Nasze autorytety z dzieciństwa (temat +16!!)

Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Awatar użytkownika
malakonserwa
Posty: 634
Rejestracja: czw, 03 kwie 2008, 16:11
Lokalizacja: się biorą dzieci?

Nasze autorytety z dzieciństwa (temat +16!!)

Post autor: malakonserwa »

Temat przeznaczony dla osób, które ukończyły przynajmniej szesnasty rok życia!

Z góry przepraszam za tę małą dyskryminację młodszych koleżanek i kolegów, ale temat będzie o dzieciństwie, także... musicie jeszcze trochę poczekać :-)

Jakich mieliście idoli w dzieciństwie i wczesnej młodości? Kto był Waszym autorytetem? Kto wywarł największy wpływ na to, jakimi teraz jesteście ludźmi? Za kim przepadaliście?

Bardzo jestem ciekawa i z przyjemnością poczytam Wasze wypowiedzi :-)

Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
homesick
Posty: 1239
Rejestracja: wt, 15 sty 2008, 14:35
Lokalizacja: spode łba

Post autor: homesick »

haha...

w dziecinstwie, to chyba no ten jak mu tam Michael Jackson, niekwestionowany hero, imaginary friend i lover w jednym.


no a tak poza tym, to ja w dziecinstwie chyba nie mialam autorytetow nadal nie mam, dla zasady nie uznaje...nawet nie wiem, co to slowo mialoby oznaczac...podziwiam wielu ludzi, ale to nie znaczy, ze sa dla mnie wyznacznikiem jakis wartosci w zyciu, bo to pojscie na latwizne i straszne lenistwo podpierac sie w zyciu kims innym.

choc moze przed 16 rokiem zycia fascynowalam sie Zdzislawem Beksinskim, w pozniejszych latach gdy go zabili w tak idiotyczny sposob przeryczlam pare ladnych nocy i wpadlam w dlugi okres handry dola depresji czy jak to inaczej nazwac.
strasznie szanowalam czlowieka, za tworczosc, za niby zwyczajne zycie i zwyczajna osobowosc i tak mroczna i fantastyczna wyobraznie..fascynowal mnie wlasnie ten kontrast...i to jak tworczosc moze byc wentylem bezpieczenstwa dla kazdej osobowosci.


inne moje muzyczne czy ksiazkowe fascynacje tez ciezko uznac za 'autorytety'
Morrison, Nietzsche, Fromm, Leśmian...to takie budulce mojej osobowosci, kolesie, ktorzy mnie emocjonalnie jakos poprowadzili przez ten okres, ale nie autorytety!!
'the road's gonna end on me.'
Mandey
Posty: 3414
Rejestracja: pt, 16 lis 2007, 20:14

Post autor: Mandey »

Autorytety (ale nie do końca) z dzieciństwa...
Jackson, Mercury, mój śp.dziadek.

Na nikim nigdy się nie wzorowałem w moim życiu.
Zawsze starałem się być sobą. Nie miałem tak jak większość z forum, manii przebierania się za Michaela, kapelusz, rękawiczki, oklejone palce jak to większość teraz robi bądź robiła. Wiem że daleko nie zaszedłbym z taką opcją, co najwyżej w psychiatryku by mnie zamknęli. Na Mercury'm z Queen też nie. Spodnie obcisłe i pasek, skóra to nie dla mnie. Ogólnie na czym tu się wzorować? Ja nie chciałbym prowadzić takiego życia jak Oni. Flesze, wywiady, sex, drugs & rock n' roll ten drugi. Ten pierwszy wiadomo jaką ma psychę dziś. 50 letnia dzidzia, zamknięta we własnym świecie, a to wszystko przez jego dzieciństwo, którego prawie nie miał. Nigdy w życiu! Co do dziadka mojego starałem się brać troszkę przykładu z niego bo wydawał mi się zawsze prawym człowiekiem, zresztą takie mam zdanie nawet teraz po jego śmierci. Ale nie wykształtował mnie także jako osoby. Dwóch pierwszych szanuję jako muzyków, tego trzeciego za opiekę jaką mnie w pewnym czasie otoczył.
Człowiek, który wykształtował mnie i zrobił ze mnie tego kim jestem dziś i od wielu już lat jest... Mateusz Bartkowiak alias Mandey czyli ja we własnej osobie.
Pozdrawiam.

ps. Fajny temat może się tu zrobić ciekawie... A, i fajnie że od 16 roku zycia. ;-)
Szukasz mnie? Znajdziesz mnie tutaj albo tutaj ;)
Awatar użytkownika
Liberian Girl
Posty: 315
Rejestracja: pn, 31 mar 2008, 21:28

Post autor: Liberian Girl »

Może jestem jeszcze za młoda żeby mówić o dzieciństwie, autorytetach
z tamtych czasów, ale co mi tam, wkoncu każdy z nas jest jeszcze
w glębi dzieckiem.

