Opowieści Szeptane o naszych miastach

Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Lokalizacja: Wrocław

Opowieści Szeptane o naszych miastach

Post autor: MJowitek »

Od dawna już korci mnie, żeby założyć ten temat.
Pochodzimy z różnych miast i każde ma swoje życie, swoje historie i legendy. Nawet te najmniejsze i zabite dechami.

Owszem, wystarczy wejść na wikipedię i kliknąć w wybrane miasto, coby dowiedzieć się nieco suchych faktów. Niewątpliwie są wzbogacające, ale do mnie najbardziej przemawiają żywe opowieści.
Em. I mam tu dylemat, czy opowieści o duchach na przykład..sa żywe? :knuje:

Chętnie poczytam coś o legendach, ale nie tylko o tym.
Nie wyznaczam tu sztywnych granic.
Ot, Wasze miasta.

A tytuł tematu zwaliłam od pewnego pana Pająka, co to zajmował się swego czasu ściganiem UFO w moim mieście. Ale o nim innym razem.

Dziś będzie o metrze, którego nie ma, o którego istnieniu dowiedziałam się dzisiaj.

Zaczęło się tutaj, na forum Gazety Wyborczej...
http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html? ... 23&v=2&s=0

Ktoś się poskarżył na metro wrocławskie i wynikła z tego długa dyskusja.
Wrocławianie opisują swoje przeżycia w metrze, którego nie ma.
Na znajomym mi forum (dobra, powiem, o krasnoludkach :wariat:) ktoś zapodał artykuł, który pojawił się na łamach poznańskiej Gazety Wyborczej:
To znaczy...chyba się pojawił, bo ja już nie wiem w co wierzyć, w co nie... :wariat:
Zatłoczone tramwaje i autobusy uwięzione w korkach - to częste powody narzekań poznaniaków. Wszystko przez brak spostrzegawczości!

Oto bowiem przyjezdni goście doskonale potrafią znaleźć wyjście z sytuacji i podróżują poznańskim metrem. Co prawda nieco narzekają, ale bez przesady: "Przyjechałem na weekend to Poznania i co mnie tu zastało!? Wchodzę do metra na stacji Centrum a tam woda po kolana! (...) Na dodatek w wagonikach pływały ziemniaki tfuu... pyry. Zapraszam do Wrocławia, u nas nawet w 1997 r. metro jeździło jak należy. Zróbcie coś z tym, napiszcie do komunikacji miejskiej. Zalane metro to słaba wizytówka miasta" pisze na poznańskim forum portalu gazeta.pl osobnik ukrywający się pod mówiącym prawdę pseudonimem "niewieszkto".

Zalane, nie zalane, ale - jak się okazuje - poznańskie metro istnieje! Tylko - gdzie dokładnie? Pytamy w MPK o zalaną stację i sposób rozwiązania sprawy. Bezskutecznie. - Stanowczo dementuję informacje o jakimkolwiek poznańskim metrze. Być może wrocławianie myśleli o "Pestce" jako zalążku metra. Wszak biegnie ono w wykopie. Metra z prawdziwego zdarzenia jednak nie ma i w najbliższych latach raczej nie będzie - informuje Iwona Gajdzińska, rzecznik poznańskiego MPK.

Poznaniacy są równie rzeczowi i zadają na forum Gazety troskliwe i konkretne do bólu pytania: "Jakie metro, jaka stacja Centrum? Może tu chodzi o Warszawę?" - pyta "diapazon". "To ładnie balowałeś we Wrocławiu, bo jeszcze nie zauważyłeś że dojechałeś do Warszawy" - troszczy się "kugi". Oprócz troski pojawia się też agresja: "Autor tego wątku jest chyba jakiś niedopieczony. Taki wątek mógł wymyślić tylko ktoś z Wrocławia i w dodatku umieścić go na forum poznańskim. Hej ludzie z Wro - piszcie sobie takie głupoty na własnym forum - zaśmiećcie je tak, jak wygląda wasze miasto." - wyżywa się "posenerrrr".

Rady to jednak spóźnione. Wrocławianie od kilku miesięcy opisują bogate życie swojego metra. Chwalą komfort jazdy, ganią niedociągnięcia, opisują obsługujące ich w podziemnej kolejce stewardesy. W pogodny sposób opisują problemy z zalaną przez ulewę stacją: "Pani w kasie nie tylko zwróciła za bilet, ale w ramach promocji dołożyła ponton i dwa wiosła. Mogłem całkiem gratis przepłynąć zalaną linią".

Są i tacy, co nie wierzą w problemy: "Nasze metro jest niezalewalne! Pod wpływem wilgoci samo się wgłębia na niższy poziom! Zaraz przy wejściu na pl. Grunwaldzkim, po lewej stronie są windy". Mimo, że oficjalnie władze Wrocławia też zaprzeczają istnieniu metra to liczni użytkownicy internetowego forum nadal opisują je z niesłychaną dokładnością. A więc: urojenie! I to zbiorowe! Trzeba sięgnąć po opinię psychologa. - Zjawisko takie może być wynikiem zewnętrznej sugestii lub propagandy, w tym wypadku założyciela wątku na forum - tłumaczy Szymon Neumann, poznański psycholog. - Może też wynikać z głębokiej potrzeby posiadania metra przez wrocławian. A może to zbiorowa ironia pod adresem władz miasta? - zastanawia się. Sugeruje też inne, niemiłe rozwiązanie dla poznaniaków niedostrzegających metra. - Prawdopodobnie wrocławianie mają większe poczucie humoru. U nas to się dość twardo stąpa po ziemi - wzdycha.

Jedynym pocieszeniem może być tylko fakt, że mieszkańcy naszego miasta są nieco zdrowsi na umyśle. Wszak urojenia to dość poważna sprawa. I niebezpieczna. Dość wspomnieć domy stawiane siłą woli i wyobraźni w jednym z programów Latającego Cyrku Monty Pythona. Mieszkania zaczynały trząść się i znikać, gdy ich mieszkańcy choć na chwilę zaczęli wątpić w istnienie zajmowanych przez siebie lokali.
Znalazłam nawet mapę metra :hahaha:
http://zdikwroc.republika.pl/
http://img483.imageshack.us/img483/7985 ... oc2yr5.gif

To tak, na rozpoczęcie i zachętę...
Awatar użytkownika
siadeh_
V.I.P.
Posty: 1167
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:47
Lokalizacja: Łódź

Post autor: siadeh_ »

To mi pachnie "Urban Legends", ale...podoba mi sie! :party: Musze doszperac się czegos o swoich miastach...bo ja mam conajmniej dwa nenene


....pzdr
siadeh_wampierz_
"Look at my avatar and tell me once again:
are you sure that I'm wrong?"

