ekshibicjonizm ubrany w słowa

Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Awatar użytkownika
Lika
Posty: 1434
Rejestracja: czw, 17 mar 2005, 9:28
Lokalizacja: a któż to może wiedzieć... ;) ?

Post autor: Lika »

Ładna ta bajka, mądra i prawdziwa... Fajnie, że mogłam sobie ją przeczytać. Dziękuję :)

We mnie wciaż siedzi mała dziewczynka... Czasem staje się zbyt hałaśliwa... i nie koniecznie jest tym pozytywnym dzieckiem, które tak bardzo zachwyciło mnie w Michaelu... / choć ciepło tamtego, też dzięki Bogu gdzieś pod sercem pulsuje /
Raczej jest jak drzazga, brak jej nawet siły, by zostać Hitlerkiem...

Noc uwielbiam! Właśnie za możliwośc penetracji siebie... za ciszę... spokój... czystość powietrza...
Latem szczególnie za świerszcze! Potrafię zabrać wtedy psa i spacerować z nim do 1-2 w nocy. Pewnie nie jest to rozsądne... ale silniejsze ode mnie ;)
13 czerwca owego HIStorycznego roku - w przypływie euforii wyfrunęłam z domu, pomiędzy 4 a 5 rano! Cuuudowny spacer! Nie wiem jak KTOKOLWIEK mógł wtedy spać ;] ??

Cieszę się, że jesteście, że zawsze mam gdzie wracać. Nawet jeśli któryś post / z całą pewnością jeszcze nie ten... :diabel: / będzie moim ostatnim - nigdy Was nie zapomnę! Niezwykli z Was ludzie. Imponujecie mi swoją mądrością, wrażliwością, wiedzą, ciepłem, różnorodnoscią osobowości... wieloma cechami. Nie sposób wszystkich wymienić :) Rozbrajacie nietuzinkowym poczuciem humoru, luzem, szczerością, no i... tą odrobiną głupoty - też czasem do szczęścia tak bardzo potrzebnej :luz:
Bycie MJówką to zaszczyt. Dzięki wielkie! Znikam z forum na jakiś czas. Zobowiązania wzywają. Wyjeżdżam... ale zapewniam, że wrócę :party:

Trzymajcie się ciepło :hug: !
"Słodki ptaku, moja duszo, twoje milczenie jest tak cenne.
Ile czasu minie zanim świat usłyszy twą pieśń w mojej?
Oh, to jest dzień, na który czekam!"


- Michael Jackson
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Lika pisze:Nawet jeśli któryś post / z całą pewnością jeszcze nie ten... :diabel: / będzie moim ostatnim
?
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Lika
Posty: 1434
Rejestracja: czw, 17 mar 2005, 9:28
Lokalizacja: a któż to może wiedzieć... ;) ?

Post autor: Lika »

kaem pisze:
Lika pisze:Nawet jeśli któryś post / z całą pewnością jeszcze nie ten... :diabel: / będzie moim ostatnim
?
Widzę, że muszę jeszcze raz zabrać głos, co by nie zostawiać Cię z tym znakiem zapytania do mojego powrotu :hahaha:
Akurat tutaj nie miałam na myśli nic konkretnego... "któryś post" - oznacza odległą przyszłość, która nie wiadomo co przyniesie przecież... Może nie będę miała dostępu do netu... Może nam 4um padnie i nikt tu niczego już nie napisze... Może nastąpi wielka nuklearna katastrofa, kto tam wie... :nerwy: , oby nie!

Ot, psycholog - wyłapie i przeanalizuje każdy detal Twojej wypowiedzi ;-)
Pozdr!
"Słodki ptaku, moja duszo, twoje milczenie jest tak cenne.
Ile czasu minie zanim świat usłyszy twą pieśń w mojej?
Oh, to jest dzień, na który czekam!"


- Michael Jackson
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: MJowitek »

Lika pisze:do mojego powrotu
?
Awatar użytkownika
Lika
Posty: 1434
Rejestracja: czw, 17 mar 2005, 9:28
Lokalizacja: a któż to może wiedzieć... ;) ?

