Wiersz do szkoły
-
- Posty: 122
- Rejestracja: ndz, 03 sty 2010, 12:21
Wiersz do szkoły
Witajcie. Mam duży problem. Dzisiaj dowiedziałem się, że muszę na jutro na polski napisać wiersz(nie ma to jak odrabianie lekcji w niedziele wieczorem). Trochę to głupie według mniei coś takiego zadawać, bo nie każdy może pisać wiersze, trzeba mieć do tego talent, którego na przykład ja nie mam. Trochę się pomęczyłem i coś takiego wydukałem. To w moim zamierzeniu miał być sonet. Czy to się wogóle nadaję do oddania nauczycielowi? Nigdy żadnego wiersza nie napisałem i to jest dla mnie cholernie trudne. Jeśli coś się da w tym poprawić to proszę o pomoc. Mam mało czasu a do jutra muszę coś wykombinować.
Napisałem o tym tutaj mimo, że nie ma nic wspólnego z MJ bo wiem, że są tu osoby które piszą i są w stanie mi pomóc. To jest to co udało mi się napisać.
Wstydliwe spojrzenie
Jak codzień szósta rano, słysząc dźwięki głośne,
Próbuję czas zatrzymać choć na sekund kilka,
Głos coraz donośniejszy kłuje mnie jak szpilka,
I powieki me podgrzewa światło nieznośne.
Już słońce zaszło, Księżyc spogląda ciekawie,
Patrzę mu w oczy szukając odrobiny
Uśmiechu słodkiego niczym leśne maliny.
Lecz twarz jego bez uczuć jest jak kamień prawie.
Już kogut raz zapiał, a ja słońce znów widzę,
I nie wiem czemu do jednej myśli powracam,
Bo spojrzeć mu w oczy okropnie się wstydzę.
Ciemność mnie ogarnia, przed sobą wszystko macam,
Chodzę wkoło i z wszelkiego szczęścia szydzę,
Chcąc wyzbyć się wstydu, w smutku się zatracam.
Starałem się napisać coś od siebie tak jak to czuję, ale kompletnie nie wiem czy coś takiego wogóle można nazwać wierszem.
Napisałem o tym tutaj mimo, że nie ma nic wspólnego z MJ bo wiem, że są tu osoby które piszą i są w stanie mi pomóc. To jest to co udało mi się napisać.
Wstydliwe spojrzenie
Jak codzień szósta rano, słysząc dźwięki głośne,
Próbuję czas zatrzymać choć na sekund kilka,
Głos coraz donośniejszy kłuje mnie jak szpilka,
I powieki me podgrzewa światło nieznośne.
Już słońce zaszło, Księżyc spogląda ciekawie,
Patrzę mu w oczy szukając odrobiny
Uśmiechu słodkiego niczym leśne maliny.
Lecz twarz jego bez uczuć jest jak kamień prawie.
Już kogut raz zapiał, a ja słońce znów widzę,
I nie wiem czemu do jednej myśli powracam,
Bo spojrzeć mu w oczy okropnie się wstydzę.
Ciemność mnie ogarnia, przed sobą wszystko macam,
Chodzę wkoło i z wszelkiego szczęścia szydzę,
Chcąc wyzbyć się wstydu, w smutku się zatracam.
Starałem się napisać coś od siebie tak jak to czuję, ale kompletnie nie wiem czy coś takiego wogóle można nazwać wierszem.
-
- Posty: 558
- Rejestracja: śr, 17 wrz 2008, 17:58
- Lokalizacja: Warszawa / Nasielsk