kaem pisze:Ale to teraz można było ją spotkać w Sopocie, w kolejce po śledzie...
Podobno cztery lata temu chodziła właśnie po sopockiej plaży. Wyruszyłem tam z samego rana po festiwalu, niekoniecznie z nadzieją na jej zobaczenie. A tu proszę, chyba jednak Sopot w 'kraju Prinsa Polo' jej się spodobał. Nie miałem na tyle szczęścia jednak, by ją zobaczyć.
Nie ukrywam, że na tegoroczny Open'er wybrałem się właściwie wyłącznie dla tej artystki - w zeszłym roku lista artystów podobała mi się o wiele bardziej. Wielka szkoda, że nie mogłem wówczas być. W tym roku nie można było jednak narzekać - artyści równie popularni, a za jedyny mankament można było uznać... sporą ilość błota, pozostałość po dniu poprzedzającym występ Bjork. Ale i festiwalowe błotko ma swój klimat. Coś mnie zauroczyło jeszcze bardziej - na to właśnie wydarzenie czy koncert Red Hot Chili Peppers przebywało wiele osób z różnych krajów, w tym oczywiście z zachodniej Europy. Można było u nich zauważyć coś w rodzaju pozytywnego zaskoczenia naszym krajem. Łaał. Organizacyjnie wręcz wzorowo.
Żeby dostać się blisko sceny, trzeba było oczywiście stać już od początku występu pierwszej gwiazdy głównej sceny -
Indios Bravos. Wbrew temu co przeczytałem na Onecie, występ bardzo udany, publiczność zadowolona - widziałem wiele osób śpiewających razem z wokalistą
Tak to tak czy heyowski
Czas spełnienia. Gutek zarażał wręcz pozytywną energią.
Bloc Party z kolei... Porządnie zagrany koncert, zabawa pod sceną naprawdę przednia: muzycznie jednak wrażenia na mnie nie zrobiło. Nic nowego, nic odkrywczego, jakbym włączył przypadkową piosenkę na MTV2...
Nigdy więcej oglądania niedawnych koncertów artystów, na których się wybieram! Bo
Bjork... na jej występie przeżyłem lekkie rozczarowanie (zasługa wiedzy niepotrzebnie zdobytej na youtubie i naprawdę nieprzyjemnego nagłośnienia - może dlatego, że stałem bardzo blisko sceny), które stopniowo zamieniło się w euforię. Sama artystka zresztą początkowo sprawiająca wrażenie dość chłodnej z czasem zaczęła na scenie niesamowicie tańczyć, uśmiechała się... chyba naprawdę podobała jej się atmosfera festiwalu.
Pigułka zaczęła działać z opóźnieniem, jak ktoś celnie napisał na polskim forum Islandki. Muzycznie porządnie - pełen przekrój utworów z najważniejszych płyt - głównie jednak nie z promowanej
Volty, a z...
Homogenica.
Earth Intruders na sam początkowo skutecznie rozpaliło i tak rozgrzaną publiczność. Do tego utwory z
Medulli (ktoś zna
Human Behaviour w wersji z
MTV Unplugged?
Sonnets / Unrealities XI brzmiało dość podobnie...) w nowych, 'normalniejszych' aranżacjach.
Anchor Song w języku islandzkim. Niezwykle taneczna wersja
Hypper-ballad.
Innocence obok
5 Years - jak już przy recenzji płyty napisałem, są w końcu do siebie dość podobne. A na samym końcu Bjork z zespołem (niesamowite chórki!) wykonała
Pluto i
Declare Independence, przerwane
Oceania... energia pod sceną musiała sięgnąć zenitu. Podobało się, zdecydowanie za mało powiedziane.
Oba zdjęcia pochodzą z portalu CGM.
LCD Soundsystem nie obejrzałem w całości, potrzeba ochłonięcia przy czymś do picia była silniejsza. To co słyszałem jednak brzmiało naprawdę dość intrygująco. O drugiej natomiast swój występ - ostatni na Heinekenie - miał
Smolik z gośćmi, w tym Miką i Pauliną Przybysz zastępująca Rojka w
50 tysięcy 881. Nie można było do niczego się przyczepić, również niesamowity występ. Sam zespół był zresztą pod wielkim wrażeniem - takiej energicznej publiczności o świcie, po trzech dniach festiwalu, życzymy każdemu artyście...
Speed Demon pisze:Taka cisza po 3 lipca w Chorzowie, czyżby nikt nie zawitał na Red Hotów?
Zawitał, zawitał.
Kontrowersyjna sprawa z tym koncertem. Jedni byli zachwyceni, wszak zespół zaprezentował grany niesamowicie rzadko materiał w iście królewskim stylu. Drudzy spodziewali się czegoś lepszego, ale wychodzili zadowoleni. A jeszcze inni wychodzili z oburzeniem: jak można nie zagrać tego czy tamtego utworu, jak Anthony mógł nie wpaść na scenę w polskiej fladze i nie krzyknąć
jak się macie i w ogóle jak można było zagrać tak nudne piosenki!
