amj pisze:pozwól, że się pod tym podpiszę. Przejdźcie chronologicznie słuchając po kilka razy każdą z płyt.
Bo tak to działa- szczególnie jak się poczyta jeszcze o każdej z płyt. Ja tak zbudowałem swoją fascynacje Michaelem, opierając się o
Moonwalk sięgałem po płyty J5 i późniejsze, choć niestety nie po kolei, ale to było tłumaczone starymi czasami.
Dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że pomogłem w części choć dotrzeć Ci do tego fenomenalnego i wielkiego artysty.
Utwór
Purple Rain to fenomen z 2 powodów- raz, że 2/3 kompozycji prowadzi wyłącznie gitara, dwa- to nagranie live- poczytajcie w książeczce do płyty.
Stare czasy. No właśnie. Mówi się, że na starość dziecinniejemy. Domy Starości przypominają Domy Dziecka. Osoby starsze i dzieci mają te same pragnienia kontaktu z kimkolwiek, bo są tak samo opuszczeni.
W życiu potrzeby wracają, stare pragnienia się przypominają i proszą o dopełnienie.
Okres późnego dzieciństwa i bycia młodzieżą przypadł u mnie na lata 80-te i początek 90-tych. Wtedy świat był szary. Odkąd sięgam pamięcią, muzyka była ważna. Jak byłem niemowlęciem, rodzice mnie zostawiali przy radiu i tak, przy programie 1 Polskiego Radia w wózku mijał mi czas. Może dlatego?
Kwestią czasu było, że muzyka zamieni się w pasję. Pasję do rozwinięcia w trudnych warunkach, bo nic nie było. Wtedy moją frajdą było wyszukiwanie w sklepach Baltony czy Pewexu taśm Basf czy TDK albo Maxell, najlepiej chromowych, by pędzić później do tzw. studiów nagrań, czyli punktów, gdzie gość chałupniczo zgrywał na dostarczone taśmy różne nagrania z wybranych kompaktów z jego skromnego spisu.
II połowa lat 80-tych to była duża emigracja Polaków do Austrii w celach zarobkowych. Dwaj moi wujkowie załapali się. Przywozili mnóstwo reklam, które dziś są prasowym i reklamowym spamem, ale wtedy kolorowe zdjęcia na śliskim papierze przykuwały wzrok. Polska była biedna, bo pamiętam, jak wycinało się zdjęcia z wafelków i wklejało do tzw.
Złotych Myśli. Reklamy sprzętu hi-fi robiły wrażenie. Ceny trzycyfrowe w szylingach zresztą też.
I kolorowe gazety muzyczne.. Wtedy królował David Bowie, Bruce Springsteen, Tina Turner, Phil Collins, Sting, Janet Jackson, Peter Gabriel, Kate Bush. I złota trójka- Michael Jackson, Madonna i Prince.
Zdjęcia z ich koncertów- z tras
Bad Tour, Who's That girl tour czy
Lovesexy tour robiły wrażenie. Tak zrodziło się
marzenie. Być na tych koncertach. Podsycone dokumentem:
Wokoło świata z Michaelem Jacksonem.
Wtedy to było marzenie nieziszczalne.
Prince'a już widziałem. W o2. Miejscówki na obu koncertach były kijowe- na pierwszym poziomie ponad płytą. Tam koncert ogląda się z telebimu. Nie cieszą mnie koncerty oglądane z odległości. Potrzebuję kontaktu z artystą. I nawet jak trzeci koncert w klubie Indigo przy o2 spełnił to pragnienie, niedosyt z koncertów poprzednich tą radość zmącił.
A może moja samotność na owym koncercie? Gdy FAB z forum Prince'a zadzwonił, że Prince koncertuje w Europie i dziś już można kupić bilety, nie zareagowałem entuzjastycznie. Cała poprzednia dekada upłynęła mi na koncertach. W pewnym momencie czułem, że zobaczyłem wszystko, co zobaczyć chciałem. Nie tylko Michaela, Prince'a i Madonnę, ale też Stinga, Bjork, Radiohead, Seala, PJ Harvey, Erykę Badu, The Police, Tori Amos, a nawet Dead Can Dance i Laurie Anderson.
Pojawia się pragnienie
więcej.
