Podejście do świata
Jakie jest moje podejście? Nauczyłam się przede wszystkim,że nie warto nigdy przywiązywać się do żadnych swoich nawyków,rzeczy,wiary,bo to wszystko zawsze może okazać się niczym. I w sumie tym samy jest ;p
Uważam.że w życiu najważniejsze są zajawki i ich rozwijanie. Nie zadowolą mnie studia i praca jako sklepowa ;p
Trzeba dużo czytać,medytować i rozwijać się przede wszystkim duchowo.
Jestem raczej optymistką. Dla mnie realizm to ładniejsza nazwa pesymizmu.
Jest to w pewien sposób przyjmowanie swojego życia jako coś przeciętnego i zadowalanie się byle czym.
Dla mnie życie jest tylko głupim snem,którego nie chcę przeżyć poprzez wieczna walkę wśród spalin.
Chciałabym poznać jego najpiękniejsze zakątki i czerpać z tego co mi daje w 100%.
Nauczyłam się nie bać życia. Jak to powiedział Bill Hicks "to tylko przejażdżka".
Uważam.że w życiu najważniejsze są zajawki i ich rozwijanie. Nie zadowolą mnie studia i praca jako sklepowa ;p
Trzeba dużo czytać,medytować i rozwijać się przede wszystkim duchowo.
Jestem raczej optymistką. Dla mnie realizm to ładniejsza nazwa pesymizmu.
Jest to w pewien sposób przyjmowanie swojego życia jako coś przeciętnego i zadowalanie się byle czym.
Dla mnie życie jest tylko głupim snem,którego nie chcę przeżyć poprzez wieczna walkę wśród spalin.
Chciałabym poznać jego najpiękniejsze zakątki i czerpać z tego co mi daje w 100%.
Nauczyłam się nie bać życia. Jak to powiedział Bill Hicks "to tylko przejażdżka".
I wish that I could hold you now
I wish that I could touch you now
I wish that I could talk to you
I know you're in a better place Even though I can't see your face
I know you're smilin' down at me Sayin' everything's OK.
I wish that I could touch you now
I wish that I could talk to you
I know you're in a better place Even though I can't see your face
I know you're smilin' down at me Sayin' everything's OK.
Moja szkoła jest na to dowodem , ale mimo tego dałam radę :)MJwroc pisze:Zwykle w dobrych szkołach są fajni ludzie, chociaż to nie jest regułą.
mimi-yoshi dziękuję ci za takie słowa uznania, fajnie, że tak mnie postrzegasz :). Ale bardzo nie fajnie, że ty widzisz świat inaczej niż ja. Trzeba to jak najprędzej zmienić ;) Nie sądziłam, że tyle w tobie pesymizmu.
Mam cie walnąć, czy chcesz jednak jeszcze troche pożyć? Jeśli to drugie to szybko się z tej wypowiedzi wycofaj, bo zginiesz marnie :P.mimi-yoshi pisze:Także moja głupota...
Ty i niezdana matura jest jak 1:1000 ale jeśli już idziemy tym tokiem myślenia to odpowiedź brzmi - Będziesz potrzebna mi i wielu innym osobom, którym na tobie zależy i to nie wszystko, będziesz potrzebna wszystkim osobom, które niebawem poznasz, bo przez te 2,5 miesiąca uzbiera się ich napewno całe mnóstwo :)mimi-yoshi pisze:Aktualnie przeraża mnie perspektywa niezdania matury, która może wydać się głupia, ale chodzi o to, że... Jeśli, to co wtedy? Co ze sobą zrobię? Czy będę komukolwiek potrzebna? Wydaje mi się, że odpowiedź jest prosta.
Skoro jesteś tego świadoma to juz pierwszy krok do sukcesu :) Sama się zdziwisz jak szybko go osiągniesz:). Ja o tym wiem i to wystarczy, bo jak sama napisałaś "Dawno nie spotkałam tak radosnej osoby, która pomimo tych przykrości, z wszystkim sobie poradziła", więc chyba jestem wystarczającym dowodem na to abyś uwierzyła, że tak się właśnie stanie :)mimi-yoshi pisze:mój problem polega na tym, że wiecznie próbuję się do czegoś lub kogoś przystosować, a co za tym idzie, bardzo boję się opinii innych (choć temu zaprzeczam, ale podświadomość robi swoje).
mam dziś wenę, a od jakiegoś czasu gromadziły się we mnie te myśli. napisałam na facebook, ale chcę (z jakiegoś, chyba nawet nie do końca zrozumiałego powodu) podzielić się nimi i tutaj. a więc...
... że jednak WARTO WIERZYĆ W NIEMOŻLIWE.
[jeden z wielu osobistych przykładów] spośród co najmniej tysięcy nadesłanych filmików z całego świata do 'Behind The Mask' project, wybrali też mój/moje. bo jeśli nawet nie spróbujesz, to nic nie dostaniesz. życie jest pełne niespodzianek.
... że najważniejsze w życiu są: MIŁOŚĆ i SZACUNEK.
i wokół tego można budować szczęśliwe życie. miłość "promowana" jest na różne sposoby, w dzisiejszych czasach stara się być 'trendy', ale niektórzy chyba zapominają o tym drugim: szacunku. każdej istocie żyjącej należy się szacunek - każdemu człowiekowi, niezależnie od wieku, rasy, pozycji społecznej, orientacji seksualnej, religii, każdemu zwierzęciu, zapewniając mu godne warunki życia, nie niszcząc przyrody w jakikolwiek sposób. szacunek to też okazywanie miłości. nie kochasz, jeśli nie szanujesz.
... że należy do każdego i do wszystkiego zachowywać ZDROWY DYSTANS.
uważaj na swoich wrogów, miej oko na swoich przyjaciół. "serce miej otwarte dla wszystkich, zaufaj niewielu". ludzie, nawet dobrzy, zmieniają się pod wpływem różnych czynników, z upływem czasu, w swoim życiu. najpierw cię kochają, a potem nagle mogą znienawidzić. każdy człowiek to zupełnie inna indywidualność, różnimy się. mamy też wokół siebie dużo wilków w owczej skórze. miej oczy szeroko otwarte. licz tylko na siebie, nie oczekuj za wiele od innych. oraz - muszę to napisać, z pewnego powodu- nie dziel się za bardzo swoimi pomysłami z przypadkowymi osobami, bo później oni mogą to wykorzystać, zapominając o tobie lub nawet przeciwko tobie. :)
... że trzeba zostawić coś po sobie dla świata.
każdy ma własną definicję powodzenia w życiu, szczęścia. ale każdy, w którymś etapie swojego życia przyzna, że spełnienie prawdziwe osiąga się wówczas, gdy coś od siebie dajesz (światu, ludziom). samochód, kolekcje płyt, sukienka od Chanel itd. po twojej śmierci nie powie jaka byłaś wspaniała/wspaniały ani nie będzie wspominać cię po kilkunastu, czy kilkudziesięciu latach. musisz więc w życiu zrobić coś, co zapisze cię na kartach historii - choćby tej prywatnej, mniejszej. starać się żyć dobrze, efektywnie, uczciwie, pokochać kogoś, zrobić coś dobrego dla "braci mniejszych", dobrze wychować swoje dzieci: w miłości i szacunku, itd.
