Muzyka Michaela zafascynowała mnie, gdy po raz pierwszy usłyszałam w radiu "Thriller", a było to już jakiś czas temu, w latach 90. Nie interesowałam się jego życiem, wyjątkiem był czas pamiętnego procesu w 2005 r. Zaczęłam się wówczas zastanawiać, jak to możliwe, by kogoś, kto tworzy tak niesamowitą muzykę, oskarżać o coś tak ohydnego (wiedziałam o jego działalności charytatywnej na rzecz dzieci z jednej z gazet). Nie wnikałam w szczegóły, wiedząc, jak częsta bywa nagonka mediów na znane osobistości. Uniewinnienie Mike'a nie było dla mnie zaskoczeniem.
Życie toczyło się jak dawniej. Słuchałam jego muzyki, niewiele wiedząc o nim samym. Coś zmieniło się w momencie, gdy włączyłam TV, a na środku ekranu widniała informacja "MJ w szpitalu". Byłam w szoku. Bałam się obejrzeć wiadomości następnego ranka. Niestety, stało się dokładnie to, czego się tak obawiałam... Odszedł.
Od tamtej chwili dowiedziałam się wiele o tym niezwykłym artyście, spędziłam wiele godzin na obejrzenie wszelkich dostępnych materiałów na jego temat i jest mi niesamowicie przykro. Przykro, bo choć nigdy nie myślałam o nim negatywnie, nie zadałam sobie trudu, by spróbować poznać tego, którego muzyka była obecna w moim życiu. Tak skromnego, dobrego, pełnego pokory człowieka, jakim był MJ.
Pozostaje mi jedynie zacytować słowa ś.p. ks. Jana Twardowskiego: "Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą."
Cieszy mnie, że mogłam do Was dołączyć; od pewnego czasu nosiłam się z zamiarem rejestracji, ale nie wiedziałam, jak zacząć swoją działalność na forum. Na szczęście teraz mam to już za sobą.
Pozdrawiam serdecznie,
Marta