This Is It, podobnie jak teraz Prince, spadło z nieba. Nikt przecież nie spodziewał się koncertów Michaela, i to tylu pod rząd w jednym miejscu. Marzenie znów odżyło- tym bardziej, że kontakt z artystą z 4 rzędu w warunkach luksusowych nie był snem, a rzeczywistością.
Gdy ze snu się budzisz, nie dosypiając go do końca, tego snu stajesz sie jeszcze bardziej głodny. Albo pasujesz. 25.06 spasowałem. Może
This Is It w rzeczywistości nie byłoby takim gigantem. Ale w głowie takim się stało. Teraz w wyobraźni to niespełnione marzenie pracuje u mnie jak doświadczenie, będące czymś nieosiągalnym, czego już nigdy nie doznam, obcując z muzyką na żywo.
Michael Jackson jest dla mnie artystą kompletnym. Uwielbiam go za muzykę, za działalność okołomuzyczną i to, jakim był człowiekiem.
Z Prince'm nie jest tak totalnie. Mam świra na punkcie jego muzyki. To, co pisze, jak śpiewa i wykonuje to, co komponuje i to, jak gra jest bez dwóch zdań wyrazem potężnego geniuszu. Jednak Prince jako człowiek jest znacznie trudniejszy do ogarnięcia i przyswojenia. Wymaga znacznie więcej wysiłku, bo Artysta jest trudnym człowiekiem i by go zrozumieć, trzeba mieć niespożyte pokłady empatii. Ja ich aż tyle nie mam.
Ale najważniejszym jest to- bez dwóch zdań ma podobną charyzmę, co Michael. Coś takiego co powoduje, ze jak jest w pobliżu, powietrze wiruje.
Jak więc FAB zadzwonił, to pomyślałem- czemu nie? Czas na przebudzenie się ze śpiączki po
This Is It. Do tego mieliśmy jechać w dwa auta, była więc ekipa, a co za tym idzie, poczucie wspólnego przeżywania wyjazdu i koncertu przed i po, a to jest dla mnie bardzo ważne i to zadecydowało.
Potem poszło szybko. To koncerty stadionowe, bilety udało się kupić szybko. Zdecydowałem się, jak reszta, na dwa koncerty- w Belgii i Francji. Prince później ogłosił koncerty znacznie bliższe geograficznie, w Wiedniu i Berlinie, ale było już za późno.
Jak już się zdecyduję, moja determinacja staje się dużą. Jak więc po kupieniu biletu na drugą część płyty pojawiły się ponownie bilety na miejsca pod sceną, to miałem powtórkę z 17. sierpnia 2009, gdzie na jeden koncert miałem dwa bilety..
Początek nie był zachwycający. Plan był taki, że wyjeżdżam w czwartek rano pociągiem do Stargardu Szczecińskiego, a tam śpimy u Darka, by z rana pojechać do Arras, po drodze spotykając się z drugą samochodową ekipą. Pójść na koncert, pojechać do Niemiec do Klaudiusza, bo po śnie do oporu pojechać do Belgii na drugi koncert, a po nim z powrotem do Stargardu, a później już własnym sumptem do miasta świętego Mikołaja.
Początek nie zachwycający, bo w pociągu od Wrocławia miałem "przyjemność" jechać z kobietą pasjami tępiącą demony. Na początku fajna rozmowa, dziewczyna chętna do pogaduszek. Jak jednak usłyszała, że jadę na koncert Prince'a, to zapytała tonem sugerującym odkrycie wielkiego sekretu, czy "czasem ten zespół Prince nie jest satanistą".. Bo przecież oni wszyscy są. Miałem przyjemność od niechcenia rzucić, że Michael J. jest na moim topie artystów, a on to już przecież diabeł wcielony, dzieci gwałci, tańczy voodoo w nocy i odgryza głowę kurczakom. Zapomniałem dodać że Mansona też słucham, no ale chciałem jakoś dojechać, bo pani też do Stargardu. Minęło pani nawracanie, gdy doszło do sporu o Owsiaka. Zostałem wyzwany od intelektualistów i rozmowa się ucięła.
Taki blues pkp. Pociągi przedziałowe mają to do siebie, że następuje integracja. Nawet jak nie rozmawia się, to wzajemne badanie zawsze ma miejsce. Nie bez kozery wiele epizodów w filmach czy książkach rozgrywa się właśnie w pociągach..