... że należy uczyć się WOLNOŚCI i NIEZALEŻNOŚCI od najmłodszych lat.
nawet jeśli początkowo popełniamy błędy i robimy głupstwa, jednak warto. to kształtuje nas, naszą osobowość, zbiera nasze doświadczenia, dzięki czemu jesteśmy bogatsi. wielu rzeczy uczymy się na pierwszych samodzielnych koloniach, w pierwszej pracy, w pierwszym związku, czy nawet podczas pierwszego seksu. zaczynamy wcześniej MYŚLEĆ, bo im dalej w życie, to tym bardziej nikt za nas tego nie zrobi. może tu będzie bardziej przyziemnie i zabrzmi to jak rada dla młodszych koleżanek i kolegów, ale - da się pogodzić szkołę/studia i pracę. zaczynajcie wcześnie, nie bójcie się. albo bójcie, ale i tak spróbujcie to zrobić. osobiście uważam, że już po maturze człowiek powinien przynajmniej PRÓBOWAĆ być niezależnym, wyjechać z domu, znaleźć nowy i naprawdę zacząć żyć. to nie jest łatwe. sama jestem najlepszym tego przykładem, ale nigdy nie rezygnujcie ze swoich planów, marzeń. próbujcie ciągle i niezłomnie, choćby wymarzony cel miał was spotkać dopiero pod koniec życia. warto.
... wywołujcie zdjęcia, piszcie ręczne listy, wysyłając w kopertach, zbierajcie różne rzeczy do pudełka, spotykajcie się na piwo, na wspólne spędzanie czasu w rzeczywistych okolicznościach, róbcie razem zwariowane rzeczy - bo to później tworzy WSPOMNIENIA, namacalne, które możemy pokazać innym (swoim dzieciom itd.) czasami niektóre 'stare' rzeczy wcale nie muszą odchodzić do lamusa. mogą nam ciągle wiernie służyć.
(...)
... że jednak WARTO WIERZYĆ W NIEMOŻLIWE.
[jeden z wielu osobistych przykładów] spośród co najmniej tysięcy nadesłanych filmików z całego świata do 'Behind The Mask' project, wybrali też mój/moje. bo jeśli nawet nie spróbujesz, to nic nie dostaniesz. życie jest pełne niespodzianek.
... że najważniejsze w życiu są: MIŁOŚĆ i SZACUNEK.
i wokół tego można budować szczęśliwe życie. miłość "promowana" jest na różne sposoby, w dzisiejszych czasach stara się być 'trendy', ale niektórzy chyba zapominają o tym drugim: szacunku. każdej istocie żyjącej należy się szacunek - każdemu człowiekowi, niezależnie od wieku, rasy, pozycji społecznej, orientacji seksualnej, religii, każdemu zwierzęciu, zapewniając mu godne warunki życia, nie niszcząc przyrody w jakikolwiek sposób. szacunek to też okazywanie miłości. nie kochasz, jeśli nie szanujesz.
... że należy do każdego i do wszystkiego zachowywać ZDROWY DYSTANS.
uważaj na swoich wrogów, miej oko na swoich przyjaciół. "serce miej otwarte dla wszystkich, zaufaj niewielu". ludzie, nawet dobrzy, zmieniają się pod wpływem różnych czynników, z upływem czasu, w swoim życiu. najpierw cię kochają, a potem nagle mogą znienawidzić. każdy człowiek to zupełnie inna indywidualność, różnimy się. mamy też wokół siebie dużo wilków w owczej skórze. miej oczy szeroko otwarte. licz tylko na siebie, nie oczekuj za wiele od innych. oraz - muszę to napisać, z pewnego powodu- nie dziel się za bardzo swoimi pomysłami z przypadkowymi osobami, bo później oni mogą to wykorzystać, zapominając o tobie lub nawet przeciwko tobie. :)
... że trzeba zostawić coś po sobie dla świata.
każdy ma własną definicję powodzenia w życiu, szczęścia. ale każdy, w którymś etapie swojego życia przyzna, że spełnienie prawdziwe osiąga się wówczas, gdy coś od siebie dajesz (światu, ludziom). samochód, kolekcje płyt, sukienka od Chanel itd. po twojej śmierci nie powie jaka byłaś wspaniała/wspaniały ani nie będzie wspominać cię po kilkunastu, czy kilkudziesięciu latach. musisz więc w życiu zrobić coś, co zapisze cię na kartach historii - choćby tej prywatnej, mniejszej. starać się żyć dobrze, efektywnie, uczciwie, pokochać kogoś, zrobić coś dobrego dla "braci mniejszych", dobrze wychować swoje dzieci: w miłości i szacunku, itd.
... że należy uczyć się WOLNOŚCI i NIEZALEŻNOŚCI od najmłodszych lat.
nawet jeśli początkowo popełniamy błędy i robimy głupstwa, jednak warto. to kształtuje nas, naszą osobowość, zbiera nasze doświadczenia, dzięki czemu jesteśmy bogatsi. wielu rzeczy uczymy się na pierwszych samodzielnych koloniach, w pierwszej pracy, w pierwszym związku, czy nawet podczas pierwszego seksu. zaczynamy wcześniej MYŚLEĆ, bo im dalej w życie, to tym bardziej nikt za nas tego nie zrobi. może tu będzie bardziej przyziemnie i zabrzmi to jak rada dla młodszych koleżanek i kolegów, ale - da się pogodzić szkołę/studia i pracę. zaczynajcie wcześnie, nie bójcie się. albo bójcie, ale i tak spróbujcie to zrobić. osobiście uważam, że już po maturze człowiek powinien przynajmniej PRÓBOWAĆ być niezależnym, wyjechać z domu, znaleźć nowy i naprawdę zacząć żyć. to nie jest łatwe. sama jestem najlepszym tego przykładem, ale nigdy nie rezygnujcie ze swoich planów, marzeń. próbujcie ciągle i niezłomnie, choćby wymarzony cel miał was spotkać dopiero pod koniec życia. warto.
... wywołujcie zdjęcia, piszcie ręczne listy, wysyłając w kopertach, zbierajcie różne rzeczy do pudełka, spotykajcie się na piwo, na wspólne spędzanie czasu w rzeczywistych okolicznościach, róbcie razem zwariowane rzeczy - bo to później tworzy WSPOMNIENIA, namacalne, które możemy pokazać innym (swoim dzieciom itd.) czasami niektóre 'stare' rzeczy wcale nie muszą odchodzić do lamusa. mogą nam ciągle wiernie służyć.
(...)
Ciekawa koncepcja- w celu przebudzenia z warzywnej hibernacji- "Tak długo, jak nikogo nie ranisz, możesz dowolnie korzystać z radości w tym okrutnym, bezcelowym, rywalizującym, czarnym chaosie". Jak i to- "Co u diabła to w ogóle znaczy? Nic. Zero. Zilch. Nic do niczego się nie sprowadza. Dodatkowo, cała tu masa idiotów do popaplania. Nie ja. Ja mam wizję. Mówię do ciebie. Do twojego przyjaciela. Do twojego współpracownika. Twojej gazety. Telewizji. Każdy cieszy się do rozmowy. przepełniony niewiedzą. Moralność, nauka, religia, polityka, sport, miłość. Twoje portfolio, dzieci, zdrowie. Chryste, jeśli mam jeść 9 porcji warzyw i owoców codziennie, by żyć, nie chcę żyć. Nienawidzę cholernych warzyw i owoców. i waszych omega 3, zawartości tłuszczu, kardiogramu, mammogramu i na litość boską, kolonoskopii!". "Ludzie utrudniają sobie życie bardziej, niż to musi być", "Mój ojciec popełnił samobójstwo, bo przygnębiła go poranna gazeta. Mogę go za to winić?". I na koniec perełka "Bóg jest gejem! To dekorator!".
Ciekawi mnie, czy ktoś kojarzy te teksty.
to wypowiedzi Borisa z filmu Whatever works, w reżyserii Woodyego Allena
Ciekawi mnie, czy ktoś kojarzy te teksty.
to wypowiedzi Borisa z filmu Whatever works, w reżyserii Woodyego Allena
cut that out!
Moje podejście do życia to "dzisiaj żyjesz, jutro gnijesz", a później masz za towarzyszy jego
albo jego
. Ja bym się nadawała raczej do tego drugiego miejsca ze względu na to, że nie chodzę do kościoła od prawie 10 - ciu lat co dla wysłanników Boga w wierze w którego mnie wychowano, jest grzechem ciężkiego kalibru.