* * *
MICHAEL JACKSON 1958-2009
Awatar użytkownika
Baboon -->Pataya
Posty: 60
Rejestracja: czw, 10 maja 2007, 21:29
Lokalizacja: Gliwice City

Post autor: Baboon -->Pataya »

Ciekawe,Ciekawe :knuje: w moim miesice jest duzo starych opuszczonych budowli,cmentarzy (zydowskich) :D pouszkam moze cos o nich znajde zainspirowal mnie ten temat
Love Ya ;* // ™
Obrazek

Obrazek
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: MJowitek »

Mostek Czarownic lub Mostek Pokutnic

Jakiś czas temu oglądałyśmy sobie z Izą, podczas jednego z naszych wrocławskich spotkań, kościół św. Marii Magdaleny (swoją drogą ciekawa postać, wypędzono z niej siedem złych duchów...).

Zdjęcie, które zrobiła Iza:
Obrazek

Kościół jak kościół, w przewodnikach można poczytać, że był jedną z najwspanialszych świątyń Wrocławia, że trzeba zobaczyć Portal Ołbiński i inne takie...

Sprawa z mostkiem nie jest juz taka prosta.

W 1481 roku ukończono budowę dwóch smukłych, wysokich wież a na wysokości piątej kondygnacji połączono je mostkiem.

Dość szybko lud zaczął szeptać o dziwnych odgłosach, które z niego dochodziły nocami, o jękach i zgrzytach.

Podobno spóźnieni przechodnie słyszeli dochodzący z góry szelest mioteł zamiatających posadzkę.

Wytłumaczenie było takie:
Krnąbrne dziewczyny, które kokietowały chłopców, a czas spędzały na samej zabawie nie chcąc wyjść za mąż i pilnować domu, po smierci za karę musiały sprzątać ten mostek i w ten sposób odbyć pokutę.

Matki zaprowadzały często swoje niegrzeczne córki pod owe wieże i przestrzegały przed tym co może je spotkać, jeśli nie będą się dobrze prowadzić.


Słyszałam też nieco inną wersję, że mostek sprzątało nie wiele dziewcząt, ale dwie siostry. Czarownice. Powód ten sam: nie chciały wyjść za mąż.
Jedna podobno prowadziła się nieco lepiej, druga gorzej. Tej grzeczniejszej pozwolono wypowiedzieć jedno życzenie w nagrodę.
Chciała, by mostek zniknął.

No cóż, 23 marca 1887 podczas obchodów 90. urodzin cesarza Wilhelma I zapaliła się od fajerwerków północna wieża. Jej hełm, a wraz z nimi Dzwony Tureckie, uległy zniszczeniu.
A w ostatnich dniach II wojny światowej kościół stracił w pożarze hełmy wież i dach nawy, a 17 maja 1945 wybuch (prawdopodobnie miny) rozerwał wieżę południową - jej północna połowa runęła, niszcząc również mostek między wieżami, ścianę szczytową i portal główny (zachodni) kościoła wraz z cennymi rzeźbami. Zniszczone zostały sklepienia, a także zabytkowy Dzwon Grzeszników. (z wikipedii)

No to można powiedzieć, że się Czarownicy udało...

Po wojnie jednak Polacy wszystko popsuli, bo mostek odbudowali.
W 2001 roku.

Nie wiem czy pokuta czarownic dobiegła już końca, ale kiedy patrzę na ten mostek po zmroku nie moge się oprzeć wrażeniu, że jednak...nie.

I że one nadal tam są.
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: MJowitek »

Wrocław
Jakiś czas temu Kasia EmDży wybrała się do Wrocławia. Już wcześniej wspominała, że coś od innych słyszała, że u nas dziwnie się jeździ.
A teraz sama na własnej skórze mogła się o wszystkim przekonać.

Ale Kasiu, uwierz, to był zupełnie normalny dzień, a komunikacja działała jak trzeba.
I ulice miały takie nazwy jak trzeba...

...a nie zawsze tak jest...

Raz Ci już Kasiu kiedyś coś zalinkowałam o tym na gg, ale nie moge się powstrzymać, coby nie podzielić się tymi tajemniczymi zjawiskami i tu na forum.

Bo bywa, że ulice nocą zmieniają nazwy...

******
Artykuł pierwszy z kwietnia 2007.

Fragment:

Wrocławskie ulice w centrum miasta w tajemniczy sposób zmieniły w weekend swoje nazwy. Nowe tabliczki z nazwami ulic wyglądały jak oryginalne, a umieszczone na nich nazwy zaskakiwały nie tylko turystów, ale także samych wrocławian.

Poszukiwaniem sprawców zmiany tablic zajęła się straż miejska, policja i wojsko. W efekcie ich działań w niedzielę udało się znaleźć winnych zamieszania; okazały się nimi... krasnoludki.

Cały artykuł tutaj:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/ ... 31525.html

Artykuł drugi z września 2007.

Fragment:

Wszyscy, którzy wjeżdżają dziś do stolicy Dolnego Śląska od strony Bielan, Oławy czy Środy Śląskiej, zjeżdżają z drogi nr 8 lub z autostrady, nie zobaczą nazwy "Wrocław" na tabliczkach. Wszystko mogłoby się wydawać normalne: ta sama droga prowadząca do miasta, ta sama, znajoma panorama. Tylko jedna rzecz jest inna niż zawsze. Tablice wjazdowe do miasta informujące przyjezdnych, że wcale nie znajdują się we Wrocławiu, lecz na renomowanych, światowych uczelniach takich jak Harvard, Cambridge czy Oxford.
Cały artykuł tutaj:
http://e-lama.pl/artykul.php5?id=4197
Awatar użytkownika
Erna Shorter
Posty: 1247
Rejestracja: pt, 05 sty 2007, 16:32
Lokalizacja: Miasteczko Halloween,TranSylv(i)ania, dom Vincenta Malloy'a

Duch...

Post autor: Erna Shorter »

MJowitku!

Bardzo spodobał mi się Twój temat i postanowiłam poszperać, co nieco o Katowicach. Udało mi się znaleźć coś naprawdę ciekawego, dotyczącego Muzeum Historii Katowic.
Jak tylko znajdę, bądź też usłyszę od kogoś, coś jeszcze, napiszę.


