Pank pisze:
Ale z drugiej strony - Queen to nie tylko Freddie Mercury! To też trójka wspaniałych muzyków (...)
Tylko czy nazwa Queen z obowiązkowym dopiskiem + Paul Rodgers jest w takim wypadku na miejscu?
Ja przynajmniej pojechałbym dlatego, by posłuchać instrumentalistów i zobaczyć chociaż namiastkę zespołu, którego nigdy nie miałem szansy zobaczyć na żywo.
Trudno się z Tobą nie zgodzić.
Wiesz, ja zdaję sobie sprawę z tego, że muzycy grupy Queen nie są przypadkowymi muzykami - powiedzmy " z łapanki ". To są doskonali muzycy, multiinstrumentaliści!
Roger Taylor jest bardzo dobrym perkusistą, Brian May doskonałym gitarzystą / btw. głos też ma niezły

/
Nie neguję tego. Szacunek należy się tym ludziom również za to jak mocne i trwałe podstawy stworzyli.
Przetasowania składu na przestrzeni lat /rok założenia 197? / były w zespole niewielkie. Co nie zdarza się zbyt często. Trzeba to przyznać. Queen swoje miejsce w historii ma. Niepodważalnie!
Jednak dla mnie historia owa dzieli się na dwa etapy. Działalność estradową z Freddie'm, oraz to co dzieje się od czasu jego odejścia... / wliczając jeszcze album Made In Heaven /
Mówi się, że nie ma ludzi nie zastąpionych. Nic bardziej błędnego! Głos /śmiać mi się chce za każdym razem, jak przypominam sobie fragmencik jego biografii i zabawne zdarzenie z czasów szkolnych, kiedy to sflustrowany nauczyciel próbując uspokoić krnąbrnego młodzieńca mówi do Mercury'ego: "Wszystko, tylko nie śpiewaj. Co jak co, ale piosenkarzem, to Ty nigdy nie będziesz... " / osobowość i niepojęta wręcz charyzma wokalisty!
To wszystko przyciągało na koncerty tłumy. To Freddie był siłą napędową zespołu. To dzięki niemu Queen osiągnął taki status, jaki osiągnął. Stał się Ikoną.
Może i jestem ignorantką. Myślę jednak, że gdyby nie było Freddiego, nie byłoby również Queen...
Repertuar zespołu znam dość dobrze. Moja mama była ich wielką fanką. Pamiętam jak płakała usłyszawszy wiadomość o śmierci lidera...
Dobrych muzyków mamy wielu. O frontmanów pokroju Freddiego już znacznie trudniej.
Osobiście uważam, że po śmierci najważniejszego członka zespołu Queen powinien się przemianować. W niezmienionym składzie założyć zupełnie nową kapelę. I zacząć spisywać swoją historię na całkiem czystych kartkach...
Nie raz się zastanawiałam czy o tym myśleli i czemu właściwie tego nie zrobili. Czy nie mogliby wtedy grać starych numerów Queen na koncertach? Przecież Prince kilkakrotnie zmieniał swój artystyczny pseudonim. A może były jakieś inne przeszkody. Ograniczenia prawne? Możliwe, że z szacunku dla Freedie'go, ponieważ - The Show Must Go On. Tylko pytanie, czy to szacunek, czy bardziej wielki obciążający balast w spadku po Freddie'm. Czy zespół sam sobie pętli na szyję nie założył...
Kogokolwiek, nawet dziś - 16 lat po śmierci Mercury'ego nie spytać o Queen, nasunie się jednoznaczne skojarzenie!
Jeśli ktoś ma ochotę wybrać się na ich koncert w Polsce niech korzysta z okazji, skoro jest możliwość. Czemu nie, jeśli komuś sprawi to choć odrobinkę radości.
Ja bym nie poszła, gdyż nieobecność Freddiego Mercury'ego na scenie wraz z zestawieniem nazwy Queen zbyt mocno mnie uwiera... / z całym szacunkiem dla umiejętności i talentu pozostałych członków grupy /
Już teraz życzę Ci Pank udanej zabawy /jeśli info. się potwierdzi/ Szczerze życzę! I czekam na relację z koncertu w tym wątku