Życie ludzkie nie ma żadnego sensu, oprócz przedłużania gatunku który i tak kiedyś wyginie tak jak wyginęły dinozaury i inne prehistoryczne gatunki, a wszelkie próby doszukiwania się tego głębszego sensu tylko mnie w tym utwierdzają. Jesteśmy tak samo zwierzętami jak inne gatunki, a różnimy się tym, że oprócz cywilizacji którą stworzyliśmy, cechuje nas pycha i poczucie wyższości wobec naszych "braci mniejszych" (już samo określenie o tym świadczy). Toczymy wojny i niszczymy środowisko naturalne i do tego także dorabiamy głębszą filozofię. Jeżeli istnieje reinkarnacja, to ja życzę sobie być w następnym wcieleniu komarem, koniem albo lampartem bo gatunkiem ludzkim jestem głęboko rozczarowana i czasem nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Rzekłam ja.
Ps.


Życie ludzkie nie ma żadnego sensu, oprócz przedłużania gatunku który i tak kiedyś wyginie tak jak wyginęły dinozaury i inne prehistoryczne gatunki, a wszelkie próby doszukiwania się tego głębszego sensu tylko mnie w tym utwierdzają. Jesteśmy tak samo zwierzętami jak inne gatunki, a różnimy się tym, że oprócz cywilizacji którą stworzyliśmy, cechuje nas pycha i poczucie wyższości wobec naszych "braci mniejszych" (już samo określenie o tym świadczy). Toczymy wojny i niszczymy środowisko naturalne i do tego także dorabiamy głębszą filozofię. Jeżeli istnieje reinkarnacja, to ja życzę sobie być w następnym wcieleniu komarem, koniem albo lampartem bo gatunkiem ludzkim jestem głęboko rozczarowana i czasem nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Rzekłam ja.

Ps.
Jem bo czuję głód
Piję bo mam pragnienie
I żyję bo jest we mnie coś
Co każe mi żyć
To wszystko czego mi potrzeba
To wszystko czego mi potrzeba
Z biologicznego punktu widzenia
Lecz tym się różnię od małpy
Lecz tym się różnię od małpy
Że mogę o tym zaśpiewać
- cocainegirl
- Posty: 316
- Rejestracja: ndz, 01 maja 2011, 19:55
- Lokalizacja: Wrocław/Zielona Góra
Często sama nie wiem kim jestem. Bije się we mnie optymizm i realizm. Z jednej strony chcę ze wszystkiego się cieszyć, uśmiechać gdy tylko popadnie, ale z drugiej strony widzę, że wszystko opiera się na braku tolerancji, agresji, zła, nienawiści. Gdy przypominam sobie getto, to co się działo i dzieje na świecie. Gdy myślę o Czarnych Dzieciach Ulicy. Mam do nich wielki szacunek. Przeżywały wiele, cierpiały, a jednak, jakby nie patrzeć, nauczyły się życia. Prawdziwego życia. Tego, że trzeba być silnym, ufać tylko sobie, być sobą. Zawsze bronić swoich racji za wszelką cenę. Często niestety jednak sprowadzało to zgubę. Nie jest to rozmowa o getcie więc nie będę rozwijać dłużej mojego wywodu. Ogólnie rzecz biorąc i już dłużej Was nie nudząc, wolę to pierwsze. Wolę żyć w Michaelowym świecie, pełnym ciepła i miłości, radować się z czego popadnie i w każdej najmniejszej rzeczy szukać dobrych stron. Pomaga mi to i jestem zadowolona z mojego podejścia do życia.
"Łeb ścięty żydowskiego zbawiciela,
nigdy nie uniesie głowy na krzyżu."
nigdy nie uniesie głowy na krzyżu."
Nie wyznaję w życiu żadnej konkretnej wartości. Żadnej za którą mogłabym oddać życie. Ojczyzna? Życie jest dla mnie ważniejsze niż granice państw które przecież są sprawą umowną. W ogóle mam ostatnio anarchistyczne poglądy. Bóg? Jak mogę umierać za to co niewiadomo czy istnieje? Honor? To też sprawa względna, nie ma jednej definicji która pasowałaby do każdej sytuacji. Relacje z innymi ludźmi to też rzecz zmienna. Naprawdę wierzę w to, że życie nie musi mieć żadnego konkretnego sensu. Byle tylko żołądek był pełny, człowiek wyspany, miał w miarę jak najmniej stresów, starczyło mu na utrzymanie. Kiedy te potrzeby są zaspokojone wtedy można snuć teorie na temat sensu życia. A czy w ogóle musi takowy być?
. Jak pewnie większość.
Nie staram się stawać kimś lepszym bo wychodzę z założenia, że nie jestem sama w sobie ani "dobrym" ani "złym" człowiekiem. Takie jednoznaczne wyroki są bez sensu.
Mam wiele rzeczy gdzieś i pewnie z czasem będę miała wywalone na jeszcze więcej. Czasem cieszę się, że żyję, a czasem chciałabym już wąchać kwiatki od spoduMacie wszystko gdzieś czy raczej cieszycie się że żyjecie i chcecie stać się kimś lepszym ?

Nie staram się stawać kimś lepszym bo wychodzę z założenia, że nie jestem sama w sobie ani "dobrym" ani "złym" człowiekiem. Takie jednoznaczne wyroki są bez sensu.
Zazwyczaj jestem marzycielką, chodzę z głową w chmurach, szczególnie jak słucham muzyki, wtedy to już kompletnie nie ma dla mnie świata poza nią. Czasami bywa to niebezpieczne, np. jak idę chodnikiem a tu nagle ulica, wypadało by się chociaż rozejrzeć. Podchodzę do życia raczej optymistycznie, chociaż czasami mam chwile gdy nagle bez powodu zaczyna mnie wszystko drażnić i wydaje mi się, że nic się nie uda. W Boga nie wierzę, mimo to chodzę do kościoła, traktuje wiarę jak swego rodzaju coś w co wierzyli np. starożytni grecy czyli mit (nie chcę nikogo obrażać, jeśli ktoś się poczuł urażony- przepraszam). Jestem też dość oryginalną, wyidywidualizowaną osobą, często moje zdanie jest sprzeczne ze zdaniem wartości.
Zacznę tak... szkoda, że nie da się na forum,przynajmniej w temacie nie o MJ, dodać takiego posta, żeby go nie było od razu widać, a żeby sobie po prostu był dla tych, którzy kiedyś tam byliby zainteresowani, aby go przeczytać.
Dziś naprodukowałam się trochę na Facebook i temat jest dla mnie osobiście ważny. Udostępniłam tekst publicznie, w sensie nie tylko dla znajomych.... i w pewnym sensie - tak jak i tam napisałam - chciałabym się nim podzielić z większym gronem osób. Ale nie na chama, żeby dawał po oczach.... nie z jakichś ukrytych powódek, bo nie chciałabym być znowu posądzona o wykorzystywanie czegoś, żeby się tu lansować, czy wyróżniać... ;p
I skoro znalazłam pasujący wątek na tym forum, to pomyślałam sobie, że może wkleję to też tutaj...
Różnie bywało z moimi wątkami, niejednokrotnie żałowałam, że cokolwiek tu napisałam, ale... jakiś ostatni raz może, zresztą mam już trochę inne podejście do spraw krytyki niż kiedyś. ;)
Kto chce, niech zrobi sobie herbatę albo otworzy piwo i...
*
WSTĘP /
No więc posuwam się aż do napisania notki w tej sprawie. Być może narażę się komuś lub siebie na obmowy, nieprzyjemności i tak dalej, ale od jakiegoś czasu mam to generalnie daleko w poważaniu. Pragnę podkreślić, że nie piszę tego komuś na złość, nie mam zamiaru nikogo obrazić , nie próbuję być złośliwa i czepialska. Po prostu czuję potrzebę podzielenia się tym z większą grupą indywidualistów o rozmaitych poglądach, być może też sama próbuję zrozumieć coś, co jest poza granicami mojej wyobraźni.