KATOWICE


„Nikt na ducha nie narzeka”

Jest spokojnym duchem. Nie przewraca sprzętów i nie powoduje, że ściany spływają krwią. Czasami tylko słychać kroki lub dziwne hałasy. Tylko jeden z portierów zaklinał się, że widział otwierające się, i zamykające drzwi.
Kamienica, w której od 17 lat mieści się Muzeum Historii Katowic, pochodzi z 1908 roku. Na początku wieku mieszkali w niej bogaci mieszczanie, po wojnie warunki były już mniej komfortowe.
Na początku lat 50 jeden z mieszkańców kamienicy popełnił samobójstwo. Być może to właśnie jego duch krąży po salach i korytarzach muzeum wydając straszliwe odgłosy.
- Nikt z nas tego nie wymyślił. Zresztą to jest stara sprawa. My o duchu dowiedzieliśmy się w 1981 roku, kiedy przejmowaliśmy kamienice. Powiedziała nam o tym pani, która dozorowała kamienice i słyszała o duchu od ówczesnych lokatorów - mówi Jadwiga Liponska - Sajdak , dyrektor muzeum.
O dziwnych odgłosach, które można usłyszeć nocą, mówili tez robotnicy, którzy pracowali przy adaptacji budynku.
Duch straszy tylko w nocy, nie pokazuje się. Nie grasuje po całym budynku. Upodobał sobie I piętro oraz dawne schody kuchenne, czyli tylną klatkę schodową.
Pewnej nocy - dawno temu odgłosy kroków były tak głośne, że portierzy wezwali milicje, obawiając się włamania.
Po otwarciu drzwi okazało się, że nikogo tam nie ma. Milicjanci stwierdzili, że to wybujała wyobraźnia.
Kiedyś w muzeum kobiety dyżurowały też w nocy. Panie miały jednak okazje usłyszeć tajemnicze dźwięki. Jedna z nich uciekła ze strachu przez okno. Druga postanowiła dyżurować tylko w dzień.
Jakiś czas temu temu, po ukazaniu się informacji o duchu, do muzeum przyszedł list.Była to oferta uwolnienia budynku on nieproszonego gościa. Egzorcysta proponował także terapie dla wszystkich, którzy z istotą nadprzyrodzoną mieli jakikolwiek kontakt. Ale nikt tego nie chce.
"My na ducha nie narzekamy.Traktujemy go przyjaźnie, tak jak on nas. Jest jakby opiekunem naszych zbiorów i muzeum" - zapewnia Jadwiga Liponska - Sajdak.


Obrazek

"Muzeum Historii Katowic" ul. Szafranka 9 Katowice

Obrazek

Mapka
Ostatnio zmieniony wt, 16 paź 2007, 13:00 przez Erna Shorter, łącznie zmieniany 2 razy.
Obrazek
Awatar użytkownika
Malwina24
Posty: 300
Rejestracja: pn, 25 gru 2006, 19:45
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Malwina24 »

oj fajny temacik nie powiem bardzo inspirujący i że tak powiem mądry :D

Ja jestem z Łodzi - łodzianka pełną gębą :D I musze powiedzieć iz kiedyś nie nawidziłam tego miasta chciałam się wynieść jak najdalej stąd , ale z biegiem lat i czym dalej wyjeżdżam tym coraz fajniej i z większa przyjemnością wracam do mego rodzinnego miasta ! Jakoś tak przyciąga jak magnes , dziwne to bo jak nigdzie nei jezdziłam to strasznie nudne , brudne i śmierdzące mi się wydawało . Nie lubiłam go ponad wszystko . Nudne z brudnymi ulicami i szarymi blokami z lat 60tych czy 70tych . Jednak z biegirm lat musze powiedzieć iż duzo sie zmieniło i to na dobre . Może nie jest to jeszcze wymarzone miasto do zycia lecz i tak jest naprawde fajne i miłe .Postaram sie wam przedstawić co nieco historii o moim ( i nie tylko moim bo jeszcze prawie 800 tysiecz ludzi tu jest ) mieście a potem co jakiś czas wyrusze z aparatem i poszukam czegośinteresującego specjalnie dla Was !


A oto kilka słów o Łodzi :
ŁÓDŹ - miasto wojewódzkie w środkowej Polsce, położone na Wysoczyźnie Łódzkiej, na dziale wodnym I rzędu Wisły i Odry. Przejściowa siedziba władz państwowych w 1945. Siedziba władz województwa łódzkiego.

Drugie pod względem liczby ludności miasto w Polsce (758 343 osób ) i czwarte pod względem powierzchni (293,25 km²[2]).

Liczba ludności Łodzi wykazuje tendencję spadkową, jak ogólnie miasta Polski nieprzerwanie od 2002, jednak Łódź traci więcej ludzi od innych miast: w 2006 w Łodzi odnotowano spadek liczby ludności o 7.377 osób (57.862 osób we wszystkich miastach; 11.347 osób w województwie łódzkim).Dane nie wykazują jeszcze większego rzeczywistego wyludnienia na skutek wyjazdów zarobkowych poza granice kraju; jak gdzie indziej w Polsce, osoby faktycznie nie mieszkające w Łodzi nadal figurują w spisie.

Ważny ośrodek akademicki (6 uczelni państwowych oraz 17 prywatnych), a także kulturalny. Sześć kilometrów od centrum Łodzi znajduje się Międzynarodowy Port Lotniczy Łódź im. Władysława Reymonta.

Pochodzenie nazwy miasta (a przedtem wsi) nie jest wyjaśnione. Poprzednie hipotezy, że miała się ona wywodzić od nazwiska rodowego Łodzic, od "łozy" (wierzby), od nazwy rzeki "Łódka", od "łódki" (środka komunikacji) czy wreszcie od imienia Włodzisław w świetle nowych badań okazały się nieprawdziwe.

No to krótko tak wiedza encyklopedyczna nenene , ja osobiście mieszkam na Bałutach - niegdyś (do 31 grudnia 1992 r.) dzielnica Łodzi, obecnie Delegatura Urzędu Miasta Łodzi. Bałuty są druga co do wielkości byłą dzielnicą: obejmują 78,9 km², a jednocześnie zamieszkane są przez największą liczbę ludności (ok. 223 tys. mieszkańców na 775,2 tys. w całej Łodzi).W 1915 roku wieś Bałuty włączono do Łodzi, liczba mieszkańców tej wsi osiągnęła wtedy liczbę 100 tysięcy i była to największa ówcześnie wieś w Europie.Dzielnica administracyjna Bałuty została powołana z dniem 1 stycznia 1954 jako jedna z 7 ówcześnie ustanowionych dzielnic Łodzi.

Bałuty to jedna z najstarszych dzielnic ( rejonów) łodzi i jednoczesnie jedna z największych ! No i co ze smutkiem przyznaje jedna z najbardziej zaniedbanych . Od nazwy tej dzielnicy wzięło się w gwarze łódzkiej określenie "bałuciarz" - określenie chuligana, zbója itp. Jednak sa i pozytywy Bałuty w chwili obecnej przezywaja rozkwit i renesans a to za sprawa FESTIWALU DIALOGU CZTERECH KULTUR i ogólnej polityce obecnych władz .

Obecnie na Bałutach mamy MANUFAKTURE , muzea i po mału odnawiane budynki , parki i place .

Ja osobiście mieszkam bardzo blisko Manufaktury jak i starego rynku , przez Bałuciarzy zwanego PALESTYNKĄ . A oto kilka fotek


oto Manufaktura

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Manufaktura to chyba miejsce nawet na osobny temat bo można by o jej samej historii książkę napisać . Generalnie jest to ogromne centrum handlowe powstałe w starej fabryce ( moja babcia tam pracowała , a ja pamiętam jak chodziłam z klasą I w Podstawówce na zwiedzanie ) dawne czasy . A teraz tam człowiek zakupy robi .... jak ten czas zmienia wszystko . Centrum powstało na terenach pofabrycznych Izraela Poznańskiego, jednego z największych fabrykantów łódzkich. Parcele zakupił Poznański w 1871 roku po zachodniej stronie Nowego Miasta, wzdłuż ul. Ogrodowej. Do końca XIX wieku powstał blisko 30 ha kompleks, na którym znajdowały się tkalnie, przędzalnia, bielnik i apretura, farbiarnia, drukarnia tkanin i wykończalnia, oddział naprawy i budowy maszyn, ślusarnia, odlewnia i parowozownia, gazownia, remiza strażacka, magazyny, bocznica kolejowa oraz kantor fabryczny, pałac fabrykanta i budynki mieszkalne dla robotników.Tu m.in. toczyła się fabuła powieści Ziemia obiecana Władysława Reymonta. W sumie rewitalizacją objęto kilkanaście hal i budynków poprodukcyjnych, zaliczonych w 1971 roku obwieszczeniem Konserwatora Miasta Łodzi - Antoniego Szrama - wraz z przyległym pałacem, do czterech najcenniejszych zabytków przemysłowych miasta.

Jezu nawet nie miałam pojęcia że napisane czegoś o Łodzi bedzie tak pracochłonne i nie majace końca .

Bo Łódź ma długą i bogata historie . Łódź ma piękne zabytki nie zniszczone podczas wojny , ponieważ to tu własnie mieszkali Hitlerowcy . Ulica Piotrkowska nazwana była Hitler Strasse !12 kwietnia 1940 - rozkazem Adolfa Hitlera nadanie miastu nazwy - Litzmannstadt, a ul. Piotrkowskiej Adolf Hitler Straße (jedyny okres gdy zmieniono nazwę tej ulicy) . Dziś Piotrkowska to oś aglomeracji łódzkiej. To tu, lub w jej pobliżu znajdują się niemal wszystkie najważniejsze urzędy administracji publicznej, siedziby banków, sklepy, restauracje i mnóstwo pubów. To tu odbywa się większość łódzkich imprez, festynów, marszów i uroczystości państwowych. Piotrkowska przez wielu nazywana kiedyś "Biglem", teraz zdecydowanie częściej określana mianem "Pietryny". Jest to centrum kulturalne, polityczne, sentymentalne, handlowe i biznesowe Łodzi.Po wybudowaniu blisko południowego końca deptakowej części Piotrkowskiej, centrum handlowego Galeria Łódzka z ulicy tej wyprowadziło się wiele sklepów, co spowodowało jej wyraźny regres. Po ok. roku, lokale po opuszczonych sklepach zaczęły się jednak stopniowo ponownie zapełniać, choć niektóre, na początku 2006 r. stały nadal puste, w tym jeden z najbardziej reprezentacyjnych - dawny "Dom Buta". Podobny proces jest obserwowany po uruchomieniu kolejnego centrum handlowego, blisko północnego końca ulicy - Centrum Manufaktury .W marcu 2006 r. po Piotrkowskiej jeździło ok. 100 riksz, z których połowa jest zrzeszona w dwóch dużych korporacjach, a reszta stanowi własność osób nimi jeżdżących. Łódź, jest jednym z nielicznych miast w Europie, w którym transport rikszami przyjął się na stałe i spełnia jakieś rzeczywiste, praktyczne funkcje transportowe, a nie stanowi wyłącznie atrakcję turystyczną. Riksze jeżdżą po Piotrkowskiej praktycznie cały rok. Większość riksz jest zaopatrzona w daszki i osłony przeciwwiatrowe, co umożliwia ich eksploatację także w trudnych warunkach atmosferycznych. Łódzkie riksze są produkowane w Łodzi przed przedsiębiorstwo "Riksza SC", które zaopatruje w te pojazdy także inne miasta w Polsce, Londyn, Frankfurt nad Menem i kilka innych dużych miast w Europie.


Obrazek
Obrazek

Warszawskim pod wzgledem wielkosci Getto Żydowskie w Polsce . I jedyne Getto dzieci Żydowskich . Łódź była wielkokulturowym miastem , mieszkali tu obok siebie polacy ,żydzi , niemcy i rosjanie . Wszyscy zgodnie i dostatnie . Prowadzili interesy ze soba , jak by to powiedzieć umieli się dogadać i przyszła wojna która popsuła taki układ juz chyba na zawsze !!! Podczas wojny utworzono Getto ( miasto w miescie ) ,
do tego na terenie Warszawy http://www.lodzjews.org/root/form/pl/ge ... /index.asp

Obrazek
ObrazekObrazek

oto zdjecia z Getta . Ja musze Wam powiedziec iż fascynuje się historia getta Łódzkiego - a to z powodu tego iż mieszkam na jego dawnych kamienicach które stoja po dziś dzień . Moja kamienica ma dokładne 118 lat i 2 miesiące .


OK KOńCZE NA TYM BO I TAK STRASZNIE DUżO TEGO NAPISAłAM , A MOGE JESZCZE DWA RAZY TYLE glupija JESLI CHCECIE DOWIEDZIEć SIE CZEGOś KONKRETNEGO TO PISZCIE MOZE ZNAM ODPOWIEDź . :knuje:


PS a z ciekawostek to w łodzi na bilet miesieczny mówimy MIGAWKA , a na zajezdnie tramwajową czy autobusową KRAŃCÓWKA ! nenene



Lepiej ???
Ostatnio zmieniony pn, 15 paź 2007, 10:36 przez Malwina24, łącznie zmieniany 1 raz.
He rocks my world since 1990 !!! Till forever ...

Obrazek
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: MJowitek »

Dzięki Malwina za zmianę wielkości fotek :]
Od razu lepiej.
Przeczytałam całość, fajnie jest się czegoś dowiedzieć.
Tylko tylko...hm...liczyłam bardziej na jakieś legendy, dziwne opowieści, tajemnicze historie...na szeptane opowieści, tak jak w temacie.
O historii i zabytkach naszych miast też można by temat założyć, ale o takich rzeczach jest dość łatwo coś znaleźć w internecie, przewodniach itp.

O wiele trudniej natomiast dotrzeć do legend i innych spraw Nie Do Końa Jasnych I Pewnych.
Czy Łódź ma takie historie? Takie, o których nie wspomina się w wikipedii ale opowiada wieczorem przyciszonym głosem swoim znajomym?

***

Erna, a tym postem o duchu mnie zabiłaś. No no...nie wiedziałam, że macie swojego ducha.
Swoją drogą przyśniło mi się niedawno coś dziwnego. Rozmawiałam ze starym budynkiem, jeśli przyłożyłam rękę w jedno miejsce, słyszałam jego głos. Opowiedział mi swoją historię, historię jego wujka /większej starej budowli obok, górującej nad tym mniejszym, z którym rozmawiałam/ i o uwięzionej dziewczynce na strychu. Ten budynek, był stary, bardzo stary, ale miał w sobie coś z dziecka. To jakiś chłopczyk wszystko mi opowiadał. Super sen. I taki malowniczy, do tej pory mam przed oczami jeden z obrazów.
Tak mi się to teraz skojarzyło z tą Twoją opowieścią, ale chyba trochę offtopuję. Więc mykam. Papa :-]

Czekam na więcej opowieści szeptanych :]
Awatar użytkownika
Erna Shorter
Posty: 1247
Rejestracja: pt, 05 sty 2007, 16:32
Lokalizacja: Miasteczko Halloween,TranSylv(i)ania, dom Vincenta Malloy'a

Kolęda...

Post autor: Erna Shorter »

MJowitek pisze:Erna, a tym postem o duchu mnie zabiłaś. No no...nie wiedziałam, że macie swojego ducha.
Szczerze mówiąc, sama do tej pory nie wiedziałam o tym,że mamy swojego ducha. Zaczęłam szukać takich historii, wiem, że jest ich wiecej i ciągle poszukuję czegoś nowego. Uwielbiam takie legendy.
MJowitek pisze:Swoją drogą przyśniło mi się niedawno coś dziwnego. Rozmawiałam ze starym budynkiem, jeśli przyłożyłam rękę w jedno miejsce, słyszałam jego głos. Opowiedział mi swoją historię, historię jego wujka /większej starej budowli obok, górującej nad tym mniejszym, z którym rozmawiałam/ i o uwięzionej dziewczynce na strychu. Ten budynek, był stary, bardzo stary, ale miał w sobie coś z dziecka. To jakiś chłopczyk wszystko mi opowiadał. Super sen. I taki malowniczy, do tej pory mam przed oczami jeden z obrazów.
Wiesz ten Twój sen jest niesamowity. Można by nakręcić z niego naprawdę dobry film,a reżyserię powierzyć np. Timowi Burtonowi.
Naprawdę strasznie mi się podoba!


Zainteresowała mnie legenda o "Mostku Czarownic". Qrcze, może kiedyś znów się wybiorę do Wrocławia i wpadnę do Ciebie. Chciałabym, o ile to będzie możliwe,żebyś pokazala mi to miejsce, bo zaintrygowało mnie. ;-) No świetna historia!



Co do duchów w Katowicach.
Znalazłam historię, jednego z ministrantów katedry, która przytrafiła mu się naprawdę, podczas odwiedzin kolędowych.

„Zmarli lokatorzy - a jednak ktoś otworzy...”

"Tej sytuacji nie potrafię rozszyfrować do dziś... Chcąc poinformować mieszkańców o kolędzie, użyłem dzwonka. Gdy ten nie zadziałał zapukałem. Także i to nie przyniosło rezultatu, wiec puknąłem w drzwi nieco mocniej. Tym razem drzwi otwarły się ukazując mi mroczne wnętrze pewnej śródmiejskiej nory. Z mieszkania dochodziły pomrukliwe stękania toteż nie zrobiłem nawet kroku. Gdy nagle na klatce schodowej zgasło światło, wszystko było już jasne - trzeba wiać! Miło było się dowiedzieć od sąsiadów, że w mieszkaniu obok właściciele nie żyją od 2 lat... Człowieka na jednej z pierwszych kolęd taka sytuacja może nieco zmrozić..."


Upiornie pozdrawiam...
Obrazek
Awatar użytkownika
Erna Shorter
Posty: 1247
Rejestracja: pt, 05 sty 2007, 16:32
Lokalizacja: Miasteczko Halloween,TranSylv(i)ania, dom Vincenta Malloy'a

Legendy ze śródmieścia Katowic - cz.1

Post autor: Erna Shorter »

„Upiór z ulicy Francuskiej.”

Działo się to w czasach, gdy wszyscy, albo prawie wszyscy obecni wtedy na tym łez padole pomiędzy Wisła i Odrą oraz Nysą Łużycką, a także pomiędzy Bałtykiem i Tarami, zaprzysięgli pomóc ówczesnemu włodarzowi tych ziem, Edwardowi o Tubalnym głosie, następującemu właśnie po Władku Gadule. Byłem wtedy młodym i dalekim od stanu równowagi człowiekiem, zwłaszcza w okolicach przedświtu, kiedy to miałem zwyczaj powracać w domowe pielesze po otrzymaniu codziennej dawki edukacji w lokalnej Alma Mater. [..]
Tak więc początkowo nie zwracałem uwagi na dziwne zachowanie naszego psa w godzinie mojego powrotu, która z grubsza odpowiadała porze pierwszego piania kura. Ale, gwoli ścisłości, jest to już refleksja późniejszych czasów. Ów pies, ulubieniec mojej siostry, będący skrzyżowaniem pekińczyka z czymś równie niedużym, stanowił w okolicy symbol heroizmu, zwłaszcza po tym, jak pogonił tzw.kota bernardynowi z sąsiedztwa. Tymczasem w godzinie mojego powrotu, od jakiegoś czasu, widywałem go regularnie skulonego pod krzesłem i najwyraźniej drżącego ze strachu. Skrajny racjonalizm epoki budowy kolejnego wielkiego pieca w hucie „Katowice” kazał mi wyśmiać opowieść domowników:
Otóż kwadrans przed moim przyjściem coś przemknęło przez ciemną otchłań przedpokoju w metrażu M3. I to nie po raz pierwszy. Pies najpierw rzucił się odważnie i z poświęceniem naprzód, po czym zrobił w tył zwrot, zaskowytał i przywarował pod krzesłem.

-Ee tam! – rzuciłem z pozycji naukowego światopoglądu i padłem w pachnąca pościel, zlekceważywszy obowiązek mycia nóg. Pamiętam, że śnił mi się dziwny blask bijący z przedpokoju oraz odgłos jakby przemówienia i oklasków słyszanych z bardzo daleka.

Którejś jednak z następnych nocy, wyjątkowo, przez jakieś przeoczenie, spędzonej w domu, obudził mnie odgłos spadających książek. – Rany boskie! – pomyślałem i rzuciłem się, by ratować przed profanacją białe kruki z uniwersyteckiej biblioteki, które nie zdążyły jeszcze posiać ziarna wiedzy w moim umyśle. Musiałem dać im szansę, tym bardziej, że nieuchronnie zbliżała się sesja egzaminacyjna. W pół drogi do biblioteki zderzyłem się w dwoma nocnymi marami, a efekt karambolu powiększyła mara trzecia. Byli to moi rodzice obudzeni takim samym efektem dźwiękowym, i moja siostra, która nie z innej przyczyny zerwała się z łóżka. Zabawne, że każdy z nas słyszał ten hałas dobiegający z innej części mieszkania, gdy wszystkie książki stały na swych miejscach na półkach[..]
Skąd, więc ten hałas? Od sąsiadów? Mało prawdopodobne. Poczciwi ci ludzie posiadali symboliczny księgozbiór [...]. Gdyby to u nich nastąpił ten upadek, rozległoby się, co najwyżej klapnięcie, a tymczasem książki z szelestem przewracanych w locie kartek spadały, spadały i spadały. Od tamtej nocy zjawisko to, zgoła niecodzienne, miało się powtarzać wielokrotnie.

