Wspomnienia po MJowisku 2005

Pomysły na spotkania fanów, imprezy MJówkowe, zloty, opisy przeżyć po nich, zaproszenia na imprezy itp.
ZELIA
Posty: 98
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 14:18
Lokalizacja: ŁÓDŹ

MJowitek - JESTEŚ SUPER!!!

Post autor: ZELIA »

Jowitka, Buszmen, Marta, Mazi, Willy,Dżina,Jeanny100, Paris, Nika, Mike, Dirty Diana i cała reszta -dziękuję, że mogłam Was gościć.
Zapraszam ponownie.
MJowitku - wzruszyłam się bardzo czytając Twój wiersz. SUPER!!!
Mazi i Willy - świetnie było Was znów zobaczyć. Następnym razem
będzie właściwe piwo i dużo więcej jedzonka. Pa, pa.

Zelia
Awatar użytkownika
DirtyDiana
Posty: 87
Rejestracja: śr, 16 mar 2005, 10:39

Post autor: DirtyDiana »

mjowitek....Bomba!!!! japrosic

Erwin...to jak z tą rurą było.......he?? nenene
no cóż jak to juz ktos wcześniej napisał... ładne....
,, GONE TOO SOON... ''
thewiz
Posty: 1256
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 23:46
Lokalizacja: Z gwiazd....

Post autor: thewiz »

Czytam sobie wypowiedzi MJowek,ich opinie i wrazenia po zlocie.To juz drugi raz z rzedu ,kiedy nie moglam sie na zlocie pojawic.Coz,tak bywa.Pewnie kiedy w koncu uda mi sie na zlot dotrzec okaze sie ,ze tak wiele rzeczy sie zmienilo...Pamietam pierwsza impreze jakby miala miejsce wczoraj i wciaz mi przykro,ze nie mam szansy spotkac znowu Klary i Thrillera (tak.... oboje wiecie o co chodzi.... ech) i w podobny sposob przezyc jednej nocy. Moze kiedys... sie uda.W tej chwili przypomnialam sobie ,jak spedzilam 29 sierpnia tego roku.Glownie w pracy.Nie mialam nawet szansy pamietac o tym,jaki to dzien.Nastepnego dnia obudzilam sie po szalenczym maratonie harowki by odkryc,ze po prostu zapomnialam.Zapomnialam o urodzinach MJa.Pierwszy raz od 15 lat nie celebrowalam tego dnia.Ot...tak bywa.
To ja juz uciekam,bo mi smutno sie zrobilo.
Awatar użytkownika
DirtyDiana
Posty: 87
Rejestracja: śr, 16 mar 2005, 10:39

Post autor: DirtyDiana »

Wizzy
mam nadzieje ze bedziesz za rok??? heh....nie ma lekko
albo przyjedziesz albo szykuj sobie naprawde wiarygodną wymówkę nenene
szkoda że Cie nie było.... :smutek:
,, GONE TOO SOON... ''
Awatar użytkownika
dzina
Posty: 983
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 12:13
Lokalizacja: z polskiej Wenecji

Post autor: dzina »

Parę słów ode mnie, niestety trochę późno Obrazek

billie_jean pisze: do Dziny: Aniu mam nadzieję że moją prośbę o autoryzację potraktowałaś poważnie...a przynajmniej o to jedno zdjęcie zdecydowanie niepozowane- na takich wychodzę najlepiej...nie ma co. Obrazek
Luzik Billie, dałam słówko to dotrzymam!

Serdeczne podziękowania dla Zeli za to, że nas przygarnęła, jesteś wielka, dzięki jeszcze raz za Twoje ciepło i otwartość. -duża buźka :calus:

Rayn dzięki Tobie moja wiedza o samochodach jest znacznie większa, mądry z Ciebie smyk!
Jak już DirtyDiana wspomniała, Happy Birthday dla Michael’a w Twoim wykonaniu było powalające, szkoda, że nie dało się tego nagrać, myśmy dosłownie kwiczałyśmy ze śmiechu :smiech:

La_licorne- dzięki za wspaniale towarzystwo na imprezce, naprawdę milo mi się z Tobą rozmawiało....:hug:

Lika Droga Babeczko ty wiesz jak bardzo Cię uwielbiam i dzięki za to, że byłaś nie chodzi mi tylko o zlot...:calus:

Dirty Diana- Ja również liczę na to, że się wcześniej spotkamy niż na zlocie... :) fajna z Ciebie osóbka Yoooooooooo :)

Willy, ale ty jesteś wysoki :-o spokojnie mógłbyś grać w pierwszej lidze koszykówki ;)
Jeszcze raz dzięki, wiesz za co....

Mazi, Mazi Ty roztańczona Mjóweczko, w końcu udało mi się podziwiać Twoje show live :) Było rewelacyjne! I wiesz co, Ty też fajnie tańczysz, tak trochę inaczej... ;-)

Kinga-dzięki WIELKIE za organizację :)

Serdecznie pozdrawiam wszystkie MJówki :macha:
Awatar użytkownika
Lika
Posty: 1434
Rejestracja: czw, 17 mar 2005, 9:28
Lokalizacja: a któż to może wiedzieć... ;) ?

Post autor: Lika »

No to jeszcze ja… Jak zwykle spóźniona. Informuję wszystkich, że nie zniknęłam z forum ( już słyszę ten jęk zawodu co poniektórych :diabel2: ) Czytam Was ukradkiem, tylko do pisania jakoś nie mogę się ostatnio zmotywować… No ale zlot jest w końcu zbyt ważnym wydarzeniem, żeby go ot tak przemilczeć. To zdarza się przecież zaledwie raz do roku, wyczekiwane z takim napięciem i niecierpliwością, niczym wieeelkie święto! Przechodzę więc do rzeczy:
Zlocie uważam za udany, choć nie zaprzeczę, że miałam kryzys i był moment, kiedy zwątpiłam. Najwidoczniej wszechobecny „fiolet” wpłynął mi negatywnie na psychikę :wariat:, a już na pewno uwydatnił wszelkie plamy na mojej 17-letniej koszulce z Bad tour. :hahaha:

Nikt nie będzie zaskoczony jeśli szczególne podziękowania złożę na ręce naszej kochanej Kini.:calus: Szczerze Cię podziwiam za upór i konsekwencję. Za to, że angażujesz się we wszystko całym sercem i duszą. Jeśli nawet były jakieś potknięcia, to pamiętaj nie myli się ten, kto nic nie robi, a błądzić ludzka rzecz. Chętnie porwałabym Cię kiedyś na bezludną wyspę, żebyśmy się mogły do woli nagadać. Czemu mieszkasz tak daleko… Siadeh jesteś wielka!! :japrosic:
Podziękowania należą się również wszystkim tym, którzy choćby w najmniejszym stopniu wspierali dzielnie Kingę w organizacji imprezy.

Schmittko ukłony dla Ciebie za playlistę, nawet jeśli złośliwość rzeczy martwych nie pozwoliła Ci w pełni rozwinąć skrzydeł. Za Twoją otwartość, ciepło i za tą zwariowaną rowerową trasę po Polsce. Czy połączenie kawałka D.S. z odczytaniem werdyktu sądowego to również Twój pomysł? Jeśli tak, trafiłeś w dziesiątkę! Genialne to było! Poczułam się tak jak wtedy… magicznego trzynastego…
Aaa, no i chętnie posłuchałabym więcej o Kolonii :-)

Aneta masz zdolności przywódcze i niezły z Ciebie wodzirej, bez dwóch zdań! Gratuluję umiejętności zachowania zimniej krwi w każdej sytuacji. Pełen szacuneczek! Poza tym wszystkiego dobrego z okazji niedawno obchodzonych urodzin :party:

M.Dż.* Jesteś niesamowita!:calus: Szalona, pogodna, spontaniczna! Im dłużej Cię znam, tym większe robisz na mnie wrażenie! No i masz niezłą pamięć do ludzi ;-)

Dzina Ja chyba powinnam w tym miejscu napisać za co Ci nie dziękuję, będzie krócej i łatwiej, bo inaczej to mi książka wyjdzie. Może więc po prostu podziękuję za wszystko! Gdyby nie Ty nie było by mnie tutaj ( niewtajemniczonych informuję, że dzinka jednak nie jest moją matką, wbrew temu co może sugerować powyższe zdanie ;-) )
Są rzeczy zbyt drogie, by móc je wycenić i zbyt ważne, by je uczciwie ocenić… :hug:
Cokolwiek tu nie napiszę będzie zbyt banalne, dlatego też na tym poprzestanę.
P.S. Reanimacja mojego zegarka była genialna! Gratuluję trzeźwości umysłu, mnie ogarnął jedynie dziki śmiech.

MJowitek Dziękuję za oprowadzenie mnie po Wrocławskich wykopach (a może okopach :war:?!)
Wrocław jest pięknym miastem! ( i wcale nie dlatego, że tak maksymalnie rozkopanym)
Mam nadzieję, że nie wypiłam Ci całej wody…
Dziękuję za to, że jesteś i za to jaka jesteś! Za Twoje specyficzne postrzeganie świata i niebanalne poczucie humoru. No i za cudne wierszyki, ale o tym to już wiedzą wszyscy :-)

Buszmen Ty musisz być tu, nie będę Was przecież rozdzielać! Mam rację?
Te Twoje okulary… to takie… hmm… Michaelowe było. To przez nieśmiałość, czy masz taki image. Robisz zajefajne remisy i sygnaturki ;-)

Zelia Musisz być niezwykłą osobą, bardzo chciałabym Cię lepiej poznać. Dzięki za rozmowę. Pozdrowienia dla Rayana!

Mazi Fajnie, że jednak udało Ci się dotrzeć na zlot. Zaskoczyłeś mnie swoim wpisem we wkładce do Invincible. Prędzej spodziewała bym się chyba zobaczyć Ufo :-o.
Miłe to było :]

Willy Teraz już wiem jak wyglądasz, ale jakoś nie miałam możliwości podejść, a szkoda! Postaram się to nadrobić przy najbliższej okazji. Dziękuję raz jeszcze… chyba wiesz za co :)

Kaem Szęściarzu – jubilacie! Mi również bardzo sympatycznie się z Tobą rozmawiało. Szkoda, że tak krótko, ale cóż zasady wyznaczone odgórnie (Kinia ładnie to tak psuć ludziom zabawę, co? ;-) )

Erwin pytasz każdego, czy pisze wiersze :smiech:?
No Ty to nam chłopie prawdziwą rozrywkę zapewniłeś. Blood On The Dance Floor, Thriller i Is It Scary w jednym! Mam nadzieję, że wszystko ok!

Thriller To się dopiero nazywa myślenie za wszystkich na raz! Dzięki za to, że oprócz pięknych wspomnień, pamiątkowego identyfikatora i broszurki, każdy z nas mógł zabrać do domku coś jeszcze… :hug:

Mistery, Iwonka Pamiętam Was doskonale z zeszłorocznego zlotu i ciepło wspominam. Miło było Was znów spotkać!

Pięknie dziękuję Little Susie (świetny tatuaż!), Hani i la_licorne (chyba?:nerwy:), czyli dziewczynom z mojego hmm… (stolika?) za miłe towarzystwo :]

Klara i Nika Wasz występ powalił mnie na kolana! Brawo! :happy:
Czy wszyscy w Izraelu tak śpiewają? :muzyka:

Mike Twój popis taneczny zaakcentowany podarciem koszulki był bardzo sss… uper!
Chcę jeszcze ;-)

Jeanny100 Chciałam pogadać trochę live, a nie tylko przez telefon. Czemu mi ciągle uciekałaś… Może następnym razem się uda :-)

Ania i Klaudia Nieobecne na forum (mam jednak nadzieję, że ten stan rzeczy w niedługim czasie ulegnie zmianie) Dzięki wielkie za przygarnięcie mnie po zlocie! Jesteście kochane! :hug: :calus:

DirtyDiana Dobrze, że się w końcu dowiedziałam, że Ty to Ty… Lepiej późno niż wcale glupija

Majkel Liczę na to, że kiedyś sobie pogadamy. Dziękuję za stronkę i forum… no generalnie za to, że mogę tu napisać podziękowania ;-)

To tak w dużym skrócie. Serdecznie pozdrawiam wszystkie MJówki również te, których tu imiennie, bądź z nicka nie byłam w stanie wymienić. Sami wiecie, że jest Was/nas sporo. Każdy z nas ma w sobie takiego małego, własnego Michaela. Dbajcie o niego, chrońcie, pielęgnujcie, bo warto! Wszak on jest naszym największym skarbem, szczególnym wyróżnieniem jakie dostaliśmy od losu!