Notka dotyczy wiary i niewiary, Boga i tego typu spraw - uprzedzam już na początku, bo może nie każdy ma ochotę czytać. Ale bynajmniej nie uprzedzam po to , aby jeszcze przed poznaniem treści nastawić się negatywnie i bojowo.
Notka nie dotyczy nikogo personalnie.
Notka będzie długa, ale ten kto mnie zna mniej więcej nawet, wie, że jak mam coś do powiedzenia, to nie potrafię w skrócie.
Notka może sprawiać wrażenie nieco chaotycznej.
Nigdy nie wiem jak zacząć i zawsze mam taką obawę, że nie przekażę w jasny sposób tego, co mam do przekazania, ale potem jakoś leci, więc i tym razem może też... :)
TREŚĆ WŁAŚCIWA
Znowu przejęłam się czymś, czym być może nie powinnam. Ale jakoś nie potrafię tego zrozumieć i ogarnąć... dlaczego niektórzy ludzie aż tak chcą odciąć się od Boga i dokonują aktu apostazji ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Apostazja ).
Apostazja to świadome i dobrowolne wyrzeczenie się wiary chrześcijańskiej i formalne wystąpienie z Kościoła. Chrztu anulować nie można, ale następuje tzw. ekskomunika i tym samym, po mojemu, człowiek na własne życzenie zamyka sobie drzwi do zbawienia. Niewierzącym i tak to nic nie mówi albo wywołuje ironiczny uśmieszek... Ale dla mnie jest to akt przerażający i nie rozumiem dlaczego niektórzy to robią. Skoro nie wierzy to trudno, niech żyje sobie tak jakby Boga nie było, jego sprawa. Bóg to nie jest ktoś lub coś co przeszkadza w życiu,gdy go nie chcesz, on nie naprasza się, nie narzuca. Stoi sobie tylko jakby z boku i czeka aż go się zauważy, zobaczy w różnym sensie. Apostata raczej nie ma już powrotu, to tak jakby spalić sobie ostatni most. Jak przyjdzie w życiu taki moment, czy dramatyczne zdarzenie i jednak dostrzeże Boga, to będzie bardzo cierpiał i żałował i nie tylko za życia na Ziemi.
Znam wielu niewierzących i szanuję lub staram się szanować ich światopogląd. Nie przeszkadzają mi, wydaje mi się, że żyjemy w sumie w symbiozie, chyba że obrażają mnie i moją wiarę, mojego Boga. Ale dotychczas nie znałam nikogo, kto posunąłby się aż do apostazji.... Ja w ogóle dopiero niedawno poznałam to pojęcie i od razu wzbudziło we mnie strach, mimo że ja przenigdy bym tego nie zrobiła. WIARA to według mnie największe bogactwo człowieka, wielki dar. Wiara wartościuje człowieka, daje mu nadzieję, miłość, siłę i wówczas o wiele łatwiej pokonywać życiowe trudności, a może nawet widzieć w nich sens. Wiara nadaje życiu znaczenie, jakby definiuje człowieka i jego wartości. Zawsze wydawało mi się, że każdy w coś wierzy, jeśli nie w Boga, Allaha itd., to w świętą krowę, Słońce czy drzewko szczęścia, ale zawsze w COŚ. Przecież to taka baza człowieka, nie? Taki fundament, na którym budujesz swoje życie, wartości jak filary, na których je opierasz. Ale jednak widzę, że istnieją ateiści, istnieją ludzie, którzy nie wierzą w nic. Dziwne. Przedziwne dla mnie, bo za cholerę nie byłabym w stanie wytłumaczyć sobie skąd wziął się świat, przyroda, życie = istnienie, ja, Ty itd. Ewolucja, wybuchy? No dobra, ale KTOŚ lub COŚ musiało to "włączyć", napędzić, spowodować przecież, żeby coś się działo/stało. Kawa też nie robi się sama - ktoś musi nasypać ziaren, wlać wody i wcisnąć guzik.
To takie przejmująco smutne - najpierw ludzie, którzy tak nienawidzą Boga, plują na niego, wyśmiewają go, przyprawiają mu tę cierniową koronę, a przecież on nic złego im nie robi! Chrystus to MIŁOŚĆ, On oddał swoje życie, jako człowiek, za Ciebie i za mnie, jest twoim przyjacielem, opiekunem, mentorem. Po drugie ludzie, którzy żyją bez Wiary... Może im się wydaje, że są wolni, tak?, że mogą wszystko, ale to tylko ładnie wyglądające opakowanie. W środku nie ma nic, jest pustka, brak nadziei, głucha próżnia. Dla mnie to niepojęte.
Kawałek mojego przykładu
Ja nie jestem idealna. Żaden Chrześcijanin, Katolik, czy inny wierzący nie jest idealny. Jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy wiele błędów. Ja jestem nawet buntownikiem można powiedzieć. Niedawno, bo trochę więcej niż pół roku temu był taki czas, że przyszła do mnie zupełnie nowa świadomość mojej wiary w Boga. Nie potrafię powiedzieć skąd to przyszło itd., ale poznałam Jezusa na nowo. Nie, nie jestem wariatką czy dewotką, podchodzę do tego realistycznie i mówię jak jest, jak czuję. PRZYNAJMNIEJ od tamtej pory to nie jest już takie tradycyjne, nawet "rutynowe" wierzenie w Boga, w religii, w której zostałam wychowana. Bo poznałam to sama, już świadomie, jako dorosła kobieta. Wiecie, to takie wspaniałe uczucie. Bo wiara nie oznacza ślepej zaściankowej wiary, tylko realne przekonanie do czegoś, że to istnieje. Gdy to poczujesz, możesz czuć się wyróżniony/a. Naprawdę. Bo to jest faktycznie dar, jeszcze patrząc na dzisiejsze czasy, to na serio jest dar.
A w ogóle powinnam tu nadmienić jedną rzecz, może właściwie nawet na początku... Mnie też już dawno raziła postawa tradycyjnych POLSKICH Katolików. W sensie widzimy wiele negatywnych przykładów, wariatów i hipokrytów. Więc ja, poczytawszy najpierw trochę na temat Chrześcijaństwa i katolicyzmu, uznałam się z [mam nadzieję] pełną świadomością za tylko i wyłącznie CHRZEŚCIJANKĘ. Być może nie znam się, nie ogarniam tych wszystkich doktryn i zasad, które budowały i kształtowały się oraz wchodziły w życie już dawno po Chrystusie, być może mam jeszcze nie do końca dobre pojęcie o tym, ale jedno wiem na pewno: jestem Chrześcijanką, bo chcę naśladować Jezusa Chrystusa. Wierzę w Niego, wierzę mu i ufam i na Jego nauce właśnie buduję swoje życie. Należę do kościoła katolickiego, bo to trywialnie mówiąc z jednej sieci, ALE - może ku zaskoczeniu niektórych - nie popieram jakby wszystkich "reguł" tych jakby nowożytnych, czy wymyślonych przez niejaki Episkopat, mimo iż mam świadomość, że są one podyktowane jakąś interpretacją słów z Biblii.
Ale nie wdawajmy się w skomplikowane kwestie teologiczne, bo wcale nie o tym chciałam napisać.