Post autor: Lika »

MJowitek pisze:
Lika pisze:do mojego powrotu
?
Ojej... :glupi:
Dobijacie mnie tymi swoimi "pytajnikami" :-P
Na kurs do Mielna wyjeżdżam - wracam pod koniec maja, albo na początku czerwca, jeszcze nie wiem... Potem (prawdopodobnie) znów wyjeżdżam... :wariat:

Wystarczy? :party:

Nic już więcej nie napiszę, choćby nie wiem co :rocky:

... i bez takich - "?" mi tu proszę :smiech:

Jowita - Ty też psycholog, czy tylko mnie podpuszczasz :hahaha: ?

Trzymajcie się ciepło! Do usłyszenia ;-)
"Słodki ptaku, moja duszo, twoje milczenie jest tak cenne.
Ile czasu minie zanim świat usłyszy twą pieśń w mojej?
Oh, to jest dzień, na który czekam!"


- Michael Jackson
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Lika pisze:Może nie będę miała dostępu do netu... Może nam 4um padnie i nikt tu niczego już nie napisze... Może nastąpi wielka nuklearna katastrofa, kto tam wie... :nerwy: , oby nie!
Aaaa oo too Ci chodzi! Że też nie przyszło mi to od razu do głowy. Ale ze mnie durna pała :wariat:
A Jowita dociekliwa też- co jest Jej poważnym atutem. Toż nie znasz Jej postów?
Udanych wyjazdów. Kurs w Mielnie. Hohoho :-)
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Eureka!

Coraz bardziej uwiera mi przeszkoda, z którą nie mogę sobie poradzić. Chyba każdy tak ma? Wiecie- decyzja, z którą nie wiecie co zrobić. Podchodzicie do niej z różnych stron, gryziecie ją tu i tam, ale za każdym razem to nie rusza spraw dalej. Pojawia się bezradność. Na bezradnosć najlepszym sposobem jest zajęcie się innymi bieżącymi sprawami. Ale tamto dalej uwiera i się przypomina. W historiach innych ludzi, w losach bohatera ostatniego obejrzanego filmu, w tekście piosenki, która od 2 dni ciągle chodzi ci po głowie.

Nawet to nie bezradność, tylko lęk przed radykalnym ruchem. Z jednej strony chcesz to zmienić, z drugiej dobrze jest jak jest. Neurotyczny konflikt, pomyślałby jakiś mądrala. Niech sobie myśli, jak mu z tym lepiej. Nie wiem, jak ruszyć się z Chrzanowa, choć nie bardzo widzę tu szansy rozwoju. Dziś, jak szedłem mocno wstawiony, o 2 nad ranem, czułem jak to miasto mnie wkurza, frustruje, umęcza. Niczym jak nadopiekuńczy rodzice. Przed południem obejrzałem kolejny odcinek 6 stóp pod ziemią. O gościu, który wiąże się z kobietą z powinności. Jest sielsko, bezpiecznie, spokojnie. Martwo, nudno. Aż chce się porwać samochód, jechać przed siebie krzycząc przy jakimś rockowym wymiataczu Jeszcze nie umarłem! Jeszcze nie, yeah yeah yeah!

Co było tą eureką? Bo jest drugi kraniec tej samej historii. Co robię sobie, moja sprawa. Jednak decydując się na bezpieczeństwo kosztem swobody, mogę robić to samo innym. Trzymać ich przy sobie, ograniczać w kontakcie, nie puszczać. I chyba tak jest.
Przestraszyłem się.

Idę na rower. Byle przed siebie.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Byłem ostatnio w Bristolu. Przejazdem, a właściwie przelotem. Już dawno nie byłem w mieście, które nie ma ze mną kompletnie nic wspólnego. Zero znajomych, zero znanych miejsc, zero wspomnień. No, może poza muzyką. I siedziałem sobie chwilę na jakiejś anonimowej ławce na jakimś anonimowym osiedlu i myślałem sobie, jakie to dziwne być w tak obcym miejscu i obserwować codzienne życie ich mieszkańców. I wyobrazić sobie, że tam mogę zacząć zupełnie nowe życie.
Tak urwać wszystko, co dotychczas, zerwać ze wszystkim, wszystkimi i zacząć zupełnie od nowa. Zniknąć dla innych. Stworzyć coś od nowa, na innej tożsamości. Inne państwo, inna mentalność, inne zwyczaje. Przecież mogłem zapukać i zapytać o wynajem. Jutro poszukać pracy... I nigdzie nie dzwonić, nikomu nic nie mówić.

