Pomysł nie jest mój, bo zaczerpnięty z innego forum. Tam temat przyjął się świetnie, nawet sama uczestniczyłam w tym pomyśle i było naprawdę zabawnie. Myślę, że właśnie tego nam trzeba.
A więc przejdę do rzeczy.
Chodzi o to, żeby stworzyć własną biografię Michaela pisaną oczami fanów. W formie opowiadania. Każdy z użytkowników może dodawać swoje trzy grosze do opowiadania w formie kolejnego rozdziału. Zaznaczam, że nie musimy ściśle trzymać się wszystkich faktów – można używać swojej wyobraźni, ale bez przesady. Mam tu na myśli takie pomysły, jak na przykład porwanie MJ’a przez UFO – takim pomysłom mówimy zdecydowane STOP. Wiadomo, zabawa jest dla każdego, a wiedza fanów jest bardzo zróżnicowana, więc nie dyskryminujmy tych, co wiedzą trochę mniej. Ja sama nie wiem sporo faktów z życia Michaela. Miłoby jednak było, gdyby fakty nie były aż tak rażąco zmieniane i żeby w miarę trzymać się porządku chronologicznego.
Ma być śmiesznie, z pomysłem, ale jednak bez większego science fiction.
Osoba, która chce pisać dalszą część niech w tym temacie „zaklepuje” sobie miejsce, żeby nie wyszło tak, że 3 osoby piszą ten sam rozdział.
Nie chcę tutaj słyszeć, że „a ja nie umiem pisać”, „a ja nie wiem”. Wiadomo, nikt tu nie jest pisarzem. To jest zabawa i tego się trzymajmy.
Postanowiłam zacząć od roku 1978, kiedy Michael był już po zakończeniu pracy nad filmem „The Wiz”, a przed rozpoczęciem sesji nagraniowej do płyty „Off The Wall”.
To co, może ja zacznę pierwsza i dam coś na rozgrzewkę...
Mam nadzieję, że podchwycicie tą zabawę i stworzymy razem coś naprawdę fajnego.

Rozdział 1
Zaczął się grudzień. W wielu miastach Stanach Zjednoczonych pojawił się śnieg, ale były też takie, na które powiedzenie „pora zimowa” w ogóle nie działało. Jednym z takich miast było Los Angeles. Mimo miesiąca, który powszechnie kojarzył się z tą chłodniejszą porą roku, to w Los Angleles dzień zaczynał się od słońca i ani jednej chmurki na niebie. Wczoraj meteorolodzy zapowiadali upał, ale czy w Kaliforni było to coś nowego? Z pewnością nie dla jednej osoby, która spała i właśnie przewróciła się na drugi bok.
Był to ciemnej karnacji mężczyzna w wieku dwudziestu lat. Czarne włosy opadły mu na twarz i wyraźnie zaczęły przeszkadzać, bo odgarnął je szybkim ruchem dłoni.
Na jego twarz wpłynął błogi uśmiech, z którego można było odczytać, że śni mu się coś przyjemnego. Cokolwiek to było nie dotrwało do końca, bo rozległ się stłumiony dźwięk tłuczonego szkła.
Michael podniósł powoli powieki i szybko obiegł oczami swój pokój. Widocznie nie zauważył niczego niepokojącego, bo sięgnął po drugą poduszkę leżącą obok i zakrył nią głowę.
„Nie wstanę, dopóki się nie wyśpię – nie tym razem” – pomyślał.
Od kilku dni miał nieodparte wrażenie, że codziennie rano Janet wynajduje nowy sposób, by zafundować mu pobudkę.
Teraz również był niemal pewny tego, że za „przypadkowym” zbiciem w kuchni szklanki, talerza czy innego naczynia kryła się jego najmłodsza siostra. Janet już jako jedyna pozostała w ich rodzinnym domu, w Encino w Kaliforni. Reszta z braci i dwie pozostałe siostry jakiś czas temu wyfrunęły z rodzinnego gniazda.
Mike musiał przyznać, że brakuje mu rodzeństwa. Był przyzwyczajony do tego, że w domu zawsze było dużo osób.
Wiele razy irytowało go to, że czasem nie ma nawet miejsca, by usiąść w samotności, ale prawda była taka, że teraz, kiedy się to skończyło – zaczęło mu tego brakować.
Ale, co się dziwić... Bracia dorośli, założyli rodziny, to samo tyczyło się to dwóch jego sióstr – Rebbie i LaToyi. Tylko Janet, młodsza od Michaela o 6 lat nie miała jeszcze ślubnej obrączki na palcu. No i on sam...
Na chwilę obecną zupełnie mu to nie przeszkadzało. Wierzył, że w swoim czasie spotka odpowiednią kobietę, z którą się ożeni i którą będzie miał gromadkę dzieci.
Głośne pukanie do drzwi przerwało myśli o przyszłości i zmusiło do powrotu do rzeczywistości.
-Pro... – zaczął nie zdejmując z głowy poduszki, ale nie skończył, bo drzwi otworzyły się z rozmachem.
-Wstawaj, nie ma sensu wylegiwać się tak długo w łóżku!
-Janet... Tyle razy cię prosiłem. Zanim otworzysz drzwi, poczekaj na to magiczne słówko.
-Jakie słówko?
-Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.
-Oj, ktoś tu dzisiaj jest nie w humorze? – zapytała, siadając na łóżku i zdejmując z niego kołdrę.
-Wręcz przeciwnie, siostrzyczko...
Poduszka, którą miał na głowie błyskawicznie wylądowała na głowie Janet.
-Ej!
Michael wybuchnął śmiechem i zakrył głowę rękami, gdy Janet zaczęła okładać go dwoma poduszkami naraz.
-Dzień dobry, mamo. – obdarzył Katherine całusem w policzek.
-Cześć, synku. Płatki są...
-W szafce, nad zlewem, wiem.
Mama posłała mu ciepły uśmiech i za chwilę znikła za frontowymi drzwiami. Jak co dzień z rana poszła na spotkanie Świadków Jehowy.
Kuchnia jak zawsze była wysprzątana na połysk. Katherine bardzo dbała o porządek w domu. Szybko znalazł swoje ulubione płatki i zalał je zimnym mlekiem z dzbanka.
Jedząc powoli swoje śniadanie myślał o tym nad czym zastanawiał się już od dawna. Po głowie chodził mu pomysł wydania nowej płyty. Ze swoich ostatnich naprawdę nie był do końca zadowolony. Chciał stworzyć coś nowego. Coś, co wstrząsnęłoby światem muzyki. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Najpierw musiałby rozglądnąć się za jakimś porządnym producentem. Znał kilku, ale chciał kogoś nowego. Wytężył umysł i nagle wpadło mu do głowy coś tak oczywistego, że sam był zaskoczony dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał. Nie dokończył owsianki, a wstał i podszedł szybko do telefonu. Wybrał właściwy numer i przyłożył słuchawkę do ucha.
Jeden sygnał, trzeci sygnał, piąty... Już miał odkładać, ale po drugiej stronie w końcu odezwał się głos.
-Cześć, Quincy. Co u Ciebie?
-Michael, miło że dzwonisz. Jak tam Sock-rates?
Mike gwałtownie zarumienił się. Jak dobrze, że Q tego nie widział!
-Do końca życia będziesz się ze mnie nabijał? – zapytał, jednak nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu.
Jak dzisiaj pamiętał incydent z planu „The Wiz”, w którym nie wiedział jak poprawnie wymawia się to nazwisko. Wtedy Quincy przyszedł mu z pomocą, ale uczucie wstydu jednak pozostało.
Q zaśmiał się do słuchawki.
-Nie nabijam się, tylko pytam – zapewnił, choć jego głos nie brzmiał przekonująco – No, ale dobrze. Co nowego?
-Wiesz... Tak sobie myślę od dłuższego czasu...
-O czym?
-Chciałbym nagrać coś nowego.
-Ale nie słyszałem o żadnej propozycji filmu i...
-Nie, nie. Nie chodzi o film. Mam na myśli płytę. Solową.
-No... I co stoi na przeszkodzie?
-Pomyślałem sobie, że może znasz jakiegoś godnego polecenia producenta...
-Hmmm... No może i znam.
-Możesz mi podać namiar na kogoś takiego?
-A po co?
-Jak to po co? Mówię ci przecież, że...
-Słuchaj... Nie to żebym się narzucał, ale... Nie pomyślałeś, że ja bym mógł zostać twoim producentem?
Można kontynuować według własnej wizji. Można zacząć od końca rozdziału, można opisywać następny dzień – zdajmy się naszej wyobraźni.
