Strona 19 z 24

: czw, 28 paź 2010, 20:53
autor: akaagnes
Lily, zabierz motocykle do Polski. Policję się załatwi, a przejedziecie się po Krupówkach. Wtedy na forum na pewno uwierzą! :happy: :)

kobieto, jesteś niesamowita! uwielbiam Cię czytać i aż mi serce skacze. wiesz, w sumie cieszę się, że mamy różne wizje, inaczej widzimy Michaela i siebie. dzięki temu wszyscy mogą czytać osobno nasze historie i przeżywać to za każdym razem inaczej. w moim fanfick nie brakuje prozy życia, problemów, takich przyziemnych nie raz spraw. a tu przychodzę, fantazjuję, uśmiecham się i odpoczywam. z zacieszem na gębie czytam nowe fragmenty... DZIĘKI :calus:

czekam na więcej. :))

: czw, 28 paź 2010, 21:23
autor: Susie.
Już się bałam, że nie opublikujesz kolejnych części ;-)
Wyobraziłam sobie, co będzie się działo na tym forum, po zarejestrowaniu Michaela xd Czekam na kolejny wątek ; ]

: pt, 29 paź 2010, 11:27
autor: DirtyLily
fajnie by było jakby to była prawda :P Michael na forum.... ehhh.... nie wychodziłabym stąd ani na minute żeby nie przegapić żadnego jego słowa :P heheheh

Ja też się staram wprowadzać drastyczne wątki ale ma to być odprężająca lektura więc.. ;)

: pt, 29 paź 2010, 11:30
autor: firefenix18
ciekawe jaki nick zrobi: michaelzawszespoko :D? a potem zobaczy napis "nick jest zajęty" ale będzie miał zonka :smiech:
ps. dobry wierszyk:P aa i nie zapomnij o demotach :D

: pt, 29 paź 2010, 15:30
autor: DirtyLily
firefenix masz racje z tym nickiem :P :smiech:

: pt, 29 paź 2010, 15:53
autor: Atonia
A kiedy będzie część druga książki?

: pt, 29 paź 2010, 17:54
autor: DirtyLily
ooo nie mam pojęcia... póki co musiałam przerwać pisanie.... mam nadzieję, że przed świętami uda się wydać taki zbiór moich krótkich ficków (jest ich 4-5)

: sob, 30 paź 2010, 12:28
autor: Michael-J-Forever
Wszyscy tutaj się zbierają,
DirtyLily uwielbiają.
Mike na forum, cóż za radość,
By biedaczek nie wytrzymał,
Wiadomości by miał mnóstwo
Pragnęła go każda dziewczyna nenene

O matko, ale ze mnie beztalencie xD

Wspaniałe Lily, cudne!

: czw, 04 lis 2010, 10:49
autor: DirtyLily
Może chcecie troszke poczytać? :)

Samolot do Krakowa mieliśmy ok. 10. Ledwo zdążyliśmy, bo po nocnym siedzeniu w necie i romantycznych igraszkach nie wyspaliśmy się. Na biegu ubieraliśmy się i kąpaliśmy. Śniadanie dostaliśmy zapakowane na drogę od mamy. Ruszyliśmy. I tak oto Zakopane pozna Michaela Jacksona. Przez kilka kolejnych dni jeździliśmy na nartach, okazało się, że Michael świetnie sobie radzi również na desce. Łaziliśmy po Krupówkach, oglądaliśmy wystawy. Uliczny malarz namalował naszą karykaturę, która miała zająć honorowe miejsce w salonie. Oczywiście wszystko odbywało się w obecności fanów. Spędziliśmy tu tydzień, po czy wyruszyliśmy w dalszą podróż. Polecieliśmy do zamku, który Michael kupił we Francji, również na tydzień. A na koniec zwiedziliśmy Seszele. Podróż obfitowała w rozrywkę, śmiech, radość. Dopiero teraz naprawdę odpoczęliśmy, dopiero teraz tak naprawdę odreagowaliśmy te długie miesiące rozstania. Bardzo się zbliżyliśmy do siebie, o ile to jeszcze możliwe. Wróciliśmy do domu, urządzaliśmy sobie wycieczki motorowe po okolicach Neverlandu. Dni upływały leniwie. Michael przygotowywał się do kolejnych koncertów. Umowa o koncert w Polsce została podpisana. Lisa już niedługo miała urodzić. Wszyscy chodziliśmy jak na szpilkach czekając na ten dzień.