Ja w życiu chcę kierować się tylko tym jaki był i czego nauczał Jezus. Miłość, Szacunek, czynienie dobra, życzliwość, pomoc innym, uczciwość, łagodność itd. Mam określone wartości, którymi kieruję się w życiu, choć jak każdemu, nie zawsze wychodzi... Staram się żyć tak, żeby nikogo nie krzywdzić, żeby pozostawić coś dobrego po sobie. Uśmiecham się do życia, mimo że jest trudne, ale już nawet rozumiem, dlaczego takie jest. Bo widzisz... jak masz WIARĘ - szeroko pojętą - to łatwiej ci znieść pewnie rzeczy w życiu. Wiara nie jest łatwa. Jak widać, wielu ludzi ją traci lub po prostu jej nie ma. A ja, mimo że mam pod górkę już przeszło 5 lat, widzę już w tym cel i sens. Bo może tak właśnie ma być, takie przeznaczenie... że coś ma się wydarzyć później, że muszę na to jakby zasłużyć, popracować na to i w między czasie DOJRZEĆ. Bo człowiek nie dojrzewa tylko w jednym określonym okresie życia, ale przez CAŁE ŻYCIE. Całe życie uczymy się i nabywamy różne doświadczenia. To nas wzbogaca, zmieniają nam się perspektywy i priorytety, widzimy z czasem więcej. To Bóg kieruje naszym życiem - wszystkim, ja w to właśnie wierzę - i dobrymi i złymi, przykrymi zdarzeniami również. Próbuje nas, ile jesteśmy w stanie wytrzymać, jak silni jesteśmy lub stajemy się. Czasami, gdy właśnie przechodzimy przez jakiś bardzo ciężki czas to wydaje nam się(wierzącym), że Bóg nas opuścił, że to nie ma sensu i prowadzi donikąd. A właśnie zaufanie do tego u góry przynosi ci z czasem zrozumienie tego, taki jakby morał po pewnym zdarzeniu, że widzisz już o co chodziło, co miało ci dać to doświadczenie. I wtedy nawet uśmiech pojawia się na twojej twarzy. (...)
Bóg i wiara chrześcijańska to nie są księża, urzędy, stos zakazów, nakazów, to wolno, tego nie wolno itd. Wiele ludzi dziś interpretuje wiarę właśnie przez pryzmat jakiegoś wrednego księdza, przykrego zdarzenia, czy ciągłej walki instytucji właśnie: polityka-kościół. A to wcale nie o to chodzi!!! Ja też nie wierzę w księdza, czy biskupa co gada w tv czasami z jakiegoś powodu czy okazji. Nie chodzę do kościoła dla księdza, dla statystyk, dla rodziców, czy przez rutynę. Godzina raz na tydzień to nie wyprawa w kosmos, trudność nie do pokonania, a przez tę jedną godzinę możesz usłyszeć coś ciekawego, poczuć *jeśli potrafisz obecność Boga w tzw. Eucharystii ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Eucharysti ... krament%29 ), to jest takie mistyczne i wiem że całkowicie niezrozumiałe dla niewierzących... ale to coś jest jednak realne i jest pamiątką, symbolem...
W ogóle w Polsce, może nawet w Europie wygląda to tak bardzo sztywno może, a to wynika z mentalności itd. Czasami oglądam, a także uczestniczyłam w mszach niedzielnych czy uroczystościach różnego rodzaju np. w USA, gdzie żywa ekspresja jest na porządku dziennym, zarówno u Katolików jak i Baptystów i tam się dopiero CZUJE Boga! :) Jest wiele wzruszeń, każdy śpiewa te radosne pieśni, klaszcze, tańczy, duchowny nawet krzyczy -ale w pozytywnym sensie - z ołtarza, gdy chce przekazać jakąś myśl, czy tekst z Biblii - słowa Jezusa itd. Może niektórzy nawet pamiętają z pogrzebu Whitney Houston.... To jest coś pięknego i taka właśnie jest wiara chrześcijańska. Bo Bóg jest Miłością, Bóg jest dobry i pozytywny. Wiara dodaje mocy i siły. Wiara to radość. Bóg to nie jakiś dziad z rózgą, który tylko nakazuje i kara. On daje ci bardzo dużo, gdy tylko ty wykazujesz wolę i chęć i dajesz od siebie nawet troszkę. Gdy on widzi, że choćby chcesz, szczerze.
Wielu ludzi nie chce rozmawiać o Bogu. Mówię na podstawie swoich obserwacji tu w Polsce. Ja też kiedyś bałam się czy wstydziłam otworzyć buzię przy znajomych, nawet gdy słyszałam coś, z czym się nie zgadzałam na temat wiary chrześcijańskiej czy podobnej tematyki. Ale właściwie czego się boimy? Wyśmiania? No tak, to takie nagminne w dzisiejszych czasach... brak szacunku do religii i wiary w jakiegokolwiek Boga, byt niematerialny. Wielu ludzi mówi, że religia to zaścianek, ciemnogród i nie wiem co jeszcze.
Ciekawe, bo ja uważam, że właśnie wiara i religia stworzyły człowieka, jego korzenie i ogólnie egzystencję, zbudowały godność człowieka. I nie mówię tu o stworzeniu świata przez Boga, teraz mówię wyłącznie o idei. Chrześcijaństwo na ten przykład, to jedna z najstarszych religii świata, od zarania dziejów. Te dzieje właśnie, dzieje Ziemi, dzieje świata to nasza historia, nasze korzenie ogólnie rzecz biorąc. Nie da się tak o, odciąć od historii w sensie budowania się i kształtowania świata, bo to nas po prostu tworzy. Religia i wiara to coś naturalnie i mimowolnie jakby w pewnym sensie wpisanego w życie każdego człowieka. Należy to szanować moim zdaniem, cieszyć się, że nie jesteśmy jakimś przypadkowo nowo wyprodukowanym skądś i przez coś nabytkiem świata, bez korzeni, bez historii, bez doświadczeń, wyplute przez kosmos nie wiadomo skąd jakieś nie wiadomo co, które to coś ma po prostu po jakimś czasie przejść w nicość. Plum i już.
Historia człowieka budowała się przez wieki całe i nadal się buduje. W tej historii jest też określona religia. Gdyby jakaś religia opierała się na totalnej głupocie i bzdurach, to raczej nie przetrwałaby aż 2 tysięcy lat, nie? Widzisz, a Bóg to nawet przewidział, że ludzie będą wątpić i tracić wiarę, dlatego po latach lub nawet wiekach pozwolił odnaleźć określonym ludziom takie dowody jak Całun Turyński (należy poczytać - http://pl.wikipedia.org/wiki/Ca%C5%82un_tury%C5%84ski ) i inne ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Ca%C5%82un_z_Manoppello + https://www.google.pl/search?q=relikwie ... =firefox-a ), a nauka i technika rozwijająca się prężnie pozwala je dogłębnie badać i dziwić się.
Nie wiem jakie takie można powiedzieć dowody posiadają inne religie - islam, buddyzm itd. Ale niewątpliwie są to bardzo mocno ugruntowane religie świata, tak samo jak chrześcijaństwo, które są i trwają całe wieki. I nawet zaskakujące jest to, że w innych religiach zdarza się bardzo rzadko taki brak szacunku... opluwanie tych co wierzą przez tych, którzy nie wierzą, jak to się dzieje obecnie wśród narodów ogólnie rzecz biorąc chrześcijańskich.
Istnieje też bardzo wiele mitów i zupełnie błędnych przekonań co do wiary i religii. Takie dwa przykłady: Bo to nie jest jak to niektórzy mówią ciemna masa i ciemny lud, który wierzy. Nie znasz inteligentnych ludzi, którzy mają swoją wiarę, wierzą w Boga, tego, czy innego, którzy szanują swoją religię tudzież otwarcie się do niej przyznają? Czy tylko ludzie niewykształceni i łatwowierni wierzą w Boga? Rozejrzyj się dookoła. Zapytaj. Zobaczysz. Może właśnie dlatego wierzą, że poznali, że są o tym przekonani, że doświadczyli Boga w swoim życiu. To bynajmniej nie czyni ich ciemnym ludem, czy nie świadczy o niezrównoważeniu psychicznym,bo i z takimi głosami się spotkałam. Wtedy niewierzącym z takim przekonaniem i teorią wiary bardzo trudno chyba żyć - jedyni stabilni psychicznie wśród tylu wariatów...