Jako małe dziecko byłam bardzo zmienna i mówiąc szczerze nadal taka
jestem. Nie miałam idoli, ludzi których podziwiałam bo byłam za mała
żeby się nad tym zastanawiać. Jak na każde dziecko duży wpływ miały
na mnie bajki, w szczególności ich bohaterowie. Zawsze z uśmiechem
na twarzy oglądałam Disneyowskie animacje. Wychowałam się na tych
bajkach.
Potem miałam przerwę. Nic nie wpływało na moje zachowanie. Tak mi się
wydaje. Zafascynował mnie jednak Michael Jackson. Jego styl poruszania
i muzyka którą tworzy. To coś wspaniałego. Nie da się o tym zapomnieć.

Większosć ludzi poszukuje autorytetów, osób które są dalego od nas, w
pewnym sensie niedostępne. Ale wystarczy się tylko rozejrzeć. Jest
trzecież mama i tata. To osoby, które kształtują nas od małego, mają
wielki wpływ na nasze życie. Moim zdaniem bez rodziców i własnego
zaangarzowania nie bylibysmy dzisiaj tym kim jesteśmy.

Ale oczywiście każdy ma chwilowe fascynacje. Duzo razy to
przeżywałam i prawde mówiac nie pamiętam już zbyt wiele. Była to
tylko chwila...
Awatar użytkownika
Streetwalker
Posty: 432
Rejestracja: śr, 20 lut 2008, 15:38

Post autor: Streetwalker »

Idoli miałam i mam-chyba jak każdy.Na pewno duży wpływ na to jak się mi w mózgu poukładało miał właśnie Michael ( oprócz mamy rzecz jasna-w końcu to ona a nie MJ prała mi czapeczkę :D).Ci,którzy myślą,że muzyka nie ma wpływu na rozwój umysłowy człowieka,musieli słuchać w przeszłości jakiegoś strasznego badziewia.
W wieku lat sześciu moim idolem był również Zorro.Ubóstwiałam go.
Do jednego z tych panów fascynacja przeszła mi z wiekiem.To było do przewidzenia-głupio by było wciąż zachwycać się wymyślonym Zorrem ;P
Dobrze,że MJ jest prawdziwy.
Awatar użytkownika
majkelzawszespoko
Posty: 1745
Rejestracja: śr, 06 gru 2006, 11:31
Lokalizacja: Katowice

Post autor: majkelzawszespoko »

krótko.
kiedyś:
Alessandro Del Piero - piłkarz Juventusu Turyn. niesamowity talent, próbowałem go naśladować jako mało chłopiec. w kontekśie sportowym oczywiście.
Jim Carrey - w niego byłem totalnie zapatrzony, każdy film oglądałem kilkanaście razy, starając się naśladować. co on robił z twarzą i ciałem to po prostu magia. wzór rozbawiacza ludzi, a ja lubiłem rozbawiać ludzi, sprawiało mi to przyjemność. dalej lubię, widocznie ukształtowało to moją osobę w kierunku wiecznie zabawnego pajaca i klauna, w pozytywnym wydźwięku. ach.

może mi się ktoś jeszcze przypomni, to dopiszę wtedy.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
Smooth_b
Posty: 668
Rejestracja: pn, 16 lip 2007, 1:50
Lokalizacja: z Los Angeles

Post autor: Smooth_b »

Liberian Girl pisze:Większosć ludzi poszukuje autorytetów, osób które są dalego od nas, w
pewnym sensie niedostępne. Ale wystarczy się tylko rozejrzeć. Jest
trzecież mama i tata.
samo bycie rodzicem nie robi autorytetu. Kiedy mielismy na początku liceum napisać wypracowanie na temat wzorcow życiowych to poł klasy sie rozpisala o swoich rodzicach i widać było ze powiedznie "rodzina jest swieta" żyje i rozkwita, a jesli ktoś nie wymachuje tym jak transparentem to nieladnie jest bardzo. Przynajmniej ja nie chcę machać chorągiewką. Nikt jeszcze swietym nie został z powodu rodzicielstwa i nie zostanie. Myśle ze o autorytety nie jest wcale tak łatwo i nie wystarczy się tylko rozejrzeć Liberian;)
Awatar użytkownika
homesick
Posty: 1239
Rejestracja: wt, 15 sty 2008, 14:35
Lokalizacja: spode łba