Na pierwszy zlot jechałam tylko dla Michaela… a teraz…
Teraz… to niesamowite!! – im więcej z Was poznaję, im dłużej Was znam, tym większa jest moja pewność, że kilkanaście lat temu dokonałam słusznego wyboru!
Mam nadzieję, że za rok uda się dojechać do Łodzi tym wszystkim, którzy z różnych powodów teraz pojawić się nie mogli.

Michael, MJówki! Jesteście wspaniali i wyjątkowi! Z głębi serca dziękuję!

~ All My Love~ _ Lika_ :love:
"Słodki ptaku, moja duszo, twoje milczenie jest tak cenne.
Ile czasu minie zanim świat usłyszy twą pieśń w mojej?
Oh, to jest dzień, na który czekam!"


- Michael Jackson
Awatar użytkownika
M.Dż.*
V.I.P.
Posty: 2792
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 11:50
Lokalizacja: gdzieś z Polski

Post autor: M.Dż.* »

777 pisze:Ze mną już wszystko OK., za tydzień zdejmą mi szwy i będzie jak dawniej.
Tym co liczyli że mi się polepszy
to informuję iż OPCJONALNIE nie mają na co liczyć
Uff… A wiesz, Erwinie, że się już przestraszyłam? ;-)
Ale skoro będzie bez zmian to już mi lepiej :party:
Anyway- cieszę się, że wszystko jest w porządku :-)
Archi pisze:Zaskoczyła mnie M.Dż a raczej jej strój. Otóż do tej poru na tego typu spotkania ubierała się jak MJ(wiem ze zdjęć) a teraz była ubrana jak większość dziewczyn. :szepcze:
Oj Archi, Archi.... ;-)
Nie, ja nie na wszystkich tego typu imprezach jestem w mundurze :party:
Bo widzisz, myślę, że to kwestia tego, kim chcę się w danej chwili być.
Przede wszystkim czuję się kobietą, a dopiero potem Majkelem ;-)
Ale zaskakiwać lubię, to inna sprawa :-)
Archi pisze:Maestro, oczywiście wracaj do zdrówka tylko szybko i oczywiście M.Dż wspominała ze też na zdrowie nażeka jej również życzenia powrotu do zdrowia.
Dziękuję japrosic
Już jest zdecydowanie lepiej :-)
A czy zupełnie dobrze, to się okaże jutro ;-)
Luis_Makrela pisze:Jeżeli chodzi o "starszyznę" to poznałam tylko Kingę,z którą wymieniłam krótkie "cześć" i "pa".Trochę głupio mi było tak podchodzić do nich i po koleij mówić "Cześć,mam na imię..." Może za rok....
Ooooo..... glupija
Właśnie się dowiedziałam, że byłaś na Zlocie :wariat:
Ty się nie bój, Ty podchodź. Nie ma, że "głupio"- wszyscy w pewnym momencie wyglądamy "głupio" ( w pewnym momencie....? :smiech: )
Maciej 1989 pisze:Kaska to poprstu zawodostwo,w tym co robi osiagnela klase swiatowa.Mam nadzieje ze nie klade za duzo wazeliny.
Ależ nie przeszkadzaj sobie- nie mam nic przeciwko temu :party:
Jak tak się zastanowię, to ja nawet lubię wazeliniarzy ;-)
billie_jean pisze:zamieszczam upragnioną przez wielu relację z MJOWISKA 2005 oczami bilie_jean. enjoy!
Rany, billie_jean!
Jak ja uwielbiam Twoje relacje japrosic
Czytając Twój tekst, najpierw zaczęłam dławić się arbuzem, potem naszło mnie (no, nie będę mówić co, bo co kogo interesują moje sprawy fizjologiczne :wariat: ), potem z kolei Aneta mnie trzasnęła po plerach, bo nie słyszała swojego rozmówcy w telefonie, aż w końcu zamknęła mi komuter. :smiech:
Kobieto, zabijasz mnie ilekroć postujesz na tym forum. :-)
Much LOVE (and you know that ;-))
billie_jean pisze:M.Dż.*- Kasiu jesteś cudownym człowiekiem. dlaczego świat się nie składa z samych takich ludzi? bo wtedy musiałby być idealny...albo wszyscy poumieraliby ze śmiechu . kocham cię jak siostrę której nigdy nie miałam ale to chyba wiesz. dziękuję- tylko tyle przychodzi mi do głowy.
Miałam nie komentować, ale nie potrafię- za bardzo się wzruszam....
Dziękuję Ci, Kachna. :calus:
A nawiązując do Twojego pytania, gdyby wszyscy byli tacy, jak ja....
Hmmm.... :smiech:
Atak klonów Majkel Dżeksona* chyba byś ciężko zniosła :party:
DirtyDiana pisze:M.Dż... juz Ci to kiedys powiedziałam ale powtórze ra jeszcze.. Fajnie ze jesteś... ...do zobaczenia !!
:calus: Fajnie, że JESTEŚMY :-)
Nie miałyśmy za bardzo okazji porozmawiać, czego bardzo żałuję....
Może następnym razem? W końcu nie mamy do siebie tak daleko ;-)
Mazi pisze:Kasiu <M.Dż> nie dość że taniec to i śpiew zarazem, "dla rodziny"; musze przyznac że naprawdę chciałem się ptrzekonać jak śpiewasz do kawałków MJ'a i mówie toz cała odpwowiedzialnością wyszło ci to bardzo poprawnie
No, może nie było to mistrzostwo świata (chyba, że w ćwierkaniu :smiech: ), ale co ja poradzę, że nie potrafię w miejscu usiedzieć ;-)
Poza tym W KOŃCU udało mi się wziąć udział w konkursie! :happy:
Mazi pisze:naprawde dobrze nawet tam końcówka z "Billie Jean" jakaś taka inna fajna ;)
"Look what you did, baby!", "She lives the Pepsi way" ;-)
Pomyślałam, że dla MJówek warto coś dodać, bo Wy zauważycie różnicę :-)
:calus:
MJowitek pisze:Zbierałam się, zbierłam, ale wreszcie napisałam MJowitkową relację.
A to kolejna relacja, która spowodowała u mnie spazmatyczny śmiech, a w efekcie końcowym, niekontrolowaną zmianę pozycji do "podstołowej".
MJowitku- Ty nasz nadworny Poeto :calus:
thewiz pisze:To ja juz uciekam,bo mi smutno sie zrobilo.
Agatko Kochana, wierzę, że nadrobimy zaległości. :-)
Brakowało nam Ciebie, Twojego czarnego spojrzenia i "pieprzonego śniegu" (pozdro dla kumatych :smiech: ).
W przyszłym roku lecimy świętować do Sandusky.
Cieszysz się? :party:
Wiedziałam, że tak! :diabel:
Lika pisze:M.Dż.* Jesteś niesamowita! Szalona, pogodna, spontaniczna! Im dłużej Cię znam, tym większe robisz na mnie wrażenie! No i masz niezłą pamięć do ludzi
Przestań, bo się czerwienię :wariat:
A co do zapamiętywania ludzi.... :nerwy:
No cóż, niestety różnie to bywa :surrender:
Ale są tacy, których zapamiętuję, bo są warci, aby o nich pamiętać :calus:

------------------------

Po ponad dwóch tygodniach dochodzenia do stanu używalności (niewątpliwy dowód na to, że impreza się udała :cool: ), nadszedł czas, aby i moje sprawozdanie ujrzało światło dzienne.
Sprawozdanie niejako "od kuchni", czyli "facts that you never meant to know". :party:
Będzie długo i momentami nudno, więc zanim zaczniecie czytać to, co pod tą grubą linią się znajduje polecam upewnić się, czy macie 5 godzin wolnego czasu do zmarnowania.
Ponadto polecam zaopatrzyć się w:
- wodę do picia, :picie:
- chleb do zagryzania, :mniam:
- ciepły koc, :siesta:
- poduszkę, :ziew:
- coś sensownego do poczytania, w przerwach poniższej lektury. :war:

Now....
Open the lance door :dance:
------------------------

Z mojego punktu widzenia, MJowisko rozpoczęło się już w piątek z rana. :ziew: To, że tego dnia nie będzie mnie już w pracy, nie miałam wątpliwości od samego początku, o czym zresztą bezczelnie poinformowałam swojego szefa na długo długo przed. Powiedziałam mu, że mam „imprezę”- zrozumiał. :party: Nie wiem tylko, czy przytaknąłby z takim samym zrozumieniem, gdybym poinformowała go, że jadę na urodziny Michael’a Jackson’a. :wariat: Szefa mam świetnego, ale serce ma słabe, więc pewnych „faktów” wolę mu nie przedstawiać- niech sobie jeszcze chłopina na tym świecie pożyje, szczerze życzę mu jak najlepiej. glupija

Moja podróż relacji Warszawa- Łódź miała odbyć się w wyśmienitym towarzystwie, bo z Kachną popularnie wśród MJówek zwaną billie_jean oraz Rafałem, lepiej znanym jako Tyran, względnie Majkel. :smiech:
Mimo notorycznego chodzenia spać o jakiś nienormalnych godzinach dnia (ekhm… nocy znaczy się :ziew: ), w mój pierwszy dzień urlopu również nie dane mi było się wyspać. Wprawdzie umówiłam się z MJóweczkami na 13-ą, jednak nie mogłam dopuścić, żeby zobaczyły jak wygląda mój samochód przed sprzątaniem. :-o
Toteż zwlekłam się wcześniej, aby zaoszczędzić im zbierania włosów moich niewątpliwie kochanych, ale jednak mocno futrzanych psów, z ubrań (skądinąd robota bardzo przyjemna :wariat: ).

Nie ważne, że sprzątanie zajęło mi całą wieczność, że nic więcej zrobić nie zdążyłam, że Rafał zastał mnie w stanie…. :knuje: Nieprzygotowanym? :wariat:
To nic, że całe pakowanie, odstawiłam przy nim, skacząc na jednej nodze, żeby sprawdzić po raz ostatni tego dnia (bo tak mi się przynajmniej wydawało) swoje mail’e.
Rafał, choć Tyran nieziemski, to jednak bardzo cierpliwy jest.
W międzyczasie, jeszcze dwa telefony- Kachna informuje, że musi coś jeszcze załatwić i się spóźni, odbierzemy ją na mieście (nie ma co, ona to jednak moja bratnia dusza jest :hug: ), a Kinia_MJówka_Głównodowodząca relacjonuje, że folderów nie uda się dzisiaj jednak wydrukować, bo jej drukarka powiedziała „dość!”. :mlotek:
Koniec końców, nie musimy się więc śpieszyć, bo przecież pośpiech był nam potrzebny, aby zdążyć wszystkie materiały na czas zabindować jeszcze w piątek. Ale skoro drukarka Kini się na to nie zgadza (w końcu z drukarką Szefowej nie ma co dyskutować, nie? :wariat: ), to my się tu na spokojnie jeszcze pogrzebiemy. My, znaczy ja. glupija
Rafał cierpliwy, że się aż dziwię, ale co mi tam- natura kobiety jest przecież taka, że jak facet pozwala, to się go nie pyta, czy mu to odpowiada (Rafałku, uwielbiam Cię- wiesz przecież :calus: ).
Wyjechalimy z domu, pędzimy po billie_jean via praca Anetki (u której gości Matisse J. :siesta: ), gdzie odebrać mamy keyboard, potrzebny do występu Małego Diabełka i spółki.:muzyka:
Dojeżdżamy, a tam…. Impreza na całego. No tośmy troszkę zostali, pogadali. :picie:
Troszkę? No w międzyczasie, billie_jean dzwoni, żeby się dowiedzieć, czy my o niej zapomnieli…. :wariat:
Żartuje sobie czy jak? :podejrzliwy: MY? Zapomnieli O NIEJ? :-o
Dobry dowcip :diabel:
Biegniem dalej- kierunek chałupa billie_jean.
Trójka MJówek skompletowana, możemy gnać na Łódź, ale….
Czy ja jadłam dziś śniadanie? :wariat:
Zapomniałam. :surrender:
Rafał nie zapomniał, ale też czuje, że chętnie zjadłby konia z kopytami, gdyby tylko takiego gdzieś uwidział.
I tak trzeba zatankować paliwo, więc przy okazji wizyty na stacji BP, w oczekiwaniu na mycie, pożarliśmy ( :knuje: tak, zdecydowanie „pożarliśmy” to odpowiednie słowo) hot-dogi, czy jakieś inne firmowe cudaki.