-To się na pewno prędzej czy później wyjaśni – mawiał filozoficznie ojciec.

Ale czas mijał i nic się nie wyjaśniało. Przeciwnie. Sprawy zdawały się komplikować jeszcze bardziej. Okazało się, bowiem, że napady lęku naszego psa są ściśle zsynchronizowane ze zjawiskiem przemykania przez przedpokój oraz spadaniem książek.
Pewien znajomy ojca, kładący podwaliny pod polską readiestezję, nie miał jednak wątpliwości. – W budynku jest jakaś energia. I pogrzebawszy co nieco w historii miasta, odkrył, że na miejscu naszego domu były kiedyś ogródki działkowe. Ale to wiedzieliśmy bez jego poszukiwań, bo sam pamiętam, że kiedy dom się jeszcze budował, przychodziliśmy tu na niedzielne spacery i ojciec pokazywał mamie naszą kuchnię na trzecim piętrze, gdy budynek wznosił się zaledwie ponad parter. Okazało się jednak, iż znajomy mag dotarł także do historii wcześniejszej:

W pierwszych latach wojny na tej posesji przy ulicy Francuskiej, która wtedy nazywała się Strasse, ale chyba jednak nie Franzosiche, stała willa zagarnięta przez SS w pierwszych dniach po zajęciu Katowic. Z uwagi na odludną wtedy okolicę urządzono w niej SS-owki lunapar czyli burdel. Jesiennej nocy 1943 roku trwała właśnie szalona zabawa z solowymi popisami pań i panów, jak również duetów, gdy nadleciał znad Trzebini zabłąkany, aliancki samolot mocno dymiąc z uszkodzonego przez Flak silnika i poszukując miejsca na awaryjne lądowanie. Być może upatrzył sobie Muchowiec. Jednak nawet dziecko wie, iż nie ląduje się zwłaszcza awaryjnie, z bombami na pokładzie. Tak więc ów kanadyjski Snoopy czyli południowoafrykański Van der Meerve zrzucał, co mu jeszcze z misji pozostało. I tak oto, ktokolwiek to był, dostarczył, nie wiedząc o tym, bo i skąd, rozrywki ostatecznej wojownikom Odyna z wąsikiem i ich Walkiriom.
Efekt był stuprocentowy : odlot całkowity wszystkich uczestników zabawy. Willi nie odbudowano, a po wojnie, o czym już wiemy, przydzielono teren Pracowniczym Ogródkom Działkowym – POD Wytrwałość.

-SS-man, nie SS-man – powiedziała mama, osoba najbardziej religijna w rodzinie. – „Wieczny odpoczynek” nie zaszkodzi.

I rzeczywiście. Ekscesy straciły na sile, a po kilku tygodniach ustały w ogóle, do czasy, kiedy w rodzinie dało się odczuć pewien kryzys i nawet mama poddała się. Na szczęście na czas krótki jedynie, nastrojowi zwątpienia.
Miało to miejsce w roku 1976 i zmieniło nasz wzajemny stosunek. Choć kryzys został zażegnany, nigdy już nie byliśmy taką rodziną, jak przedtem. Energia widać to wyczuła i zaatakowała ze zdwojoną siłą. I tym razem „Wieczny odpoczynek” podziałał. Później wyprowadzaliśmy się z tamtego mieszkania w różne strony świata, ale zawsze spotykając się, wspominaliśmy SS-mańską duszę, zagubioną najwidoczniej pomiędzy światami, której udało się nastraszyć naszego odważnego psa. [...]

Ostatnio jednak wspominaliśmy z mamą naszą dawną sąsiadkę, panią Pręgieżową, która zacności kobieta, owdowiawszy w młodym wieku, podążyła wkrótce w ślad za swym mężem na cmentarz po drugiej stronie Francuskiej.
Nie wiem, czy wiesz – zaczęła, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji swej opowieści, mama – że kiedyś drodze na mszę zaczepiła mnie ta dzielna kobieta i wyznała, iż niemal co noc we śnie widziała siebie w transporcie do Oświęcimia. Dziwne jest jednak to, że była zbyt młoda, by pamiętać ze szczegółami tamte czasy.Powiedziała mi wtedy, że być może to kara za dziadka, który podpisał volkslistę. Aha w tym transporcie, w jej śnie, znaczy się, najbardziej zalazł jej za skrórę pewien elegancki oficer w płaszczu, który w ręku trzymał pejcz, a pod pachą książkę. Doradziłam jej dać na mszę – zakończyła mama.
-Za ss-mana!? – wykrzyknęliśmy z siostrą, oburzeni wizją kółka modlitewnego skompletowanego w tak niegodnej intencji. – No i co, pomogło?
-Chyba tak – odpowiedziała. – Nigdy więcej Pręgieżowa nie wracała do tej sprawy.
-No to wreszcie s******n odczepił się od ludzkości – usiłowała to podsumować siostra.

Był listopadowy wieczór. Wiatr znęcał się nad ostatnimi tegorocznymi liśćmi, jakby chcąc ukarać je za zbyt luzacki stosunek do rzeczywistości i, być może, próbę przeszwarcowania się do następnego lata. Papuga mojej mamy zdawała się wpadać w niczym nie usprawiedliwiony amok w swej klatce. Za ścianą mieszkania mojej rodzicielki, przy ulicy Jordana, posypały się z czyjejś półki książki. Spadał, spadały i spadały z szelestem przewracanych kartek. Kogo dziś stać na taki księgozbiór? A potem zapadła cisza, która miała w sobie coś… bo ja wiem… jakby cmentarnego, czy wręcz upiornego.
- Czy wiecie kto mieszkał podczas wojny za ścianą? –przerwała ją po chwili mama. – Niejaki Jarząbek, prominentny funkcjonariusz katowickiego gestapo, który zginął pewnej nocy… no, wiecie gdzie...