W połowie października stało się! W środę rano Bobby wpadł do naszej sypialni nie pukając
 Lily! Ona rodzi!
 Już?! Przecież termin ma dopiero za dwa tygodnie!
 To powiedz jej żeby poczekała!
 Zaraz do was idę. Przenieście ją do pokoju medycznego. Wezwałeś Conrada?
 Tak!- rzucił wybiegając z pokoju. Gdy otworzył drzwi usłyszałam krzyk. Szybko związałam włosy. Narzuciłam na goły biust koszulę Mike’a, majtki i jeansy. Michael ubierał się z ociąganiem. Wyraźnie nie miał ochoty iść TAM. Uśmiechnęłam się do niego i wybiegając rzuciłam
 Nie musisz tam iść. Weź Bobby’ego i zajmij się nim. To kobiece sprawy.

W pokoju medycznym było ogromne zamieszanie, pokojówki wchodziły, wychodziły. Lisa krzyczała, pod drzwiami stał blady, przerażony Bobby.
 Lisa, Lisa, Kochana oddychaj. Za chwilę będzie tu Conrad.
 Lily! To boli! Aaaaaaaaaaaa!- złapała mnie za rękę, mocno ściskając.
 Lisa wytrzymaj to! To nie potrwa długo!
 Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
 Conrad! No nareszcie jesteś. Pomóż jej!
 Poproszę wrzątek, kilka czystych prześcieradeł. I spokój. Reszta niech wyjdzie.
 Aaaaaaa! Mmmmmm! Boli!
 Lisa oddychaj!- Conrad szybko przejął dowodzenie. Nie mogłam patrzyć na biedną Lisę, zaciskającą mocno zęby, sycząc z bólu.
 Niech to się już wreszcie skończy!
 Conrad pomóż jej!- krzyczałam na niego. Byłam tak samo spanikowana jak położnica.
 Aaaaaaaaaaaaa….

Po kilku godzinach bólu, krzyków, cierpienia na świecie pojawiła się śliczna dziewczynka. Malutka laleczka o jasnych oczkach i czarnych włoskach. Śliczna mała brunetka. Bobby uspokoił się, pękał z dumy i co chwila podchodził do Lisy i całował ją, dziękując za ten cud. Mała dostała dwa imiona Jessica Lily. Na drugie imię uparła się Lisa, twierdząc, że mała musi mieć koniecznie imię po Cioci, po chrzestnej. Gdy Michael zobaczył małą Jessicę był zachwycony, uśmiechał się jakoś inaczej. W jego oczach pojawił się nowy blask, który po dosłownie minucie przerodził się w łzy… kilka spłynęło po jego policzku, odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł, a właściwie wybiegł z pokoju
 Miechael!- wyszłam za nim, wołałam ale nie zatrzymał się- Michael, poczekaj!
 Co się stało?- otarł policzek ręką i odwrócił się do mnie, zatrzymując się dopiero w gabinecie.
 To ja się pytam co się stało?
 Nic..
 Jak to nic? Przecież widzę- podeszłam do niego, przytuliłam go i czekałam na odpowiedź.
 Po prostu… przypomniałem sobie o naszym dziecku. Miało by już…
 Cii….- zakryłam mu delikatnie usta dłonią- nie myśl o tym. Jeszcze będziemy mieli dzieci, zobaczysz.
 Wiem… ale tamtego już nie będziemy mieć. Zawsze będzie o jedno za mało.
 Wiem Mike. Wiem… ale nic na to nie poradzimy. To była wola Boża.
 Tylko dlaczego to nam muszą się przytrafiać takie historie.
 Mike, co ty mówisz. Wolałbyś, żeby Lisa i Bobby stracili dziecko?!
 Nie! To nie tak… po prostu zastanawiam się dlaczego to trafiło się właśnie nam?- był bardzo rozgoryczony, łzy po policzkach, zaczęły spływać mu z zawrotną prędkością.
 Błagam Cie.. nie płacz, nie płacz bo… przecież to moja wina, że nie mamy tego dziecka, nie uważałam na siebie wystarczająco.
 To nie prawda. Ale masz racje, nie mówmy już o tym. Najważniejsze, że Jessica jest zdrowa.
 Proszę Cie, nie smuć się więcej….