No, to teraz, żyć nie umierać, możemy wyjechać z miasta….
Korki. :diabel1:
Nic to- mamy czas, jesteśmy na wakacjach, luzik-bluzik…. :luz:

KURNA KIEDY TEN KOREK SIĘ SKOŃCZY, NOOOOOO!!!! :mlotek:

Dojechalimy w końcu do Łodzi, co nie znaczy, że od razu obraliśmy kierunek Łódzki Dom Kultury. :cool: Po drodze (czyli przejechawszy miasto wzdłuż, wszerz i w poprzek- to się nazywa wakacje! :wariat: ), postanowiliśmy zasilić lodówkę Kini, bo dotarło do nas, że w końcu wizyta wojska może nieco zrujnować jej domowy budżet. :war:
Pomijając jedenastokilogramowego arbuza (bo mniejszych nie było, a krojonych nie zwykłam kupować :dance: ) oraz naszego spaceru po sklepie w celu odnalezienia swoich myśli (czyli, „po cośmy tu w zasadzie przyjechali?”), prawdziwym szokiem było poznanie nagiej prawdy z życia Rafała- czyli historii o chlebie. :nerwy:
Przewędrowawszy przez niemal wszystkie działy sklepowe i poszukując jeszcze w zasadzie nie wiadomo czego, Rafała olśniło- „to jeszcze chleba potrzebujemy!” :war:
Ja: „Mam Rafałku, mam. Wzięłam już.”- odparłam z satysfakcją :-)
Rafał (wyraźnie zdziwiony :podejrzliwy: ): „Wzięłaś? Nie widzę”
Ja: „No, nie chleb, ale bułki wzięłam”
Rafał: „A chleb?” :nerwy:
Ja: „A nie wolisz bułeczek? Myślałam, że są smaczniejsze….”
Rafała (zaglądając do wózka z miną spaniela): „Ale… To za mało będzie, nie?” :-o
Ja: „Spoko, Rafałku- wzięłam 8. Dla 4 osób na kolację powinno wystarczyć”- powiedziałam znów z satysfakcją, podziwiając swój geniusz i umiejętność kalkulacji. :wariat:
Rafał: „Ale…. Ja na samą kolację to pół, albo i cały bochenek zjadam :/” :-o
Moje oczy były wielkości pięciozłotówek, bo trudno mi uwierzyć, że taki chudzielec, jak Rafał ma TAKI potencjał. Żądam równouprawnienia również w tej kwestii! :mlotek:

Po wyczerpujących nas wszystkich zakupach, czyli o godzinie, o której Kinia w zasadzie miała wychodzić już z pracy dotarliśmy w końcu do założonego celu, czyli do pracy Kini.
Kinia z miejsca wiedziała, jak zorganizować nam czas: billie_jean i Majkel zostają składać i ciąć foldery, M.Dż.* jedzie ze mną do Media Markt- moja drukarka już działa, ale klawiatura od komputera przestała…. :wariat:
Mnie to nawet rozbawiło, :smiech: Kinię troszkę mniej. :podejrzliwy:
Zakup klawiatury okazał się najszybszym zakupem sprzętu elektronicznego, jaki kiedykolwiek widziałam.
Nota bene, klawiatura, która miała być srebrno- czarna, okazała się być biało-czarna, ale to nic- Kinia i tak co trzy miesiące zmienia klawiaturę, bo…. Jej się wygląd „szybko nudzi”. :smiech:

Wracamy do biura, tam wszystkie materiały poskładane, elegancko pocięte (kosztem odcisków na prawej ręce Rafała- pozdro dla kumatych :smiech: ), MJówki- Pracowitki….. zwinięte w paragraf, śpią na fotelach biurowych. :siesta:

Zebraliśmy towarzystwo i pojechaliśmy do domu Kini, aby przekonać jej komputer do współpracy, grożąc przy tym odpowiedzialnością karną za konsekwencje wynikające z ewentualnej odmowy. :wariat: Komputer zrozumiał, przekonał klawiaturę i drukarkę, że warto z nami współpracować. Uruchomiliśmy zatem podziemie drukarskie po raz kolejny, dzięki czemu prawie wszystkie elementy kolorowe folderu ujrzały światło dzienne. :-)
Z premedytacją piszę „prawie”, ponieważ, drukarka, postanowiła z nami współpracować jedynie na pół gwizdka, ogłaszając dobrze wszystkim w Polsce znany, tzw. „strajk włoski”, czyli pracuję, ale tak dokładnie, żebyście mnie znienawidzili. :-/
Siwinia- jak to się u mnie w pracy mówi. glupija
Kinia, która od kilku wieczorów nie słucha, żadnej innej muzyki, jak tylko skrzeczenie swojej drukarki plujki, już nawet kiwać się zaczęła w jej rytm, :dance: co wszystkich nas zgromadzonych (billie_jean, Majkela, mnie i siadeh_ included) zaczęło mocno martwić. :nerwy: Podjęliśmy zatem decyzję, aby drukowanie pozostałych elementów, przeprowadzić w warunkach profesjonalnych, czyli zwalić robotę na jakiś zakład usług poligraficznych, który i tak mieliśmy w końcu odwiedzić, żeby zabindować tę całą wyprodukowaną przez nas makulaturę.
Wniosek przeszedł jednogłośnie, czemu w sumie trudno się dziwić, skoro wysunęliśmy go wszyscy razem (ależ ja mundra jestem, normalnie :wariat: ).

Zatem laba. :siesta: Laba, czyli uzgadniana wcześniej balanga, na którą mieliśmy się udać w towarzystwie kilku innych MJówek goszczących już w Łodzi, choć pod innym adresem. :piwo:
Jednak część MJówek, niejednokrotnie wykończona po długiej podróży, postanowiła nabrać sił przed sobotnią nocą. :ziew: Jak się później okazało, średnio im to wyszło, ale i tak okazali się być w tym temacie mądrzejsi od nas. :-/

Klub.
Klub był BOSKI- uwielbiam takie lokale :party:
Kinia, Królowa Nocy, niezmordowanie pląsała po parkiecie, niczym „dancing machine”, :dance: czym wzbudzała entuzjazm nie tylko tej męskiej części publiczności :love:
billie_jean, normalnie….. „DOOOOBRA JEST! DOOOOOBRA JEST!” :mj:
Mimo to- dziękuję, nie biorę, jestem zajęta :party: (pozdro dla kumatych ;-) ).
Rafałek….Nooo…. cicha woda, że hej! :luz:
By the way- czuję się zazdrosna o tego osobnika, który krążył wokół Ciebie, niczym satelita. :cool:
Ale Ty….? Oh! Nieczuły! :smiech:
Ja, jak zwykle po dniu pełnym emocji, trochę przywiędłam i jak warzywo siedziałam za stolikiem siorbiąc soczek pomarańczowy :picie: i obserwując ludzi wkoło. :cool: Rany! Jak ja to lubię robić, szkoda tylko, że patrzyłam, ale mało co już o tej porze widziałam :-/
Były takie chwile, kiedy usiedzieć się nie dało, a to za sprawą DJ’a, który raz na jakiś czas puszczał muzykę gostka, którego normalnie uwielbiam. :happy: Kiedyś Wam powiem, kto to, ale na razie „sza”, bo nie chcę być uważana za niemodną :party:
Niemniej jednak, wtedy, kiedy leciał ON, niczym sylwestrowe race wyskakiwaliśmy z naszego kącika sączy-soczka. :wariat: Jednak, dobra muzyka, to jest to, co pozwala żyć. :dance:
Mimo zmęczenia ogółu wieczór był fajowy japrosic

Powrót do domu i narada bojowa, kto gdzie śpi. :siesta:
Ja wylądowałam w łóżku z Kinią. :party: Spokojnie, nic między nami nie zaszło :wariat:
billie_jean w samotności zasnęła w pokoju sąsiednim, a Rafał, jako dżentelmen, zadowolił się dywanem w pokoju gościnnym. :war:
Kini kicia, która jak wiadomo uwielbia gości tak, bardzo, że najchętniej spędzałaby wtedy noce w łazience lub w szafie, nieco zgłupiała, widząc, że Kinia chce tych wszystkich intruzów naraz ugościć. :-o
Nic to- musiała się biedaczyna z tym pogodzić. :siesta:

Poranek był za to jej- miauczała tak długo, aż się z Kinią zwlekłyśmy z łóżka, w celu udostępnienia kici jej ulubionego wejścia do wersalki. :wariat: To właśnie w tym miejscu, kicia postanowiła spędzić resztę czasu, w którym pałętaliśmy się po jej domu. :-/
Ranek był od razu bardzo pracowity- oprócz odebrania z dworca kilku nowych tudzież „starych” MJóweczek, musieliśmy dokończyć to, co powinno zostać zrobione wczoraj, czyli foldery identyfikatory i wszelkie inne robótki, które trzeba było zrobić z okazji MJowiska. :szepcze:

Pierwszy przystanek to zakład poligraficzny, który okazał się być zamknięty już o 13-ej, chociaż był otwarty do 14-ej :-/ Dziwne, ale prawdziwe. :wariat:
Rafała i billie_jean odstawiliśmy do ŁDK’u, na wypadek, gdyby MJóweczki mające tam nocować, zjawiły się wcześniej.
Kinia i ja rozpoczęłyśmy akcję „Drukarnia”, czyli gdzie co i jak, żeby było dobrze. :war:
W międzyczasie dojechało kilka naszych zgub, czyli LitteDevil wraz z Niką (reprezentcją Izraela) oraz Schmittk’iem i keam’em. Z powodu korków, nie byli w stanie do nas dołączyć dzień wcześniej, chociaż tak było pierwotnie planowane. :dance:
W „meeting point” zwanym drzwiami wejściowymi do ŁDK’u trafiliśmy niemal w tym samym czasie na Anetę i Matisse J., które dopiero co dotarły do Łodzi.
Nie było jednak czasu na wylewne powitania, bo groziło nam, że wszelkie drukarnie w tym mieście nam zamkną, a co za tym idzie, nie będzie folderów na MJowisko. :mlotek:
Bosz…. Straszne to by było, jak tak sobie teraz pomyślę :wariat:
No więc, koniec z dygresjami, wracamy na pole walki. :war:

Kinia biegnie do swojego biura po telefon zaprzyjaźnionej i teoretycznie, „pewnej”, drukarni, ja zostaję w samochodzie i z telefonem i książką telefoniczną poszukuję innych tego typu lokali, na wypadek „gdyby”. :nerwy:
Nasz tzw. „pewniak” okazał się być jednak w istocie pewniakiem, więc pognaliśmy ile sił, żeby zdążyć przed zamknięciem.
W międzyczasie (jak tak sobie teraz pomyślę, to nie mam pojęcia kiedy i jakim cudem nam się to wszystko udało :wariat: ), podjechaliśmy na dwa samochody do domu Kini, aby wyładować kilka MJówek, żeby nie stały jak te kołki pod ŁDK’iem. :-)
Tak więc, analityczny umysł Kini znów zarządza: Mały Diabełek, Nika, Aneta i Matisse J. zostają w domu i czekają na sygnał, billie_jean i Majkel kontynuują dyżur w ŁDK’u, a Schmittko, keam, M.Dż.* i siadeh_ pędzą w te pędy (jakiż ciąg logiczny mi wyszedł :wariat:) do drukarni.
Zawieźliśmy chłopaków na miejsce akcji, gdzie dostali ważne zadanie, aby nadzorować żmudny proces końcowej fazy produkcji folderów. :war:
Ja z Kinią, ruszyłyśmy za to do klubu, o którym już wszystkie MJówki wiedzą, a zwanego „After Dark”, aby powywieszać nadesłane na konkurs prace plastyczne, naszych Mjóweczek- Talentek, tudzież pozostawić instrumenty niezbędne niektórym MJówkom do późniejszego występu. :mj:
Wszystko odbywało się w tempie ekspresowym, ponieważ co i rusz napływały do nas wieści o przybyciu coraz to nowych MJóweczek do miasta Łódź. :happy:
Wracamy do drukarni po chłopaków, którzy już niemal zasypiali na ladzie, bo pani, która podjęła się zadania wydrukowania dla nas materiałów, wcale się nie śpieszyła :ziew: i mimo późnych godzin sobotnich, nie wyglądał na taką, co się za swoim domem stęskniła. Pokłuciła się z chłopem, czy jak? :podejrzliwy:

Wracamy do domu, po drodze tankowanie paliwa, bo zapomnieliśmy, że samochodzik też o głodzie chodzić nie może. glupija
Po zatankowaniu uświadomiłam sobie, że nie mam przy sobie ani grosza- zapomniałam swoich pieniędzy w kurtce, w której balowałam dzień wcześniej :wariat:
Ale to nic- mam przecież kartę….. :party:
Która też jest w kurtce wesoło wiszącej sobie w domu Kini :surrender:
Na szczęście MJówki są z natury narodem bogatym (taki „joke”- może trochę niesmaczny, ale zawszeć jakiś :wariat:), więc poratowały MJówkę- Pierdołę w tej jakże niezręcznej sytuacji. Dziękuję Wam za to bardzo serdecznie. :calus:

Pędzim dalej, czyli chałupa Kini. Tu, na prędce zamawiamy pizzę, po czym robimy zamianę keam’a i Schmittka na Anetkę (nie wiem, czy to dobry biznes, ale tak zarządziła Matka_MJówka :cool: ).
Odwożę obie dziewczyny do ŁDK’u, gdzie lada chwila rozpocznie się oficjalne przyjmowanie MJóweczek z całej Polski, a nawet spoza niej.
Zostawiam Anetę i Kinię, zabieram z ŁDK’u sparagrafowanych na fotelach, głęboko już śpiących Majkela i billie_jean. :ziew: Jadziem z powrotem do chałupy w celach przygotowawczych, a stąd prosto do kina, w którym już od dawna gospodarzą Kinia i Anetka. :-)

Tu spotykamy już całą armię MJóweczek- tych mniej lub bardziej nam znanych- nie ważne. Ważne jest to, że to nasze MJówki, na widok których aż się gęba sama uśmiecha, bo jakże by mogło być inaczej. :love:
Rozpoczyna się seans filmowy. :szepcze:
Jak to stwierdziła Matisse J.- jesteśmy samowystarczalni, bo nawet jak Michael niczego nowego nie nagra, to bawimy się równie dobrze oglądając samych siebie. :smiech:
Jest w tym trochę prawdy, bo mimo, że oglądałam duży fragment filmu z manifestacji już wiele razy przedtem, to jednak zauważyłam u siebie niezmienne konwulsje śmiechowe i chwile wzruszeń, wciąż w tych samych momentach. :wariat:
Ten film jest dla mnie swego rodzaju dokumentalnym geniuszem. Świetna robota THRILLER’a, którego chyba nikt z nas, pod tym względem, nie doceniał – świetny montaż, niesamowite wyczucie i genialne prowokacje odbiorcy. Mistrzu, chylę przed Tobą czoła. japrosic
Jednak film ten pokazuje również, co można zrobić RAZEM. Pokazuje fanów, ale nie fanatyków. W porównaniu z materiałami (zdjęciowymi), jakie dane mi było oglądać z innych krajów, MJ Polish Team wypada naprawdę pozytywnie i to mnie szalenie cieszy. :-) Film pokazuję naszą wiarę w to, co chcemy ludziom uświadomić, pokazuje również nasze szaleństwo, ale w tym pozytywnym znaczeniu :mj: - siłę do budowania czegoś z rozsądkiem, za pomocą argumentów, a nie irracjonalnych krzyków.

Następnie „The making of „We are the World””. Dane mi było obejrzeć jedynie krótki fragment, czego bardzo żałuję. Muszę, ale to MUSZĘ nabyć to DVD, bo aż mnie nosi, żeby obejrzeć ten materiał. :dance:
Szkoda tylko, że w chwili, kiedy narrator przedstawiał poważne, prawdziwe i bardzo smutne fakty, ktoś na sali kinowej wybuchał co i rusz śmiechem. Jakoś pozostawiło to dziwny niesmak w mojej duszy….. :surrender:
Nevermind…..

Dla kilku z nas, nadeszła pora, aby lecieć dalej, to znaczy, przygotować grunt do przybycia naszych gości.
Klara vel LittleDevil wsiadła w samochód, aby pokierować kolejną reprezentację naszych gości z zagranicy, czyli fanów z Łotwy, do właściwego miejsca.
Ja wraz z Anetą, Schmittkiem, keam’em i billie_jean udaliśmy się z kolei, ponownie do klubu, aby uruchomić przygotowaną przez Schmicia play-listę, tudzież dowiedzieć się od właściciela lokalu, do czego który guziczek może nam posłużyć :nerwy: - wiedza skądinąd dość istotna, jeśli brać pod uwagę, że od tychże informacji zależeć miała cała impreza ;-)

No, więc, my kierunek „After Dark”, Klara na miasto.
W zasadzie, niewiele czasu nam zostało tym bardziej, że co i rusz mieliśmy telefon od Klary z zapytaniem, „jak trafić do klubu?” (Klarito- LOVE* :calus: ), a zaraz potem otrzymaliśmy od Kini informację, że MJówki kino już opuściły i są obecnie na etapie „Żabki” (kto był ten wie, o co biega ;-)). Niemniej jednak, zaczęłam się gorąco modlić, :nerwy: aby te nasze MJóweczki, w tej żabce, jak najdłużej balowały, bo Klara, która chciała jeszcze przed imprezą zrobić próbę do swojego występu, co i rusz meldowała, że krąży gdzieś w okolicy, ale ni cholery nie może trafić. :wariat: Nasze nawoływania, aby stanęła gdzieś w jednym miejscu i podała nam nazwę ulicy, okazały się bezskuteczne :nerwy:

Nie pytajcie jak, bo w końcu nie pamiętam, ale ważne, że jakimś cudem ekipa do klubu dotarła.
Klara dopada keyboard’a, na którym za parę godzin ma zagrać swój utwór konkursowy, Nika zgarnia mikrofon, z którym też, jak na profesjonalistkę przystało, musi się przecież oswoić. japrosic
W tym samym czasie, do lokalu wpada armia MJóweczek uzbrojonych w prowiant wszelaki. :mj:
Aneta siłą zgarnia Klarę zza konsoli- czas przecież zacząć grać Michael’a, a do mnie właśnie dociera, że kierowca, który przywiózł nam łotewskich fanów, prowadząc samodzielnie przez kilkanaście godzin wypożyczonego busa, ledwo widzi na oczy i błagalnym wzrokiem prosi, aby go odstawić w jakieś miejsce, w którym mógłby się przespać. :ziew: :ziew: :ziew:

Historia Łotyszy zasługuje według mnie na oddzielne opowiadanie, bo jest tego warta. :-)
Wszystko zaczęło się od niejakiej magic, która pełni odpowiedzialną funkcję na MJJForum Europe. Magic pogilgotana przez Małego Diabełka, :diabel: napaliła się na naszą imprezę jeszcze na wiele tygodni przed. :dance: Opowiadałyśmy jej o naszych akcjach i naszych MJówkach w samych superlatywach, więc magic coraz bardziej nie mogła sobie wyobrazić, że kolejne urodziny Micheal’a (i to jakie!) spędzi w domu, ze swoim chłopakiem, sącząc drinka przed telewizorem. :picie:
Powiedziała „nie” i tego trzymała się do końca. japrosic
Mimo, że podobnie, jak większość polskich MJówek, również i fani łotewscy muszą liczyć każdy grosz, udało się magic skompletować kilkuosobową grupę, która zrzuciła się na busa i na paliwo TYLKO po to, aby wziąć udział w naszym MJowisku. Według mnie to cudowne. :love:
Oprócz fanów z Łotwy, namówiła również dwóch Litwinów. Niestety, w chwili, gdy mieli ich odebrać, okazało się, że Ci…. zapomnieli paszportów, więc trzeba ich było zostawić na Litwie :-/
Z informacji, które Kinia otrzymała jeszcze po południu, wynikało, że Litwini, po paszporty wrócili i mimo solidnego opóźnienia, próbowali się do nas dostać- niestety nie udało im się to  :smutek:
Na szczęście dotarli Łotysze, którzy okazali się być grupą uśmiechniętych od ucha do ucha i szalenie sympatycznych ludzisków. Uwielbiam takich szaleńców- chapeau bas. :hug:

A wracając do sobotniego wieczoru….
Kierowcą, który dowiózł łotewskich fanów na miejsce, był właśnie chłopak magic- Ivers.
On również jest fanem Michael’a i również chętnie pobawiłby się z nami, ale niestety, po prostu i zwyczajnie- nie miał siły. :ziew:
Chłopak wykonał kawał dobrej roboty, poświęcając swój weekend na to, żeby inni fani mogli spędzić miło wieczór- czyż to nie piękne? :-)

Ponieważ zmęczenie Ivers’a było do przewidzenia, nasza Kochana Matka MJówka, z góry zapowiedziała, że udostępni swoją chałupę, aby chłopak mógł wypocząć przed podróżą powrotną. Ivers okazał się być tak zmęczony, że nawet nie chciał ryzykować jadzą swoim samochodem do domu Kini- pojechaliśmy zatem jednym samochodem.
Ivers mimo szczerych chęci, ledwo trzymał oczy otwarte, ale postanowił, że zachowa twarz do końca. ;-)
Co prawda, mocno mu to utrudniałam, bo po dojechaniu do domu Kini, okazało się, że….
Zapomniałam kluczy od chałupy (pierdoła po raz drugi :wariat: ). Wracamy, Ivers już odlatuje. :ziew: :ziew:
Wpadam do klubu, biorę klucze i pędzę do samochodu. Odjeżdżamy.
W międzyczasie, Ivers, po raz pięćdziesiąty ósmy, pyta mnie, czy ich samochód jest bezpieczny tu, w środku miasta :nerwy: - jest pożyczony i gdyby cokolwiek mu się stało, to oni będą musieli za niego płacić. Za każdym razem odpowiadam „spoko- tu jest bezpieczny”. Nie mogę się nadziwić niepewności chłopaka, ale w sumie, to chyba miał jakieś przeczucie…. ;-)

Odwożę Iversa. Zostawiam go ze swoim telefonem oraz planem działania, na wypadek, gdyby wypoczął szybciej i chciał, abym po niego przyjechała i zawiozła go na imprezę.
Wracam do klubu- zabawa na całego. :dance: :mj:
Z rozkoszą siadam przy stoliku, Aneta podsuwa mi soczek pomarańczowy- :piwo: po całym dniu biegania, smakuje, jak nektar bogów…. :mniam:
Czuję to miejsce, zaczynam się wciągać w rytmy….
Ni stąd ni zowąd pochyla się nade mną Kinia szepcząc do ucha, że trzeba działać, bo…. :szepcze:
Nie ważne „bo co?”- to niech pozostanie naszą zakulisową tajemnicą ;-)
Ważne, że nagle znajduję się za konsolą- uwielbiam tę zabawę, zawsze marzyłam, aby grać jako DJ. :mj: Niestety ilekroć stojąc za plecami DJ’a zaglądałam mu przez ramię i próbowałam coś kombinować, zawsze dostawałam po łapach. :-/ A to jest takie fajowskie….! :luz:
Tak więc, ku mojej ogromnej uciesze, na pewien czas, z M.Dż.*’ej, stałam się DJ’em. :muzyka:
Moja radość trwała jednak krótko, bo znów z pewnych powodów (i znów, niech one pozostaną między MJówkami- Zakuliskami ;-) ) Kinia zaczęła szarpać mnie za rękaw, że musimy jechać do domu po :szepcze: i po :szepcze:

Zatem w drogę. Dobrze pamiętam, to było o 23:40.
Wpadamy do domu Kini, Ivers śpi jak dziecko- trochę hałasu zrobiłyśmy, ale jemu to nic a nic nie przeszkadza :party:
Kicia Kini, jest w wniebowzięta, że pańcia w końcu wróciła do domu, ale trzeba było zobaczyć jej minę, kiedy zgarnąwszy wszystko po, co przyjechałyśmy, odwróciłyśmy się na pięcie i pognałyśmy dalej. :-o
No tak, trzeba było się śpieszyć, bo już za chwilę północ, więc tort urodzinowy czas było kroić. :-)

Wpadłyśmy do klubu za pięć północ, barmani już przygotowali tort i szampana, tudzież wszystko, co potrzebne, aby się nimi nacieszyć (tortem i szampanem, a nie barmanami, rzecz jasna :wariat: ).
I wtedy nadejszla wiekopomna chwiła. :party:
Kinia, ubrana, jak na MJówkę_Głównodowodzącą przystało, w biały mundur, zaprosiła wszystkie MJóweczki do sali, nazwijmy to „barowej”, aby odśpiewać co należy, tudzież poczęstować wszystkich tortem i szampanem. :picie:
Nie wiem dlaczego na mnie, ale jak zwykle w wyniku „spontonu”, to na mnie padło, aby powiedzieć coś mądrego, z okazji krojenia tortu. :wariat: Mówić mi się (jak zwykle zresztą :-/ ) udało, gorzej z definicją pojęcia „mądrze”. Pozostawmy to tak, jak jest, czyli bez komentarza. :wariat:

Po moim jakże uroczym bla bla bla, nastąpiło odśpiewanie „Happy Birthday” oraz ze względu na obecność naszych gości z zagranicy, jedynie króciutkiego „Sto Lat” w języku polskim. Na szczęście, bo gdybyśmy się rozśpiewali tak, jak w latach ubiegłych, to pewnie zasnęlibyśmy na śpiewająco ;-)
Oczywiście, mieliśmy namacalny dowód tegoż jubileuszu, w postaci kaem’a, który przecież jest naszą jubileuszową maskotką, bo swoje urodziny obchodzi dokładnie tego samego dnia co nasz Michael. :cool:
Dlatego właśnie, nasze pięknie odśpiewane „Happy Birthday” nie było, jak na całym świecie, skierowane w sufit, a do konkretnej istoty żywej, z krwi i kości. :-)
Happy Birthday, Krzysiu :calus:
Wystrzały korków od szampana i krojenie tortu. :piwo:
Korzystając z nieśmiałości Krzysztofa, tudzież z tego, że wszystkie oczy skierowane są w naszą stronę, dokonałam aktu psychicznej przemocy na jego osobie prosząc go ładnie ( :diabel: ), aby to on pokroił pierwszy kawałek tortu. Jakoś poszło, proces destrukcyjny dokończyłam już ja.
Rozbawił mnie widok niektórych MJóweczek oczekujących na swój kawałek tortu. :nerwy:
Było go aż nadto, jednak ze względu na różne smaki poszczególnych „pięter”, tudzież rozmaitą dekorację, każdy miał swoje preferencje. Jeden czekał na lukrową różyczkę, inny wolał kandyzowane owoce, a inny najchętniej by je komuś oddał. Nie ma to jednak, jak Ryan, który czekał na tort śmietankowy- czekoladowego nie chciał, bo jak stwierdził…. on „nie lubi czarnych”. No kochany on jest, naprawdę. :smiech:

Po zjedzeniu tortu i obaleniu kilku litrów szampana (ekhm! No dobra- wina musującego ;-)), zabawa wróciła do swojego pierwotnego rytmu. :dance:
W końcu, dane mi było się napatrzyć, napodziwiać, naelektryzować muzyką i całą atmosferą. :muzyka:
Bo czyż jest, dla fana Michael’a coś piękniejszego, jak grająca w jakimś klubie muzyka naszego Króla i widok szalejących w jej rytm ludzi? :love:
Dla mnie osobiście, to wielka radość w sercu. No…. I pewnego rodzaju duma również. :cool:
Mało tego wieczora tańczyłam, bo zwyczajnie dopadło mnie zmęczenie. :surrender:
Jednak patrzeć na bawiące się MJówki mogłabym godzinami.
Patrzeć, patrzeć, patrzeć…. :happy:
Ileż my mamy talentów, to aż trudno zliczyć. Jeden świetnie tańczy technicznie, :luz: inny cudownie czuje muzykę, :mj: jeszcze inny potrafi stworzyć własną niepowtarzalną interpretację tego, co słyszy. :dance: Boskie! Michael byłby z Was naprawdę dumny. :-)

I nadeszła pora na konkursy. :cool:
Najpierw konkurs wokalny. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego billie_jean, nie zaśpiewała jednak swojej ulubionej piosenki…..?
Kasiu, wiesz sama- „przygoda, przygoda, przygoda….” :smiech: To genialny utwór, szczególnie, w Twoim wykonaniu (pozdro dla kumatych ;-) ).
Po długich okrzykach publiczności „Billie Jean! Billie Jean!”, po przedłużającym się chowaniu onieśmielonej artystki za moimi plecami, tudzież po wielokrotnych pertraktacjach stało się coś dla mnie do dziś nie zrozumiałego. :wariat:
Kasia, odwróciła kota ogonem i stwierdziła, że jak „Billie Jean”, to ja to mam zaśpiewać. :nerwy:
Ups!
Jejku, jak ja bardzo chciałam wziąć udział w tym konkursie….
Niestety gardło wzięło sobie wolne, a głos pojechał na wakacje- zostałam sama ze swoimi chęciami. :nerwy:
No, ale! Żyje się tylko raz ;-)
MJówki są jak rodzina- pal sześć, jeśli od czasu do czasu sobie zaskrzeczę- miłość ci wszystko wybaczy, a jak nie, to trudno :party:
Poszło! „Billie Jean” zaryczałam- to tyle relacji z tego występu. :war:

Na kolejny ogień poszedł Mike, który podjął się karkołomnego zadania zaśpiewać „Blond on the Dancefloor”. Pod względem modulacji głosu i rozpiętości skali, to jedna z najtrudniejszych piosenek Michael’a, zatem brawa za odwagę, Mike.

Następnie, w występie pozakonkursowym, zaśpiewała Ania (dobrze pamiętam? Bo ja skleroza stara jestem… :wariat: )- swoje tłumaczenie „Little Susie”.
Uwielbiam ten utwór, budzi on we mnie niespotykane emocje, skłania do łez i refleksji. :love:
Duże brawa za tłumaczenie i za odwagę- śpiewanie a’capella to wcale nie łatwe wyzwanie. :-)

Na deser występ duetu zagranicznego, czyli LittleDevil from Austria and Nika from Israel!
Dziewczyny zarzekały się, że nie miały żadnych prób razem i że w ogóle, to one już teraz przepraszają, bo to będzie okropne itp. itd. ;-)
I było super! Klara na keyboard’zie odstawiała „Smile” tak, że nam wszystkim kapelusze z głów pospadały, a Nika…. Nika, to normalnie…. :love:
JEEEEJKU! Nika zaśpiewała swoją własną, jazz’ową interpretację tegoż utworu. :muzyka:
No, ja normalnie umarłam, a widziałam, że większość publiczności też długo nie mogła pozbierać swoich zębów z podłogi. :-o
To było coś! Kto nie był, niech żałuje- powtórki raczej nie będzie ;-)
Konkurs, oczywiście, wygrał nasz duet z zagranicy, bo nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej- naprawdę klasa, a jeśli rzeczywiście coś było nie tak, jak sądzi Klara, to nasze zwichnięte uszy na pewno tego nie wyłapały- możesz być pewna :-)
Potem był bis, do którego śpiewania (o zgrozo! :wariat: ), dziewczyny zaprosiły mnie :smiech: Tak więc, bis został wykonany w trójkę i nie był już taki przyjemny dla ucha, ale co mi tam- nie ja go słuchałam :party:

No i kolejny konkurs, równie emocjonujący, a mianowicie konkurs tańca. :mj:
Jako pierwszy, scenę rozgrzewał Mazi, który to poprzesadzał towarzystwo tak, żeby móc tańczyć do obrazu w antyramie, który, jak stwierdził, mu zamiast lustra wystarczy :party:
Mazuniu Kochany, Ty mi powiedz, co Ty tam takiego w tych lustrach widzisz, bo mnie to strasznie intryguję, a widzę, że one Ci faktycznie jakąś nieludzką siłę dostarczają ;-)
Mazi, jak zwykle dał niezły popis tańca, choć z pewnością lepiej by wyglądał, gdyby dane nam go było oglądać od przodu, a nie od tyłu, tudzież boku ;-)
Niemniej jednak japrosic

Kolejnym uczestnikiem konkursu był Mike, który, jak zwykle, gdy tańczy mnie zadziwił. :-o
Pomijam pomysł z koszulką, który choć wydawać by się mógł banalny, jest po prostu genialny i doskonale zagrany. To, co mnie naprawdę ujmuje w Twoim tańcu, to lekkość z jaką wykonujesz niektóre kroki i sposób, w jaki czujesz muzykę. :mj:
Chłopie! Mało który biały fan Michael’a to potrafi. :-)
Dla mnie bomba- zdecydowanie najlepszy występ tego wieczoru.
Zachęcam Cię, Mike, do dalszych ćwiczeń i rozwijania się w tym kierunku, bo jesteś naprawdę dobry i obiecuję Ci, że wiele jeszcze przed Tobą. Gratuluję! japrosic

I na koniec, Erwin vel 777.
Erwinie Drogi, Ty to wiesz, jak zrobić szoł :party: Nie wiem tylko, czy te trzy „7” w twoim nicku są na pewno szczęśliwe ;-)
Kto Erwina zna, ten wie, że to człowiek, któremu bateria się w zasadzie nigdy nie kończy, a jak się kończy to trzeba sprawdzić, czy na pewno jeszcze oddycha :smiech:
Erwin chciał stworzyć HIStorię, a wyszła mu krew na parkiecie.
Chociaż, gdyby się tak głębiej zastanowić, to w sumie Historię też, żeś , Chłopie stworzył ;-)
Dla niewtajemniczonych, napiszę tylko, że Erwin, brykając w rytm utworu „HIStory”, fajtnął na kolana wczuwając się w muzykę tak bardzo, że z całym impetem przyfasolił łepetyną w metalowy słupek, który się za nim znajdował.
Nie wiem, co czuł Erwin, ale mnie na sam widok powypadały wszystkie zęby. :wariat:
No, ale Erwin, jak to Erwin- pognał dalej :party:
Zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy strużka krwi zaczęła mu zamazywać obraz, co spowodowało, że chłopak miał ograniczoną widoczność. W takich warunkach faktycznie nie da się tańczyć, trzeba było przestać.
:war: Muzykę wyłączono, Erwin pognał do sali barowej, za nim Mazi.
Salę zalała konsternacja, bo w zasadzie nikt jeszcze nie ogarniał tego, co się stało- wielu nawet nie zauważyło, KIEDY to się stało. :podejrzliwy:
Anetka ratuje sytuację swoim bla bla bla, próbuje wyciągnąć kolejnych chętnych do konkursu, ale teraz to już chyba wszyscy się boją. :nerwy:
Jej wzrok pada na mnie, wciąga mnie, :rocky: Matisse J. równie rozkazującym tonem nakazuje mi wejść na parkiet i tańczyć :mlotek: - ja nie chcę, nie mam dziś siły.
Z opresji wyrywa mnie Kinia, która podbiegłszy, pochyla się nade mną i szepce: „trzeba Erwina zawieść na pogotowie”. :szepcze: Lecę. :luz:

Skompletowaliśmy reprezentację na pogotowie- jedzie oczywiście Erwin, któremu Mazi wykombinował zimny okład na głowę, jedzie Kinia, jedzie Zelia (przepraszam Zelio, że nazwałam Cię per „pani”- takie małe faux-pas, o tej porze czasem mi się zdarza :wariat: ) no i ja, jako kierowca mojej rajdówki- Ford Sierra, 1.8, rocznik ’85, wcześniej przez billie_jean zwanym „Speed Demon” :cool: (bez sarkazmów proszę ;-))
Na pogotowie dojechaliśmy bez problemów, w czym absolutną zasługę miała Zelia, która co do kropeczki mówiła mi, jak mam jechać. japrosic
Erwin dostawał już skurczu karku, bo ileż można siedzieć z ręką do góry, a głową do dołu? ;-)
Wpadliśmy na pogotowie i tu zdaliśmy sobie sprawę z naszego wyglądu: Erwin ewidentnie dał komuś w papę, ale dostał zwrotkę, :rocky: Kinia uciekła z jakiegoś wesela, :mj: ja z jakiego balu przebierańców, :dance: a jedynie Zelia wyglądała, jak człowiek, którego bez przeszkód można zaliczyć do grona normalnych. :war:
Nic to, w sumie jesteśmy MJówkami, nasza inność jest na miejscu dziennym. ;-)