Drugi przykład to to, że wiara chrześcijańska jawi się wielu jako ograniczona prawami, nakazami i zakazami religia, takie więzienie i w ogóle. A właśnie jest zupełnie inaczej... ta wiara to wolność i ją się czuje. A przyjrzyjcie się innym religiom i tamtym zasadom - islam chociażby. I co zaskakujące, że im bardziej rygorystyczna religia, tym większym ogólnym szacunkiem się cieszy, nikomu nawet nie przyjdzie do głowy, żeby wśród ludzi wierzących buntować się, a już nie mówiąc o obrażaniu, podważaniu, złośliwej ironii itd. - Doprawdy dziwny jest ten nasz świat...
Bóg - a teraz znów mówię o moim, naszym - kocha każdego, bez względu na wszystko. Może się tak wydawać, przez pryzmat katolików-hipokrytów i najgorszych przypadków, że określone grupy osób, mniejszości są potępiane, odtrącane, napiętnowane nawet. Dzieje się to tak, że ludzie bawią się w Boga, ale to nie prawdziwy Bóg, tylko ich fobie i stereotypy - moim zdaniem. Bo Bóg tak nie ocenia, nie klasyfikuje, że ten lepszy, a ten gorszy.
Ostatnio właśnie wzruszył mnie przykład George'a Michaela. To człowiek bardzo wierzący i wiem(y) to nie od dziś i moim zdaniem właśnie taki najlepszy przykład niedoskonałego, czyli normalnego Chrześcijanina. Bo jawnie jest gejem, homoseksualistą, a wierzy i docenia Boga, ostatnio też sam go doświadczył przecież. Niektórym,szczególnie starszym ludziom w głowie się to nie mieści, bo orientacja inna niż standardowa to grzech i największe zło... Tak? Może zostawmy to do osobistego rozrachunku ich obu - Boga i George'a, myślę, że się dogadają też i po śmierci. Na razie jednak dzięki wielu modlitwom i dobrej woli Boga, mamy George'a nadal wśród nas. "Was it science that saved me or the way you prayed for me?" Przecież lekarze nie dawali mu już wiele szans , mimo że był pod najlepszą opieką, leżał na super-nowoczesnym łóżku... Więc co to było, co go uratowało, pozwoliło mu jednak żyć i opowiedzieć nam o tym doświadczeniu? Nawet mówi się: Thanks God, Dzięki Bogu! :)
ZAKOŃCZENIE
Będę już kończyć ten cholernie długi wywód. Chociaż i tak nie jestem pewna, czy napisałam wszystko, co zamierzałam. ;)
Nikogo nie planowałam przekonać na siłę ani nic z tych rzeczy, po prostu potrzebowałam jawnie wszem i wobec napisać to o mnie i jak ja myślę.
Ładnie proszę o uszanowanie mnie, moich przekonań i światopoglądu. Ja staram się szanować innych.
Dziękuję za uwagę i jednocześnie jestem wdzięczna osobom, które poświęciły te chyba z 10 minut na przeczytanie całości.
Pozdrawiam serdecznie. - Agnes
To tyle ode mnie. Można, jak widzę, nawet porównać niektóre rzeczy z mojego poprzedniego wpisu, nieco wyżej, jak widzę z 2011 roku, prawie dokładnie rok temu....
Tyle. Więcej nie zawracam wam głowy.
Dziś naprodukowałam się trochę na Facebook i temat jest dla mnie osobiście ważny. Udostępniłam tekst publicznie, w sensie nie tylko dla znajomych.... i w pewnym sensie - tak jak i tam napisałam - chciałabym się nim podzielić z większym gronem osób. Ale nie na chama, żeby dawał po oczach.... nie z jakichś ukrytych powódek, bo nie chciałabym być znowu posądzona o wykorzystywanie czegoś, żeby się tu lansować, czy wyróżniać... ;p
I skoro znalazłam pasujący wątek na tym forum, to pomyślałam sobie, że może wkleję to też tutaj...
Różnie bywało z moimi wątkami, niejednokrotnie żałowałam, że cokolwiek tu napisałam, ale... jakiś ostatni raz może, zresztą mam już trochę inne podejście do spraw krytyki niż kiedyś. ;)
Kto chce, niech zrobi sobie herbatę albo otworzy piwo i...
*
WSTĘP /
No więc posuwam się aż do napisania notki w tej sprawie. Być może narażę się komuś lub siebie na obmowy, nieprzyjemności i tak dalej, ale od jakiegoś czasu mam to generalnie daleko w poważaniu. Pragnę podkreślić, że nie piszę tego komuś na złość, nie mam zamiaru nikogo obrazić , nie próbuję być złośliwa i czepialska. Po prostu czuję potrzebę podzielenia się tym z większą grupą indywidualistów o rozmaitych poglądach, być może też sama próbuję zrozumieć coś, co jest poza granicami mojej wyobraźni.
Notka dotyczy wiary i niewiary, Boga i tego typu spraw - uprzedzam już na początku, bo może nie każdy ma ochotę czytać. Ale bynajmniej nie uprzedzam po to , aby jeszcze przed poznaniem treści nastawić się negatywnie i bojowo.
Notka nie dotyczy nikogo personalnie.
Notka będzie długa, ale ten kto mnie zna mniej więcej nawet, wie, że jak mam coś do powiedzenia, to nie potrafię w skrócie.
Notka może sprawiać wrażenie nieco chaotycznej.
Nigdy nie wiem jak zacząć i zawsze mam taką obawę, że nie przekażę w jasny sposób tego, co mam do przekazania, ale potem jakoś leci, więc i tym razem może też... :)
TREŚĆ WŁAŚCIWA
Znowu przejęłam się czymś, czym być może nie powinnam. Ale jakoś nie potrafię tego zrozumieć i ogarnąć... dlaczego niektórzy ludzie aż tak chcą odciąć się od Boga i dokonują aktu apostazji ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Apostazja ).
Apostazja to świadome i dobrowolne wyrzeczenie się wiary chrześcijańskiej i formalne wystąpienie z Kościoła. Chrztu anulować nie można, ale następuje tzw. ekskomunika i tym samym, po mojemu, człowiek na własne życzenie zamyka sobie drzwi do zbawienia. Niewierzącym i tak to nic nie mówi albo wywołuje ironiczny uśmieszek... Ale dla mnie jest to akt przerażający i nie rozumiem dlaczego niektórzy to robią. Skoro nie wierzy to trudno, niech żyje sobie tak jakby Boga nie było, jego sprawa. Bóg to nie jest ktoś lub coś co przeszkadza w życiu,gdy go nie chcesz, on nie naprasza się, nie narzuca. Stoi sobie tylko jakby z boku i czeka aż go się zauważy, zobaczy w różnym sensie. Apostata raczej nie ma już powrotu, to tak jakby spalić sobie ostatni most. Jak przyjdzie w życiu taki moment, czy dramatyczne zdarzenie i jednak dostrzeże Boga, to będzie bardzo cierpiał i żałował i nie tylko za życia na Ziemi.
Znam wielu niewierzących i szanuję lub staram się szanować ich światopogląd. Nie przeszkadzają mi, wydaje mi się, że żyjemy w sumie w symbiozie, chyba że obrażają mnie i moją wiarę, mojego Boga. Ale dotychczas nie znałam nikogo, kto posunąłby się aż do apostazji.... Ja w ogóle dopiero niedawno poznałam to pojęcie i od razu wzbudziło we mnie strach, mimo że ja przenigdy bym tego nie zrobiła. WIARA to według mnie największe bogactwo człowieka, wielki dar. Wiara wartościuje człowieka, daje mu nadzieję, miłość, siłę i wówczas o wiele łatwiej pokonywać życiowe trudności, a może nawet widzieć w nich sens. Wiara nadaje życiu znaczenie, jakby definiuje człowieka i jego wartości. Zawsze wydawało mi się, że każdy w coś wierzy, jeśli nie w Boga, Allaha itd., to w świętą krowę, Słońce czy drzewko szczęścia, ale zawsze w COŚ. Przecież to taka baza człowieka, nie? Taki fundament, na którym budujesz swoje życie, wartości jak filary, na których je opierasz. Ale jednak widzę, że istnieją ateiści, istnieją ludzie, którzy nie wierzą w nic. Dziwne. Przedziwne dla mnie, bo za cholerę nie byłabym w stanie wytłumaczyć sobie skąd wziął się świat, przyroda, życie = istnienie, ja, Ty itd. Ewolucja, wybuchy? No dobra, ale KTOŚ lub COŚ musiało to "włączyć", napędzić, spowodować przecież, żeby coś się działo/stało. Kawa też nie robi się sama - ktoś musi nasypać ziaren, wlać wody i wcisnąć guzik.
