Mijają kolejne rocznice, 2 miesiące po śmierci,
urodziny.. a ja każdą staram się spędzić jak najbliżej
Michaela.
Noc z 25 sierpnia na 26 była jedną z gorszych.
Nie równała się z tymi, kiedy przez 2 tygodnie,
noc w noc, płakałam w poduszkę zastanawiając
się jak można skrzywdzić TAKIEGO człowieka ? !
I ogólnie rozpaczając nad sensem całego świata
-bo wszystko kręci się wokół pieniędzy.
Nie ma już czegoś takiego jak bezinteresowna
pomoc, tolerancja.
Siedząc w łazience , słuchając 'Gone too soon'
czułam ogromny ból, myślałam, że głowa i serce
zaraz mi pękną, nigdy nie czułam takiej tęsknoty,
samotności...rano wstałam z tak zapuchniętymi
oczami, że na początku nic nie widziałam.
Urodziny Mika ?
Wstałam po 6 i cały dzień oglądałam w tv,
to co wyczyniał w teledyskach,
dzień raczej wesoły, bo jak tylko
rano zobaczyłam Michaela, cały dzień się uśmiechałam.
Miałam takie momenty np. przy 'will you be there'
że miałam łzy w oczach, ale staram się być silna-
dla Michaela.
Mimo, że serce boli i mam ochotę
bezustannie płakać, to biorę
z niego przykład i nie rozpaczam, bo on przecież
nam nie pokazywał jak mu ciężko...
Jak postępował, jaką tworzył muzykę,
ile przeszedł... bardzo zmieniłam się
przez te 2 miesiące.
Stałam się wrażliwa, chciałabym 'stworzyć
lepsze miejsce- dla Ciebie i dla mnie...'
Uśmiech Michaela daje mi nadzieję
na lepsze jutro ,pozwala mi wierzyć,
że gdzieś tam, On na mnie czeka-
w Naszym wymarzonym Neverlandzie...
I mimo, że wiem, że nie będzie lepiej,
to nie tracę nadziei...
Tak, nadzieja- matką głupich, wiem.
Nie wyobrażam sobie bez niego dnia,
godzina bez jego zdjęć, muzyki
jest dla mnie stracona.
Przepraszam bardzo,
że aż tak się rozpisałam, ale myślę,
że znalazłam sporo nowych słów
i dopiero teraz mogłam opisać
co czuję.
Nie musicie tego czytać, musiałam po prostu
się wygadać, bo dzisiaj mam gorszy dzień...