Jak pojawiam się w nowych zupełnie miejscach, lubię nie szukać miejsc reprezentatywnych (to jest fajne, jak się jest z kimś), a takich, które są zwykłe, codzienne; które są wszędzie. Nadpsuta ławka na podmiejskim osiedlu, wzgórze porośnięte trawą, podwórko przed kamienicą na uboczu centrum...
I znalazłem taką ławkę i sobie na niej usiadłem i zacząłem przyglądać się ludziom, będącym po uszy w swej codziennosci. Nie wiedzieli, że dla mnie to była sytuacja wyjątkowa, że jestem z innego świata.
I pomyślałem, że to odcinanie to jak kolorowanka z białymi plamami. Trzeba ją by było pokolorować na nowo. Tak chyba czują się ludzie, gdy tracą bliskich.

Nie zamierzam się na takie drastyczne zmiany. Tu, gdzie jestem, moja kolorowanka jest pełna różnych kolorów i bardzo czuję się do nich przywiązany. Ale ten obraz mi teraz towarzyszy i dodaje energii na życie tam, gdzie żyję.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: MJowitek »

kaem pisze:I pomyślałem, że to odcinanie to jak kolorowanka z białymi plamami. Trzeba ją by było pokolorować na nowo.
Jak pojechałam an tego Erazmusa do Nicei mialam taka własnie kolorowankę do kolorowania.
Nie wiedziałam nic, nawet podstawowych rzeczy: który z budynków to ten, w którym będę się uczyć, gdzie jest sklep, gdzie jest piekarnia, gdzie jest przystanek autobusowy, którego szukam. Czym w rzeczywistości są te miejsca zaznazcone kolorami na mojej mapce? Chodziłam i sprawdzalam. No i nikogo nie znałam. Wszystkie znajomości od nowa, od zupełnych podstaw, skąd jestem i jak się nazywam.
Z większością ludzi się nie zżyłam, kontaktu nie mam już z nikim.

Po powrocie do Wrocławia malo nie oszalałam.
Łaziłam i oglądałam nasze pomniki, nasza gotycką Katedrę, naszą Odrę.
Wszystko było nowe. Miałam nowa kolorowankę.
Ale juz nie kolorowankę z białymi plamami.

Juz nie malowalam nieba na prosty niebieski.
Przemalowywałam niebieski na odcien na przykład indygo.

Swoją drogą w kolorze indygo jest podobno czakra na czole.

Myślę że jeszcze kiedys, i to moze nie raz, pojade w jakies zupełnie nowe miejsce, zaczac zupelnie nowe życie.
Ale na razie o tym przestałam mysleć.

Teraz przemalowuję białe ściany na kolor miodowy pastelowy i...hmm..jarzebine? Jeszcze zobaczę.

Na prosty żółty przemalowałam je w myślach.

Wyobraźnia daje czlowiekowi moc nieocenioną.
Można wykonać w niej setki prób. Bez konsekwencji.

A biały to też piękny kolor.
Symbol tak wielu rzeczy...
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Wiecie, jak niezwykłym jest się w końcu tak spotkać ze sobą, że myśląc o kłopotach i rzeczach, których kiedyś się bałeś, czujesz spokój. To coś cudownego, a przecież wcześniej spętany lękiem ważyłeś decyzje o szczęściu- dobrej pracy, podejmowaniu różnego ryzyka, które miało prowadzić do tego, co lubisz, co pragniesz- i odmawiałeś sobie, słysząc fałszywą troskę: nie uda się, więc po co narażać się na kompromitację.
Gdy kochasz, nagle całe życie staje ci przed oczami. Te miłe wspomnienia z dziadkami, zabawami w sadzie, te wspomnienia wyimaginowane też- o grupie wymyślonych przyjaciół, o tajemnicach, które frapują i zabarwiają życie na kolorowo... To też nagle zaczyna łączyć się w całość.