Na pogotowiu, same „miłe” przeżycia. :-/
Pani w recepcji nas zabiła swoim podejściem do sprawy i pytaniami. Najpierw zakwalifikowała Erwina do grupy „bójki”, :wariat: a potem domagała się od niego wszelkich możliwych danych- czekaliśmy tylko na pytanie dotyczące obwodu klatki piersiowej jego dziewczyny- chyba nic by nas już nie zdziwiło :-/
To nic, że chłopak zalewa się krwią, bo czerwona strużka już dawno zaczęła przebijać się przez zimny okład, to nic, że nie wiadomo, czy zaraz nam przed tym okienkiem nie fajtnie- pani musi mieć dane. :mlotek: Stwierdziliśmy, że już lepiej umrzeć od razu niż się leczyć. :-/
Potem jeszcze Erwin ostatnią wolną ręką, którą miał, musiał zanieść kartę pacjenta do gabinetu, bo pani miała ważniejsze sprawy na głowie. :war:
Kiedy tak sobie siedzieliśmy w poczekalni i zapoznawaliśmy się z dwoma panami, którzy zalewali się łzami jeden, bo miał złamany palec, a drugi, bo miał zostać hospitalizowany, doszliśmy do wniosku, że nasz Erwin, choć szalony, to jednak dzielny jest :party:
Potem wizyta w gabinecie, w której Erwinowi towarzyszyłam.
To tu padło ze strony pana doktora pytanie (O rany! A jednak padło! :-/ ), czy nastąpiła utrata świadomości i czy nie ma zamroczenia. Tu również Erwin pozbył się kilku kępek włosów, które pielęgniarka mu wygoliła, :nerwy: aby odsłonić ranę. Również tu, Erwin zapytał mnie, czy rana jest duża, a ja odpowiedziałam „coś ty!”. :party:
No więc, Drogi Erwinie, teraz zapewne szwy masz już zdjęte, więc prawdę mogę Ci powiedzieć ;-) Tak naprawdę miałeś w głowie dziurę na jakieś 15 cm, zupełnie, jakby Ci ktoś niemałych rozmiarów siekierką w łepetynę przyłożył :wariat:
Do wesela się, w każdym bądź razie, zagoi ;-)
Po wstępnej diagnozie, pan doktor wysłał jeszcze Erwina na zrobienie kilku zdjęć rentgenowskich, na których wyszedł (Erwin, nie pan doktor) wyjątkowo urodziwie. :smiech: (może będzie więcej czsu, aby jedno z nich tutaj zamieścić :party: )
Potem jeszcze szycie, gustowny opatrunek i powrót na imprezę, gdzie Erwin witany był przez wszystkich niczym bohater wieczoru, bo i wyglądał, jak weteran wojenny :war:

Uffff! Mogę spokojnie usiąść….
Udało mi się przeprowadzić kilka bardzo sympatycznych rozmów z moimi znajomymi MJówkami, ale również poznać kilku nowych fantastycznych ludzi. :-)
Cudownie wspominam choćby rozmowę z Niką, która okazała się być bardzo ciepłą, serdeczną, inteligentną i niesamowicie bystrą osobą. Pozdrowienia i uściski dla niej. :hug:
Zaczynałam właśnie upajać się atmosferą MJowiska, kiedy podeszła do mnie MJówka łotewska, magic z informacją, że dzwonił Ivers- jest już wyspany, gotowy do drogi. :happy:

Zabieram się zatem znów w drogę- jadę po Iversa. Faktycznie, dziś wygląda zdecydowanie lepiej niż wczoraj- widać, że nie tylko patrzy, ale i widzi ;-)
Mieliśmy kilka minutek, aby sobie porozmawiać- w końcu mogę choć trochę poznać tego, z pewnością, wartościowego człowieka.
Dojechaliśmy do „After Dark’u”- tu dopiero Ivers może poznać kilka nowych MJówek. Jednocześnie daje znać swojej ekipie, że czas się zbierać do domu- rzeczywiście, jeśli chcą dotrzeć do Rygi na 20-ą tak, jak planują, trzeba się niestety żegnać. :smutek:
Pożegnanie, jak zwykle, nie należało do najmilszych chwil tego wieczoru, ale niestety wszyscy rozumieją, że czas biegnie nieubłaganie i co dobre, zbyt szybko się kończy.
Kilka ostatnich uścisków- mimo zmęczenia, Łotysze zapewniają nas, że spędzili cudowny wieczór, poznali wielu ciekawych ludzi i chcieliby do nas dołączyć również w przyszłym roku. Na samą myśl cieszę się, jak dziecko. :happy:
Póki co, czas powiedzieć sobie pa pa- szkoda. :surrender:

Nasze MJówki polskie też po mału zaczynają myśleć o powrocie do domów, zaczynają krążyć informacje nt. rozkładu pociągów do poszczególnych miast. :szepcze: W lokalu zaczyna robić się wyraźnie puściej, ciszej i jakby smutniej. :-/
W chwili, gdy chcę wysączyć kolejny soczek, napada na mnie Kinia z informacją, że i na nas przyszedł czas. Tak szybko….?  :-o Przecież ja dopiero zaczynam się bawić…..
Trudno- mus to mus, nie ma zmiłuj. :war:
Zbieramy się wszyscy z klubu, zastanawiamy się, jakim cudem mamy zmieścić 6 osób do jednego samochodu? :knuje:
Ale co tam- nie ma rzeczy niemożliwych- mój Speed Demon, choć siadł, jak Ferrari z Formuły1, zmieścił wszystkich „bez problemu”. :wariat: Jedynie Aneta musiała położyć się jak długa, na kolanach billie_jean, Kini i Rafała, Matisse J. i ja jedziemy z przodu- po raz kolejny cieszę się, ze to ja jestem kierowcą, ale i trzymam kciuki, żeby nie zgubić jakiegoś elementu podwozia, jak to mi się już wielokrotnie zdarzało przy takich baletach ;-)
W domu, okazuje się, że Aneta i Matisse J. przyjechały jedynie po to, żeby wziąć swoje rzeczy i że ich pociąg odjeżdża za 26 minut :-/
Zatem- jazda nazad. :dance: Tym razem odwożę dziewczyny na dworzec, zamieniając się w prawdziwego demona prędkości, żeby nie powiedzieć pirata drogowego- złamałam chyba wszystkie przepisy, jakie na drodze dom Kini- dworzec Łódź Fabryczna, obowiązywały. Mam tylko nadzieję, że w niedzielę, o godzinie 6 rano, mało komu to przeszkadzało. :nerwy:

Po powrocie do domu Kini, zastałam zwalisko ludzi zaliczających tak zwanego zgona. :ziew: Jedynie billie_jean rozsądnie położyła się spać, dwóch osobników (że nie będę wymieniać z nazwiska, wszystko i tak widać na zdjęciach ;-)) leżało w jakiś z pewnością mało komfortowych pozach na rozłożonej i na wpół pościelonej wersalce, a reszta bez życia legła na podłodze, część w śpiworach, część tak, jak stała. :wariat:
Tej nocy spałam sama- nie wiem, co między nami zaszło, że Kinia nie chciała już więcej spać ze mną :party:
Kicia, tym razem, spała w szafie ze szkłem, ponieważ weszła do niej w celach eksploracyjnych, po czym przypadkowo została w tejże szafie zamknięta przez jakąś nogę (bodajże Schmittka, ale nie dam głowy :wariat: ). Obudziła wszystkich wczesnym rankiem, kiedy zaczęła przeżywać depresję klaustrofobiczną z powodu ciemności i samotności w zajmowanym przez siebie miejscu. :wariat:

Nad ranem, znów królowała kicia, która z całą stanowczością domagała się ode mnie, abym wpuściła ją do jej ulubionej wersalki. :mlotek: Ustąpiłam, bo i co miałam zrobić- z kotami się nie dyskutuje ;-)
Kiedy stanęłam na nogi, Kinia już dyskretnie buszowała po domu, próbując normalnie funkcjonować i starając się zarazem nikogo nie obudzić.
Wkrótce potem zarządziłyśmy generalną pobudkę. :war:
Sporo czasu upłynęło, zanim wszyscy zaczęliśmy wyglądać jak ludzie. Pierwsza kawa, potem śniadanie- wszyscy uśmiechają się w duszy, choć po naszych twarzach widać, jakbyśmy raczej umierali, niż przeżywali okres niezapomnianych radości. :ziew:

Trudno pisać o wszystkim, co działo się pomiędzy pobudką, a wyjściem na miasto. Nie działo się wtedy kompletnie nic konstruktywnego, choć to „nic” zajęło nam całą wieczność. :wariat:
Wojsko zebrane do kupy, więc pada decyzja o zjedzeniu obiadu (tak, tak- właśnie tyle zabrało nam tego ranka myślenie ;-)).
Strategia jest prosta, jak konstrukcja cepa- jedziemy w stronę Piotrkowskiej, tam parkujemy samochody i znajdujemy, jakąś restaurację, która by nam wszystkim odpowiadała. Kilka Mjówek z góry błagało, żeby nie była to pizza, bo one już pizzy nie mogą.
:nerwy: OK.- grupa się zgadza, nie ma problemu. :-)
Po zwiedzeniu ulicy Piotrkowskiej wzdłuż, wszerz i w poprzek oraz obejrzeniu jadłospisów połowy lokali w okolicy, stwierdziliśmy, że z pewnych powodów (;-)) nam one nie odpowiadają.
Pada decyzja, że jednak pizza nie byłaby taka znów zła, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę wszelkie „za” i „przeciw”, czyli smak vs. cena. :wariat:
Koniec końców, lądujemy w pizzerii „da Grasso”, gdzie pizza jest naprawdę przednia, a ceny bardzo niewygórowane.
Jest nas siódemka (siadeh_, LittleDevil, billie_jean, kaem, Majkel, Schmittko i ja, czyli M.Dż.*). Nie ma mocnych, nawet najmniejsze pizze są w tym lokalu pokaźnych rozmiarów, więc postanawiamy kupić jedną sztukę na dwie osoby. Jedna osoba pozostaje bez pary, czyli ja- nie szkodzi dam radę ;-) Okazało się, że z pomocą przyszli mi jeszcze kaem i Schmittko- prawdziwi dżentelmeni- to lubię :party:
W tym czasie, zaczynała nas dopadać druga faza śpiączki, :ziew: Majkel stwierdził, że nie da rady z nami dłużej (a niby dlaczego? :party: ) i musi jechać do domu się przespać. Jednocześnie trwało esemesowe umawianie się z drugą częścią MJówkowej załogi, która nocowała u Marty, na wieczorne spotkanie- jedynie przy kawie, bo balować nikt już nie miał siły. glupija

Zatem postanawiamy, że odwozimy Rafała na dworzec, co by się chłopak sam po mieście nie pałętał, Matka_MJówka by na to nie pozwoliła, a potem jadziem na spotkanie z MJówkami. :piwo:
Najedzeni, napici i nieco już przypominający warzywa, wsiadamy do samochodów, ruszamy, po czym odzywa się telefon Kini…. kaem dzwoni. :podejrzliwy:
„Pogięło chłopa? Stęsknił się za nami już po dwóch minutach?”- pomyślałam.
Kinia przekazuje nam informację- jadąc za nami Klara nic nie widzi, bo…. ukradli jej lusterka :-/
OK. Jedziemy wolno tak, żeby zaoszczędzić dziewczynie piruetów, bo bez lusterek bocznych faktycznie trochę, jak bez ręki. :war:
Dojeżdżamy do dworca, Klara cała się trzęsie, odpala papierosa za papierosem- trudno się jej dziwić. Ja też się trzęsę, ale raczej dlatego, że bym sukinkotowi nogi z czterech liter powyrywała- mam alergię na złodziei. :war:
Po krótkiej naradzie, ustalamy plan działania- zostawiamy Rafała i pędzimy na posterunek policji, a potem robić rozeznanie możliwości kupna lusterek- przecież Klara musi jeszcze wrócić do Austrii, a w dłuższą drogę to nie bardzo wiadomo, jak bez tych z pozoru błahych szkiełek jechać. :nerwy:

OK. Zajeżdżamy pod komisariat. Kilka MJówek pozostawiliśmy na czatach, bo przecież nie wiadomo, co jeszcze mogłoby się polskim złodziejom przydać- obawiam się, że wiele. :-/
Krzysztof, Klara i ja lecimy na posterunek złożyć doniesienie o dokonaniu przestępstwa. :war:
Nerwy nam po mału puszczają, zaczynamy się bardziej śmiać, niż wkurzać. :smiech: Z czasem zaczniemy wyglądać, jak osobniki po wypaleniu niemałej ilości trawy, choć jak babcię w kapciach, niczego żeśmy nie palili ;-)
Państwo na komendzie okazali się kontrastami w stosunku do łódzkiej służby zdrowia.
Byli bardzo rzeczowi i sympatyczni- potraktowali nas poważnie, chociaż chwilami zastanawiałam się, jaką oni mają gwarancję, że nie robimy ich w jajo? :party:
Po spisaniu protokołu oraz oświadczenia Klary, po ubawieniu się po pachy, pstryknięciu kilku zdjęć na komisariacie i bezowocnej próby wyduszenia od pana policjanta, gdzie by tu można swoje własne lusterka odkupić, :mlotek: ruszyliśmy z powrotem.
Wszystko to trwało jednak tak długo, że zrezygnowaliśmy już ze spotkania z pozostałymi MJówkami. Nie mieliśmy już siły na mocne wrażenia. :ziew:

W międzyczasie postanowiliśmy jednak, że ten dzień, który się tak dziwnie zaczął, trzeba zakończyć równie dziwnie. :picie:
Może nie zabrzmi to zbyt pedagogicznie, ale mieliśmy tak wszystkiego dość, że stwierdziliśmy, że mamy ochotę się zwyczajnie uwalić, jak meserszmity.

Kierunek „Tesco”. Tu działy się takie sceny, że trochę się boję opowiadać ze szczegółami. Myślę, że wszyscy uczestnicy tychże zakupów woleliby, aby większość szczegółów tej wycieczki pozostała między nami. :nerwy:
Kilka „screen-shot’ów”:
- Schmittko z kaem’em szarpią się wózkiem- nie pytajcie po co, nie to jest istotą sprawy :wariat:
- Klara próbuje sprayu do włosów, bynajmniej nie na włosy glupija
- ja przymierzam koszulkę, która mi przypadła szczególnie do gustu, ale jest w rozmiarze 12 (sama noszę 42) :mlotek:
- moon-walk z koszykiem, w dziale z wodą mineralną, to był genialny pomysł :mj:
- Schmittko zaiwania komuś wózek, choć ma pełną świadomość, że nasz jest ten, którym opiekuje się właśnie kaem. Jego mina, kiedy mówił z satysfakcją, że zwinął komuś wózek, mnie zabiła. :party:
- kaem zachwycony „swoją kiełbaską” miał minę nie mniej genialną. :cool:
- „Jam, jam, there comes the man”- piłki do koszykówki leżały w najmniej odpowiednim miejscu, bo aż się prosiły, żeby ich użyć :luz:
- końcowa zabawa w kowbojów w dziale z owocami podobała mi się najbardziej- szczególnie strzelanina z użyciem bananów i pozorowany atak orzechami włoskimi :happy:
- siadeh_ próbuje pozbierać swoje dzieci do kupy, ale nijak jej to nie wychodzi- jesteśmy rozbisurmanionymi bachorami (trzeba było nas lepiej wychować, Mamo nenene )

Warto wspomnieć również o tym, co mogliśmy zrobić, ale nie zrobiliśmy: :knuje:
- nie turlaliśmy słoikami z sosem słodko-kwaśnym, chociaż mieliśmy na to wielką ochotę :-)
- nie rzucaliśmy się konserwami z przecierem pomidorowym, chociaż wydawały się do tego stworzone :wariat:
Czy było coś jeszcze czego NIE zrobiliśmy, choć mieliśmy na to ochotę? Siostry? Bracia? Pomóżcie! :nerwy:

Po opuszczeniu sklepu, jako ostatni klienci, zastanawialiśmy się, czy dane nam będzie znaleźć jakiś działający wyjazd z parkingu. Nie udało nam się znaleźć żadnego dzyndzelka, dzięki któremu odzyskałabym swoją jedno złotówkę z wózka, zatem postanowiliśmy, jak to wcześniej napisała billie_jean, wyzwolić chociaż ten jeden wózek z opresji właściciela supermarketu. :wariat: Zostawiliśmy gostka na środku parkingu krzycząc „Run, baby! Run!”, a on jedynie zatoczył kilka kółek i podjechał do nas. Najwyraźniej nas polubił :party:
Po okrążeniu CAŁEGO parkingu, w poszukiwaniu wyjazdu, natrafiliśmy po drodze na naszego przyjaciela, wózek. Kiedy my zajęci byliśmy podpychaniem naszego kolegi, zderzakiem, w stronę wyjścia, samochód Klary, dzięki parkingowym wybojom, przechodził właśnie krótki kurs lotów podniebnych. :wariat:
Nie ma co- jeszcze żeśmy nic nie wypili, a było fajnie :luz:

Wieczorem….
I tu nastąpi wielokrotny wielokropek, bo to zdecydowanie nie powinno wyjść poza nasze grono ;-)
A więc:
….
….
….
….
….

Następnego dnia rano, Kinia miała iść do pracy, co ku mojemu ogromnemu zdziwieniu bez oporów uczyniła. :-o
Reszta obudziła się tak naprawdę dopiero wtedy, gdy Kinia zadzwoniła do nas z pracy. :ziew:
Kicia Kini, oczywiście, próbowała dopominać się o swoje tapczanowe prawa, ale tym razem, z jakichś niewyjaśnionych powodów, pozostawałam głucha na jej miauczenie. :picie:
Ostatecznie dziewczyna postanowiła spędzić resztę poranka w łazience, co w pewnym momencie o mało jej nie zabiło (a dokładnie wtedy, gdy zobaczyła nagiego kaem’a i niczym kula armatnia wyleciała z przerażeniem przez okienko lądując na moich plecach- ku przerażeniu nas obydwu zresztą). :smiech:

Z rana, nic nie miało u nas takiego wzięcia, jak arbuz :party:
Bosz…. Ależ on nam tego ranka smakował…. :mniam:
Ranka, jak ranka- to było gdzieś tak ok. 12-ej, kiedy zaczęliśmy przypominać ludzi.
Moje początkowe plany, aby wyjechać z Łodzi ok. 10-ej z przyczyn oczywistych, legły w gruzach ;-)
Problem polegał na tym, że trzeba było jeszcze wykombinować jakieś lusterka dla Klary, żeby ta mogła spokojnie wrócić do domu.
Z pomocą przyszła nam Marta vel mystery , która dzielnie wyszukała skądś trzy miejsca, w których takie rzeczy można by było kupić.
Postanowiliśmy zatem, że zostawiamy część i tak ledwo żyjącej ekipy w domu, a wraz Klarą i billie_jean jedziemy do Marty po adresy, no i po Nikę, która u niej gościła.

I tu kolejna niespodzianka :-/
Okazało się, że mój stojący pod blokiem samochód został doszczętnie splądrowany- złodzieje w poszukiwaniu radia i dokumentów, wywalili wszystko do góry nogami, na szczęście nie niszcząc niczego. Ukradli niewiele, bo dwa żetony do wózka w supermarkecie :wariat:
Serce mi na chwilę stanęło, bo przypomniałam sobie, że w bagażniku miałam keyboard, na którym dzień wcześniej grała Klara. Keyboard nie mój, lecz pożyczony od Anety z pracy. :nerwy: Zaglądam- jest. Uff! Te złodzieje to jednak pierdoły saskie były, bo nic tak łatwo się w moim samochodzie nie otwiera, jak właśnie bagażnik :smiech:
Nic to- przywykłam do wizyt intruzów w swoim samochodzie.
Posprzątałam i ruszyliśmy w drogę. :cool:

Mimo, że Marta z założenia miała się w tym czasie uczyć do ważnego i niełatwego, jak mniemam, egzaminu (by the way- Marto, jak tam poszedł Ci czwartkowy egzamin? :-) ), postanowiła nam maksymalnie pomóc i pokierować nas do pierwszego ze wskazanych sklepów, w którym mieliśmy nadzieję kupić lusterka do Klary samochodu.
Panowie byli niesamowici- lusterek do Mercedesa 220, który się zresztą okazał Mercedesem 124 :smiech: , wprawdzie nie mieli, ale pan wykonał przy nas parę telefonów, wydał polecenie, aby „coś skołować” i kazał się nam skontaktować po 21-ej. Sam urok :wariat:
Wzięliśmy wizytówkę- może się nam przyda ;-)

Marty nie mieliśmy już sumienia ciągać po całej Łodzi- niech się dziewczyna uczy, szkoda by było, żeby nam się taki talent mjówczy zmarnował :-)
Odwieźliśmy ją do domu i ruszyliśmy w dalsze poszukiwania lusterek.
W kolejnym sklepie dowiedzieliśmy się, że istnieje możliwość zamówienia lusterek „na jutro”- tym razem chyba legalnie. Kolejna wizytówka do kolekcji, kolejne poszukiwania. :-/
W trzecim i ostatnim punkcie (dlaczego, to zawsze w tym ostatnim punkcie jest to, czego szukamy? :knuje: ) okazało się jednak, że lusterka są do kupienia od ręki :luz:
Raju! Kiedy wychodziłyśmy z dwoma lusterkami dzierżonymi w dłoniach i zwycięsko uniesionymi w górze, czułyśmy się jak zwycięzcy rajdu Paryż-Dakar. Taka mała rzecz, a jak cieszy :happy:

W międzyczasie, jako, że nic nie zapowiadało, że uda nam się tego dnia zakupić potrzebne lusterka, a wręcz zanosiło się na kolejny nocleg w Łodzi, Klara gorączkowo poszukiwała kogoś, kto mógłby się jeszcze przez ten dzień zająć jej psiulami. :nerwy:
Ja również dostałam błogosławieństwo Anetki, żeby zostać w Łodzi jeden dzień dłużej- ona zajmie się moimi potworkami. :calus:

Jednak, po tym niewątpliwie godnym odnotowania sukcesie, plany ni stąd ni zowąd się zmieniły- padło hasło: jedziemy wszyscy do Warszawy.
No…. No… Dobrze! Czemu nie? :wariat:

Po drodze do domu Kini, postanowiliśmy jeszcze wpaść na komisariat, aby dać cynk, że do mnie też się włamano i choć raczej nic mi nie zginęło, to czuję się w obowiązku poinformować nasze władze, że statystyki jednak są trochę przekłamane :cool:
Okazało się, że komisariat, na którym urzędują nasi wczorajsi „znajomi”, to nie jest komisariat „właściwy dla miejsca zdarzenia”.
Niemniej jednak, wręczyliśmy panom policjantom wizytówkę pana Czesia, który to obiecał nam skombinować lusterka na ten wieczór. Wizytówka na pewno bardziej przyda się panom z policji niż nam. :war:

Pojechaliśmy dalej, czyli do domu Kini, gdzie przysypiający kaem i Schmittko dowiedzieli się, że nie będą tej nocy nocować w swoich domach, jak do tej pory sądzili, lecz u mnie, w Warszawie. Mieli miny zdziwione, ale ich stan umysłu nie pozwalał na protesty ;-)

W międzyczasie wróciła Kinia, więc poszliśmy na obiad, którego z powodu ataków głupawki za nic nie byliśmy w stanie dokończyć.
:smiech:
Nadszedł czas pożegnań i to szybkich, bo zaczynało się już ściemniać, a ja po ciemku za kierownicą jestem średnio ten tego. :nerwy:
Smutne pożegnania- dlaczego one muszą mieć zawsze miejsce….?

