dziwnie tak... 6 miesięcy to żadna "rocznica", a jednak wszyscy dziś, w tv i radio, wspominają 10 kwietnia. generalnie zbagatelizowałabym to, ale w tym przypadku nie mogę. nie pisałam wtedy, napiszę więc teraz.
na pokładzie Tupolewa znajdował się ktoś z mojej rodziny. ogólnie to żaden powód do dumy, że zginął, czy coś, ale... to był dla mnie ktoś wyjątkowy. może nie tyle
znajdował się na pokładzie, co raczej działał w kokpicie. Arek Protasiuk, mój szwagier cioteczny. i chciałam tak w kilku zdaniach napisać o nim, dać wyraz temu, że pamiętam o nim i zawsze będę go pamiętać.
Arek latał już od hm... kilkunastu lat. ze szkoły lotniczej w Dęblinie prawie od razu trafił do spec.pułku. samoloty, lotnictwo- to była jego pasja życia i prawdziwe powołanie. zawsze, gdy przyjeżdżaliśmy do nich, wystarczyło zadać jedno pytanie o pracę, a on już rozkręcał się i opowiadał różne ciekawe historie. czasami Magda miała aż dość

, ale ja czy mój ojciec bardzo lubiliśmy słuchać. poza tym - znał każdą pieprzoną śrubkę w Tupolewie i poprzednim typie samolotu, którym latał (chwilowo nazwa wyleciała mi z głowy). na każde moje pytanie o lataniu czy samolocie potrafił odpowiedzieć, wyjaśnić i bardzo się cieszył jak się pytało. przesympatyczny człowiek, bardzo rodzinny, zawsze uśmiechnięty i z humorem. wypiliśmy niejedno wino przywiezione przez niego z różnych stron świata. nagrywał filmiki i robił dużo zdjęć i nawet na obiedzie po jego pogrzebie w Grodzisku Maz. wyświetlane były i powodowały znów potok łez. był taki swojski. nie był zarozumiały i że co to nie on, że wozi prezydentów, premierów i bóg wie kogo jeszcze. zawsze miał coś o każdym sympatycznego do powiedzenia. opowiadał fajne anegdotki o Marii Kaczyńskiej, takiej mamuśce, która mężowi przed wylotem jeszcze kanapki w siatce dawała. jak urodziła się Marysia, to właśnie p. Maria całą wyprawkę niemowlęcą w prezencie mu dała, tak jak Robertowi Grzywnie, gdy urodziło się mu dziecko też. Arek najlepiej zawsze mówił o Tusku i Sikorskim. lubił z nimi latać, bo często przychodzili do kokpitu, gadali z nimi o piardołach nawet, zawsze punktualni, przywitali się z sympatii, nie tylko obowiązku.
nigdy nie miałam okazji lecieć z Arkiem, ale wiem jakim był człowiekiem i profesjonalistą. ja osobiście wsiadłabym z nim do każdego samolotu, w każdych warunkach. nie wierzę i nigdy nie uwierzę, że popełnił jakiś błąd, bo znając go wiem, że gdzie jak gdzie, ale w samolocie raczej nigdy mu się nie przytrafiały.
właśnie w październiku miał zakończyć pracę w spec.pułku i przejść do lotnictwa cywilnego, do Lufthansy, przy tym mieć więcej wolnych tygodni i poświęcić więcej czasu rodzinie.
jak się dowiedziałam o katastrofie, to szczerze miałam w tyłku prezydenta i innych, tylko od razu zaczęłam się zastanawiać, czy tam poleciał Arek, czy nie. bo dzień wcześniej latał właśnie z Tuskiem do Katynia, więc najpierw pomyślałam, że pewnie nie. miałam napisać sms do Magdy, ale jakoś nie mogłam. napisałam do jej brata. okazało się, że większość rodziny najbliższej nie wiedziało czy i gdzie poleciał Arek, bo jednak poleciał. w pułku u nich jest tak, że piloci dostają rozkaz na miejscu jak się pojawią w pracy (pewnie jeśli chodzi o krótsze dystanse) gdzie lecą, a jednostek jest kilka,więc jedni mogą lecieć do Smoleńska, inni dajmy na to do Brukseli. więc sama Magda nie wiedziała, gdzie tego dnia i o tej godzinie jest Arek, ale nawet nie chcę sobie wyobrażać co przeżywała. my przeżywaliśmy strasznie. ten sms bądź telefon zwrotny to było niedoczekanie.mieliśmy nadzieję, że może poleciał gdzieś indziej... mówiliśmy sobie, że na pewno, bo w piątek był już w tamtych rejonach w Katyniu. dopiero około 12 w południe oddzwonił do nas M. odebrał mój tato. nie potrzeba było słów, bo... pierwszy raz w życiu zobaczyłam łzy na twarzy mojego ojca. słuchał co mówi M., a potem łamiącym się głosem powiedział tylko coś(już nie pamiętam) i wyszedł do łazienki. .....