Przecież na dobrą sprawę usunięcie z setlisty
Under the bridge,
Otherside czy
Give it away można porównać z sytuacją, w której Michael zrezygnowałby z
Billie Jean,
You are not alone czy
Black or white, a zamiast tego wykonałby materiał grany o wiele rzadziej... Ja bym się ucieszył. Dlatego trudno mi w przypadku tak równie lubianych przeze mnie Papryczek narzekać.
Publiczność przybywała na stadion aż do startu Red Hotów.
Równie kontrowersyjny był... pierwszy z supportujących artystów. Dość napisać, że
Mickey Avalon, żydowskiego pochodzenia raper z Hollywood, zaprezentował swój materiał w towarzystwie wyglądających dość aseksualnie panienek (na telebimach pokazywano często zbliżenia na ich krocze - co niekiedy wyglądało dość komicznie, gdy w tle można było zobaczyć też toi-toia), w międzyczasie wkładając sobie chociażby tampon (może rzucony ze sceny?) w nos. W utworze
Jane Fonda po zwrocie
fuck me dało się słyszeć
więc fuck you i las środkowych palców. Zachowujemy się chamsko? Być może. Gdzie indziej rzucano w niego jedzeniem i młody raper musiał schodzić wcześniej...
Scena na parę minut przed supportem.
Na szczęście
Jet, australijska grupa rockowa, już porządnie rozgrzała tysiące ludzi zgromadzonych na Stadionie Śląskim. Wrażenia pozytywne. I pewnie nikt nie byłby zły, gdyby zagrali jeszcze dłużej... Ale przecież czas ustąpić gwieździe tego wieczoru. O koncercie było w końcu bardzo głośno: sam słyszałem chociażby na kilka godzin poprzedzających występ, jak stacja RMF powracała wciąż do tematu
Red Hot Chili Peppers. Bilety na występ zostały również dość szybko wyprzedane: fakt, niektórzy czekali nawet piętnaście lat...
Dziesięć minut spóźnienia i... oto na scenie pojawiła się trójka naprawdę genialnych artystów: Flea, Frusciante i Smith. Po narastającym, niezłym, kilkuminutowym wstępie usłyszeliśmy już słynny wstęp do
Can't stop. Euforia. Na scenie pojawia się słynny Kiedis, tym razem już bez wąsów i w skróconych włosach jak za
By the way. Następnie kolejny utwór
Dani California, największy przebój z promowanego obecnie
Stadium Arcadium, śpiewany ochoczo przez całą publiczność. Po następnej piosence,
Scar Tissue, nikt się nie spodziewał że przeboje już tak często przez kolejne minuty się nie pojawią...
Snow,
Californication,
By the way oraz zagrane na bis
Soul to squeeze (!) i mistrzowskie
Power of Equality (ale czy kiedykolwiek był słyszany w radiu?...), jedyny reprezentant kultowego
Blood Sugar Sex Magik... a reszta?
Trójka instrumentalistów... która na pewno nikogo nie zawiodła.
Resztę wypełniły utwory z trzech ostatnich albumów Red Hotów, często wirtuozersko przedłużane jak
Throw away your television. Były też inne smaczki jak Frusciante solo w
Songbird, który udowodnił że prócz niesamowitej grze na gitarze potrafi też świetnie śpiewać. Cover Ramones,
Havana Affair . I oczywiście jamy: otwierający bisy popis perkusisty, którego po paru chwilach wspomógł też Flea... na trąbce. Koncert skończył... również jam, tym razem aż dwunastominutowy. Jednym zdaniem: rzadko kto potrafi wyczyniać takie rzeczy z instrumentami jak Peppersi...
A Anthony? Odniosłem wrażenie, że rzeczywiście pojawił się na koncercie, bo taki jego zawód. Nie usłyszeliśmy od niego wiele pomiędzy utworami (zadowolenie z przybycie do Polski wyraził Flea), nie widzieliśmy żadnych reakcji (w przeciwieństwie do reszty zespołu), często też znikał... by ostatecznie nawet się nie pożegnać z publicznością. Koncertowy błazen, w pozytywnym oczywiście znaczeniu? Showman? Czasy chyba jednak się zmieniły. Ja tego za złe mu nie mam... w końcu zaśpiewał naprawdę porządnie.
I sam Anthony.
Papryczki na półgwizdka, jak to Onet oznajmił? Nie sądzę - mam nadzieję jednak, że tym razem Red Hot Chili Peppers nie będzie kazał tyle na siebie czekać. A jeszcze raz będzie można przeżyć koncert już przed własnym telewizorem - szkoda tylko, że TVN pokaże dość skróconą relację.
A poza tym - bilet na Off Festival w Mysłowicach już zdobyty. Tyle fajnej muzyki za 35 złotych - aż grzech nie jechać. Z kolei w przyszłym tygodniu Slot Art w Lubiążu - muzycznie nie aż tak ciekawy, ale podobno warto jechać dla samej atmosfery i warsztatów. Zobaczymy.