Kiedyś myślałem, że miłość to ta burza hormonów, pragnienie zasysania tej drugiej osoby w każdym momencie życia. Nie. Takie historie kończą się rozstaniem. Takie mam doświadczenie- może macie inne. Teraz pokochałem tak, że nie chcę spędzać każdej chwili z tą osobą, rozmowy na gg na dłuższą metę męczą mnie. Gdy jednak w końcu w wolnym czasie się spotykamy, jest ogromna radość i ten spokój właśnie. I wtedy można wszystko. Czujesz się mężczyzną pogodzonym ze sobą i wespół z kobietą, ktora jest dla ciebie uosobieniem idealnego partnera życiowego, z całym bagażem jej niedoskonałości. I pomimo własnych, które umiesz okiełznać na tyle, by nie ulec głosowi: nie potrafisz, nie zasługujesz, w takim stopniu może po raz pierwszy w życiu. Przecież jest cały czas, by się poznawać, docierać, korzystać z tych sporów.

Ale dziś we mnie pojawił się strach między nami. Nie wiem, od kogo pochodzi, mniejsza o to, w końcu 2 osoby mają coś wspólnie. Strach, który nie chce odpuścić, który, by bronić przed odczuwanym zagrożeniem, rani bliską osobę z premedytacją. To nie wyrzut, może ranię ja, może ranisz w tym momencie ty. To mnie przeraziło. Że w miłości można świadomie siebie ranić, podejmować decyzje, które wiadomo, że zranią tą drugą osobę. Budzi się we mnie wtedy to zdziwione, naiwne dziecko- to tak można?
Wiem, że można, ale wciąż to naiwne pytanie jest obecne. To mnie przeraża.
Kiedy zaczynasz ufać pierwszy raz na tyle, by podjąć decyzję bycia z kimś, podzielenia wszystkiego do masz- prywatności, sekretów, możliwości- na pół. I nagle widzisz, że kiedy zaufałeś, kiedy wyszedłeś z muszli ślimaczej, nagle ci to zmiatają dwa słowa, zaczyna brakować tchu.

Jakbyś miał znów się w czymś ćwiczyć, bo za szybko dostałeś dobre.
A ja chcę cudu. Chcę kochać.
Hej Jowita! Pamiętam Twój sen, wiesz? Ten o własnym mieszkaniu. Przypominam go sobie często.

A jak u Was w kwestii wzajemnego zaufania i ranienia?
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
homesick
Posty: 1239
Rejestracja: wt, 15 sty 2008, 14:35
Lokalizacja: spode łba

Post autor: homesick »

kaem pisze:Wiecie, jak niezwykłym jest się w końcu tak spotkać ze sobą, że myśląc o kłopotach i rzeczach, których kiedyś się bałeś, czujesz spokój. To coś cudownego, a przecież wcześniej spętany lękiem ważyłeś decyzje o szczęściu
wiemy ;)

kaem pisze:Kiedy zaczynasz ufać pierwszy raz na tyle, by podjąć decyzję bycia z kimś, podzielenia wszystkiego do masz- prywatności, sekretów, możliwości- na pół. I nagle widzisz, że kiedy zaufałeś, kiedy wyszedłeś z muszli ślimaczej, nagle ci to zmiatają dwa słowa, zaczyna brakować tchu
ja tak mialam za pierwszym razem, za pierwszym razem wszystko jest bardziej intensywne, ekstremalne...gdy sie czlowiek otworzy i potem zostanie odrzucony zarzeka sie, ze juz nigdy wiecej, ze juz przed nikim...
ale wychodzimi i chowamy sie do slimaczej muszli na zmiane, ranimy sie i czerpiemy z tego przyjemnosc i nie ma co tego negowac.

kaem pisze:Kiedyś myślałem, że miłość to ta burza hormonów, pragnienie zasysania tej drugiej osoby w każdym momencie życia. Nie. Takie historie kończą się rozstaniem. Takie mam doświadczenie- może macie inne.
a to jest zabawna sprawa, bo gdy wlasnie przed chwila zakonczylam, dluga relacje, to dopiero po rozstaniu poczulam, ze nadal darze te osobe uczuciem...wlasnie ten oddech byl potrzebny. zaborczosc i zazdrosc zabija zwiazek. wolnosc i niechec do posiadania, do zawlaszczenia tej drugiej osoby to lekarstwo. tylko jak to wykonac ;p
'the road's gonna end on me.'
Awatar użytkownika
Jagi0012
Posty: 312
Rejestracja: czw, 14 sie 2008, 14:21
Lokalizacja: Tychy-Śląsk