później ostatnia jakaś głupia naiwna nadzieja zgasła, gdy po południu podali już nazwiska. cholernie źle to się czyta w tv, nazwisko z Twojej rodziny, informacja o tragedii, w której on zginął. ja nie mogłam jeszcze przez miesiąc obojętnie przechodzić obok posterów z ich twarzami itd.
miałam okropne wyrzuty sumienia, bo nie widziałam się z Arkiem od ponad półtora roku. ciągle gdzieś latał, nawet jak mieszkałam w Warszawie, to prawie nie było okazji, żeby się spotkać. w sierpniu przyjechała tylko Magda z dziećmi na urlop na Lubelszczyznę, bo Arek wtedy latał bodajże na Haiti z ratownikami itp. umawialiśmy się tylko telefonicznie, że w tym roku jak odejdzie ze spec.pułku to będzie miał więcej czasu, odbierze urlop i mieliśmy się spotkac.
w ogóle po tych wyrzutach sumienia doszłam do takiego wniosku, że... nie czekaj z okazywaniem sympatii osobom, które lubisz, kochasz itd. mówi im ile dla ciebie znaczą, poświęcaj im trochę swojego czasu, nie czekaj, że może za tydzień, czy w wakacje, bo nigdy nie wiesz, czy naprawdę będzie okazja. myślę, że Arek wiedział, że go bardzo lubię, że jestem dumna, że mam kogoś takiego w rodzinie, ale nie pamiętam, żebym mu to kiedyś tak konkretnie powiedziała. :(
pogrzeb był w Grodzisku i nie będę gadać już co było, tylko moment, który zrobił na mnie największe wrażenie: podczas chowania już trumny do ziemi, nagle, ale to zupełnie nagle nie wiadomo skąd, tuż nad głowami przeleciały 3 orliki (takie samoloty ćwiczebne). leciały z Dęblina tylko dlatego, żeby niespodziewanie świsnąć nad głowami wszystkich przyprawiając prawie o zawał serca. dwa z nich poleciały w lewo, jeden w prawo i po kilku sekundach znikły znowu z pola widzenia (i słuchu). salwy karabinami to nie było to samo. orliki to było coś niesamowitego, po czym kolejny raz się poryczałam.
zapamiętam jego uśmiech. zarażał nim innych. zawsze pogodny. pedant: Magda czasami opowiadała anegdotki z początków ich związku i małżeństwa, że nawet posprzeczali się raz, że
pasta ma stać na tubce 
.
jeden z wielu jego zabawnych tekstów jakie pamiętam to (dialog)
Ja: Magda podaj pilota
Arek: no wiesz co!?
Ja: (już trzymając rekwizyt w ręku) co?
Arek: (wskazując) to jest sterownik! ja jestem pilot!
Magda&ja:
zapamiętam też:
. pewien wieczór, kiedy Magda była w ciąży po raz pierwszy i byłam u niej z tydzień, a potem Arek przyleciał z trasy i... jedliśmy babeczki, które przywiózł (nie pamiętam już skąd lub od kogo), piliśmy Martini i Arek wymierzał małe ilości Magdzie, opowiadał wtedy zabawne historie też
. głupawkę i nabijanie się z pozycji w książce o Kamasutrze
. spacery po Łazienkach i dokarmianie wiewiórek, łapanie kaczek,które uciekały do wody
i wiele innych.
Dziś nie tonę w smutku, nie płaczę, nic z tych rzeczy, więc po przeczytaniu tej jednak rozległej wypowiedzi, nie mówcie jak Wam przykro itd. (nie chciało mi się tego słuchać nawet wtedy, bo nie lubię takich ogólnie, poza tym w tej sytuacji to nie do mnie te słowa; poza tym że byłam z nim zżyta w pewnym sensie, to jednak nie jest
najbliższa rodzina jednak
zięć brata mojego ojca).
Wspominam go ciepło i z uśmiechem. Chowam w serduchu wszystkie fajne wspomnienia. I tyle.
dziś Magda jest w Smoleńsku, razem z innymi rodzinami ofiar. była pod tą brzozą, widziałam ją w tv ;P. (...)
newsflash: jak się właśnie przed sekundą dowiedziałam rodziny ofiar tragedii będą dziś nocować w Witebsku. nie zgadniecie dlaczego: problem z uruchomieniem silnika jednego z samolotów. /tvpinfo/ no comment.
ok. to tyle ode mnie. nie było mnie wtedy na forum, bo miałam przerwę, tak więc jak wspomniałam, napisałam dziś. sorry, że tak długo, ale włączyły się wspomnienia. pozdrawiam. A.
edit:
