: pn, 21 lut 2011, 19:19
A dziś mamy Dzień Języków Ojczystych.
Jak dyskutujemy, poznajemy nowe punkty widzenia, poszerzamy swój punkt widzenia. Gdy odpuszczamy sobie dociekliwość, niechętnie reagujemy na drążenie tematu i przełączamy się na skrótowe myślenie, w efekcie ulegamy tabloidyzacji życia. Każdą informację uznajemy za obowiązującą. Stajemy się łatwi do manipulacji i co wtedy.. Matrix?
Nie jestem tak naiwny by wierzyć, że uda nam się skłonić siebie samych do dogłębnego poznawania większości wątków, z którymi mamy w życiu do czynienia. Mnie samemu się to nie udaje- i to wcale nawet nie z braku czasu, choć mógłbym na to przerzucić winę, a bardziej z potrzeby nieprzemęczania się. Niechęci do wybierania wysiłku, skoro mogę wybrać jego brak.
Więc co robić? Wystarczy świadomość, że robię coś takiego. I wrażliwość dająca kopa, jak robię to za często, kiedy znudzenia jest za dużo, co może owocować emocjonalną i intelektualną pustką. Kiedy nic się nie chce i nic nie wywołuje frajdy. Pasja umarła. Nie, nie chcę tego.
Kilka razy w tygodniu wytrącam się z tego marazmu i zmuszam się do wysiłku. Kiedy przewija się jakiś temat wokół mnie, to wstępnie szukam. Gdy pojawił się wątek konfliktu polsko- rosyjskiego, zacząłem pytać osób, które wiem, że starają się czytać, kto jest dziś autorytetem w temacie. Usłyszałem: Herbert. Już wiem, kogo czytać.
..No bo żeby wiedzieć- trzeba przeczytać. A żeby przeczytać, trzeba mieć tekst. Zabawne, jak mi się nie chce (i chce równocześnie) coś twórczego zrobić ze swoim myśleniem, ale zaczynam planować, przygotowywać materiały, układać sobie jakbym to miał przetworzyć, by przedstawić swój punkt widzenia albo, choćby na MJPT zaprosić do czegoś. I idzie. Albo szukać inspiracji na tym niby- słabym narzędziu, jakim jest gg czy FB- ileż to mało obiecujących wymian krótkich zdań stało się zaczynkiem do czegoś potem.
O to mi chodziło. Nie wierzę, iż ludziom nie chce się rozmawiać, a FB, tweetery czy gg albo smsy nie da się wykorzystać do inspirowania się nawzajem. A po to są rozmowy, czyż nie?
Jak dyskutujemy, poznajemy nowe punkty widzenia, poszerzamy swój punkt widzenia. Gdy odpuszczamy sobie dociekliwość, niechętnie reagujemy na drążenie tematu i przełączamy się na skrótowe myślenie, w efekcie ulegamy tabloidyzacji życia. Każdą informację uznajemy za obowiązującą. Stajemy się łatwi do manipulacji i co wtedy.. Matrix?
Nie jestem tak naiwny by wierzyć, że uda nam się skłonić siebie samych do dogłębnego poznawania większości wątków, z którymi mamy w życiu do czynienia. Mnie samemu się to nie udaje- i to wcale nawet nie z braku czasu, choć mógłbym na to przerzucić winę, a bardziej z potrzeby nieprzemęczania się. Niechęci do wybierania wysiłku, skoro mogę wybrać jego brak.
Więc co robić? Wystarczy świadomość, że robię coś takiego. I wrażliwość dająca kopa, jak robię to za często, kiedy znudzenia jest za dużo, co może owocować emocjonalną i intelektualną pustką. Kiedy nic się nie chce i nic nie wywołuje frajdy. Pasja umarła. Nie, nie chcę tego.
Kilka razy w tygodniu wytrącam się z tego marazmu i zmuszam się do wysiłku. Kiedy przewija się jakiś temat wokół mnie, to wstępnie szukam. Gdy pojawił się wątek konfliktu polsko- rosyjskiego, zacząłem pytać osób, które wiem, że starają się czytać, kto jest dziś autorytetem w temacie. Usłyszałem: Herbert. Już wiem, kogo czytać.
..No bo żeby wiedzieć- trzeba przeczytać. A żeby przeczytać, trzeba mieć tekst. Zabawne, jak mi się nie chce (i chce równocześnie) coś twórczego zrobić ze swoim myśleniem, ale zaczynam planować, przygotowywać materiały, układać sobie jakbym to miał przetworzyć, by przedstawić swój punkt widzenia albo, choćby na MJPT zaprosić do czegoś. I idzie. Albo szukać inspiracji na tym niby- słabym narzędziu, jakim jest gg czy FB- ileż to mało obiecujących wymian krótkich zdań stało się zaczynkiem do czegoś potem.
O to mi chodziło. Nie wierzę, iż ludziom nie chce się rozmawiać, a FB, tweetery czy gg albo smsy nie da się wykorzystać do inspirowania się nawzajem. A po to są rozmowy, czyż nie?