We Francji byliśmy już, kiedy support był rozgrzany na scenie. Bilety Golden Circle to wynalazek godny Nobla. Wcale nie są dużo droższe, a dają możliwość bycia pod sceną a nie walczenia z całym stadionem. Po doświadczeniach z koncertami Michaela, gdzie bycie przy barierce oznaczało stanie w ścisku przez ponad 12 godzin nie mogłem uwierzyć, że można być na koncercie mieszczącym dziesiątki tysięcy fanów, stać pod sceną i móc się w miarę swobodnie poruszać. Tylko słońce dawało czadu.
Zaczął zespół Mint Condition, wymieniany choćby w tekście kawałka
Ol' Skool Company. Potem rozległy się bębny i na scenę marszowym krokiem wszedł Larry Graham. To z nim Prince gra się od lat, to jemu Prince współkomponował i wyprodukował płytę
GCS2000, a to on wciągnął Prince'a do wiary Świadków Jehowy.
Larry to stary wyjadacz. W pewnym momencie zszedł ze sceny, wszedł w tłum i wśród niego zaczął grać solówki na gitarze. To było niespodziewanie fajne.
Prince pojawił się na scenie krótko po nim.
Koncert rozpoczął się od wyświetlenia gigantycznego

na telebimie i dźwiękach instrumentalnego
Venus De Milo z albumu
Parade.
A potem poszło.
Let's Go Crazy z
Delirious,
1999. Następnie zupełny odpał- rewelacyjna wersja
Little Red Corvette.
Oto pełna setlista:
Intro - Venus De Milo
Let's Go Crazy - Delirious - Let's Go Crazy (reprise)
1999
Little Red Corvette
Take Me With U
Guitar (inc. Hot Summer chant)
Controversy (inc. Love Rollercoaster guitar intro) (with Fred Yonnet harmonica and Cassandra keyboards solo)
Sexy Dancer vs Le Freak - Controversy (reprise)
Angel (by Shelby J., with Liv Warfield and Elisa Dean)
Nothing Compares 2 U (with Shelby J.) (with Morris Hayes keyboards solo)
Mountains - Shake Your Body (Down To The Ground) (by Liv Warfield)
Everyday People (with Larry Graham and Mint Condition lead singer)
I Want To Take You Higher (with Larry Graham and Mint Condition lead singer)
Alphabet St. (with Larry Graham and Mint Condition lead singer)
22h57 : BREAK
23h02 : ENCORE
Kiss
Purple Rain - Thunderstorm break
23h17 : BREAK
23h20 : ENCORE
Dance (Disco Heat) (inc. Housequake and Everybody Loves Me chants)
Peach (inc. Fred Yonnet harmonica solo)
Purple Rain (intro) - Ol' Skool Company
23h42 : BREAK
23h46 : ENCORE
Forever In My Life
7 - "Let Go, Let God (?)" improvisations - Thunderstorm final
Prince czyści swoje piosenki ze sprośności, a że przez 3/4 jego dotychczasowej twórczości właściwie każda jego piosenka mniej lub bardziej ocierała się o perwersję, toteż chłopak ma nad czym pracować. W Londynie jeszcze na aftershow zaśpiewał
Sexuality jako
Sensuality, tu z
Sexy Dancer zostawił partie instrumentalną, a jako tekst dał cover
Le Freak.
Przy
Nothing Compares 2U zmienił linię wokalną.
Wszystkie jego piosenki były mniej lub bardziej rozbudowane w stosunku do wersji albumowych. Wszystko jest inne, bo Prince gra na żywo. Co chwila rozbudowane solo na gitarze, harmonijce, perkusji, pianinie. Wyglądał zdrowo, był pełen humoru. Żartował z widownią, mając cały czas z nią kontakt. To już wiedziałem i to w nim też podziwiałem. Nikt inny jak on potrafi rozbujać publikę. Robiąc zabawne okrzyki powoduje że równie zabawne okrzyki wydaje widownia. A zabawne po to, by zyskać dystans do siebie i, jak Monty Python, bawiąc się absurdem zyskać na swobodzie.
