaki maja i poziomem jaki soba reprezentuja nie da rady, zeby zagrali slaby koncert...
ale gwiazda ostatniego dnia i tak zostana dla mnie Chemical Brothers mimo, ze nie slucham ich na codzien...nie pamietam z historii moich koncertow Openerowych, zebym tak swietnie sie bawila...poltoragodzinny trans, plynne przejscia miedzy kawalkami, gigantyczne i genialne wizualizacje, lasery...gdy czlowiek juz sie wciagnie to odplywa na bita godzine, az zalowalam, ze nie jestem z tych co lykaja piguly ;) bo juz wiem dobrze, o co w tej zabawie chodzi, ale gdy sie tak juz zapatrzy w te schizoidalne obrazy z telebimow, prawie mdleje sie ze zmeczenia a pot zalewa oczy to i prochy nie sa potrzebne do naturalnego transu. a przy moim ulubionym Belive, przearanzowanym i wydluzonym, stanowiacym samo serce koncertu doznalam, symultaniczny i wielopoziomowy orgazm....a Block Rockin' Beats na bis, to juz bylo za duzo nawet jak dla mnie. tak wiec na Henku tez bylo mega, ale to i tak nic w porownaniu z eskapada berlinowa ;)

: czw, 10 lip 2008, 17:06
autor: thewiz
Ja z kolei dochodze do siebie po wczorajszym orgazmie ;-). Czyli koncercie George'a.
Bilety kupilismy ledwie co przewczoraj, wiec nie wiedzialam czego sie spodziewac. 250 $ za sztuke odpuscilismy, wzielizsmy te po 150. I to byl strzal w 10. Do sceny mialam z jakies gora 15 metrow, do tego siedzenia byly na podwyzszeniu wiec przez caly czas widzialam wszystko idealnie. Mozna rzecz jak na dloni. Ci, ktorzy byli rok temu na koncercie w Polsce wiedza, jak piekna byla scena, wizualizacje. Naprawde robiace wrazenie swiatla, nawet na przywyklych do spektakularnych wystapien Amerykanow. W prasie same ekstra entuzjastyczne recenzje, ale jak tutaj nie byc entuzjasta skoro "Czlowieku, on naprawde potrafi spiewac.". George nie zafalszowal ani jednej frazy, ja przynajmniej ani jednego falszu nie wylapalam. Co prawda z biegiem koncertu odpuszczal co wyzsze tony, ale to mu wybaczam. Szczegolnie ze przy hitach z okresu Wham nie odpuscil niczego ;-). Tracklista byla ulozona fantastycznie.
Obrazek
George otworzyl koncert Fastlove. W pierwszym secie zaspiewal sporo starszych, bardziej wymagajacych utworow. Zmienil troche setliste w porownaniu do Europy. Zagral m.in. Hard Day, utwor mniej znany w Europie a wyspiewany przez cala Arene w Chicago ;-). Tak samo z piosenka One more try, ktora osiagnela najwiekszy sukces w USA i dopiero tu zostala zagrana na trasie. Mi z calego setu najbardziej zapadlo w pamiec wykonanie Everything she wants. Z kolei pominieto Shoot the dog i My mother had a brother. Zaluje szczegolnie tej ostatniej, bo to jeden z moich ulubionych utworow z Patience.
Obrazek
Po 20 minutowej przerwie George wrocill z nowszymi kawalakami. Rozbujal wszystkich Faith, zagral takze Feeling good i Roxane. Zastapil tymi kawalkami Jesus to a child, jedna z najpiekniejszych ballad jakie ma na swoim koncie. Wynagrodzil mi ta strate juz przy nastepnym numerze, bo Spinning the wheel zostalo wykonane w standardowej wersji z albumu, a potem w wersji klubowej. (Orgazm)
Moje kochanie najbardziej ozylo przy Amazing. Ale to jest nasza wspolna piosenka, nasze pierwsze tygodnie razem i pierwsza (hehe) wspolna wizyta w Chicago przed kilkoma laty.
Atmosfera na Arenie (United Center, dom Chicago Bulls) byla niesamowita. Najfajniesze bylo to, ze to bardzo wygodne miejsce na koncert...wszyscy doslownie tanczyli, no i oczywiscie spiewali z Georgem.
On z kolei odwdzieczal sie jak nalezy. Juz na poczatku koncertu zapowiedzial, ze wypruje z siebie flaki dla nas. Dotrzymal slowa. Nawiazal swietny kontakt z widownia, rozmawial z nami w przerwach poszczegolnych utworow. Duzo uwagi poswiecil gejom i lesbijkom, zadedytkowal im Amazing i oczywiscie Outside. Najbardziej rozbawil mnie komentarz Paco po koncercie. Zapytalam sie, co powiedziele jego znajomi w pracy na fakt, ze idziemy na George'a. "Nic, bo mnie szanuja". To doskonala ilustracja tego, jak wielu homofobow jest tutaj w USA. Z homofobia czlowiek spotyka sie non stop, niewybredne komenarze moga zabic. Paco po prostu dba o siebie. Ale dla wiekszosci ludzi z ktorymi pracuje posiadanie w domu kremu do golenia (nie mowiac o uzywaniu, zawsze mozna sklamac ze to zony do golenia nog) i chodzenie na silownie to przejaw skrajnego zniewiescienia, jak nie homoseksualizmu. (Taka drobna obserwacja socjologiczna.)
Tymczasem na bis fani prawie rozniesli Arene. To fajne miejsce do dopomiana sie o bisy, bo tupanie nogami daje naprawde glosny efekt. Careless whisper. Kolejne tupanie.... "Coz, skoro tak mnie namawiacie, to chyba musze cos zaspiewac. Ale dam wam wybor. To co chcecie?" "Freedom!!!!" "Co?" "Freedom!!!!". "No coz, w taki razie czuje sie zobowiazany."
Zatem, tak jak wszedzie, George zakonczyl koncert Freedom, ktory zaspiewalismy za niego.
Niestety nie udalo mi sie wniesc aparatu, bo jestem za dobra dziewczynka i sie przyznalam do jego posiadania. Apart zostal grzecznie odniesiony do samochodu. Zdjecie pstryknal mi Paco po koncercie, kiedy czekalismy na wydostanie sie z parkingu :wariat:.
Paco przez cala droge mial kaca moralnego, bo strasznie podobal mu sie ubior George'a. Cos sie chyba zakupy szykuja....

Obrazek
Przed Arena. Michael Jordan w tle ;-)

Obrazek
Mialam za duzo energii, wiec pojumping jackowalam sobie.
Ktos wrzucil caly koncert na youtube. ;-) W bardzo dobrej jakosci.
http://www.youtube.com/watch?v=U41a_K_QOX8

: czw, 10 lip 2008, 17:15
autor: Streetwalker
Thewiz,zazdroszczę przestrasznie ;-)

: czw, 10 lip 2008, 21:04
autor: hubertous
Przypominam, jutro koncert Nelly Furtado na Malcie w Poznaniu ;-) Ja nie wiem czy idę, bo mój tata ma bilet ale nie chce odpuścić go, a wszystkie już wykupione (tak słyszałem).