Post autor: homesick »

rodzice mieli na mnie tylko taki wplyw w okresie dojrzewania i w dziecinstwie, ze stalam sie ich calkowitym przeciwienstwem, wiec na tym tez jakos uksztaltowala mi sie osobowosc.

nie chodzi o zwykly bunt, a o mega roznice pogladow i postaw zyciowych...do tego na tym trylionie bledow jakie popelnili i czym mnie troche zwichneli, tez sie nauczylam wybaczac i traktuje ich teraz bardziej jak moje dzieci ;)
to ja bardziej moja matke wychowalam niz ona mnie.

ale samo pogodzenie sie z tym jacy sa i wybaczanie latwe nie bylo...a o jakimkolwiek autorytecie to mowy nie ma :P
'the road's gonna end on me.'
Awatar użytkownika
Liberian Girl
Posty: 315
Rejestracja: pn, 31 mar 2008, 21:28

Post autor: Liberian Girl »

Myśle ze o autorytety nie jest wcale tak łatwo i nie wystarczy się tylko rozejrzeć Liberian;)
Z tym może przesadziłam. Kiedy jestesmy mali to głównie z rodziców
bierzemy przykład. Ja zawsze miałam większy kontakt z mamą, z tatą
praktycznie go nie mam (obecnie się do niego nie odzywam i to nie jest
takie sobie moje widzimi sie, tylko z konkretnych powodów). Ja zawsze
miałam problem z okresleniem kto jest moim autorytetem. Nigdy do
końca nie wiedziałam dlaczego taką decyzję podjęłam. Wiele czynników
wpływa na to kim teraz jesteśmy. Wydaje mi się że teraz jako takie
autorytety znikneły albo straciły w dużej mierze na wartości...

To moje zdanie :)
Awatar użytkownika
malakonserwa
Posty: 634
Rejestracja: czw, 03 kwie 2008, 16:11
Lokalizacja: się biorą dzieci?

Post autor: malakonserwa »