Publiczność po prostu je mu z ręki. Myślę, że to kombinacja nonszalancji na granicy lekkiej ignorancji. Prince potrafi robić chłodne lub dworskie miny, by nagle obdarzyć cię taką porcją gry na instrumencie płynącej prosto z serca, że wiesz już co jest pozą, a co jest prawdziwe; co zabawą a co na serio.
Koncerty Prince'a pokazują, jaka jest przepaść pomiędzy jego ostatnimi płytami, a tym co robi na scenie. Artysta wymiata, kokietuje, droczy się z widownią, rzuca hit za hitem którym się bawi, zmienia aranżację, wrzuca w niego inny kawałek, ciągle szuka kontaktu z widownią (
jeden<< z miliona przykładów- i nie ma znaczenia czy duża publiczność czy mała). A ona, że znowu to napiszę, je mu z ręki i wybacza wszelkie książęce grymasy, bo on wynagradza to geniuszem. A to jak on gra.. Proszę Państwa, Prince bez wysiłku wyczarowuje takie dźwięki, które każą tańczyć, albo rozpływać się w rozmarzeniu, albo wyciągają na wierzch wszelkie seksualne skojarzenia i ładują libido albo wprowadzają w rockowy odjazd albo hipnotyzują funkową psychodelią. Mały jest bez dwóch zadań największym muzykiem żyjącym obecnie na świecie, moim zdaniem. Żeby tak łączyć przebojowość z improwizacją, nośność piosenki z nieszablonowością formy spontanicznego grania.. Idealne.
Szczególny moment miał miejsce w połowie koncertu. Gdy usłyszałem
Mountains wiedziałem, co będzie potem. Myślałem, że wiem.. Wiedziałem, ze on gra to w secie z
Shake Your Body. Ale że tak tę piosenkę zapowie..
Śpiewajcie ją razem. This is for my friend.
Powiedział to tylko we Francji. Nie padło żadne nazwisko, nie ma mowy o demonstracji wielkiej przyjaźni której nigdy wprost między oba panami nie było. Był szacunek, sympatia i poczucie braku. Na tyle dyskretne, by czuć się uhonorowanym jako fan MJ.
Prince potrafi być czarujący. Wśród polskich dziennikarzy największym jego fanem jest Hirek Wrona. Od lat marzyło mu się zrobić wywiad ze swoim idolem. I kiedy w końcu dowiedział się, ze przyszła jego kolej, odmówił. Gdy Prince przywitał dziennikarkę, która pojechała w zastępstwie do USA, powiedział, ze przecież z Polski miał być dziennikarz. Ona opowiedziała mu że Hirek jest jego wielkim fanem, ale miał już zaplanowane wakacje z rodziną i jak dowiedział się z dnia na dzień o tym wywiadzie, wybrał rodzinę. Prince wtedy zdjął okulary i kazał jej dać Hirkowi.
W Berlinie publiczność przyszła z piwem i kiełbaskami i się roztańczyła przy jego pierwszych piosenkach. Prince jak zobaczył widownię, zmienił od ręki aranżację piosenek,. Krzyknął:
Będę waszym Dj-em! i uprościł warstwy instrumentalne, dając więcej beatu i automatycznej perkusji. Publiczność oszalała.
Na jednym z koncertów rzucił gitarę na wyciągnięte ręce publiki. Oczywiście za chwilę zjawił się ochroniarz i tę gitarę wytargał z powrotem. Na innych rzucał ręcznikiem, pałeczkami od perkusji i tamburynem.
On strasznie się droczy z widownią. Krzyczy że już idzie, odwraca się. Wszyscy wrzeszczą, on zatrzymuje się w pół kroku, odwraca.
Niee. Idę. I tak kilka razy.
Może to drażnić. I co z tego? Kiedy zagrał dwa bisy i wszyscy myśleli że to koniec, on po 15 minutach wyskauje z
Forever In My Life na scenę sam, bez zespołu.
W Belgii padało. Zabawne, że jak muzycy z Mint Condition albo Larry zauważali że deszcz przechodzi, wtedy znów zaczęło padać. Podobnie, jak zespół Larry'ego zaśpiewał
I Can't Stand The Rain.
W Belgii udało mi się być naprawdę blisko. Jak śpiewałem z Księciem
Nothing Compares 2U pokazując na niego że z nim nic równać się nie może zauważył i pokiwał przecząco głową. A jednak nie jest takim narcyzem.