Radość zapanowała w domu, tylko my dwoje nie cieszyliśmy się tak jak wszyscy. Michael rozdrapał najgorszą ranę na moim sercu. Ranę, która nigdy nie miała się zagoić. I chociaż uśmiechałam się, to w środku łzy płynęły mi strumieniami. Mike wie, że to moja wina, wie, że to przeze mnie straciliśmy dziecko. A teraz gdyby okazało się, że … nie… nie mogę nawet o tym myśleć! Ale jeśli Michael nie będzie mógł mieć dzieci, to mnie ZNIENAWIDZI DO KOŃCA ŻYCIA! Nigdy mi nie wybaczy……. Ręce zatrzęsły mi się tak mocno, że omal nie upuściłam Jessici. Szybko oddałam ją Bobby’emu. I miałam tylko nadzieję, że nikt tego nie zauważył.

Razem z Dumnym Tatusiem na zmianę, opiekowaliśmy się małą Jessi, Mike trzymał się od niej bardzo daleko. Gdy tylko rozmowa przy stole schodziła na temat dziecka, wychodził albo odpływał gdzieś myślami. Wieczorami szybko się kładł i usypiał. W ciągu dnia prawie mnie nie zauważał. Było kiepsko, a raczej źle. Po trzech dniach Lisa już była na nogach. Przejęła opiekę nad maleństwem. Cała rodzina przeniosła się do swojego mieszkania na poddaszu. I chociaż Lisa nie powiedziała mi tego wprost, domyśliłam się, że robi to ze względu na Michaela. Wszyscy widzieli w jakim jest stanie, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Czułam się tak beznadziejnie bezsilna.

Gdy Lisa z dzieckiem przeniosła się do swojego mieszkania, od razu poczułem się lepiej. Jakby jakiś ogromny kamień spadł mi z serca. Cieszyłem się z ich szczęścia, ale potrzebowałem własnego. Te narodziny uświadomiły mi bardzo dosadnie co straciłem… wcześniej dziecko było tylko słowem, a teraz… teraz stało się żywą istotą, którą Lily nosiła w sobie. Moje dziecko… moja krew… nie obwiniałem jej, przecież nie specjalnie spadła z tych schodów. Widocznie To dziecko, nie było nam pisane. Tylko…
 Mike, musimy porozmawiać!- Bobby wpadł do pokoju, wściekły na cały świat
 Hej, spokojnie Brachu. Co się stało?
 Jak to co? Mike, przecież ja widzę, co się dzieje. Nie zapominaj, że znamy się wiele lat.
 Nie rozumiem…
 Czego nie rozumiesz?! Dla mnie i Lisy to najwspanialsze dni życia i szczerze mówiąc liczyłem, że mój Najlepszy kumpel będzie się cieszył naszym szczęściem, a on tymczasem stroi jakieś fochy!
 Bobby! Nie przeginaj! Wiesz, że to nie tak!
 A jak?! Snujesz się po domu, jak duch. Do Lisy nie odzywasz się praktycznie słowem, Małą mijasz szerokim łukiem. Nie wspominając już o Lily, która tylko chodzi i wyciera łzy po kątach! Co ty sobie myślisz?! Teraz już nie jesteś Królewiczem, który myśli o własnej dupie! Teraz jest tu ktoś, kto Cie potrzebuje- złapał mnie za rękaw i pociągnął w stronę okna, w ogrodzie siedziała płacząca Lily
 Ale… ja….
 Co ty?! Co ty?! Tu nie chodzi o Ciebie! Ona też cierpi! Rozumiem, że myślisz teraz o straconym dziecku i jest ci ciężko. Ale jest do jasnej cholery jest jeszcze ciężej! Bo to ona nosiła to dziecko pod sercem!
 Bobby…
 Nie chce wiedzieć co masz do powiedzenia! Nie zdziw się tylko, jak któregoś dnia powie Ci, że jest ktoś inny. Ktoś kto ją kocha i się nią interesuje! I nie myśli tylko o własnym tyłku. A jeśli chodzi o Lisę i Jessi, to bądź pewien, że nie będziesz musiał ich oglądać. No a mnie niestety tak, dopóki będę szefem ochrony, chyba, że już nie jestem- nie czekając na odpowiedź wyszedł. Zostawił mnie samego z wyrzutami sumienia. Bobby ma cholerną racje!