Powrót z Łodzi do Warszawy okazał się najdłuższą podróżą, jaką odbyłam na tej trasie. :wariat:
To za sprawą mojego pilota, który dotychczas zawsze odznaczał się niebywałą orientacją w terenie i bystrością umysłu, jednak i jego dopadł kryzys, co wyraźnie dało się zauważyć. :smiech:
billie_jean, bo o niej mowa, miała nas poprowadzić do swojego domu, czyli przez tereny, których nigdy w życiu nie będę w stanie opanować- próbowałam wiele razy, ta część stolicy mnie zwyczajnie dobija i gubię się w niej zawsze, kiedy tam jestem. :war:
billie_jean prowadziła nas (a wraz z nami, jadący za nami samochód z drugą partią Mjówek_Niewarszawek) przez te gąszcze płynnie i zwinnie, aż do momentu, kiedy…. :wariat:
Nadszedł kryzys i to w sumie nikogo nie dziwi. Dziwi natomiast rozmiar tego kryzysu, ale mniejsza o to. Zwiedziliśmy cały Ursynów wzdłuż, wszerz i w poprzek, jeździliśmy tymi samymi ulicami w tę i nazad, pokładałyśmy się ze śmiechu, w konwulsjach wgryzając się w deskę rozdzielczą. :smiech: Nasze umysły zdecydowanie nie funkcjonowały poprawnie, ale była jedna rzecz, która interesowała nas bardzo- czy jadące za nami MJówki JUŻ się połapały, że nie mamy pojęcia dokąd jedziemy? :smiech:
Nevermind- po dwóch godzinach jazdy z Łodzi do Warszawy, przez kolejne dwie jeździliśmy po Warszawie, choć to wcale nie takie znowu wielkie miasto ;-)
billie_jean jesteś urocza- wiesz, że mimo Twoich kryzysów Cię uwielbiam :calus:

W moim domu, oprócz ukochanych psów, czekały na nas już Anetka i Matisse J., które nie mogły wyjść z podziwu, ile czasu można jeździć po Warszawie :party:
Posiedziały z nami krótko, bo w końcu zbliżała się północ, więc czas najwyższy był, żeby pójść spać. :ziew:

Czas najwyższy, czasem najwyższym, ale po wyjściu dziewczyn, trudno było się pozbierać.
Schmicio, który pod wpływem głośnej śpiewaniny w samochodzie, zaczął po mału się rozchorowywać, poprosił o kołderkę, jako pierwszy. Po zaaplikowaniu mu kilku leków z babcinej apteki, pozwoliliśmy mu zasnąć w spokoju. :szepcze:
Następnie kaem przyznał się, że trochę, jakby niedomaga fizycznie, więc i jemu daliśmy spokój. :war: A przynajmniej my- ludzie. Moje psy, w odróżnieniu od kici Kini, były wniebowzięte nowymi gośćmi, a tym bardziej, że kilkoro z nich spało na podłodze, więc stwarzali cudowny materiał do przytulania ;-)
Jagienka zadurzyła się (chyba z wzajemnością :wariat: ) w śpiącym na podłodze kaem’ie, a Bursztyn udawał, że jest głuchy w chwili, gdy Nika próbowała ściągnąć go ze swojego posłania. glupija Nota bene zasnęli razem ;-)
Przepraszam za moje zwierzątka- niektórych rzeczy wyperswadować im nigdy nie umiałam :party:

Nad ranem….
Cóż tu dużo pisać, skoro wtorkowy poranek to tylko wspólne śniadanie i kolejne pożegnanie?
W moim domu pozostały tego dnia tylko Matisse J. i Anetka. :smutek:

Cóż mogę w skrócie napisać?
Nie wiem, czy to, że spędziłam jedne z najweselszych dni w swoim życiu, cokolwiek odda z tego, co chciałabym przekazać….
Nie wiem, czy to, że napiszę, że brakuje mi Was, będzie wystarczające, aby Was przekonać, jak dobrze mi z Wami jest….
Anyway- jak to powiedział kiedyś Mazi, MJ Polish Team to fantastyczni ludzi i jedna wielka rodzina. :-)
Podziękowań indywidualnych, tym razem nie będzie.
Jest kilka MJówek wybitnie zasłużonych dla mojego dobrego samopoczucia i wierzę, że wiecie, o kogo mi chodzi. :calus:
Jest wiele MJówek, w towarzystwie których czuję się tak cudownie, bo to Wy tworzycie MJ Polish Family. :hug:
Są i tacy, których nie dane mi było poznać, ale wszyscy razem tworzymy MJ Polish Team. japrosic
Kiedy kilka lat temu, po raz pierwszy nawiązałam z Wami kontakt, nie przypuszczałam, że wytworzą się TAKIE przyjaźnie, że dane mi będzie spędzić z Wami TAK fantastyczne chwile.
A jednak….
DZIĘKUJE! :calus:

------------------------

Fakty oraz osoby przedstawione w niniejszym opowiadaniu są fikcyjne.
Wszelkie podobieństwa do postaci rzeczywistych są przypadkowe i niezamierzone….
Idę się leczyć…. :war:
Ale najpierw zrobię „X”…. :wariat:
"Everywhere I go
Every smile I see
I know you are there
Smilin back at me
Dancin in moonlight
I know you are free
Cuz I can see your star
Shinin down on me"
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Czytam i nie mogę zachować powagi, choć nie wiem jak bym się starał :surrender: .
Kasiu, ten kawałek z koszykiem to majstersztyk. Może mały kabarecik jako zadanie konkursowe w przyszłym roku?
I jeszcze jedno. Ważna informacja. Me and keam really are NOT two different people :smiech: .
Pozdrawiam wszystkich opisanych i nieopisanych, obecnych i nieobecnych na zlocie.
Awatar użytkownika
Majkel
Site Admin
Posty: 1450
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 17:59
Lokalizacja: z nienacka

Post autor: Majkel »

M.Dż.* pisze:Pomijając jedenastokilogramowego arbuza (bo mniejszych nie było, a krojonych nie zwykłam kupować :dance: )
ważył, ważył, tak :)
M.Dż.* pisze:oraz naszego spaceru po sklepie w celu odnalezienia swoich myśli (czyli, „po cośmy tu w zasadzie przyjechali?”), prawdziwym szokiem było poznanie nagiej prawdy z życia Rafała- czyli historii o chlebie. :nerwy:
Przewędrowawszy przez niemal wszystkie działy sklepowe i poszukując jeszcze w zasadzie nie wiadomo czego, Rafała olśniło- „to jeszcze chleba potrzebujemy!” :war:
Ja: „Mam Rafałku, mam. Wzięłam już.”- odparłam z satysfakcją :-)
Rafał (wyraźnie zdziwiony :podejrzliwy: ): „Wzięłaś? Nie widzę”
Ja: „No, nie chleb, ale bułki wzięłam”
Rafał: „A chleb?” :nerwy:
Ja: „A nie wolisz bułeczek? Myślałam, że są smaczniejsze….”
Rafała (zaglądając do wózka z miną spaniela): „Ale… To za mało będzie, nie?” :-o
Ja: „Spoko, Rafałku- wzięłam 8. Dla 4 osób na kolację powinno wystarczyć”- powiedziałam znów z satysfakcją, podziwiając swój geniusz i umiejętność kalkulacji. :wariat:
Rafał: „Ale…. Ja na samą kolację to pół, albo i cały bochenek zjadam :/” :-o
tu wnoszę poprawkę! tylko pół zjadam!
...
Awatar użytkownika
Mike
Posty: 1010
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:54
Lokalizacja: mam to wiedzieć?

Post autor: Mike »

M.Dż.* pisze:Na kolejny ogień poszedł Mike, który podjął się karkołomnego zadania zaśpiewać „Blond on the Dancefloor”. Pod względem modulacji głosu i rozpiętości skali, to jedna z najtrudniejszych piosenek Michael’a, zatem brawa za odwagę, Mike.
Hmm.. chciałem sie lepiej przygotować ale nie wyszło mi, zgubiłem z tremy lekko rytm, i no wszyło tak jak wyszło, ale dzięki za Brawa:D
M.Dż.* pisze:Kolejnym uczestnikiem konkursu był Mike, który, jak zwykle, gdy tańczy mnie zadziwił. :-o
Pomijam pomysł z koszulką, który choć wydawać by się mógł banalny, jest po prostu genialny i doskonale zagrany. To, co mnie naprawdę ujmuje w Twoim tańcu, to lekkość z jaką wykonujesz niektóre kroki i sposób, w jaki czujesz muzykę. :mj:
Chłopie! Mało który biały fan Michael’a to potrafi. :-)
Dla mnie bomba- zdecydowanie najlepszy występ tego wieczoru.
Zachęcam Cię, Mike, do dalszych ćwiczeń i rozwijania się w tym kierunku, bo jesteś naprawdę dobry i obiecuję Ci, że wiele jeszcze przed Tobą. Gratuluję!


W sumie to: Nie wiem co powiedzieć.... dzięki za dobre słowa, to dużo dla mnie znaczy M.Dż.* :)
"LIES RUN SPRINTS, BUT THE TRUTH RUNS MARATHONS"- Michael Jackson
Obrazek
http://www.youtube.com/user/ktossomeone
Awatar użytkownika
M.Dż.*
V.I.P.
Posty: 2792
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 11:50
Lokalizacja: gdzieś z Polski

Post autor: M.Dż.* »

kaem pisze:Czytam i nie mogę zachować powagi, choć nie wiem jak bym się starał :surrender:
Za małe chęci widzę :-/ Za małe chęci.... ;-)
kaem pisze:Kasiu, ten kawałek z koszykiem to majstersztyk. Może mały kabarecik jako zadanie konkursowe w przyszłym roku?
Jestem za, ale.... :knuje:
Najlepiej sprawdzamy się w grupie- takie MJówkowe Muppet Show :smiech:
kaem pisze:I jeszcze jedno. Ważna informacja. Me and keam really are NOT two different people :smiech:
Tiaaa.... Nie ładnie jest się, kaemie Drogi, tak podczepiać pod zasługi kolegi Krzysztofa. Oj nie ładnie.... :party:
Majkel pisze:tu wnoszę poprawkę! tylko pół zjadam!
No pewnie.... "Tylko" pół :party:
Mike pisze:Hmm.. chciałem sie lepiej przygotować ale nie wyszło mi, zgubiłem z tremy lekko rytm, i no wszyło tak jak wyszło,
Spoko Mike- trema bywa bardzo ciężka do przezwyciężenia. Kto się z nią zetknął wie, jak bardzo potrafi nam popsuć plany, zamrozić krew w żyłach, odebrać głos....
Zresztą, debiut masz już za sobą, a to ponoć najtrudniejsze doświadczenie ;-)
Mike pisze:Nie wiem co powiedzieć.... dzięki za dobre słowa, to dużo dla mnie znaczy M.Dż.* :)
Nie mi dziękuj, lecz Temu, Który dał Ci talent.
Ale pamiętaj, że ludzi z talentem rodzi się niemało, ale wielu swój talent zwyczajnie zaprzepaszcza.
Ty, według mnie, do takich nie należysz, więc trzymam kciuki, aby wystarczyło Ci sił i wytrwałości, aby gramolić się pod tę górkę.
Jestem przekonana, że warto. Powodzenia! :macha:
"Everywhere I go
Every smile I see
I know you are there
Smilin back at me
Dancin in moonlight
I know you are free
Cuz I can see your star
Shinin down on me"
Awatar użytkownika
Mike
Posty: 1010
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:54
Lokalizacja: mam to wiedzieć?

Post autor: Mike »

M.Dż.* pisze:
Mike pisze:Hmm.. chciałem sie lepiej przygotować ale nie wyszło mi, zgubiłem z tremy lekko rytm, i no wszyło tak jak wyszło,
Spoko Mike- trema bywa bardzo ciężka do przezwyciężenia. Kto się z nią zetknął wie, jak bardzo potrafi nam popsuć plany, zamrozić krew w żyłach, odebrać głos....
Zresztą, debiut masz już za sobą, a to ponoć najtrudniejsze doświadczenie ;-)
Mike pisze:Nie wiem co powiedzieć.... dzięki za dobre słowa, to dużo dla mnie znaczy M.Dż.* :)
Nie mi dziękuj, lecz Temu, Który dał Ci talent.
Ale pamiętaj, że ludzi z talentem rodzi się niemało, ale wielu swój talent zwyczajnie zaprzepaszcza.
Ty, według mnie, do takich nie należysz, więc trzymam kciuki, aby wystarczyło Ci sił i wytrwałości, aby gramolić się pod tę górkę.
Jestem przekonana, że warto. Powodzenia! :macha:
Dzięki wielkie, za słowa uzniania, napewno wykorzystam swój talent, i mam nadziję, i chce tego, aby ludzie mnie kojarzyli z człowiekiem utalentowanym, ale tez o dobrym sercu, niczym Michael Jackson, choć takiego drógiego nie będzie.
"LIES RUN SPRINTS, BUT THE TRUTH RUNS MARATHONS"- Michael Jackson
Obrazek
http://www.youtube.com/user/ktossomeone
thewiz
Posty: 1256
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 23:46
Lokalizacja: Z gwiazd....

Post autor: thewiz »

Oficjalnie melduje ,ze przeczytalam cala wypowiedz M.Dz.* - od poczateczku do koniuszka ;-) Wzruszylam sie i jeszcze smutniej mi sie zrobilo,ze mnie tam nie bylo ...znowu czestochowskie rymy mi podswiadomie wychodza :wariat:
W przyszlym roku prawdopodobnie tez nie bede mogla byc na zlocie....bo dla mnie to taka felerna data po prostu jest :surrender: To moze choc do :Las Vegas pojade :smiech: Tylko,ze to nie to samo. :smutek:

Wiecie co...tak,ja Was wszystkich po prostu do Sandusky zaprosze i za rok bedziemy urodzinki MJa tutaj swietowac!!!!!! (M.Dz.* to ma jednak glowe dziewczyna) :happy: :happy: :happy:


Wnosze tylko mala poprawke ...ponoc chodzilo o "krolowe pieprzonego sniegu" ,a nie o sam "pieprzony snieg" .....w sumie i tak wiecie o co biega,bo to Wasza polewka glupija glupija glupija
ODPOWIEDZ