homesick pisze:w dziecinstwie, to chyba no ten jak mu tam Michael Jackson, niekwestionowany hero, imaginary friend i lover w jednym.
Ja również w dzieciństwie uwielbiałam Mike'a, ale to był chyba dość krótki okres. Chyba, ponieważ dokładnie tego nie pamiętam. Jedyne, co głęboko zapadło mi w pamięć, to fakt, że będąc z rodzicami i starszym bratem (pozdrowienia! :* ;-)) nad morzem, kupiłam (w sensie rodzice wyłożyli pieniądze, of kors) pocztówkę z Michaelem Jacksonem (jakieś zdjęcie z koncertu). Całymi dniami wpatrywałam się w ten mały kartonik, więc mój brat wpadł na genialny pomysł - poszedł do ksera szkolnego (wówczas chodził do szkoły ;-)) i powiększył pocztówkę na rozmiar A4. Miałam - co prawda czarno-biały, ale jednak! - swój pierwszy plakat! Wisiał przez długi czas nad moim łóżkiem :-) No cóż, w każdym razie w przeciwieństwie do Ciebie, homesick nigdy się z Michaelem nie przyjaźniłam, a tym bardziej nie pociągał mnie (zwłaszcza w głębokim dzieciństwie, kiedy to przebiegała moja "pierwsza faza fascynacji"), tak więc i loverem także nie był ;-)
homesick pisze:choc moze przed 16 rokiem zycia fascynowalam sie Zdzislawem Beksinskim
Ambitną nastolatką byłaś :-) Serio, szacun (tak to się mówi?).
Mandey pisze:Nie miałem tak jak większość z forum, manii przebierania się za Michaela, kapelusz, rękawiczki, oklejone palce jak to większość teraz robi bądź robiła.
Też tego nie miałam i nigdy tak nie robiłam! Właściwie to i pierwszy okres fascynacji Michaelem i drugi (który przebiega obecnie) to takie "fanowanie w cichości serca" ;-) Żadnych koszulek, kapeluszy, rękawiczek. No, chyba że za przejaw pokazywania miłości do Jacksona światu, można uznać noszenie (od czasu do czasu) białych skarpetek :D
Mandey pisze:Fajny temat może się tu zrobić ciekawie... A, i fajnie że od 16 roku zycia.
My seniorzy, też musimy mieć jakiś wątek do pogadanek :D
Liberian Girl pisze:Zawsze z uśmiechem
na twarzy oglądałam Disneyowskie animacje. Wychowałam się na tych
bajkach.
O! Ja również. Zawsze uwielbiałam Disneya. A kochałam miłością prawdziwą, czystą i szczerą... Myszkę Miki ;-) Pamiętam, jak kiedyś "przyjechała" do naszego miasta wraz ze swoją życiową partnerką Minnie. Nigdy nie zapomnę tego ogromnego tłumu, który zebrał się w miejscu spotkania z najsławniejszą myszą (zapewne gdybym widziała ten "wielki tłum" dziś, okazałoby się, że wcale nie był taki gigantyczny; ale wiadomo - skala się zmienia wraz z wiekiem ;-)). W każdym razie zrobiło to na mnie wrażenie. Długi czerwony dywan, tłum ludzi i bohaterska piosenka, której słowa to "Mickey Mous, ooh Mickey Mous! Mickey, Minnie! Mickey Mous ooh i tak dalej).
Streetwalker pisze:Ci,którzy myślą,że muzyka nie ma wpływu na rozwój umysłowy człowieka,musieli słuchać w przeszłości jakiegoś strasznego badziewia.
Pewnie masz rację, ale ja w głębokim dzieciństwie (gdzieś do 8 roku życia), słuchałam straaasznego badziewia (nie licząc Michaela przez pewien czas), z disco polo i Kelly Family włącznie... No, ale później się nawróciłam na lepszą muzykę ;-)
majkelzawszespoko pisze:Alessandro Del Piero - piłkarz Juventusu Turyn. niesamowity talent, próbowałem go naśladować jako mało chłopiec. w kontekśie sportowym oczywiście.
Też go uwielbiałam! Bo piłkę nożna kocham :-) Brat mi wpoił tę (nieodwzajemnioną) miłość. Taka ciekawostka - od trzeciego roku życia, nie pominęłam żadnego meczu MŚ i ME w piłce nożnej, zaś jedynie 3, w których grała nasza S-kadra (mecze towarzyskie). Dobra jestem, co? :p
Smooth_b pisze:samo bycie rodzicem nie robi autorytetu.
Święte słowa. Właściwie - jak słusznie zauważyłaś - to bardziej utarty slogan, który zdecydowanie należy powtarzać, niż rzeczywisty fakt...
homesick pisze:rodzice mieli na mnie tylko taki wplyw w okresie dojrzewania i w dziecinstwie, ze stalam sie ich calkowitym przeciwienstwem, wiec na tym tez jakos uksztaltowala mi sie osobowosc.
O. Mam podobnie. Choć chyba "całkowitym przeciwieństwem" rodzicieli nie jestem (to się chyba nazywa 'geny'), ale faktycznie - moi również popełnili wiele błędów, których ja teraz wystrzegam się jak mogę. Czy byli moim autorytetem? Nie. Zdecydowanie nie. Nigdy nie myślałam o nich w taki sposób. Szanuję ich i kocham, to chyba jasne, ale nigdy nie byli dla mnie wzorem do naśladowania... Smutne to jakieś, ale prawdziwe.

W wieku nastoletnim absolutnie pokochałam (weźcie się nie śmiejcie) Jarosława Kaczyńskiego oraz Ryszarda Kulińskiego. To były moje autorytety na długie lata. Podziwiałam ich upór i determinację, oddanie dla kraju (bo jam jest jakaś taka patriotka zatwardziała; też nie wiem skąd mi się to wzięło, bo rodzice jakby zupełnie inny pogląd mają na tę sprawę).

Z wczesnej młodości - moim idolem był... mój brat ;-) Chciałam go naśladować we wszystkim i mówiąc szczerze, to on mnie wychował, on wywarł największy wpływ na to jakim jestem teraz człowiekiem, on był dla mnie zawsze (chyba) ważniejszy niż rodzice. To wspaniały człowiek, którego zawsze będę cenić za to co robił dla mnie i dla innych oraz za to co nadal robi.