To takie przejmująco smutne - najpierw ludzie, którzy tak nienawidzą Boga, plują na niego, wyśmiewają go, przyprawiają mu tę cierniową koronę, a przecież on nic złego im nie robi! Chrystus to MIŁOŚĆ, On oddał swoje życie, jako człowiek, za Ciebie i za mnie, jest twoim przyjacielem, opiekunem, mentorem. Po drugie ludzie, którzy żyją bez Wiary... Może im się wydaje, że są wolni, tak?, że mogą wszystko, ale to tylko ładnie wyglądające opakowanie. W środku nie ma nic, jest pustka, brak nadziei, głucha próżnia. Dla mnie to niepojęte.
Kawałek mojego przykładu
Ja nie jestem idealna. Żaden Chrześcijanin, Katolik, czy inny wierzący nie jest idealny. Jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy wiele błędów. Ja jestem nawet buntownikiem można powiedzieć. Niedawno, bo trochę więcej niż pół roku temu był taki czas, że przyszła do mnie zupełnie nowa świadomość mojej wiary w Boga. Nie potrafię powiedzieć skąd to przyszło itd., ale poznałam Jezusa na nowo. Nie, nie jestem wariatką czy dewotką, podchodzę do tego realistycznie i mówię jak jest, jak czuję. PRZYNAJMNIEJ od tamtej pory to nie jest już takie tradycyjne, nawet "rutynowe" wierzenie w Boga, w religii, w której zostałam wychowana. Bo poznałam to sama, już świadomie, jako dorosła kobieta. Wiecie, to takie wspaniałe uczucie. Bo wiara nie oznacza ślepej zaściankowej wiary, tylko realne przekonanie do czegoś, że to istnieje. Gdy to poczujesz, możesz czuć się wyróżniony/a. Naprawdę. Bo to jest faktycznie dar, jeszcze patrząc na dzisiejsze czasy, to na serio jest dar.
A w ogóle powinnam tu nadmienić jedną rzecz, może właściwie nawet na początku... Mnie też już dawno raziła postawa tradycyjnych POLSKICH Katolików. W sensie widzimy wiele negatywnych przykładów, wariatów i hipokrytów. Więc ja, poczytawszy najpierw trochę na temat Chrześcijaństwa i katolicyzmu, uznałam się z [mam nadzieję] pełną świadomością za tylko i wyłącznie CHRZEŚCIJANKĘ. Być może nie znam się, nie ogarniam tych wszystkich doktryn i zasad, które budowały i kształtowały się oraz wchodziły w życie już dawno po Chrystusie, być może mam jeszcze nie do końca dobre pojęcie o tym, ale jedno wiem na pewno: jestem Chrześcijanką, bo chcę naśladować Jezusa Chrystusa. Wierzę w Niego, wierzę mu i ufam i na Jego nauce właśnie buduję swoje życie. Należę do kościoła katolickiego, bo to trywialnie mówiąc z jednej sieci, ALE - może ku zaskoczeniu niektórych - nie popieram jakby wszystkich "reguł" tych jakby nowożytnych, czy wymyślonych przez niejaki Episkopat, mimo iż mam świadomość, że są one podyktowane jakąś interpretacją słów z Biblii.
Ale nie wdawajmy się w skomplikowane kwestie teologiczne, bo wcale nie o tym chciałam napisać.
Ja w życiu chcę kierować się tylko tym jaki był i czego nauczał Jezus. Miłość, Szacunek, czynienie dobra, życzliwość, pomoc innym, uczciwość, łagodność itd. Mam określone wartości, którymi kieruję się w życiu, choć jak każdemu, nie zawsze wychodzi... Staram się żyć tak, żeby nikogo nie krzywdzić, żeby pozostawić coś dobrego po sobie. Uśmiecham się do życia, mimo że jest trudne, ale już nawet rozumiem, dlaczego takie jest. Bo widzisz... jak masz WIARĘ - szeroko pojętą - to łatwiej ci znieść pewnie rzeczy w życiu. Wiara nie jest łatwa. Jak widać, wielu ludzi ją traci lub po prostu jej nie ma. A ja, mimo że mam pod górkę już przeszło 5 lat, widzę już w tym cel i sens. Bo może tak właśnie ma być, takie przeznaczenie... że coś ma się wydarzyć później, że muszę na to jakby zasłużyć, popracować na to i w między czasie DOJRZEĆ. Bo człowiek nie dojrzewa tylko w jednym określonym okresie życia, ale przez CAŁE ŻYCIE. Całe życie uczymy się i nabywamy różne doświadczenia. To nas wzbogaca, zmieniają nam się perspektywy i priorytety, widzimy z czasem więcej. To Bóg kieruje naszym życiem - wszystkim, ja w to właśnie wierzę - i dobrymi i złymi, przykrymi zdarzeniami również. Próbuje nas, ile jesteśmy w stanie wytrzymać, jak silni jesteśmy lub stajemy się. Czasami, gdy właśnie przechodzimy przez jakiś bardzo ciężki czas to wydaje nam się(wierzącym), że Bóg nas opuścił, że to nie ma sensu i prowadzi donikąd. A właśnie zaufanie do tego u góry przynosi ci z czasem zrozumienie tego, taki jakby morał po pewnym zdarzeniu, że widzisz już o co chodziło, co miało ci dać to doświadczenie. I wtedy nawet uśmiech pojawia się na twojej twarzy. (...)
Bóg i wiara chrześcijańska to nie są księża, urzędy, stos zakazów, nakazów, to wolno, tego nie wolno itd. Wiele ludzi dziś interpretuje wiarę właśnie przez pryzmat jakiegoś wrednego księdza, przykrego zdarzenia, czy ciągłej walki instytucji właśnie: polityka-kościół. A to wcale nie o to chodzi!!! Ja też nie wierzę w księdza, czy biskupa co gada w tv czasami z jakiegoś powodu czy okazji. Nie chodzę do kościoła dla księdza, dla statystyk, dla rodziców, czy przez rutynę. Godzina raz na tydzień to nie wyprawa w kosmos, trudność nie do pokonania, a przez tę jedną godzinę możesz usłyszeć coś ciekawego, poczuć *jeśli potrafisz obecność Boga w tzw. Eucharystii ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Eucharysti ... krament%29 ), to jest takie mistyczne i wiem że całkowicie niezrozumiałe dla niewierzących... ale to coś jest jednak realne i jest pamiątką, symbolem...
W ogóle w Polsce, może nawet w Europie wygląda to tak bardzo sztywno może, a to wynika z mentalności itd. Czasami oglądam, a także uczestniczyłam w mszach niedzielnych czy uroczystościach różnego rodzaju np. w USA, gdzie żywa ekspresja jest na porządku dziennym, zarówno u Katolików jak i Baptystów i tam się dopiero CZUJE Boga! :) Jest wiele wzruszeń, każdy śpiewa te radosne pieśni, klaszcze, tańczy, duchowny nawet krzyczy -ale w pozytywnym sensie - z ołtarza, gdy chce przekazać jakąś myśl, czy tekst z Biblii - słowa Jezusa itd. Może niektórzy nawet pamiętają z pogrzebu Whitney Houston.... To jest coś pięknego i taka właśnie jest wiara chrześcijańska. Bo Bóg jest Miłością, Bóg jest dobry i pozytywny. Wiara dodaje mocy i siły. Wiara to radość. Bóg to nie jakiś dziad z rózgą, który tylko nakazuje i kara. On daje ci bardzo dużo, gdy tylko ty wykazujesz wolę i chęć i dajesz od siebie nawet troszkę. Gdy on widzi, że choćby chcesz, szczerze.