Gdy pojawiła się kolejna fala deszczu, szybko zmienił kolejność utworów i zagrał
Purple Rain. Pod koniec utworu deszcz ustał.
Niestety za późno dowiedzieliśmy się, że Prince po koncercie w Werchter postanowił pojechać do niedalekiej Brukseli dać nocny koncert w klubie. Słynny aftershow. Zagrał od 4 w nocy do 5:50.
More Bounce To The Ounce (’w/’’ Larry Graham, Brian Braziel, Ashling Cole, David Council, Jimi Mc Kinney Jr., Wilton Rabb )
Thank You (Falettinme Be Mice Elf Agin) (’w/’’ Larry Graham, Brian Braziel, Ashling Cole, David Council, Jimi Mc Kinney Jr., Wilton Rabb )
Everyday People (’w/’’ Larry Graham, Brian Braziel, Ashling Cole, David Council, Jimi Mc Kinney Jr., Wilton Rabb )
Larry Graham & CGS songs
When Will We B Paid?
Be Happy
Cream
Future Soul Song
All The Critics Love U In Brussels
Sexy Dancer / Le Freak
Northside /What Have You Done For Me Lately / Partyman)
How Come U Don't Call Me Anymore
Zagrał w małym pomieszczeniu, przypominającym pokój studyjny. Jak czytałem relacje ludzi, wróciły moje wspomnienia z afterparty 29.08.2007 roku. To jest wielkie przeżycie. Ale tez wyobrażam sobie zmęczenie ludzi.
W Belgii nie było większych zmian w setliście. Za to w Wiedniu już zmiany większe zaszły:
1. Venus De Milo
2. Purple Rain
3. Let's Go Crazy
4. Delirious
5. 1999
6. Shhh
7. Cream
8. Dreamer
9. Stratus
10. Glamorous Life (Sheila E Solo)
11. The Question Of You / The One / Fallin (Alicia Keys) Medley
12. Electric Man
13. Musicology
14. Take Me with U
15. Kiss
16. Nothing Compares 2 U
Encore 1:
17. The Bird
18. Jungle Love
19. Play That Funky Music White Boy
20. Controversy
21. A Love Bizarre
22. Dance Disco Heat
23. How Come You don't Call Me Anymore
Encore 2:
24. Mountains
25. Shake Your Body (The Jackson 5 Cover)
26. Everyday People
27. I Wanna Take You Higher (Ike and Tina Turner Cover)
Encore 3:
28. Old Skool Company
Encore 4:
29. Peach
Wróciłem zadowolony. Wcześniej bym przeżywał to, co straciłem czyli nieobecność na afetershow, teraz jest ok- wiem co robić, by okazji nie przepuścić.
Owszem, starzy fani trochę marudzili- że zestaw piosenek to greatest hits, że nie było nowej płyty- jedna piosenka zaledwie na aftershow, poza tym zajawki w Berlinie, Arras i Werchter.
Ja bawiłem się jednak świetnie, pomimo że też byłem głodny mniej znanych utworów. W ogóle, jeżeli chcecie poznać potęgę jego muzyki, jak chcecie zobaczyć na czym polega kontakt artysty z widownią i co oznacza wyczarować świetną zabawę bez żadnych efektów specjalnych, koniecznie trzymajcie rękę na pulsie i pilnujcie koncertów Księcia w okolicy zwanej Europą.
Mobilność nas Polaków wzrosła, ceny nie są wielkie. Szukajmy swoich
This Is It, do których notabene Prince zainspirował Michaela po swojej londyńskiej serii 21 nocy koncertowych w O2. Wieść gminna niesie, iż Prince po jednym z koncertów w Las Vegas, na którym był Michael z Chrisem Rockiem, namawiał Michaela na serię koncertów, gdzie Michael by nawiązywał kontakt z widownią jedynie za pomocą głosu, bez technicznych fajerwerków. Kto wie, czy Michael nie miał tego w planie, mieć taki segment z czasie występów, by tylko grać i śpiewać. W końcu miały tam być jego dzieci, nie było mowy o chłodnym dystansie i zwyczajowej niedostępności.
Na koniec prezent dla zu:
LRC live
What time is it?
It's time 2 get funky!