Jak jeszcze ktoś mi się przypomni, to napiszę :-)

Jejku przepraszam, że tak się rozpisałam! Jeśli ktoś dotrwał do końca, to chyba postawię mu piwo ;-)

Pozdrawiam!

P.S.
homesick coś Ty zrobiła z avatarem! I z podpisem! Tyyy!
Obrazek
Awatar użytkownika
homesick
Posty: 1239
Rejestracja: wt, 15 sty 2008, 14:35
Lokalizacja: spode łba

Post autor: homesick »

malakonserwa pisze:No cóż, w każdym razie w przeciwieństwie do Ciebie, homesick nigdy się z Michaelem nie przyjaźniłam, a tym bardziej nie pociągał mnie (zwłaszcza w głębokim dzieciństwie, kiedy to przebiegała moja "pierwsza faza fascynacji"), tak więc i loverem także nie był
ja jestem jedynaczka i samotnikiem, w dziecinstwie nie mialam przyjaciol w swoim wieku, caly czas siedzialam z doroslymi i dyskutowalam z nimi o polityce, religii i o wyzszosci antykoncepcji hormonalnej nad naturalna <pelna powaga> bylam dzidzia piernik.

balam sie obcych, a dzieci sie brzydzilam, bo byly brudne i zasmarkane ..fuj ;)

wiec zostawal mi moj wymyslony przyjaciel ;) i zwierzeta..pod wieloma wzgledami chyba sama tego Jacksona z dziecinstwa przypominalam, to i mi sie zdawalo, ze go bardzo dobrze rozumiem. do tej pory tak mam...

zreszta mnie najbardziej zawsze pociagali wszyscy dziwacy, odszczepiency, outsiderzy, nonkonformisci itp.
ludzie z problemami, walczacy ze soba i ze swiatem...a tak wlasnie poniekad postrzegam MJ, wiekszego dziwaka nie znam, wiec w walce o moje serce nie ma zbytniej konkurencji.


malakonserwa pisze: W wieku nastoletnim absolutnie pokochałam (weźcie się nie śmiejcie) Jarosława Kaczyńskiego .
wybacz, ale.....

o ja pieprze :smiech:

malakonserwa pisze:homesick coś Ty zrobiła z avatarem! I z podpisem! Tyyy!
a co mam przywrocic mlodego Mike'a ??



O mam!!!

przypomnial mi sie jeden autorytet i to nawet zywy;

Dalajlama
za to ze to czlowiek, ktory nie wyglasza zadnych ocen i sadow nawet na temat najwiekszych wrogow.
spokoj, rownowaga i nie narzucanie nikomu swojego swaitopogladu
nie uznaje swojej religii i swojej sciezki zyciowej za lepsza od innych.
a do tego trwa twardo przy wlasnych zasadach.
'the road's gonna end on me.'
Maverick
Posty: 1953
Rejestracja: śr, 20 cze 2007, 11:27

Post autor: Maverick »

Twój awatar znacząco utrudnia mi czytanie forum. Znaczy spowalnia... :]

A żeby było na temat - tak, ten Jackson. Całe dzieciństwo.
Awatar użytkownika
BlackDimension
Posty: 301
Rejestracja: czw, 13 mar 2008, 16:11
Lokalizacja: Lublin

Post autor: BlackDimension »