Wielu ludzi nie chce rozmawiać o Bogu. Mówię na podstawie swoich obserwacji tu w Polsce. Ja też kiedyś bałam się czy wstydziłam otworzyć buzię przy znajomych, nawet gdy słyszałam coś, z czym się nie zgadzałam na temat wiary chrześcijańskiej czy podobnej tematyki. Ale właściwie czego się boimy? Wyśmiania? No tak, to takie nagminne w dzisiejszych czasach... brak szacunku do religii i wiary w jakiegokolwiek Boga, byt niematerialny. Wielu ludzi mówi, że religia to zaścianek, ciemnogród i nie wiem co jeszcze.
Ciekawe, bo ja uważam, że właśnie wiara i religia stworzyły człowieka, jego korzenie i ogólnie egzystencję, zbudowały godność człowieka. I nie mówię tu o stworzeniu świata przez Boga, teraz mówię wyłącznie o idei. Chrześcijaństwo na ten przykład, to jedna z najstarszych religii świata, od zarania dziejów. Te dzieje właśnie, dzieje Ziemi, dzieje świata to nasza historia, nasze korzenie ogólnie rzecz biorąc. Nie da się tak o, odciąć od historii w sensie budowania się i kształtowania świata, bo to nas po prostu tworzy. Religia i wiara to coś naturalnie i mimowolnie jakby w pewnym sensie wpisanego w życie każdego człowieka. Należy to szanować moim zdaniem, cieszyć się, że nie jesteśmy jakimś przypadkowo nowo wyprodukowanym skądś i przez coś nabytkiem świata, bez korzeni, bez historii, bez doświadczeń, wyplute przez kosmos nie wiadomo skąd jakieś nie wiadomo co, które to coś ma po prostu po jakimś czasie przejść w nicość. Plum i już.
Historia człowieka budowała się przez wieki całe i nadal się buduje. W tej historii jest też określona religia. Gdyby jakaś religia opierała się na totalnej głupocie i bzdurach, to raczej nie przetrwałaby aż 2 tysięcy lat, nie? Widzisz, a Bóg to nawet przewidział, że ludzie będą wątpić i tracić wiarę, dlatego po latach lub nawet wiekach pozwolił odnaleźć określonym ludziom takie dowody jak Całun Turyński (należy poczytać - http://pl.wikipedia.org/wiki/Ca%C5%82un_tury%C5%84ski ) i inne ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Ca%C5%82un_z_Manoppello + https://www.google.pl/search?q=relikwie ... =firefox-a ), a nauka i technika rozwijająca się prężnie pozwala je dogłębnie badać i dziwić się.
Nie wiem jakie takie można powiedzieć dowody posiadają inne religie - islam, buddyzm itd. Ale niewątpliwie są to bardzo mocno ugruntowane religie świata, tak samo jak chrześcijaństwo, które są i trwają całe wieki. I nawet zaskakujące jest to, że w innych religiach zdarza się bardzo rzadko taki brak szacunku... opluwanie tych co wierzą przez tych, którzy nie wierzą, jak to się dzieje obecnie wśród narodów ogólnie rzecz biorąc chrześcijańskich.
Istnieje też bardzo wiele mitów i zupełnie błędnych przekonań co do wiary i religii. Takie dwa przykłady: Bo to nie jest jak to niektórzy mówią ciemna masa i ciemny lud, który wierzy. Nie znasz inteligentnych ludzi, którzy mają swoją wiarę, wierzą w Boga, tego, czy innego, którzy szanują swoją religię tudzież otwarcie się do niej przyznają? Czy tylko ludzie niewykształceni i łatwowierni wierzą w Boga? Rozejrzyj się dookoła. Zapytaj. Zobaczysz. Może właśnie dlatego wierzą, że poznali, że są o tym przekonani, że doświadczyli Boga w swoim życiu. To bynajmniej nie czyni ich ciemnym ludem, czy nie świadczy o niezrównoważeniu psychicznym,bo i z takimi głosami się spotkałam. Wtedy niewierzącym z takim przekonaniem i teorią wiary bardzo trudno chyba żyć - jedyni stabilni psychicznie wśród tylu wariatów...
Drugi przykład to to, że wiara chrześcijańska jawi się wielu jako ograniczona prawami, nakazami i zakazami religia, takie więzienie i w ogóle. A właśnie jest zupełnie inaczej... ta wiara to wolność i ją się czuje. A przyjrzyjcie się innym religiom i tamtym zasadom - islam chociażby. I co zaskakujące, że im bardziej rygorystyczna religia, tym większym ogólnym szacunkiem się cieszy, nikomu nawet nie przyjdzie do głowy, żeby wśród ludzi wierzących buntować się, a już nie mówiąc o obrażaniu, podważaniu, złośliwej ironii itd. - Doprawdy dziwny jest ten nasz świat...
Bóg - a teraz znów mówię o moim, naszym - kocha każdego, bez względu na wszystko. Może się tak wydawać, przez pryzmat katolików-hipokrytów i najgorszych przypadków, że określone grupy osób, mniejszości są potępiane, odtrącane, napiętnowane nawet. Dzieje się to tak, że ludzie bawią się w Boga, ale to nie prawdziwy Bóg, tylko ich fobie i stereotypy - moim zdaniem. Bo Bóg tak nie ocenia, nie klasyfikuje, że ten lepszy, a ten gorszy.
Ostatnio właśnie wzruszył mnie przykład George'a Michaela. To człowiek bardzo wierzący i wiem(y) to nie od dziś i moim zdaniem właśnie taki najlepszy przykład niedoskonałego, czyli normalnego Chrześcijanina. Bo jawnie jest gejem, homoseksualistą, a wierzy i docenia Boga, ostatnio też sam go doświadczył przecież. Niektórym,szczególnie starszym ludziom w głowie się to nie mieści, bo orientacja inna niż standardowa to grzech i największe zło... Tak? Może zostawmy to do osobistego rozrachunku ich obu - Boga i George'a, myślę, że się dogadają też i po śmierci. Na razie jednak dzięki wielu modlitwom i dobrej woli Boga, mamy George'a nadal wśród nas. "Was it science that saved me or the way you prayed for me?" Przecież lekarze nie dawali mu już wiele szans , mimo że był pod najlepszą opieką, leżał na super-nowoczesnym łóżku... Więc co to było, co go uratowało, pozwoliło mu jednak żyć i opowiedzieć nam o tym doświadczeniu? Nawet mówi się: Thanks God, Dzięki Bogu! :)
ZAKOŃCZENIE
Będę już kończyć ten cholernie długi wywód. Chociaż i tak nie jestem pewna, czy napisałam wszystko, co zamierzałam. ;)
Nikogo nie planowałam przekonać na siłę ani nic z tych rzeczy, po prostu potrzebowałam jawnie wszem i wobec napisać to o mnie i jak ja myślę.
Ładnie proszę o uszanowanie mnie, moich przekonań i światopoglądu. Ja staram się szanować innych.
Dziękuję za uwagę i jednocześnie jestem wdzięczna osobom, które poświęciły te chyba z 10 minut na przeczytanie całości.
Pozdrawiam serdecznie. - Agnes
To tyle ode mnie. Można, jak widzę, nawet porównać niektóre rzeczy z mojego poprzedniego wpisu, nieco wyżej, jak widzę z 2011 roku, prawie dokładnie rok temu....
Tyle. Więcej nie zawracam wam głowy.