Szybkim krokiem poszedłem do ogrodu. Nic nie mówiąc, porwałem Lily w objęcia i zacząłem przepraszać za to, że byłem takim dupkiem. Najpierw świat przeszukałem by ją znaleźć, ą teraz jak ją mam, to zaniedbuję ją. Sam sobie obiecałem poprawę. Po kilkudziesięciu minutach rozmowy, wszystko było w porządku. Lily nie potrafiła się na mnie długo gniewać, za to też codziennie dziękowałem Bogu. Pozostało mi jeszcze przeprosić Lise i małą Jessi. Za ciosem…. Poszedłem do nich. Lisa ucieszyła się widząc mnie w drzwiach. Nie zdążyłem nic powiedzieć, a ona o nic nie pytała, podeszła i się przytuliła. Potem pokazała mi małą, wziąłem ją na ręce. Po moim ciele przepłynęły dreszcze. Za moimi plecami stała Lily i uśmiechała się do mnie. Podeszła, położyła mi ręce na ramionach i ucałowała w policzek. Może już niedługo będę trzymał na rękach własne dziecko.
Mijały dni, tygodnie, miesiące. Okazało się, że mała Jessi uwielbia swojego wujka. Gdy tylko pojawiałem się w pokoju, nad kołyską Mała aż piała z radości. Wierzgała malutkimi rączkami i patrzyła na mnie tymi maleńkimi oczkami. Dzieci są szczęściem świata, zawsze tak myślałem, ale teraz zrozumiałem to jeszcze wyraźniej.

: czw, 04 lis 2010, 16:57
autor: firefenix18
DirtyLily pisze:Może chcecie troszke poczytać? :)
Jak zawsze :]
DirtyLily pisze: Spędziliśmy tu tydzień, po czy wyruszyliśmy w dalszą podróż...
Wróciliśmy do domu, urządzaliśmy sobie wycieczki motorowe po okolicach Neverlandu. Dni upływały leniwie...
Mijały dni, tygodnie, miesiące.
Mi się to nie podoba, powinnaś opisać wizytę w polsce, to powinien być bardzo ważny moment w Twoim opowiadaniu a Ty napisałaś raptem kilka zdań.. i te inne "skoki" czasowe też mi nie przypadły.. wolał bym przeczytać o jednym dniu z życia Michaela Jacksona(pełnym ciekawostek) niż o kilku miesiącach. Sorki Lili że tak wytykam błędy, ale... głupia krytyka gasi, a ta mądrzejsza wzmacnia :]

: czw, 04 lis 2010, 21:31
autor: MKK
Pięknie, słodko i w ogóle, ale zgadzam się z @firedenix18. Powinnaś bardziej się rozpisać, tak jak to zwykle u Ciebie bywa. Przyzwyczailiśmy się. xD No cóż, ale pozostaje nam czekać na następny rozdział. :) Weny życzę!

: sob, 06 lis 2010, 0:24
autor: akaagnes
Też spodziewałam się więcej o Polsce. :) Gdzie zamieszkali, jak zareagowali ludzie, fani, co kupili, co mu się podobało i takie tam. ;-)
Mam czasami wrażenie, że robisz jakiś brief. Coś jak ja czasami i mi się samej nie podoba, no ale z drugiej strony nie chcę rozwlekać pewnych sytuacji i robię jakby podkład tylko do tego co się wydarzy, a w moim mniemaniu jest ważniejsze. I czasami tak wychodzi. Tu opisujesz dużo uczuć i reakcji, więc może zwiedzanie Zakopanego faktycznie byłoby takie... chłodno opisowe, wiecie o co chodzi.

Poza tym krytyka... zawsze jest. Mi też na blogu zaczynają narzekać na różne rzeczy. Ale myślę, że czasami za dużo wymaga się od fan-FICK = FIKCJI i czytelniczy czasami usiłują ją wpasować w rzeczywistość. A to nie tak.

Pozdrawiam i czekam na więcej.

p.s. ciekawie opisałaś poród :))

: pn, 08 lis 2010, 9:02
autor: DirtyLily
Już wcześniej ten fragment spotkał się z krytyką i wiem, że nie jest najlepszy.... wyszło tak dlatego, ze piszac ten fragment wymyśliłam inną ciekawą akcje i postanowiłam tą skrócić do minimum :P

a poza tym coż to by było za dzieło bez żadnej "gorszej" sceny :) dzięki za krytykę, zawsze chętnie ją przyjmę- dzięki temu uczę się czego czytelnicy naprawdę potrzebują i staram się pisać lepiej kolejne kawałki :)
Mam tylko nadzieję, że kolejne fragmenty zrekompensują wam ten zawód ;)

Taki mały fragmencik dla was :)

Na 20 grudnia zaplanowane były chrzciny Jessi. Dzień wcześniej umówiłam się z Conradem.
 Lily, dawno Cię tu nie było.
 Tak jakoś wyszło. A co tam u Ciebie?
 A wszystko dobrze. Moja żona trochę chorowała, ale już jest ok. To co badamy się?
 Tak..- kiwnęłam głową, wchodząc za parawan żeby się rozebrać.

 Rozmawiałaś z Michaelem?- spytał w czasie badania.
 Nie, jeszcze nie. Chyba nie odważę się na taką rozmowę… Nie wyobrażam sobie powiedzieć mu o naszych podejrzeniach. Przecież on się załamie..
 Ta sprawa jest już nieaktualna…- powiedział uśmiechając się do monitora aparatu USG.
 CO?!- uniosłam głowę, zerkając na ekran pokazujący obraz USG.
 O tutaj.- powiedział, wskazując na ciemny punkcik myszką- to wasze dziecko.
 Żartujesz!
 Na oko jakiś 2, no może 3 miesiąc. Gratulację Pani Jackson. Już niedługo zostanie Pani Mamą.
 To wspaniałe! Niesamowite! Conrad musisz mi pomóc, bo za wszelką cenę to dziecko musi się urodzić!
 Tak jest proszę Pani- zasalutował i zaśmiał się- Jutro domyślam się, że będziecie zajęci chrzcinami ale pojutrze zapraszam z samego rana na badania. Zrobimy wywiad lekarski, przebadamy Cie od stóp do głów i zajmiemy się prowadzeniem ciąży.
 Niesamowite.. Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę!
 Domyślam się. Jeszcze raz gratuluję. Leć do domu i się pochwal.
 Dopiero jutro. Po chrzcinach. Nie mogę odebrać radości tego dnia Lisie i Bobby’emu.
 Ale masz powiedzieć! Jutro! Koniecznie! Bo wieczorem przyjadę na oblewanie!
 Przecież wiesz, że dla mnie to też bardzo ważne.

Do domu wróciłam cała w skowronkach. Na siłę powstrzymywałam radość, żeby się nie zdradzić. Wszystkich obdarowywałam uśmiechem. Michael był w studio. W kuchni natknęłam się na Lucy, która ostatnio trochę chorowała ale nie przestała pracować.
 Witaj Lucy. Jak się dzisiaj czujesz?
 Jak stara kobieta- odpowiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy- ale widzę, że ty dzisiaj masz świetny humor. I liczę, że zdradzisz mi jego przyczynę. Może ja też się ucieszę.
 Nie będę próbowała Cię zwieść, bo wiem, że to bez sensu. Powiem wprost, jutro się dowiesz. Dzisiaj będzie to tajemnicą.
 Chyba się domyślam, mimo wszystko.
 Wiem Lucy, ty wiesz o nas więcej niż my sami.
 Hehe… a kiedy przyjeżdża Twoja rodzina?
 Za dwa dni. Już się nie mogę doczekać!
 A ja myślę, że to nie na Mamę się nie możesz doczekać. Ale leć już… bo inaczej nie dam Ci spokoju dopóki mi nie powiesz prawdy!
 Nie dam się! Trzymam język za zębami! Do jutra Cichosza!

Przez całe popołudnie i wieczór trwały gorączkowe przygotowania do Chrztu. Ceremonia miała się odbyć z samego rana. Lataliśmy jak w ukropie. Przyjechała rodzina Bobby’ego i Lisy. Postanowiono, że najpierw odbędzie się ślub i zaraz po tym chrzciny. Gdy Michael wrócił wieczorem do domu, szybko wysłałam go spać, korzystając z tego, że był zmęczony. Nie chciałam dzisiaj z nim rozmawiać, żeby przypadkiem się nie wygadać. Pomagałam, więc dziewczętom w przygotowaniach. Co jakiś czas słyszałam „Naprawdę nie musisz nam pomagać. Damy sobie radę”. Ale twardo odpowiadałam, że lubię pomagać. Nie mogłam iść do sypialni, bez pewności, że Mike śpi. Muszę utrzymać tą nowinę w tajemnicy. MUSZĘ! Dziewczyny nie były bardzo zdziwione. Wiedziały, że często pomagam w porządkach, gotowaniu i różnych pracach domowych. Około 1 w nocy położyłam się spać. I albo mi się wydawało, albo naprawdę czułam skutki ciąży. Stopy miałam spuchnięte, plecy bardzo mnie bolały, było mi trochę niedobrze. A może po prostu robię się stara?

: pn, 08 lis 2010, 13:43
autor: firefenix18
jeszcze niedawno taka piękność, a już stara... nie jestem kobietą więc nie znam się ciąży ale to musi być to.. w każdym razie przypomnij Lili żeby nie piła alkoholu jak nosi dziecko :]

ps. czekamy na next :)

: pt, 19 lis 2010, 12:35
autor: DirtyLily
Dzięki firefenix za komcia :) A skoro nikt więcej się nie odezwał to wrzucam CD :)

Michael obudził się jak zwykle wcześniej niż ja. Wstał, wziął prysznic, ubrał się, uczesał, a potem jak zwykle w wolny dzień, usiadł na parapecie i zaczął nucić. Dzisiaj obudziło mnie jego najnowsze dzieło, piosenka The way you make me feel tak, jak inne podbijała pierwsze miejsca światowych list przebojów.
 Hej Mike. Już wstałeś?
 Cześć Śpiochu. Ano wstałem… i jestem już gotowy na dzisiejszy dzień!
 A która godzina?
 8. Akurat w porę się obudziłaś, masz czas na te swoje babskie pierdółki w łazience.- śmiał się
 I kto to mówi? Facet, który robi sobie makijaż- zażartowałam
 Hej! To nie fair! Muszę go robić!
 Hej! Ja też muszę!- przekomarzaliśmy się przez chwilę
 Powiem Lucy żeby za kare nie dała Ci śniadania.
 Ok. Zjem twoje!
 O nie!- śmiał się w głos- szykuj się Moja Ślicznotko a ja idę na dół, zobaczę co się dzieje.
 Ok. I pilnuj śniadania!

Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Schyliłam się żeby odkręcić wodę w wannie. Zakołowało mi się w głowie. W życiu nie byłam na takiej karuzeli! Zbyt gwałtownie podniosłam głowę. Znowu. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Uf.. przeszło. No to widzę, że niezłe loty będą! Zapowiada się kiepska zabawa. Ta ciąża już mi się nie podoba. Obym dotrwała do obiadu. Uważając na każdy ruch, wykąpałam się, uczesałam, ubrałam. Czułam się fatalnie. Zaraz po śniadaniu miał zacząć się ślub. Zeszłam, więc do kuchni. Kilka osób siedziało przy stole, Michael zakrył rękami talerz i śmiał się.
 Lily! Jak ty wyglądasz?!
 Ja? A co mi jest?- zapytałam zdziwiona. Wydawało mi się, że wyglądam nieźle.
 Jesteś blada jak prześcieradło! Ta wczorajsza pomoc nie posłużyła Ci
 Lucy, nie przesadzaj. Wcale nie pracowałam ciężko. Po prostu kiepsko spałam- skłamałam. Mike przyglądał mi się podejrzliwym wzrokiem. Przed nim nic nie umknęło. Znał mnie na wylot.
 Wszystko w porządku?- spytał zmartwionym głosem- Może powinnaś leżeć?
 Oj dajcie spokój! Może jestem trochę podziębiona, albo zwyczajnie przemęczona.
 Nie wolno Ci się przemęczać- powiedziała Lucy, tonem nie znoszącym sprzeciwu. A jej spojrzenie mówiło wyraźniej niż słowa, dlaczego się martwi. Już raz.. nie donosiłam ciąży.
 Lucy.. spokojnie. Będę się pilnować…