fajny temat :)
autorytety z dzieciństwa? hmm.. powiem Wam,że nie pamiętam nikogo,oprocz Michaela,kim interesowałabym się bardziej,zagłębiała w twórczość i czuła bliskość tej osoby... owszem... miałam czas w życiu,że Michael w jakimś sensie był troszkę z boku... poznawałam inną muzykę,lubiłam,ba! uwielbiałam innych wykonawców,inne zespoły itd.. ale..nie przywiązywałam wagi do tego,kto to tworzy... muzyka była tylko muzyką.. przy której można się wyszaleć,wzruszyć,popłakać.. ale tutaj mowimy o autorytetach... ludziach którzy wywarli duży wpływ na nasze życie... tak.. z dzieciństwa pamietam właśnie Michaela... jako kilkuletnie dziecko siedziałam na dywanie przed telewizorem i w kółko z wywalonymi na wierzch oczami wpatrywalam się w to "ZJAWISKO" - bo ten człowiek był dla mnie zjawiskowy już od pierwszego momentu,kiedy się z nim zetknęłam...tak między nami ale ciiicho :P Michael był moją pierwszą miłością... ledwo naumiałam sie mówić a już się zakochałam :P te zmysłowe ruchy na scenie,te piękne duże oczy i zniewalający uśmiech rozbrajały mnie i rozbrajają od zawsze :) no i stroje Michaela... jak mi sie te wszystkie klamerki,zbroje i garniturki podobały( miałam jedynie jakąś awersje do tych jego bodów :P) i to mi w sumie zostało do dzisiaj.. Michael wykreowal swoją osoba taki mój ideał mężczyzny...delikatna buźka,ładne ciałko,zgrabny tyłeczek,fikuśne stroje.. i takich facetów lubię do dziś.. to ma jakieś odzwierciedlenie w praktyce w sumie.. ;-) także w dziecinstwie Michael był na pierwszym miejscu... uwielbiałam go wtedy,kochałam(z resztą tak jest do dzisiaj),śnił mi się po nocach... heh ;-) no ale byłam tylko 6 letnim dzieckiem... ;-) nigdy nie przyklejałam plasterków,nie zajmowałam się nauką "michaelowego" tańca.. jakoś mi to nie było potrzebne.. a jednak w Michaelu już w dziecinstwie ,w późniejszych latach życia(przez jakiś czas troszkę mniej) jak i teraz czuję osobę takiego przyjaciela na odległość... który mimo,że daleko to ciagle jakby był blisko :) w ciężkich chwilach jakie miałam w życiu( a było kilka poważnych kryzysow) własnie Michael mi pomogł... jak może pomóc ktoś kto Cię nie zna,kto Cie nigdy nie widział itd ? ale myślę,ze wiele osób stąd to rozumie... to taka bliska sercu osoba,o której nawet kiedy sie tylko pomyśli,posłucha jego nieziemskiego głosu... od razu na sercu robi sie lepiej i uśmiech się ciśnie na usta.. to taka niewidzialna więź,która pomaga przetrwać cięzki czas i a radosne chwile uświetnia :) Thank You Michael :) :*

co do innych autorytetów... są ludzie dużo znaczący dla mnie.. ale to już z prywatnego otoczenia :)

aha.. i od zawsze szalałam i miałam hopla na punkcie Johnnego Depp'a ;-)
ten facet ma nieziemskie "electric eyes" :-) niemal jak Michael ;-)
Obrazek
Awatar użytkownika
malakonserwa
Posty: 634
Rejestracja: czw, 03 kwie 2008, 16:11
Lokalizacja: się biorą dzieci?

Post autor: malakonserwa »

homesick pisze:ja jestem jedynaczka i samotnikiem, w dziecinstwie nie mialam przyjaciol w swoim wieku
Hm, ja może nie dyskutowałam z dorosłymi o polityce kiedy byłam młodym pacholęciem, tym niemniej też przyjaciół wśród rówieśników, a przynajmniej grupy okołorównieśniczej nie miałam, ale to chyba ze względu na wyżej wspominanego brata, który był starszy ode mnie o 7 lat. I tak zostało mi do dziś - większość moich przyjaciół, to ludzie starsi o ok. 10 lat ode mnie i z podobną grupą wiekową najlepiej mi się dyskutuje ;-)
homesick pisze:wybacz, ale.....
o ja pieprze :smiech:
Ej, mieliście się nie śmiać. Dzięki, homesick... A ja się tak przed Wami otworzyłam... Jesteś nietolerancyjna :p
homesick pisze:a co mam przywrocic mlodego Mike'a ??
No mnie ten młody Mike przyciągał do Twoich postów nadzywaczjnie :p Kochałam te fotki. Kochałam... :beksa:
;-)
homesick pisze:Dalajlama
za to ze to czlowiek, ktory nie wyglasza zadnych ocen i sadow nawet na temat najwiekszych wrogow.
spokoj, rownowaga i nie narzucanie nikomu swojego swaitopogladu
nie uznaje swojej religii i swojej sciezki zyciowej za lepsza od innych.
a do tego trwa twardo przy wlasnych zasadach.
Hm, a ja za nim nigdy nie przepadałam. Tzn. mówi bardzo mądre rzeczy etc., ale chyba po prostu drażniło mnie to uwielbienie, które od zawsze otaczało jego osobę. Hm, chodzi mi o tzw. "cudze chwalicie, swego nie znacie". Ludzie wielokrotnie klękają przed Dalajlamą, ale nie przed przywódcą duchowym lecz przed idolem telewizyjnym. Klękają, ale nie mają pojęcia o tym co on mówi, o jego bólu, o nauce...
Nie podejrzewam akurat Ciebie, homesick o taki lekceważący stosunek w odniesieniu do Dalajlamy, ale... Hm, wierzę że zrozumiesz o co mi chodzi :-)
Maverick pisze:A żeby było na temat - tak, ten Jackson. Całe dzieciństwo.
Only Jackson?
BlackDimension pisze:uwielbiałam innych wykonawców,inne zespoły itd.. ale..nie przywiązywałam wagi do tego,kto to tworzy... muzyka była tylko muzyką.. przy której można się wyszaleć,wzruszyć,popłakać..
Masz absolutną rację. Michael to niezwykła, silna osobowość artystyczna. Facet z charyzmą spotykaną raz na 50 lat (można go chyba porównać tylko z Elvisem). Inna muzyka dla mnie w dzieciństwie również istniała, ale nie interesowali mnie wykonawcy. Po prostu muzyka dla samej muzyki. Michael jest po prostu jedyny w swoim rodzaju :-)
BlackDimension pisze:tak między nami ale ciiicho :P Michael był moją pierwszą miłością... ledwo naumiałam sie mówić a już się zakochałam :P
Przyjmuję tę informację z pełnym zrozumieniem ;-)