Post autor: Jagi0012 »

Mówi się ,że wzajemne zaufanie to podstawa.Ja jeśli się zakocham i jestem bardzo stała w uczuciach.Strasznie boje sie wtedy stracic bliską mi osobe.Staram się robić wszystko żeby do tego nie doszło.Niestety zdażyło sie tak ,ze w momncie w którym najmniej się tego spodziewałam ... on powiedział że dłuzej być tak nie może .... to był koniec niestety ale bylam tak zakochana że ufałam mu nade wszystko ... Nawet nie zauważyłam jak kolezanka wbija mi nóz w plecy ... I do czego doprowadziło mnie moje zaufanie ?
Od tamtego momentu kieruje się zasadą - Jesli raz stracisz moje zaufanie już go nie odzyskasz.
Widzisz ... życie to ja i ty .
Awatar użytkownika
Smooth_b
Posty: 668
Rejestracja: pn, 16 lip 2007, 1:50
Lokalizacja: z Los Angeles

Post autor: Smooth_b »

Dlaczego akurat taki tytuł tematu? Brzmi pejoratywnie a temat ciekawy. Ekhibicjonizm jeszcze rozumiem, ale dlaczego po polsku? Ja potrzebuje chwili namyslu żeby przypomnieć sobie miejsce zamieszkania i jak sie nazywam. A wiek?? Jutro i tak jest inny.

Zaufanie to boska sprawa. Oto definicja:
Czlowiek wisiał nad przepaścia trzymając sie galęzi;
- Boże, ratuj mnie!
- A ufasz mi?
- Tak
- To ty puść ta gałąź.

Tyle w teorii. A jak jest w praktyce to słów brakuje nawet żeby powiedziec ze ich brakuje. A jeśli ktoś ma ciągoty agnostyczne to nigdy nie zazna spokoju nie tylko w kwestii istnienia miłości.

Często sie mówi że rani się z miłości, a to wynika przeciez z destrukcyjnej manipulacji a nie z uczucia.
Awatar użytkownika
homesick
Posty: 1239
Rejestracja: wt, 15 sty 2008, 14:35
Lokalizacja: spode łba

Post autor: homesick »

Smooth_b pisze:a to wynika przeciez z destrukcyjnej manipulacji a nie z uczucia.
niekoniecznie z manipulacji, raniac bliska osobe rani sie siebie, to tez taka pokretna forma dokopania sobie, ale to rozumieja tylko ci, ktorzy hoduja w sobie malego sadyste-masochiste ;)

wedlug mnie nie da rady kochac i w ogole nie ranic..

"no pain, no gain"
'the road's gonna end on me.'
Awatar użytkownika
Smooth_b
Posty: 668
Rejestracja: pn, 16 lip 2007, 1:50
Lokalizacja: z Los Angeles

Post autor: Smooth_b »

homesick pisze:niekoniecznie z manipulacji, raniac bliska osobe rani sie siebie, to tez taka pokretna forma dokopania sobie, ale to rozumieja tylko ci, ktorzy hoduja w sobie malego sadyste-masochiste ;)
Możliwe. Ale to wtedy ten masochosta ma znowu na pierwszym miejscu za cel zrobic sobie dobrze.

A zbyt częsta manipulacja jak najbardziej sie w związkach się zdarza. Jeśli przykładowo ona tkwiąc w takim związku wreszcię trzasnęłaby dzrwiami z drugiej strony 'na zawsze', aż wypadłyby z futryny, to on trąbiłby że chciała go zabić. Na sto procent.
Hihr.



Właściewie to mój post był długi, ale skasowałam. A szkoda, oj szkoda..

W każdem razie w ostatniej posta fazie Bóg siedząc na żuku na oklep, ujeżdżał go w trawie. Taki mikrokosmos. Wy i tak mnie zadziwiacie. Czesto kumacie me zawiłości;*
ODPOWIEDZ