Fragmenty artykułu Witolda Kuranta pt.„Legendy ze śródmieścia Katowic”
Miesięcznik społeczno-kulturalny „Śląsk” nr.10 (120) /rok XI/ październik 2005
Obrazek
Awatar użytkownika
Erna Shorter
Posty: 1247
Rejestracja: pt, 05 sty 2007, 16:32
Lokalizacja: Miasteczko Halloween,TranSylv(i)ania, dom Vincenta Malloy'a

Legendy ze śródmieścia Katowic - cz.2

Post autor: Erna Shorter »

„Niesamowity pies”

Obrazek

To był pierwszy bokser, jakiego w życiu widziałem. Krążyły wtedy po katowickich podwórkach różne plotki i boksery nie miały dobrej opinii. Pomawiano je o niechęć do dzieci (wierutna bzdura), o szczękościsk i wiele innych podłości, których dziś już nie pomnę. Ów bokser towarzyszył paraplegicznemu (*z porażonymi nogami)chłopakowi zamieszkującemu w jednej z oficyn w podwórzu przy ulicy Kochanowskiego. Mówiąc ściślej, była to raczej bokserka, Lota, o dość ospałym usposobieniu, bez narowów, z silnie rozwiniętym instynktem opiekuńczym, co czyniło z niej znakomitą towarzyszkę wędrówek w wózku na korbkę (teraz już się takich nie widuje) wokół placu Miarki. Odbywałem te wędrówki jako podopieczny Hildy, młodej niemieckiej Ślązaczki, zaprzyjaźnionej z kalekim chłopakiem i jego bokserką. Była to transakcja swoiście wiązana, albowiem poza dom wypuszczano mnie tylko z Hildą, a do psów, głównie na skutkiem wspomnianych podwórkowych pogłosek, nie ciągnęło mnie wcale, a wcale.
Innym powodem mojej oziębłości w stosunku do tych właśnie przedstawicieli świata naszych braci mniejszych były idee głoszone przez moją babcię, które dawały się streścić w jednym zdaniu : ludzie, to ludzie, a zwierzęta to zwierzęta. W podtekście mieściło się spostrzeżenie, że nawet najwierniejszemu psy może coś głupiego do łba strzelić. Jeśli ludziom strzela?[…]
Tego dnia, gdy Hildzie udało się już ze mnie zrobić kogoś na kształt cywilizowanego młodego mężczyzny i upiąwszy śląskim sposobem swój gruby jak ramie warkocz wokół głowy, wyprowadzić do toalety na półpiętrze, z rejonów podwórza i parteru doszła straszna wiadomość. W pobliżu kiosku na rogu, znaleziono wywrócony wózek z młodym człowiekiem. Gdy przyjechało pogotowie – już nie żył. Jak przez mgłę pamiętam przygotowania Hildy do udziału w pogrzebie. Chciałem pójść razem z nią, ale mi nie pozwolono. Po kilku dniach pojawiła się sprawa psa. Nikt go nie chciał. Ja także nie i był to czy sto oportunizm z mojej strony. Nie wyobrażałem sobie rozmowy z babcią. Nie potrafiłem znaleźć argumentów. Nic. Kompletnie. A więc walkower i w pewnym sensie zdrada. Pies poszedł gdzieś w dobre ręce. Hilda przez jakiś czas chodziła w czerni, a potem wszystko wróciło do normy.[…]
Ale pewnego dnia znów pojawił się pies. Hilda przybiegła z piwnicy ze zdziwieniem w oczach. – Pani! Pani! Lotka uciekła i łazi po piwnicy. Zaniosę jej coś do zjedzenia. Wróciła rozczarowana, ale trochę uspokojona. – Musiała sobie pójść.
Po pewnym czasie ktoś inny przyniósł wiadomość. I znów. I znowu. Aż któregoś poranek pani Waleska ubrała się odświętnie i wyruszyła do Nowego Bytomia, co nie wywołało zdziwienia, jako że miała tam jakąś daleką kuzynką, jedyną krewną pozostałą w Polsce. Wróciła późnym popołudniem, mocno wzburzona. –To musiał być jakiś inny pies. Lotka zdechła ponad miesiąc temu.
Ciarki przebiegły mi po plecach. Okazało się, że nie odwiedziła kuzynki, ale owe „dobre ręce”, które okazały się nie aż tak dobre, by pomóc psu przeżyć rozstanie z panem. Tak wiec Lotka nie żyła, a jednocześnie, przy czym upierała się Hilda, pojawiała się od czasu do czasu w piwnicy domu przy ulicy Kochanowskiego, stwarzając problem, który filozof mógłby określić jako ontologiczny, bo czyż można być i nie być jednocześnie? Babcia rozwiązała zagadnienie na zasadzie brzytwy Ockhama, przecinając problem poprzez zakaz mówienia o nim pod jej dachem. Anim wtedy przypuszczał, że po raz pierwszy zetknąłem się z metodą rozwiązywania problemów, która zrobiła w Polsce kolosalną, trwającą na dobrą sprawę do dziś, karierę.[...]
Wkrótce zabrano mnie od babci, ponieważ moi rodzice ukończyli generalny remont nowiutkiego mieszkania, które w chwili odbierania kluczy wyglądało jak poligon artyleryjski. Pojawiło się mnóstwo nowych spraw, wśród nich szkoła i sąsiedzi trzymający drób w łazienkach i wysypujących śmieci z balkonów trzeciego piętra. Pies malał jak w okularze trzymanej odwrotnej lornetki. Hilda stała się dorosłą kobietą, najpierw młodą, potem w kwiecie wieku. Odchodziły po kolei babcia i pani Waleska. Hilda opiekowała się dziadkiem, jak zawsze z troskliwością i oddaniem. Przychodziłem czasem, by wyręczyć ją w cięższych pracach. Założono centralne ogrzewanie. Piwnica używana była coraz rzadziej.. A jednak pewnego dnia trzeba było tam zejść. Poszliśmy razem i zauważyłem, że Hilda ukrywa coś pod fartuchem. Miskę z jedzeniem. Była zażenowana, gdy zorientowała się, iż zauważyłem.
Czasem się przyplącze jakiś bezdomny pies lub kot – tłumaczyła nie pytana. A ja, z upływem dni i lat, nabieram większej pewności, że to była miska dla Lotki...

Różne sprawy pojawiają się, niczym nieżyjący pies, przechadzający się po piwnicy, a my, przywykli do ich rozwiązywania przez ignorowanie, sami ich unikamy i nie pozwalamy innym o nich wspominać. Bo są wstydliwe, jak ulice Katowic udekorowane swastykami, jak marksistowsko-leninowsko-stalinowskie gigantyczne wcierki na głównych budynkach miasta i jak wiara w zabobony.

Fragmenty artykułu Witolda Kuranta pt.„Legendy ze śródmieścia Katowic”
Miesięcznik społeczno-kulturalny „Śląsk” nr.10 (120) /rok XI/ październik 2005
Obrazek
Awatar użytkownika
Erna Shorter
Posty: 1247
Rejestracja: pt, 05 sty 2007, 16:32
Lokalizacja: Miasteczko Halloween,TranSylv(i)ania, dom Vincenta Malloy'a

Utopiec...

Post autor: Erna Shorter »

Widzę, że „Opowieści szeptanych” o poszczególnych miastach nie ma chyba zbyt wiele. Ja piszę o tym, co udało mi się znaleźć. Poszukiwania były żmudne, ale warto było, bo przynajmniej poznałam kilka ciekawych i mrocznych historii mojego miasta.