Między nimi trwała jakaś niewypowiedziana wojna. Obie wiedziały coś ważnego i pilnowały, aby się nie zdradzić. Nikt poza nim miał tego nie wiedzieć. Ciekawe o co chodzi… Dzisiaj wieczorem czeka mnie poważna rozmowa z żoną. Muszę się dowiedzieć! Coś jest nie tak.. A teraz wziąłem ją pod rękę i zaprowadziłem do salonu. Wszystko było przygotowane. Państwo Młodzi czekali. Babcia trzymała małą Jassi na rączkach. Lisa puściła mi oczko. Była bardzo szczęśliwa. Wymieniliśmy z Bobby’m uściski dłoni. I kto by pomyślał? A wszystko wskazywało na to, że my pierwsi zostaniemy rodzicami. Z zamyślenia wyrwał mnie Ksiądz, który dał znak do rozpoczęcia. Ceremonia była skrócona do minimum na życzenie narzeczonych. W trakcie ślubu, udzielono chrztu i po prawie 2 godzinach usiedliśmy do obiadu weselnego.

Lisa nie doczekała się białej sukni i hucznego wesela ale była szczęśliwa. Cieszyła się, że ma Bobby’ego i Małą. Zawsze jak z nią rozmawiałam mówiła, że jestem jej dobrym Duchem, że od kiedy mnie poznała wszystko jej się układa. Zawsze wtedy śmiałam się z niej. Była moją przyjaciółką. Najlepszą przyjaciółką. Siedzieliśmy wszyscy razem przy stole i zajadaliśmy przysmaki. Uczta trwała już dosyć długo, zbliżał się koniec. Wtedy też przyszedł Conrad i patrzył na mnie wymownie. Moja chwila… teraz. Nie ma na co czekać.
 Kochani- wstałam- chciałam jeszcze raz pogratulować Lisie i Bobby’emu z okazji ślubu no ale przede wszystkim gratuluję im tej Małej ślicznotki! Może nie odbyło się wielkie wesele, może nie było białej sukni ale jest coś więcej! Lisa i Bobby mają miłość! Kochają się i mają dla kogo żyć. Muszą wspierać się nawzajem i pomagać sobie w opiece nad Jessicą. Bo teraz ona jest ważniejsza od wszystkiego. Dlatego Moi Drodzy życzę wam żebyście mieli w sobie siłę wychować ją na tak wspaniałych ludzi jak wy.- wszyscy zaczęli klaskać- Wiem, że to wasz dzień ale korzystając z okazji, że jesteśmy tu wszyscy razem…. Chciałam wam powiedzieć- celowo zamilkłam na chwilę- że już niedługo my też będziemy musieli znaleźć taką siłę…- ludzie zamilkli, nikt nawet nie poruszył palcem, wszyscy tylko dziwnie patrzyli, spojrzałam na Michaela- za około pół roku sami zostaniemy rodzicami!
 Co?!- Mike zerwał się z krzesła i rzucił się na mnie- Czy to prawda?! Prawdziwa prawda?
 Tak- kiwnęłam głową, w oczach miałam łzy
 Boże! Lily! To niesamowite! Taaaaaaak!- całował moją twarz na oślep
 Mike, bo mnie zamordujesz
 Kocham Cię Lily.
 Lily!- przyjaciółka podbiegła do nas, ściskając z całej siły- tak się cieszę! Już myślałam, że się nie doczekamy!
 YeaaaaaaaaaaaH! Jestem najszczęśliwszym facetem na całym świecie!- krzyczał Michael ściskając mnie z całej siły i obracając.
 Mike! Puszczaj mnie. Kręci mi się w głowie!- postawił mnie ale cały czas patrzył na mnie lśniącymi oczami. Goście podchodzili do nas i gratulowali. Miałam trochę wyrzutów sumienia, że teraz to my byliśmy główną „atrakcją” dzisiejszego dnia, a przecież to był dzień Lisy, Bobby’ego i Jessi. Pocieszałam się tym, że wyglądali na równie szczęśliwych jak ja.

