Shiny pisze:Pamiętam opowiadania z SC ;]
Ale ja na SC nie dawałam opowiadań, na CS dałam jedno jak miałam bodajże 9 lat, i tyle :D
EDIT: A no facepalm xD Dawałam, dawałam, i to niejedno, wybacz! :D
Tak więc...Miało być, to będzie. Nie oczekujcie cudów na kiju. Zapraszam na wprowadzenie :)
Na imię mam Emily, nazywam się Goldman. Urodziłam się wiosną tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego trzeciego roku, w małej miejscowości w stanie Floryda, około godziny drogi na północ od Miami. Razem z rodzicami i starszą siostrą, Susie, mieszkaliśmy w niewielkim, bardzo niezamożnym domku. Moja mama prowadziła sklep z używanymi ciuchami, a tato pracował w jakejś firmie. Nigdy nie wiedziałam, czym zajmowała się ta firma. I nigdy mnie to nie interesowało. Wiedziałam tylko, że codziennie musiał dojeżdżać do Miami.
Mimo tego, że często brakowało nam funduszy a rodziców do późna nie było w domu, byłam szczęśliwym dzieckiem. Zajmowała się mną Susie. Była starsza o równo pięć lat, jednak pełniła rolę "drugiej mamy". Wracała ze szkoły, gotowała obiad, sprzątała...Robiła wszystko, żeby ulżyć mamie, która wracała do domu zmęczona ciągłym ustawianiem towaru, bieganiem po sklepie i wyłapywaniem nielicznych klientów.
Nie miałam wielu przyjaciółek. Nie dlatego, że nikt mnie nie lubił. W okolicy nie było dzieci w moim wieku, dlatego kiedy jeszcze nie chodziłam do szkoły, moją jedyną przyjaciółką była Susie. Ją lubiło wiele osób i miała dużo koleżanek, ale chyba tylko mnie uważała za swoją przyjaciółkę.
Nie było pytania, na jakie nie potrafiłaby odpowiedzieć mi Susie. Była bardzo dobrą uczennicą, bo była pilna. Ciężko pracowała na swoje oceny, chociaż nauczycielom wydawało się, że wszystko przychodzi jej bez wysiłku. Tak nigdy nie było.
Do szkoły poszłam w wieku sześciu lat, tak jak wszystkie amerykańskie dziewczynki. Mama wtedy wcześniej wstała, żeby trochę ze mną pobyć. Dzień wcześniej fryzjer ściął mi włosy i zrobił grzywkę. Kiedy rano wstałam i poprawiłam fryzurę grzebieniem, bardzo się sobie podobałam. Nie dałam się nawet przeczesać Susie.
Wtedy strasznie się ekscytowałam. Starannie dobrałam-a raczej stwierdziłam, że to, co przygotowała moja siostra bardzo mi się podoba-strój na mój "wielki dzień". Niebieska sukienka z białą wstążką, czarne lakierki i rajstopy. Mama bardzo nabiegała się, żeby znaleźć dla mnie rajstopy. Wtedy dziewczynki chodziły tylko w długich, białych skarpetkach.
Bardzo wyróżniałam się spośród grupy dziewczynek. Wszystkie miały czarne spódniczki, białe bluzki z mlecznymi kołnieżykami i czarne buciki, które teraz nazywa się "baletkami".
Okropnie zawiodłam się pierwszego dnia szkoły. Kiedy przyszedł czas dobierania miejsc, dziewczynki biegały po klasie i z chichotem siadały obok swoich przyjaciółek. Nie miałam przyjaciółki. Wszystkie mieszkały na jedynym blokowisku w całym miasteczku, i bardzo dobrze znały się z pod podwórkowego trzepaka. Mnie żadna nie znała, i chyba nie chciała znać.
Podczas przerwy wygoniono nas z klasy. Na korytarzu zobaczyłam moją siostrę. W otoczeniu innych jedenastolatek przeglądała popularne wówczas pismo "TeenStyle", zanosząc się śmiechem i komentując ubiór modelek.
-Susie!-krzyknęłam uradowana.
Podniosła głowę. Długie, ciemnokasztanowe włosy opadły jej na oczy, a ona swoim charakterystycznym ruchem odgarnęła je za ucho. Obejrzała się na boki, zmarszczyła brwi i wróciła do przeglądania czasopisma.
Nie dałam za wygraną.
-Hej! Susie!-próbowałam dalej.
Tym razem mnie zauważyła. Uśmiechnęła się szeroko i pomachała mi.
Miałam nadzieję, że podejdzie i zagada. Ale ona znów zwróciła twarz w kierunku Sary, jej jasnowłosej koleżanki, która trzymała TeenStyle na kolanach.
Było mi przykro. Ale nie mogłam przecież zabronić siostrze mieć przyjaciółek, prawda?
To tak na wstępie. Akcja nie będzie się toczyć w szkole, akurat na ten pierwszy...Hm. Rozdzialik, tak to nazwijmy, spodobała mi się właśnie szkoła (do której dzisiaj nie poszłam, zwracając uwagę na dość wczesną godzinę).