Kiedy o tym myślę, słyszę głos Vincent’a Price’a , wypowiadającego w niesamowicie przenikliwy sposób te słowa :

Darkness falls across the land
The midnite hour is close at hand
Creatures crawl in search of blood
To terrorize yawls neighbourhood
And whosoever shall be found
Without the soul for getting down
Must stand and face the hounds of hell
And rot inside a corpses shell
The foulest stench is in the air
The funk of forty thousand years
And grizzy ghouls from every tomb
Are closing in to seal your doom
And though you fight to stay alive
Your body starts to shiver
For no mere mortal can resist
The evil of the thriller






„Opowieści szeptanych” o Katowicach ciąg dalszy.

„Utopiec”

Mój pradziadek, a dziadek mojego taty, katowicki kolejarz z międzywojnia zawsze opowiadał o swoim spotkaniu z utopcem. Opowieść przekazywana jest z pokolenia na pokolenie.

Zieleń, woda, szuwary… gdzieś w Katowicach, pewnie nad jakimś stawem, którego już nie ma. Może w okolicach Stawowej?

„Jak łon skokoł, to jo tyż. Ino żech musiał się pilnować, żeby tyn pierón mię do wody niy wciepoł…”

Podobno trzeba skakać w tą stronę, w którą skacze Utopiec, w przeciwnym razie rzuca się na swoją ofiarę i topi ją.
Tylko tyle pozostało w mojej pamięci. Pamiętam, że w dzieciństwie mój tata bardzo często wspominal o tych stworach i strasznie się ich bałam hihi.



Utopiec jest postacią związaną raczej z całym Śląskiem niż z samymi Katowicami, ale skoro mój pradziadek spotkał się z nim w samych Katowicach, warto o nim wspomnieć.

"Utoplec (inne nazwy: Utopek, Utopiec) - demon wodny według baśni, przypowieści, wierzeń i anegdot występujących na Górnym Śląsku oraz Śląsku Cieszyńskim tożsamy z Wodnikiem. Opowieści o Utoplcu są trwałym elementem folkloru śląskiego. Siedzibą Utoplca miały być mokradła, rzeki, jeziora, stawy.
Także wiara w utopce (podobnie jak w wodniki) była na tyle mocno zakorzeniona, iż swój oddźwięk znalazła w folklorze chrześcijańskim. Chrześcijaństwo ostatecznie zaczęło wręcz upowszechnić własne sposoby ochronne przed nimi - głoszono np. iż tonącemu dobrze jest na szyję zarzucić różaniec, co odstraszy Utopca. W kronikach z XIV w. zapisano: Szczególną ostrożność przy wodzie zachowaj, by utopca w porę spostrzec. Pomylić się sposobu nie ma, bo brzydki on okrutnie i do ludzi nie podobien. Gdy więc mokrego stwora obaczysz, co głowę ma wielką zielonymi włosami zdobioną i odnóża jak patyki cienkie - uciekaj człeku, by śmierci w odmętach nie ponieść. Gdy zaś ostrożnym nie dość będziesz i wodnicy dasz się złapać, ciepnij jej różańcem w oczy, a bestię precz odgonisz.
W folklorze istnieje także podanie, iż przed utopcami strzeże św Jan Nepomucen. Jego kapliczki stawiane są w miejscowościach, gdzie strach przed utopcem był szczególnie silny. W szczególności dużo tego typu kapliczek istnieje na Śląsku. Najbardziej znanym utopkiem jest wodzisławski Zeflik, o którym powstało wiele przypowieści.
Utopiec (Topielice, Topce, Topielce) - w mitologii słowiańskiej demony wodne lęgnące się z dusz niektórych topielców - zazwyczaj ludzi, którzy popełnili samobójstwo wskutek utonięcia. Dusze te zwykle zachowywały postać jaką miały w momencie śmierci, ale można je było łatwo poznać po nienaturalnie dużej lub małej głowie, cienkich, wręcz pajęczych, nogach, takoż zielonych włosach. Niekiedy utopiec był dodatkowo napuchnięty jak bania. Zawsze odznacza się natomiast wilgotnym ubranie, z którego sączą się strumyki wody. W przeciwieństwie do Wodnika, Utopiec zawsze stara się szkodzić ludziom. Jak sama nazwa wskazuje, zajmuje się głównie topieniem nieostrożnych pływaków. Bardzo nie lubi, gdy ktoś przeszkadza mu w tym zajęciu, więc często zdarza się, że topi nie tylko tego, kogo chciał, ale i tego, kto rusza tonącemu z pomocą. Zasadniczo przed utopcami nie było skutecznej obrony, więc najlepiej jest nie wchodzić im w drogę. W tym rozumieniu nie należy mylić Utopca z Wodnikiem (demonem opiekuńczym dużych i małych śródlądowych zbiorników wodnych), choć sam termin w późniejszym folklorze - głównie śląskim - często stosowany był zamienne."
Źródło : Wikipedia


Jak wygląda Utopiec?

Tak?

Obrazek

Czy może tak?

Obrazek

Wiedzą to tylko nieliczni, którzy przeżyli i mieli okazję go zobaczyć, a reszta może sobie go tylko wyobrazić. ;-)

Pozdrawiam :diabel:
Obrazek
Awatar użytkownika
Erna Shorter
Posty: 1247
Rejestracja: pt, 05 sty 2007, 16:32
Lokalizacja: Miasteczko Halloween,TranSylv(i)ania, dom Vincenta Malloy'a

SCC

Post autor: Erna Shorter »

SILESIA CITY CENTER, niby zwyczajne centrum handlowe w centrum Katowic, ale czy na pewno?

Obrazek

Obiekt został otwarty 18 listopada 2005 roku, prosperuje bardzo dobrze, jednak nie wszyscy wiedzą,że został on zbudowany na miejscu, a właściwie NA dawnej kopalni węgla kamiennego "Gottwald".
Stąd pamiątkowy szyb i wagoniki na terenie wokół supermarketu.

Jak wiadomo w kopalniach dzieje się wiele rzeczy.

U nas na Śląsku na kopalnie mówi się "gróba", co jednoznacznie może kojarzyć się tylko z jednym... z grobem.
Określenie to jest bardzo prawdziwe,bo jakby nie było praca w kopalni jest bardzo niebezpieczna i górnik wychodzący rano z domu nigdy nie ma pewności,że do niego wróci... żywy.
W kopalniach miało miejsce wiele wypadków, nie omineło to też kopalni Gottwald...

Mówi się,że w nocy, w SCC ochroniarze często spotykaja duchy górników, którzy zginęli w tejże kopalni.
Nikt nie wie dlaczego nocą przechadzają się po alejkach supermarketu.
Jedno jest pewne, to fakt,że na miejscu ich dawnej pracy stoi "jakiś market" nie podoba im się i myślę,że jeszcze dadzą nam o sobie znać.

Mam nadzieję,że kiedyś zobaczę jakiegoś.
SCC nocą jest wyjątkowo ponure, także nie dziwi mnie to,że przechadzają się po nim duchy. ;-)

Pozdrawiam
Obrazek
ODPOWIEDZ