Do końca dnia trwała świetna zabawa. Michael rozmawiał z Conradem o ciąży. Lucy nareszcie mogła ucieszyć się w pełni, teraz wiedziała co jest grane. Pytała czy wybraliśmy już imię dla dziecka. Mała Jessica przespała, niezainteresowana całe popołudnie. Jack jak zwykle podszedł praktycznie do tematu, pytał nas o to gdzie urządzimy pokój dziecka. Lisa ciągle nie mogła uwierzyć w to, że teraz ona zostanie Ciocią. Bobby śmiał się do Mike’a, że nareszcie „brat” się postarał. Inni panowie wtórowali mu radośnie. Byłam szczęśliwa jak nigdy. Teraz pozostawało tylko poinformować rodziców…

Zawsze jak przyjeżdżałem do Siostry i Szwagra (jakie to dziwne!) czułem się nieswojo. Ten wielki dom zachwycał mnie za każdym razem, gdy go widziałem. Powoli przyzwyczajałem się, że Moja Mała Lily, to teraz Wielka Lily Jackson znana na całym świecie. Dziwnie było tak myśleć. Jak odpowiadałem na pytania kolegów i koleżanek z pracy, ciągle się rumieniłem, mówiąc: „Tak, to moja siostra….”, „Tak to Lidka jest jego żoną…”. To w pewnym sensie śmieszne. Ona, dziewczyna z prowincji, zbiegiem okoliczności została żoną Gwiazdy Światowego formatu.
Kolejne Święta… ale tym razem wszyscy są szczęśliwi. I tak powinno być zawsze. Jadąc do Lily i Mike’a cieszyłem się jak małe dziecko. Neverland to takie cudowne miejsce, tam wszystko wydaje się łatwiejsze. Nie dziwię się, że oboje uwielbiają to miejsce. Zanim zdążyliśmy wysiąść dobrze z samochodu, napadł na mnie Michael. Rzucił się na mnie jak wściekły, krzyczał coś ale nie zrozumiałem ani jednego słowa, zdążyłem tylko zorientować się, że jest mega szczęśliwy. Chciałem coś powiedzieć ale on już poleciał do Mamy i rzucił się na nią. Potem podniósł i obrócił się razem z nią wokół osi.

 Mike! Opanuj się bo moja Mama zaraz wyzionie ducha!- krzyknęłam do niego widząc całą scenę- cześć Bartuś.
 Hejka Siostrzyczko. Ten Twój Mąż to chyba oszalał.
 No właśnie, też odnoszę takie wrażenie- spojrzałam na Michaela, który uśmiechał się do nas swoim najsłodszym uśmiechem
 Przepraszam ale nie mogłem się opanować! Lily jest…
 A może dasz im usiąść?- specjalnie przerwałam mu w pół słowa.
 Nie dam rady! Muszę!
 Ale co musisz?- spytała Mama cały czas śmiejąc się
 Muszę im powiedzieć. Mogę?- spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem z miną nieszczęśliwego szczeniaczka
 Przecież i tak im powiesz…- uśmiechnęłam się
 No powiedzcie wreszcie o co chodzi! Bo zaczynacie mnie wkurzać!- Bartek wyglądał już naprawdę na lekko zirytowanego.
 Lily jest w ciąży!- Michael wyrzucił z siebie słowa jak karabin maszynowy, zanim zdążyłam mu zabronić.
 Aaaaaa!- teraz to Mama krzyknęła i rzuciła mi się na szyje- Kiedy?
 Ale co kiedy?- udawałam, że nie wiem o co chodzi
 No jak to co?! Kiedy urodzi się mój Wnuczek!- uściskała Michaela, w oczach pokazały się łzy.
 Ej! A skąd wiesz, że to będzie chłopiec?!
 Ja też tak sądzę- wtrącił się Mike
 Skoro tak… pod koniec lipca zostaniesz Babcią!- szczerze to ja też chciałam żeby to był chłopiec ale nic nie stało na przeszkodzie, żeby się troszkę podroczyć.
 To będą najszczęśliwsze Święta w moim życiu- powiedziała przyszła babcia płacząc. Bartek patrzył się na nas, jemu również łza ściekała mu po policzku. Nie powiedział nic.