BlackDimension pisze:zgrabny tyłeczek
:smiech:
O, absolutnie tak!
BlackDimension pisze:posłucha jego nieziemskiego głosu
Dokładnie. Zresztą ja Mike'a od dłuższego już czasu słucham głównie dla jego głosu. Nie tyle dla melodii (choć oczywiście też!), które czasami są banalne i przesłodzone, ale co z tego - Michael nawet z niewypału potrafi zrobić perełkę, okraszając ją swoim cudownym głosem.
BlackDimension pisze:własnie Michael mi pomogł... jak może pomóc ktoś kto Cię nie zna,kto Cie nigdy nie widział itd ? ale myślę,ze wiele osób stąd to rozumie
Nie będę się wypowiadać za innych, ale ja to doskonale rozumiem :-)
Obrazek
Awatar użytkownika
homesick
Posty: 1239
Rejestracja: wt, 15 sty 2008, 14:35
Lokalizacja: spode łba

Post autor: homesick »

malakonserwa pisze:Ej, mieliście się nie śmiać. Dzięki, homesick... A ja się tak przed Wami otworzyłam... Jesteś nietolerancyjna :p
no bo samo polaczenie mlodzienczych fascynacji z Jaroslawem K. jest komediowe ;)

ale powiedz mi za co go szanujesz, bo procz tego, ze sie zasluzyl w przeszlosci, to ja widze w nim same cechy charakteru, ktorymi pogardzam i z ktorymi sama u siebie walcze.

malakonserwa pisze:ale chyba po prostu drażniło mnie to uwielbienie, które od zawsze otaczało jego osobę. Hm, chodzi mi o tzw. "cudze chwalicie, swego nie znacie". Ludzie wielokrotnie klękają przed Dalajlamą, ale nie przed przywódcą duchowym lecz przed idolem telewizyjnym. Klękają, ale nie mają pojęcia o tym co on mówi, o jego bólu, o nauce...
ja go nie wielbie, przed zadnym przywodca duchowym bym nie ukleknela ;) bo przed zadnycm czlowiekiem nie powinno sie klekac.

a wlasnie, ze swoje poznalam az za dobrze i przejechalam sie na tej naszej swojskiej duchowosci. tym bardziej docenilam jego spojrzenie.
a filozofia buddyjska sie interesuje od dawna, wiec co nieco wiem na ten temat. choc mnie ten odlam buddyzmu, ktory on reprezentuje malo pociaga, bo buddyzm tybetanski (mimo, ze ze sciezki mahayana, czyli tej moim zdaniem ciekawszej) to taki czysty folklor, duzo swiecidelek i bajerow i przesadow rowniez ;)]


a co do idoli z dziecinstwa, to przypomnialo mi sie, ze kochalam sie w tym lowelasie z 'Polnoc Poludnie' nie pamietam jak sie nazywal....a i jescze w Robin Hoodzie ....ahhh specjalnie bieglam z przedzskola, zeby zdarzyc na serial do domu :]
'the road's gonna end on me.'
ODPOWIEDZ